Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Boże Narodzenie

- Magnus! - krzyknął Alec najgłośniej jak potrafiło w tamtym momencie jego gardło, niedawno drażnione przez papierosowy dym. - Tutaj! Znalazłem! Mam już!

- Już idę, kotku! - odkrzyknął Bane, którego pięść z zamachem wylądowała na twarzy pewnego ucznia z ich szkoły. Wolał zająć się nim sam, a znalezienie narkotyków, których bity przez niego chłopak zwędził chamsko Raphael'owi, powierzyć Alecowi, byleby nie widzieć na jego ciele choć rysy po jakiejś walce. A Magnus uwielbiał przemoc, więc było to dla niego tylko połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Wiedząc, że jego chłopak już znalazł narkotyk, kilkoma szybkimi uderzeniami w twarz - zwalił przeciwnika na brudną, betonową ziemię w starej melinie, w której się znajdowali. Srebrny kastet na Magnusowej dłoni sprawił, że czerwona krew spływała ciurkiem po twarzy nastolatka z jego rozciętego łuku brwiowego. Usta Magnusa wykrzywiły się w uśmiech przepełniony satysfakcją.

Kiedy pobity nastolatek znalazł jeszcze siły na to, by wstać, i gdy już to robił, ponownie nabuzowany Bane nie mógł mu przyłożyć przez Lightwood'a, który z rozpędu pociągnął go za ramię. Magnus zatoczył się i mimo wszystko pognał za swoim chłopakiem.

- A już mogłem go zabić! - krzyknął oburzony i jakże niezaspokojony Magnus w stronę biegnącego przed nim Alexandra. - Tylko jeszcze kilka ciosów!

- To, że dałem ci na urodziny kastet nie świadczy o tym, że masz od razu zabijać ludzi!

- A dlaczego by nie?!

- Co będę robił gdy wcisną cię do poprawczaka?! - krzyknął ze szczerym przejęciem, odwracając głowę ze zmartwionym spojrzeniem na swojego chłopaka, którego niewątpliwie mocno kochał. Bane sapnął i starał się nie wywrócić.

- Pójdziesz tam razem ze mną! - roześmiał się głośno w mroźne, zimowe powietrze Azjata, jednocześnie z rozczuleniem rejestrując opiekuńczy wzrok Aleca skierowany na jego osobę. Swoją drogą, czy musieli być z Alekiem tacy głupi by na wieczorne odwiedziny tamtego złodzieja nie nałożyć przynajmniej czapek? W końcu był grudzień!

A dziś Wigilia.

***
- Patrz na to... - mruknął z dumą Alec, odsuwając się od ciemnego stolika. Podczas gdy Magnus wciągał zwykłe, białe, narkotykowe kreski, Lightwood dał się skusić swojej romantycznej naturze i ułożył z sypkiego proszku serduszko. Trochę krzywe, niedopracowane, ale zdaniem Magnusa najpiękniejsze jakie w życiu widział.

- Piękne, skarbeńku - skomentował z szerokim i czułym uśmiechem Magnus, odrywając się od narkotyku.

- Wiem, Niuniochu... - skwitował krótko Alec i zbliżył się do swojego chłopaka.

Dłoń położył na kolano siedzącego na podłodze Bane'a, a jego usta przykrył swoimi. Pieścił je delikatnie za pomocą powolnych muśnięć, ale najwyraźniej niezbyt cierpliwy Azjata nie byłby sobą, gdyby nie zaczął niszczyć i tym samym pogłębiać subtelnego dotąd pocałunku. A Alec mimo wszystko lubił, gdy właśnie to robił.

Magnus poczuł delikatny smak tytoniu na ruchomych wargach Aleca.

Bane mógł rzec, że wiele razy miewał już wyrzuty sumienia. Te podstępne bestie atakowały go w najmniej oczekiwanych momentach. Podczas lekcyjnej odpowiedzi przy tablicy, licznych prób szybkiego snu, jazdy autobusem, czy tak jak teraz - całowania się z Alekiem. Czasami właśnie żałował i był zły na siebie, że stoczył tak bardzo tego chłopaka, pociągnął go na samo dno.

Alexander Lightwood był ideałem jak ich mało. A z rąk Magnusa Bane'a stał się takim, jak on. Przeciwieństwem ideału.

Miłość potrafi być naprawdę różnorodna. A uczucie pomiędzy Alekiem i Magnusem było szczególnie skomplikowane. Nastolatkowie wiedzieli tylko to, że chcą spędzać ze sobą czas. Niezależnie czy miałoby to być spowodowane bezsennością, walką z zaburzeniami odżywiania bądź innymi groźnymi uzależnieniami. Po prostu pragnęli swojej obecności.

I chyba tylko ta myśl pocieszała Magnusa i dawała mu do zrozumienia to, że Alec pragnie mu pomagać z własnej, nieprzymuszonej woli i zwykłego uczucia. Nie mając mu za złe tej całej przemiany z grzecznego na grzesznego chłopca o błękitnych oczach.

- Magnus... - mruknął zaspokojony Alec, kiedy współgrające ze sobą usta oderwały się od siebie. - Spędzisz wigilię u mnie? - pytanie brzmiało owiele bardziej jak rozkaz pewnego siebie człowieka.

Bane zamarł.

***
- Nie wiem czy to aby na pewno dobry pomysł... - wymamrotał przenikliwie zestresowany Magnus, poprawiając swój czarny, obsypany płatkami białego śniegu płaszcz. Biel kontrastowała z mrokiem, tak samo jak uśmiechnięty i wesoły Alec kontrastował z zaniepokojonym i skrzywionym Magnusem.

- Dobry - oznajmił wymijająco czarnowłosy. - Mama dobijała się do mnie cały dzień. Pisała mi nawet SMS-y! - krzyknął, ukazując niedowierzanie. - Ciągle tylko "dziś wigilia" albo "nie szlajaj się z Bane'm". No, to teraz będzie miała. Przyjdę na wigilię z Bane'm - zachichotał na koniec emocjonującej wypowiedzi. Natomiast Magnusowi zrobiło się nie dobrze.

Bo jak ma zachowywać się przy idealnej rodzinie swojego chłopaka? Ci ludzie wiedzą co Magnus zrobił z Alekiem. Wiele razy tą dwójkę próbowano rozdzielić, wmawiano, że do siebie nie pasują i że jeden - używając przy tym imienia Magnusa z obrzydzeniem na twarzy - przeniósł z sobą tylko i wyłącznie kłopoty. Jeszcze niedawno Azjata miał rodzinę Aleca bezceremonialnie w dupie, ale teraz, stojąc pod drzwiami rodzinnego domu Lightwood'ów i to w ów wieczór wigilijny... Chciał spieprzyć. Nie zawrócił by się nawet po zgubionego buta!

Alec posłał Magnusowi pokrzepiający i ciepły uśmiech. Nastolatka nie obchodziła jego rodzina i to, jak będą się zachowywać wobec obecności Magnusa przy stole w czasie wigilii. Wiedział, że i tak ich nie rozdzielą i nie wmówią mu czegoś typu "Bane sprowadza tylko i wyłącznie problemy". Alexander był i jest pewny czego chciał i nadal chce. Problematycznego Magnusa Bane'a przy swoim boku. Jak najdłużej.

Kiedy mróz zaczął bardziej uciążliwie dobijać się do nastolatków, przenikać przez ich ciepłe, grube ubrania i sprawiać, że nie odczuwało się nosa i  czerwonych w tamtym momencie policzków - nastolatkowie wpakowali się do środka ciepłego domu.

Magnus od razu z życiem zaczerpnął powietrza, wdychając unoszące się w powietrzu zapachy. Przyjemnie, ciepło, kusząco i rodzinno. I zapewnie smacznie. On ze swoim ojcem nie obchodził świąt Bożego Narodzenia. Asmodeus spotykał się w tedy z niektórymi swoimi przyjaciółmi, szczególnie po godzinie dwudziestej drugiej gdy to jego koledzy byli już po swoich wigilijnych, rodzinnych kolacjach. A Magnus zwyczajnie w świecie siedział w domu i oglądał telewizję. Jak w normalny, zwyczajny wieczór. Czasami dopełniony narkotykami i papierosami.

Aż zjawił się pewny osobnik z rodziny Lightwood.

- Alec! To ty?! - krzyknął kobiecy głos z kuchni, sprawiając, że zdejmujący zimowe buty Alec zatrzymał się w miejscu i przestał szamotać. Magnus również stanął sparaliżowany. - No w końcu jesteś!

Jednak na szczęście Magnusa - Maryse nie weszła do przedpokoju. Ani nikt inny. Gwar, głośne dźwięki sztućców, obijane o siebie ceramiki czy śmiechy szczęśliwej rodzinki dochodziły z kuchni.

Bane odetchnął z ulgą, a Alec się z niego zaśmiał, kontynuując ściąganie kurtki, szalika i czapki. W końcu oboje musieli zaraz wyjść na spotkanie z Maryse Lightwood.

- Ja nic nie zjem...! - szepnął głośno Magnus, przestraszonym głosem. - Zwymiotuję zaraz od tego jebanego stresu... Kurwa...!

- Weź się uspokój - zachichotał rozbawiony Alec, podchodząc do dygającego z przerażenia Bane'a. - Posiedzimy z nimi, najemy się, a potem będziemy już w kuchni sami. Wiecznie siedzieć tam nie będą. Zwykle kończymy już o dwudziestej pierwszej, o ile nie dwudziestej, a jest już... Dziewiętnasta. Więc luz.

- Dobra, ale...

- Alec! - krzyknęła ponownie Maryse Lightwood. - Chodź w końcu!

- Dostanę palpitacji serca... - mruknął płaczliwym tonem Magnus, jednak wcale nie miał wątpliwości co do swoich słów. Były bardzo prawdopodobne.

- Pomyśl o tym... Jak mnie rozbierasz, czy coś - podsunął pomysł rozbawiony Alec, który wzruszył ramionami i się zaśmiał.

- Chcesz, żeby mi stanął? - Bane uniósł w górę jedną brew, jednak skutecznie zapomniał o palpitacji serca w swojej piersi. - Tak przy wszystkich?

- Tak przy wszystkich to nie, ale gdy już sobie pójdą... - zagaił nastolatek. Jego dwuznaczny ton głosu i lekki rumieniec wpływający na policzki sprawił, że spięte mięśnie Magnusa rozluźniły się odrobinę. Azjata uśmiechnął się, posyłając jeden kącik ust do góry. - A teraz chodź.

Nim na nowo zestresowany Magnus zdążył zaprotestować lub przynajmniej wyważyć drzwi i uciec z domu Lightwood'ów - jeden z tych Lightwood'ów złapał go pod rękę i pociągnął w stronę kuchni. Gdy weszli do pomieszczenia, Magnus zamrugał kilkukrotnie oczami ze zdumienia. Takiej sytuacji dawno już nie widział.

Uśmiechnięta rodzina nakrywająca do stołu, zgodna, i widocznie złączona silnymi uczuciami. Pobrzmiewające w tle kolędy wprawiały wszystkich tu obecnych w jeszcze większy świąteczny nastrój. I sprawiały, że sami rodzice podrygiwali w rytm piosenek. Kuchnia tętniła życiem. Szczęśliwym i rodzinnym.

Magnus poczuł smutną zazdrość.

- Mamo, już jestem. I... Mamy gościa.

Kobieta w średnim wieku, słysząc głos swojego najstarszego syna zatrzymała się i spojrzała w jego stronę. Uśmiech, który rozjaśniał jej twarz zniknął nagle, kiedy zauważyła dodatkowego nastolatka przy boku wysokiego Aleca. Ten wzrok sprawił, że ramiona Magnusa podkuliły się niemrawo. Azjata miał ochotę skryć się za Alexandrem.

I widząc kolejne i niemiłe spojrzenia padające na jego osobę miał na to coraz większą ochotę. Pod wpływem impulsu - złapał Aleca za rękę. Czarnowłosy mocno ją uścisnął i pogładził kciukiem.

- Znacie Magnusa - oznajmił Alexander, delikatnie się uśmiechając do swojej rodziny. Miał nadzieję, że Magnus będzie czuł się wśród nich choć odrobinę komfortowo. - Zaprosiłem go na kolację. Może z nami zjeść, prawda?

- Wiesz co myślę na ten temat... - powiedziała powoli nieprzekonana Maryse.

Magnus mocno ścisnął rękę splecioną z tą Aleca.

- To nie jest najlepszy pomysł - powiedział niepewnie Robert.

Magnus znowu wzmocnił uścisk złączonych dłoni. Tak bardzo chciał wyskoczyć przez pierwsze lepsze okno znajdujące się w kuchni. Powstrzymywał go od tego chyba jedynie Alexander, który równie mocno co on odpowiadał na zaciśnięcia dłoni.

Alec nagle przestał się obawiać. Wiedział, że jego pobożna rodzina przyjmie Magnusa na kolację wigilijną. Kilka razy nie odmówili bezdomnemu, a co dopiero chłopakowi ich syna? Co z tego, że Biblia niezbyt popierała tego rodzaju związki...

Rodzeństwo Aleca natomiast szybko zasiadło przy stole, czując gęstniejącą atmosferę. Była ona niemożliwe uciążliwa szczególnie dla Magnusa.

- No dobrze... - zaczęła powoli kobieta. - Może zostać... Jeśli już tu jest...

- Super - Alec uśmiechnął się owiele szerzej. - Dzięki.

- E... Dobry wieczór - odezwał się słabo Magnus, ujawniając swój spóźniony zapłon.

Alec natychmiast spuścił głowę i zaczął chichotać, co sprawiło, że policzki Magnusa przykrył zdradliwy rumieniec wstydu. Ścisnął mocniej dłoń Aleca, mając ochotę z zimną krwią zamordować w tamtej chwili swojego chłopaka. Usłyszeli jeszcze psrsknięcie śmiechem z ust Jace'a.

***
Kolacja wigilijna w domu Lightwood'ów przebiegała w dość napiętej atmosferze. Gęste i nieskażone rozmowami powietrze wisiało nad stołem niczym ponura chmura. Jedynym dźwiękiem były brzdęki sztućców obijanych o ceramikę białych, zdobionych talerzy.

Magnus przeżuwał każdy kęs kolacji tak, jakby z uporem gryzł żwir pomieszany z piachem.

Jedzenie było pyszne i jego kubki smakowe doskonale to wiedziały, ale w obecnej, stresującej sytuacji miał wrażenie, że za moment bez problemu mógłby zwymiotować wszystko spowrotem. I to prosto na stół.

Ciągle obecnym i prawdopodobnie jedynym ukojeniem w tym wszystkim była noga Aleca, która co kilka sekund dotykała buta lub łydki Magnusa. Pomagało to Azjacie skupić się na cichej zabawie pod stołem i ignorować uparcie wpatrzoną w niego Isabelle Lightwood.

Ale na szczęście Magnusa - kolacja niedługo się kończyła.

***
Magnus skłamał by, gdyby powiedział, że wcale nie miał ochoty na znajdujące się na środku stołu ciasta i słodycze. Pragnął sobie tym zapchać usta, zapominając o obecnych później wyrzutach sumienia, spowodowanymi zaburzeniami odżywiania.

Odłożył sztućce na pusty, pobrudzony wcześniejszym jedzeniem talerz, gdy zrobili to inni domownicy i jego chłopak. Wszyscy złączyli dłonie do modlitwy, spuścili głowy. Bane starannie naśladował Aleca.

- Dziękujemy Ci Ojcze, za dar miło i wspólnie spędzonej wieczerzy wigilijnej - powiedziała spokojnym tonem Maryse.

- Dziękujemy po raz kolejny, Ojcze, że nikogo nie ubyło spośród tutaj obecnych - powiedział Robert.

- Dziękujemy za to, Ojcze, że mama zrobiła więcej ciast niż w zeszłym roku - powiedział wesoło Jace. Max zachichotał.

- Ja dziękuję Ojcze za to samo, co Jace - oznajmił radosnym głosem Max.

- Dziękujemy za to, Ojcze... - zaczęła Isabelle podstępnym tonem. - Że Alec w końcu znalazł sobie dziewczynę. W męskiej wersji, ale znalazł.

Alec uchylił jedną powiekę i spojrzał na lekko uśmiechniętą siostrę. Mimo wszystko, sam skusił się na mały uśmiech. Zerknął kątem oka na swojego chłopaka, którego usta też były nieznacznie i zabawnie wygięte.

- Dziękujemy za to, Ojcze... - odezwał się Alexander, a ponownie wystraszony Magnus przełknął ślinę na myśl, że będzie musiał być następny. - Że... Że wprowadziłeś do naszego życia nowe osoby.

Magnus uśmiechnął się na słowa Aleca. Jednak po nich nastała cisza, zdradzająca koszmar Bane'a. Nastolatek się spiął.

- E... - mruknął, usilnie starając się coś wymyślić. Chociaż cokolwiek! - Dziękujemy ci Ojcze, za to... Z-za... Że... - zaciął się. A może powie pierwsze to, co mu przyszło do głowy i wylądowało na języku? Wszystko jedno, byle szybko! - Że... Za wszystko to, co dobrego nas spotkało - wypalił.

Poczuł się tak, jakby bełkotał byle co na lekcji, żeby tylko nauczycielka się od niego odczepiła. Tylko w tamtych momentach nie czuł takiego stresu.

Otworzył oczy gdy usłyszał szmer. Z ulgą dostrzegł, że domownicy skończyli modlitwę i wyglądało na to, że wstawali od stołu. Z wyjątkiem Alexandra.

- No, kto dziś sprząta po kolacji? - zapytała uśmiechnięta Maryse. Trójka dzieci wydała z siebie niezadowolone jęki. Prócz jednego.

- Ja - odezwał się od razu Alec, patrząc na matkę. Chciał zostać jak najszybciej sam na sam z Magnusem.

- Jaki chętny - zaśmiał się Robert, jednak gdy zerknął ja Magnusa, zrozumiał, i jego uśmiech nieco zelżał.

Kobieta wyglądała tak, jakby chciała się odezwać, ale nie zrobiła tego. Zwyczajnie wstała od stołu z zamyśloną miną i wyszła z kuchni. Magnus z zadowoleniem obserwował, jak wychodzi za nią Robert, potem Max, Jace. Isabelle przed zniknięciem posłała Magnusowi lekki uśmiech. Azjata odwzajemnił gest.

Alec spojrzał na swojego chłopaka, który od razu uderzył głową w stół gdy zostali w kuchni sami. Rozbawiony Alexander parsknął śmiechem.

- Już umierasz? - spytał Alec.

- Jeszcze przed śmiercią zjem ciasto... - powiedział z determinacją.

Podniósł głowę, wystawił rękę przez stół i ze spełnieniem na twarzy - przez które Lightwood zachichotał - chwycił kawałek ciasta kokosowego, za którym tak patrzył tęsknie przez połowę kolacji. Czekał tylko na moment aż rodzina jego chłopaka opuści kuchnię.

- Smacznego - parsknął śmiechem czarnowłosy.

- Lubisz ciasto kokosowe? - spytał podekscytowanym tonem, patrząc na Aleca, nim kawałek takowego ciasta wylądował w jego ustach.

- Oczywiście, że tak. Co to za pytanie?

- A bo... - zaczął Magnus, i za zakończenie uważał pewną czynność, którą wykonał z premedytacją. Usmarował swoje usta kokosowym kremem, posługując się kawałkiem ciasta.

- Magnus... - pogodny Alec nie mógł powstrzymać coraz głośniejszego śmiechu, który uaktywniał się, ilekroć patrzył na pobrudzonego kremem Azjatę.

Ale musiał przyznać - usta Magnusa prezentowały się kusząco i smacznie. Alec dał się skusić.

Podparł się łokciami o blat stołu, zbliżając się do Magnusa. Pocałował go niechlujnie, rozkoszując się kokosowym, słodkim kremem i miękkimi ustami, które tym kremem były ozdobione. Bane mruknął przeciągle, wyrażając pokłady swojej ochoty na pogłębienie pocałunku.

Chwilę później - ze stołu spadła strącona szklanka, a chłopcy oderwali się od swoich nawzajem niezaspokojony ust, gdy usłyszeli huk tłuczonego szkła.

- To twoja wina - powiedzieli jednocześnie, jakby któregoś z nich obchodziło teraz jakieś naczynie.

Za moment powrócili do swojej przerwanej czynności, w którą przelali całe swoje zainteresowanie, pasję, sporą niedelikatność i przede wszystkim Miłość.

💘💘💘
BUUM
WSZYSTKIEGO DOBREGO I NAJLEPSZEGO W ŚWIĘTA I NOWYM ROKU KOCHANI :3 💗💖💕💞💟❣💙💛💛💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro