Rozdział 14
Dedykowany dla Natalia51400 pozdrawiam skarbie 😂👌😍😍🔥🔥🔥💙💙
~Magnus~
- Pytanko - uśmiechnął się głupkowato Alec, kiedy spalił już swojego papierosa. On pali szybciej niż ja. Bo ja, delektując się używką, byłem dopiero w jej połowie.
- Się upierdoliłeś mnie i nie chcesz puścić - wymamrotałem zirytowany, jednak wesoły uśmiech Lightwood'a jakoś był w stanie poprawić mi humor.
- Mówiłem, że pomogę - uśmiechnął się szerzej. - Więc... Dlaczego się tniesz?
- Inne pytanie - zaciągnąłem się nikotyną bardziej, by odczuć większe wyluzowanie, które przydałoby mi się w obecnej rozmowie.
- To pytanie.
- Nie.
- Układ i szczerość - uśmiechnął się delikatnie. - Potem pójdziemy coś zjeść.
- Chcesz powiedzieć, że zerwiesz się z lekcji? - przyjrzałem mu się, z rosnącym na mojej twarzy triumfalnym uśmiechem. Papierosy już mam odchaczone, wagary niedługo też. Stacza się szybciej niż myślałem.
- Żeby cię nakarmić, owszem - posłał mi szczery uśmiech.
Postanowiłem udać głupiego i tak właśnie się uśmiechnąłem, udając, że wcale nie wywiera na mnie rozczulania to, że się o mnie martwi. Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś to robił.
- Sprawię, że zakrztusisz się wodą - uśmiechnąłem się wrednie. Okey, stopniowo tracę te dziwne "uczucie" do Aleca i z powrotem wracam do stanu, gdy chciałem go po prostu zniszczyć. Całe szczęście...
- Jaaasne - parsknął śmiechem. - Ale wracając do pytania.
- Tnę się, bo zabija to uczucia. JUŻ.
- I nie powiesz mi więcej, co?
- Nie - uśmiechnąłem się sarkastycznie. - Chodźmy coś zjeść. Na pewno chcesz z lekcji spieprzać? Jestem dumny...
- I tak mam okienko.
***
~Alec~
Po krótkich zakupach - gdzie kupiliśmy sobie drożdżówki, ja wziąłem dla siebie sok z Hortexa a Magnus Red Bulla, na którego nie udało mu się namówić mnie - poszliśmy do placu zabaw. Siedzieliśmy obok siebie na huśtawkach, kończąc swoje drożdżówki. A przy tym nieustannie patrzyłem na Magnusa przypatrującego się rodzinom z małymi dziećmi, które bawiły się na placu wokół nas.
- Alec? - odezwał się po chwili azjata, wciąż patrząc przed siebie, kiedy ja badałem wzrokiem jego profil. Jest zbyt fascynujący, by tego nie robić. - Ja wiem, że jestem najprzystojniejszym facetem jakiegoś w życiu widziałeś, ale mógłbyś gapić się na mnie trochę dyskretniej? Ja próbuję jeść.
Oh... A miałem nadzieję, że nie zauważy.
- Em, wybacz - odwróciłem szybko głowę, biorąc do ust ostatni kęs mojego obiadu.
Chwyciłem butelkę soku, która stała przy mojej nodze, odkręcając korek i upijając kilka łyków. Chyba jednak wolę pomarańcze niż jabłko i miętę. I chyba jednak wolę spędzać czas z Magnusem niż bez niego. Będę musiał pogadać potem z Izzy, by powiedziała mi wszystko co wie na temat zakochania i zauroczenia. Bo sam siebie i swoich uczuć nie rozumiem. Podobno nie można kogoś pokochać w ciągu kilku dni.
- Alec - z zamyśleń wyrwał mnie pięknie brzmiący głos Magnusa. - Pora na kolejną lekcję.
- Kolejną lekcję? - spojrzałem na niego zdezorientowany, jednocześnie przyjmując papierosa, którego mi podał wraz z zapalniczką. Podpaliłem swoją używkę i zbliżyłem się do Bane'a, by zrobić to samo z tą jego. Momentalnie przypomniałem sobie nasz pocałunek w tamtej uliczce...
- Tak, lekcję - powiedział, przymykając oczy z przyjemności, gdy zaciągnął się papierosowym dymem. - Umiesz już palić, więc nauczysz się poprawnego języka. Zapomnij o wszystkim, czego do tej pory uczyli cię nauczyciele od polaka i skup się na moich słowach.
- W porządku - wpatrywałem się w jego skupioną twarz, której złotozielone oczy również patrzyły na mnie. Poza tym muszę przekonać go, by coś zaśpiewał. Ma piękny głos.
- Powiedz "kurwa".
- Mogłem się tego domyślić - parsknąłem śmiechem, i nie spiesząc się pozwoliłem, by nikotyna zawitała w moich płucach. Coraz bardziej przestaję dziwić się Magnusowi, że pali. To jest nawet fajne. - Kuźwa - powiedziałem po chwili.
- Kurwa.
- Kuźwa - uśmiechnąłem się głupkowato, widząc dezaprobatę na twarzy przystojniaka.
- Ja pierdolę.
- Ja pitolę.
- What the fuck.
- What the fox.
- Jezu - Magnus zaczął się ze mnie śmiać.
- Jezu - powtórzyłem z równym jemu rozbawieniem.
- Rozjebać - powiedział z uśmiechem, kiedy przestał się śmiać a zajął swoim papierosem. Ja też przypomniałem sobie o swoim, od razu się nim zaciągając.
- Rozwalić.
- Skurwysy...
- Mam pomysł! - przerwałem mu nagle z entuzjazmem, przez co zakrztusiłem się dymem od swojego papierosa.
- Nie umieraj jeszcze - mruknął Bane. - Jaki, do cholery jasnej, pomysł?
- A taki - kaszlnąłem po raz ostatni. - Że do zakładu z papierosami dołączymy przekleństwa.
- Pffff - rozbawiony moją propozycją odchylił się na huśtawce. - Oczywiście, że nie, diabełku. Nie jestem taki głupi.
- No weź - jęknąłem prosząco. - Too... Jedna informacja za trzy przekleństwa.
- Przeklnij przy rodzicach, a opowiem ci pół mojego życia - zaproponował, patrząc na mnie z podstępnym uśmiechem. Ja zmrużyłem w zastanowieniu oczy, przyglądając mu się uważnie. Wciągnąłem ostatniego bucha i tym samym skończyłem swojego papierosa. Magnus swojego dokończył zaraz po mnie.
- Pomyślę. A teraz pytanie - uśmiechnąłem się, rzucając końcówkę używki w stronę kosza na śmieci.
- Wow, trafiłeś - parsknął śmiechem Magnus, kiedy zauważył mój celny rzut do kosza. Azjata swojego papierosa rzucił sobie po prostu pod nogi, zakopując go butami w piasku.
- Brawo ja. A pytanie, too... - zastanowiłem się. Ale nie musiałem tego długo robić, przypominając sobie naszą wcześniejszą rozmowę zanim wyszliśmy ze szkoły.
- Hm?
- Od kiedy się tniesz?
Magnus westchnął, nie ukrywając swojego niezadowolenia. Złapał za łańcuchy od huśtawki i delikatnie się na niej bujnął.
- Starałem się już wcześniej, ale wychodzi mi od jakiegoś... Tygodnia - odpowiedział.
- I co, pomogło ci to?
Magnus posłał mi wymowne spojrzenie, przypominając, że miałem tylko jedno pytanie na jednego papierosa.
- Okey... Ale wiesz, że nie musisz tego robić? A jeśli już byś potrzebował, to zawołaj mnie. Zrobimy to razem. Nie możesz być sam w takich momentach.
Twarz Magnusa znacząco złagodniała, jednak sam Bane oderwał ode mnie wzrok i przeniósł go na przestrzeń placu zabaw przed nami. Chciałbym wiedzieć, co siedzi w jego głowie.
- Niuniochu - dodałem.
- Diabełku - westchnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro