Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

~Alec~
- Hodge? - spytałem, kiedy razem z księdzem czyściłam ołtarz w kościele. - Mogę księdza o coś spytać?

- Oczywiście - uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od rzeczy, którą przecierał delikatną szmatką.

- Bo... Mam takiego kolegę. Zachciało mi się mu pomóc, no zna mnie ksiądz. Ale, problem w tym... Że on namawia mnie do palenia, narkotyków... - westchnąłem bezradnie. - Jak dzisiaj na przykład.

- Proponował ci narkotyk? I co zrobiłeś?

- E... Poszedłem sobie. I do księdza przyszedłem - przyznałem.

- A dlaczego chcesz pomóc temu chłopakowi? - ksiądz spojrzał na mnie. - Jest kimś ważnym dla ciebie?

- Nie, prawdę mówiąc, nie znamy się. Siostra mówiła, żebym sobie odpuścił jeśli zajdzie to za daleko, ale ja sam nie wiem. Może mi ksiądz coś doradzić? - posłałem mu proszące spojrzenie, z nadzieją, że uzyskam odpowiedź w postaci jakiejś motywującej rady.

- Hym... Jeśli chcesz mu pomóc, to nie jest to nic złego. Tylko musisz pamiętać, by nie niszczyć siebie kosztem jego. W taki sposób mu nie pomożesz, a dodatkowo ty ucierpisz. Pomyśl, czy naprawdę tego chcesz. Jeśli tak, przemów mu do rozumu. Jeśli się wahasz, odpocznij. Albo w ogóle poczekaj i zobacz najpierw, o co mu chodzi.

***
~Magnus~
- I co? - spytał Ragnor. - Naćpałeś Lightwood'a?

- Nie - mruknąłem, nie kryjąc mojego niezadowolenia z dzisiejszej sytuacji, która miała miejsce jakieś siedem godzin temu.

Teraz był wieczór i wraz z Ragnorem siedzieliśmy u Raphael'a. Gospodarz domu spał, gdyż wcześniej, jak powiedział Ragnor, wciągnął za dużo kokainy.

- To co się stało? - spytał rozbawiony.

- Nic, poszedł sobie w pizdu - przyłożyłem do ust papierosa, który był numerem piątym w dzisiejszym wieczorze. Zaraz mi fajek zabraknie i będę musiał chodzić i kupować, a nie mam na to zbytniej ochoty.

- Nie zatrzymałeś go?

- Po chuj był mi potrzebny?

- A nie myślisz, że może komuś powiedzieć? Że miałeś proszek i w dodatku go poczęstowałeś? - spytał z uniesionymi brwiami, bawiąc się swoją puszką po piwie.

- Nie wygada - mruknąłem. - Nie jest taki.

- Nie znasz go.

- I nie mam zamiaru poznawać, kurwa - warknąłem zirytowany. - Ale się go uczepiłem i nie zmienię tego, nawet nie chcę.

- Mhm - fuknął naburmuszony Ragnor. - I co zamierzasz dalej zrobić?

- Jak to co? - zaśmiałem się niewinnie, zamieniając złość na kpinę. - Zobaczysz jeszcze, jak Lightwood sam będzie przychodził do mnie po fajki czy prochy.

- Jaasne... - prychnął nagle zaspany Raphael, leżący obok nas na kanapie. - Prędzej się w nim zakochasz.

- Przepraszam? - spojrzałem na niego jak na totalnego kretyna, którym w sumie jest. - Ty wiesz, co mówisz? Yh, oczywiście, że nie, nadal jesteś na końcówce haju.

- Mhm... - ziewnął i obrócił się na drugi bok, czyli plecami do nas. Zerknąłem nieprzyjemnie na Ragnora, który uśmiechał się do mnie dwuznacznie.

- Pierdol się - fuknąłem. - I podaj żyletkę - powiedziałem, odkładając papierosa i podwijając rękaw bluzy.

Trzeba próbować różnych sposobów na pozbycie się uczyć.

***
Następnego dnia specjalnie wyszedłem wcześniej z domu, by dłużej iść z Alexandrem do szkoły. I kiedy zobaczyłem go idącego przez miasto, podbiegłem do nastolatka i zrównałem z nim krok.

- Witaj, Alexandrze - uśmiechnąłem się zalotnie, kiedy tylko na mnie zerknął. - Jak się spało?

- Magnus, powiedziałem ci coś wczoraj...

- Myślisz, że wziąłem to do siebie? - zachichotałem pod nosem. - No ale, wybacz. Nie będę cię namawiał do narkotyków.

- No ja mam nadzieję - posłał mi delikatny i niepewny uśmiech. Ajj, jaki on cholernie ufny. Nikt go nigdy nie zranił?

- W takim razie to mamy załatwione. Chcesz? - wciągnąłem z kieszeni paczkę fajek, chwytając z niej dwa papierosy i zapalniczkę. Schowałem pudełeczko z powrotem i podałem jedną z używek Alexandrowi, który przyglądał się mi uważnie.

- Wybacz, ale nie chcę.

- Come on, Alec - uśmiechnąłem się przyjaźnie. - Przecież od jednego papierosa na miesiąc się nie uzależnia.

- Nie będzie nawet tego jednego na miesiąc - wymamrotał. - Nie chcę, mówiłem.

- A jeśli ślicznie poproszę?

- Magnus, przestań - nastolatek spojrzał na mnie z determinacją, którą dojrzałem w jego błękitnych oczach.

- Nie pożałujesz - ponownie podałem mu papierosa. Chłopak tylko westchnął i podkręcił głową z rozczarowaniem.

- A miałem nadzieję, że coś do ciebie dotarło. Jak mówiłem już, nie zbliżaj się do mnie - powiedział, znacznie przyspieszając kroku i tym samym zostawiając mnie w tyle.

- Cóż, i tak dostanę to, czego chcę... - szepnąłem do siebie, obserwując tyłek Lightwood'a wyeksponowany przez dżinsy.

***
~Alec~
Po czwartej lekcji zaczepił mnie nauczyciel od matematyki, mówiąc, że dyrektor mnie wzywa. Nic nie przeskrobałem, więc i nie miałem się czego bać. Poprawiłem swój plecak na ramieniu i udałem się do gabinetu Luke'a Garroway'a.

- Tak? - spytałem, wchodząc do pomieszczenia. - Wzywał mnie pan? - spojrzałem na dyrektora stojącego za swoim biurkiem.

- Lightwood - uśmiechnął się mężczyzna. - Jesteś porządnym uczniem, wszyscy cię chwalą. Dlatego też nie miał byś nic przeciwko by popilnować pewnego ucznia, co?

- Nie - uśmiechnąłem się lekko. - A co zrobił? I w jakim sensie "pilnować"?

- Będziesz miał na niego oko, kiedy będzie sprzątał salę gimnastyczną. Gdyż pomazał jej ściany graffiti - westchnął. - Na piątej, szóstej i siódmej godzinie lekcyjnej. No, czyli od teraz. Już cię zwolniłem.

- W porządku. O kogo chodzi?

- Mnie.

Gwałtownie się odwróciłem, dopiero teraz zauważając tego kogoś, kogo mam pilnować. Niech to szlag... A szło już tak dobrze.
Magnus uśmiechał się do mnie wesoło i beztrosko. Na pewno specjalnie zniszczył halę.

- To nie problem, Alec? - spytał dyrektor, na którego przeniosłem swój wzrok.

- Nie - westchnąłem.

- W porządku, to możecie już iść. Bane, na sali są już twoi nowi koledzy. Woda, szmatki i inne środki czystości. Ściany mają lśnić. Alec pod koniec zda mi raport, jak się spisałeś.

- Oh, oczywiście - zamruczał melodyjnie Magnus, lecz ze słyszalną w głosie kpiną. - Przyjemność po mojej stronie.

Po tym, jak zadzwonił dzwonek, niechętnie wyszedłem z pomieszczenia wraz z Magnusem. Uczniowie znikali z korytarza, kierując się do swoich klas, a ja bardzo im zazdrościłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro