Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

~Magnus~
Azjata siedział przy stole, starając się zjeść śniadanie w postaci jajecznicy. Jednak im dłużej przypatrywał się żółtej papce na jego talerzu, tym bardziej czuł, że nie weźmie tego do ust. Nie chodziło o to, że było niejadalne. Było, bo w końcu sam je zrobił.

Ale może ojciec coś zauważy? W końcu rodzice martwią się o swoje dzieci, jeśli nie chcą jeść, prawda? Cóż, w każdym razie, Magnus Bane miał jeszcze odrobinę nadziei co do tego.

- Magnus - odezwał się Asmodeus, ze smakiem pałaszując bułkę z szynką. - Mam dziś wypłatę, dam ci po szkole kilka stów i pójdziesz na zakupy.

- Dlaczego ja? - spytał znudzony, unosząc wzrok na ojca.

- Nie wiesz? Przecież mnie znasz - uśmiechnął się półgębkiem, czego nastolatek nie znosił. - Pójdę po jakieś alko. Mam wolne jutro, więc trzeba to dziś uczcić.

- Mhym - mruknął zirytowany Magnus. - I znowu się najebiesz i będziesz spał i śmierdział na kanapie, a ja będę musiał po tobie sprzątać. Ciekawy układ, tato - zakpił.

- Nie przesadzaj - zmrużył oczy. - Jak coś ci nie pasuje, to się wyprowadź. Myślisz, że ja nie mam dość tych twoich kolegów? Przynoszą dragi, a potem biegacie po meblach i udajecie wróżki, kurwa.

- A to moja wina, że wróciłeś akurat wtedy wcześniej? - uśmiechnął się cwaniacko, zadowolony z siebie, że zirytował człowieka, który nosi miano jego ojca. - Ty masz picie, ja mam fajki, narkotyki i... Inne sprawy. Nie powstrzymujesz mnie, bo i tak masz w dupie własnego syna, więc dlaczego miałbym nie korzystać? - Magnus wstał od stołu i odniósł na kuchenny blat nietknięte przez niego śniadanie.

- Wcale nie mam ciebie w dupie.

Nastolatek po usłyszeniu tych słów odwrócił się do ojca. Wpatrywał się w mężczyznę, nieufnie mrużąc oczy i kompletnie nie dowierzając w jego słowa. Nie nabierze się tym razem. Licealista już nauczył się, że nie warto wierzyć każdym słowom. A najlepiej jest słuchać tylko siebie.

- Ale rób sobie co chcesz - dodał Asmodeus. - Skocz z mostu nawet i się zabij, skoro masz takie wielkie "problemy". Nie wiedziałem, że mój syn jest jakiś przewrażliwiony - prychnął. - Zejdź mi lepiej z oczu.

Te słowa emitowały zimne noże, które po kolei wbijały się w nastolatka. Czuł to bardzo dokładnie i boleśnie.

- Nienawidzę cię... - wyszeptał Magnus, za chwilę pospiesznie wychodząc z kuchni.

Nie mógł przeboleć świadomości, że właśnie przed chwilą i to przy zwykłym śniadaniu, jego ojciec życzył mu śmierci. Azjata odetchnął głęboko, by się uspokoić, bo nie mógł zacząć płakać jak dziecko. Przecież kreował siebie na postać bez uczuć. Niestety, ktoś o błękitnych oczach musiał je uwolnić...

Nastolatek nałożył buty, skórzaną kurtkę, plecak na ramie, i na koniec - sztuczny uśmiech na twarz, nim wyszedł z domu.

***
~Alec~
Alexander szedł w kierunku szkoły, zastanawiając się jednocześnie nad tym, jak mógłby unikać Magnusa przez cały dzień. Lecz na raz tego chciał, i nie. Przecież miał pomóc Bane'owi, zamiast go odtrącać. I dlatego nastolatek kompletnie nie wiedział, co ma zrobić.

- Lightwood! - krzyknął głos tego kogoś, o kim Alec nie mógł przestać myśleć. Jednak musiał wybrać pomiędzy "unikaniem" a "podchodzeniem".

- Hej - Alec zatrzymał się, czekając aż Magnus go dogoni. Wybrał drugą opcję.

- Za szybko tymi nóżkami przebierasz - sapnął Bane, podchodząc do Aleca i razem z nim zaczął iść w stronę budynku szkolnego.

- To ty nie masz kondycji przez papierosy - zaśmiał się Lightwood. Lecz gdy kątem oka zauważył, że jego towarzysz właśnie pali, uśmiech zszedł z jego twarzy. 

- Trudno - uśmiechnięty Bane wzruszył ramionami, zaciągając się papierosem.

- Ehh, zabijasz się.

- Długa śmierć jest czasem ciekawsza niż ta szybka i krótka - parsknął śmiechem.

- Nie myśl o śmierci - zaskoczony Lightwood spojrzał na profil azjaty. I choć widział na twarzy kolegi beztroskę, miał wrażenie, że jest ona w jakiś sposób udawana. Teraz nie miał już wątpliwości co do tego, że musiał pomóc Magnusowi. Niezależnie od wagi jego problemu.

- Większość ludzi o tym myśli. Ty nie? - zerknął na szatyna.

- Bóg mógłby ci tego nie wybaczyć.

- Dlaczego mi o Bogu pierdolisz?

- Bo tak? - zaśmiał się, wracając wzrokiem na drogę przed nimi. - No i kocham Boga. Po coś się chyba do kościoła chodzi, cnie?

- Ty do kościoła chodzisz? - wielce zdziwiony Bane musiał wzmocnić uścisk palców na papierosie, by używka nie wypadła mu z dłoni przez szok.

- Noo, w każdą niedzielę.

- Jezu... Wyrazy współczucia.

- Nie bierz imienia Pana Boga twego na daremno - uśmiechnął się lekko. - No i skąd te współczucie? Z własnej woli tam chodzę.

- Dziwak - Bane pokręcił głową, wyrzucając niedopałek papierosa na chodnik.

- Ja ci współczuję palenia.

- Pf. To chociaż ma jakieś plusy.

- Ach tak? - Lightwood spojrzał na Bane'a. Nastolatkowie zatrzymali się, by ciągnąć rozmowę dalej, gdyż znaleźli się już pod drzwiami liceum. - Podaj chociaż jeden.

- Podam więcej - twarz Magnusa ozdobił wyzywający uśmiech. - Smaczne, spory wybór, dobre na głód, uspokajają, zabijają czas. Pomagają. A kościół jakie ma niby plusy?

- Czujesz się lepiej, masz świadomość, że Bóg będzie cię chronił, życie staje się łatwiejsze, zabija czas, jesteś oczyszczony, można pośpiewać. Uspokoić się, nauczyć się czegoś z Biblii, pojednać się z ludźmi, stać się lepszym człowiekiem...

- Starczy - przerwał Bane poprzez machnięciem ręki przed twarzą Lightwood'a, wyraźnie zirytowany tym, iż jego przeciwnik podał więcej argumentów co do swojej racji.

- No widzisz - zadowolony Lightwood obdarzył Magnusa szczerym i szerokim uśmiechem. - A może poszedł byś ze mną w niedzielę do kościoła?

Magnus wpatrywał się w Aleca, nie udzielając mu odpowiedzi. Jego przenikliwe spojrzenie wywarło delikatnie rumieńce na twarzy szatyna, który zaczął czuć się przytłoczony. Nie przepadał za niezręczną ciszą, a Magnus właśnie utrzymywał ją świadomie.

Po dłuższej chwili Bane zrobił krok w stronę Alexandra, w którym wszystkie mięśnie spięły się momentalnie. Czego miał się spodziewać? Kąśliwej uwagi? Przezwiska? Ciosu? Czy może pocałunku? Jednak nic z tych rzeczy się nie wydarzyło, gdyż azjata po prostu wycofał się i wszedł do szkoły.

- Jezu... - zmieszany Lightwood wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze, zaraz po czym dobiegł go głośny dźwięk dzwonka.

***
~Magnus~
Siedziałem z dwójką moich przyjaciół przy stoliku na stołówce, podczas przerwy obiadowej. Czasami zerkałem na Lightwood'a, który siedział dalej wraz z Lewisem, swoim rodzeństwem i jakąś rudą laską. Chyba Fray, z tego co kojarzę.

- Znowu? - westchnął Raphael. - To przyjdź po lekcjach do mnie.

- Albo do mnie - zaproponował Ragnor.

- Nie trzeba - odpowiedziałem. - Stary często pije, więc jestem przyzwyczajony.

- Ale to nie znaczy, że musisz go nadal znosić - prychnął rozdrażniony Ragnor.

- Przynajmniej daje mi hajs - wymamrotałem. - I mam na fajki i dragi. Taki układ mi pasuje - mimo swojego zjebanego humoru z powodu ojca, uśmiechnąłem się do przyjaciół.

- Mhm - mruknął Raphael. - Właśnie widzę, jak ci to "pasuje". Nas nie oszukasz.

- Bo tylko wy wiecie, co się dzieje na mojej chacie? - uniosłem jedną brew w górę. - I tak ma pozostać. Wiecie, ale się nie wtrącacie.

- Jezus - Ragnor wywrócił oczami. - Naprawdę nie znam większego idioty od ciebie, Bane.

- Super, cieszę się.

- A wracając... - odezwał się Raphael. - Jak ci wczoraj z Lightwood'em poszło? Nie mówiłeś.

- Dobrze, że mi przypomniałeś - posłałem ciemnowłosemu zadziorny uśmieszek. - Koleś co tydzień do kościoła chodzi, jest najświętszym aniołkiem, jakiego znam - szczęśliwy patrzyłem, jak Ragnor zakrztusił się swoją kanapką. - I właśnie dlatego go zepsuję. Zrobię z niego takiego kogoś, jakim jestem ja. Uzależni się od papierosów i dragów, i kto wie, może pozbędzie się uczuć i w międzyczasie go przelecę.

- Nie uda ci się to - oświadczył Raphael, jak dla mnie zbyt pewny tego, co powiedział. - Jego rodzeństwo go pilnuje. Chociaż to Alec jest najstarszy.

- Nawzajem się pilnują - poprawił Ragnor. - A Jace, ten blondyn, nie jest typem tych, którzy trzymają łapy przy sobie. I wątpię, by ciota za nami przepadał. Dlatego też może ci przyjebać, jak zaczniesz Aleca podrywać.

- Właśnie - rzekł powoli Raphael, jakby myślał, iż sens słów Ragnora do mnie nie dotrze. - A z Isabelle to nie wiemy, no ale też nie będzie zadowolona z tego, że jeden z tych "gorszych" uczniów zainteresował się jej bratem.

- Chyba mnie nie doceniacie - uśmiechnąłem się półgębkiem. - Co mnie obchodzi jego rodzeństwo? Poza tym powinniście wiedzieć, że kocham wyzwania. Lightwood jeszcze pod koniec tego miesiąca będzie mój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro