Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Kiedy minęła pierwsza lekcja, Magnus jako pierwszy wybiegł z klasy, niedbale zarzucając plecak na swoje ramię. Musiał zapalić.

Idąc szkolnym korytarzem, który z każdą kolejną chwilą zapełniał się większą ilością uczniów, wyciągnął z kieszeni swoich spodni papierosa i zapalniczkę. Nie przejmował się tym, że był jeszcze w budynku, i podpalił fajka. Jednak kierujący się w jego stronę Simon Lewis - dyżurny i pilnujący porządku na korytarzu, którym szedł Bane - nie mógł pozwolić na złamanie zasad. Tym bardziej przez azjatę, który miał już dużo wyskoków na swojej karcie.

- Bane - brunet zatrzymał starszego nastolatka. - W szkole się nie pali.

- Spierdalaj - burknął Magnus, który absolutnie nie miał ochoty na słuchanie jakichkolwiek kazań. Chciał pozbyć się złości i sfrustrowania, które buzowały w środku.

Jego zamiar ominięcia Lewisa skończył się katastrofą dla ich obu, gdy brunet chwycił nadgarstek Magnusa, wywołując u niego pieczenie przez bolesne ściśnięcie wczorajszych cięć. I tym samym przerwał jedną z barier.

Rozzłoszczony Bane natychmiast odrzucił papierosa w którąś stronę i zajął się Simonem, który przełknął ślinę, zaklinając siebie w myślach z powodu zaczepiania jednego z agresywnych uczniów. Magnus chwycił kołnierz swetra swojego wroga i przygwoździł zlęknione ciało nastolatka do ściany. Starał się, by Lewis zobaczył całą złość w jego oczach, jaką udało mu się obudzić. Uczniowie poczęli zatrzymywać się wokół dwójki, czekając na rozwój wydarzeń.

- Co ty sobie myślisz?! - warknął Magnus, uderzając chłopakiem o ścianę. Simon zacisnął powieki, kiedy poczuł bolesne skutki uderzenia tyłem głowy o twardą powłokę. - Nie możesz się, kurwa, zająć sobą?!

- Magnus! - krzyknął Lightwood, który wyłonił się z muru zgromadzonych nastolatków. Nie mógł przejść obojętnie podczas sytuacji, w której jeden z uczniów mógłby ucierpieć.

Bane zlekceważając znajomy głos, przymierzał się już do ciosu, którego pragnął złożyć na twarzy Lewisa. Oj, bardzo tego pragnął.

~Magnus~
Z przyjemnością miałem już zajebać dla Lewisa, kiedy jakiś jeszcze gorszy kretyn niż on pociągnął mnie za ramię do tyłu, odciągając mnie od nastolatka.

Co jest nie tak z tym życiem, do cholery?!

- Co ty, kurwa, robisz?! - wkurwiony odwróciłem się do Lightwood'a. Jego śliczna twarzyczka niestety nie posłuży mu za obronę. - Nie wtrącaj się!

- Magnus, nie możes...

- Czego?! - przerwałem, popychając go w stronę tłumu, który się odsunął. - Przestaniesz włazić mi w drogę?!

- Uspokój się - odparł spokojnie, mimo sytuacji, w jakieś się znalazł. Kretyn.

- Jeszcze raz mi wejdziesz w drogę... - podchodziłem do chłopaka, który cofał się do tyłu. - To się, kurwa, spodziewaj wizyty w studni, jasne?

- T-tylko zastraszać potrafisz? - spytał niby z determinacją, ale jego odrobinę drżący głos zdradzał niepokój. I dobrze, niech się boi o własny tyłek. - Chcesz porozmawiać?

- Co proszę? - całkowicie zdezorientowałem się jego pytaniem. On jest jakiś dziwny.

- Porozmawiać - powtórzył. - Musisz mieć jakiś problem, skoro tak się zachowujesz, Magnus...

Okey... Szacun, że zauważył, ale i tak jestem na niego wkurwiony.

- Po prostu nie wchodź mi w drogę, Lightwood - mruknąłem, odsuwając się od niego. Przeleciałem wzrokiem po tych wszystkich idiotach, którzy się na mnie gapili, jakby nie mieli nic innego do roboty, kiedy zadzwonił dzwonek.

NOI ZNOWU NIE ZAPALIŁEM.

~Alec~
Patrzyłem przez chwilę, jak sylwetka Magnusa znika za rogiem korytarza, nim podszedłem do Simona.

- Wszystko okey? - spytałem.

- Jasne - westchnął brunet. - To moja wina, mogłem nie zaczepiać tego psychola - uśmiechnął się do mnie i razem skierowaliśmy się pustym już korytarzem do sali biologicznej, gdyż uczyliśmy się w tej samej klasie.

- Dużo jest takich psycholów tutaj - wzruszyłem ramionami. - A Magnus na pewno ma jakiś...

- Powód? - dokończył za mnie. - Wątpię. Gdyby chciał być miły, po prostu by taki był. Ale wybrał ścieżkę zarozumiałego gnojka, no cóż, jego życie - bezradnie rozłożył ręce. Wszedł pierwszy do sali, a ja zaraz za nim, siadając na pierwszej ławce przed biurkiem nauczyciela. Gdyż była ona zawsze wolna.

U Magnusa na pewno coś się dzieje. Musi być przyczyna takiego zachowania, tak samo jak u innych agresorów w szkole. Spróbuję z nim pogadać, jeśli oczywiście nie będzie nadal planował mojej wizyty w studni... Nie, jestem zbyt uroczy.

***
~Magnus~
Na jednej z przerw podszedłem do moich kolegów, którzy stali przy ścianie na korytarzu.

- Siema, paskudne mordy - przywitałem się bardzo uprzejmie.

- Siema, pasożycie - uśmiechnął się do mnie Raphael, a reszta po prostu kiwnęła głowami. - Co ci? - spytał, gdy przyjrzał mi się przez chwilę. - Jak dawno nie paliłeś?

- A daj spokój - burknąłem zażenowany. - Najpierw Lightwood, potem Lewis, a potem już czasu, kurwa, nie miałem. Muszę kogoś przelecieć w kantorku. Kogo proponujesz? - spojrzałem na przyjaciela z nadzieją, lecz zamiast niego odezwał się Ragnor.

- Nie poczekasz do końca zajęć?

- Nie - spojrzałem na chłopaka, zirytowany tokiem jego myślenia. - Mówię, że chcę, to chcę teraz - obróciłem się i spojrzałem po poszczególnych twarzach ludzi.

Teraz tylko się zastanowić, czy chłopak czy dziewczyna... Lightwood.

- I co? - spytał Ragnor. - Masz już kogoś czy może zmądrzałeś i spokojnie poczekasz na koniec lekcji?

- Lightwood - uśmiechnąłem się pod nosem, obserwując bladą twarz chłopaka błądzącą między resztą uczniów.

- Isabelle? - prychnął Raphael. - Ona nie jest przypadkiem z tym Meliornem?

- O Aleca mi chodzi - spojrzałem na dwójkę chłopaków.

Oboje wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami, nie ukrywając swojego zdziwienia, które przerodziło się w całkowite zirytowanie. A ja, ignorując ich i uśmiechając się pod nosem, ruszyłem w stronę Alexandra Lightwood'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro