Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7/9

Magnus zauważył, jak Alec gwałtownie łapie powietrze w płuca. Było to dość zabawne i satysfakcjonujące, ale azjata miał teraz lepsze rzeczy do roboty.

Swoimi wargami delikatnie rozchylił usta Aleca, które lekko drżały, kiedy oddawały pocałunek. Magnus poczuł w sobie osobliwą, ale przyjemną eksplozję. Kiedy puścił sweter Aleca, złapał go władczo za biodra i pocałował namiętniej, Alexander mruknął przeciągle, nim Bane poczuł jego zimne dłonie na swoich policzkach.

Czyli Magnus mógł już z ukojeniem i szczęściem stwierdzić, że Alec "powiedział" tak.

Całowali się dość długo, mocno przyciągając siebie nawzajem do swoich ciał. Usta raz pracowały wolno, a raz szybko i łapczywie. Głównie te Magnusa były tak bardzo głodne, a dodatkowo prowokowane przez jęknięcia i pomruki Alexandra Lightwood'a.

W końcu jednak ich płuca też musiały działać wydajniej, więc oderwali się od siebie powolnie, łapiąc tlen. Magnus aż zaśmiał się z chrypką, kiedy zauważył czerwone do granic możliwości policzki Alexandra i to, jak on dyszy, wciąż gapiąc się na usta Magnusa.

- Żebyś wiedział, Lightwood, ja to biorę za twierdzącą odpowiedź - powiedział Magnus po chwili, ściskając biodra Aleca. Chłopak przymknął oczy.

- Bierz sobie to za to, co chcesz... - wyszeptał szybko Alec i zaatakował usta Magnusa, przez co rozpalił gorąc w ciele Bane'a.

Magnus odwzajemnił pocałunek, gryząc dolną wargę Aleca. Jednak z powodu tego, że chciał mieć swoją pewność, odsunął się, oblizał usta i spojrzał na Aleca, żeby przekazać mu bez słów, by narazie go tak nie atakował.

- Czyli jesteśmy znowu jedną z tych powalonych par? - spytał Magnus i patrzył wyczekująco w niebieskie oczy, które nieustannie się skrzyły.

- Nie całuję się z byle kim - zaśmiał się uroczo Alec, gładząc palcami policzki Magnusa. - Przecież wiesz.

- Wiem. Łatwy nie jesteś. Czasami jest to irytujące.

- Co, przeszkadza ci to, jaki jestem?

- Po prostu jesteś mój i tyle w tym chorym temacie - wzruszył ramionami azjata i tym razem on zaatakował rozchylone usta Aleca.

***

- I co, myślisz, że znowu są razem? - spytał Jace.

- Przecież Magnus od razu wybył ze szkoły po naszych słowach - wzruszyła ramionami Isabelle. - Jak sądzisz, gdzie niby poszedł, co?

- Tak, tak, ale mógłby być trochę dyskretniejszy - wymamrotał zirytowany Jace, a Isabelle nie wiedziała, o co mu teraz chodzi.

- O czym ty gadasz?

- Pójdziemy do domu skrutami albo idziemy na przystanek?

- Na Anioła, ale dlaczego? - warknęła niecierpliwie, nie chcąc się irytować przez swojego brata.

- Uh, o tym - Jace wywrócił oczami i wskazał palcem na coś przed nimi. Isabelle, nagle podekscytowana, spojrzała w tamtą stronę.

Na jednej z ławek przy chodniku siedział jej rodziny starszy brat. I Magnus. Alec siedział na jego kolanach i obydwoje zachowywali się tak, jakby przez usta jeden z drugiego chciał wyssać duszę. Isabelle sama tak robiła z kolegami, nawet gorsze rzeczy, ale żeby aż tak publicznie, na chodniku w zwykłej dzielnicy?

- Przynajmniej będzie szczęśliwy - powiedział Jace, odwracając się i idąc w inną stronę. Dziewczyna skoczyła za nim. - Teraz to widać, choć nie chce się na to patrzeć.

- Tia - mruknęła, przypominając sobie zombie Aleca po rozstaniu z Bane'm. - Przynajmniej będzie szczęśliwy...

***

- Wrócił? - spytał Jace, wchodząc do pokoju Isabelle. - Max chce grać na konsoli, a ja chyba coś zepsułem i nie mogę tego odpalić.

- Chyba? - mruknęła wymownie dziewczyna zaopatrzona w okno. - I nie, nie wrócił. Ale przyleźli pod dom jak bezdomne koty i ciągle tak siedzą.

- W sensie?

- W sensie spójrz przez okno - burknęła i odsunęła się trochę na bok, by zrobić miejsce, gdzie po chwili wcisnął się szybko Jace. Teraz obydwoje spojrzeli na chodniki, płotki, ławki i asfalt przed domem i między innymi domami w ich dzielnicy.

Na ulicy biegała dwójka nastolatków, skacząc po płotach, ławkach, czepiając się latarni. Zachowywali się tak, jakby się naćpali, choć jedyne, co robili, to całowanie i zwykłe bycie ze sobą.

W pewnym momencie jeden poczęstował drugiego papierosem, ale ten drugi zabrał całą paczkę i zaczął uciekać. I znowu zaczęli się ganiać.

- Ja nie palę i nie zawsze mam tyle energii, co oni teraz - mruknął Jace. Z lekką zazdrością, przez co Isabelle spojrzała na niego. Ten od razu odchrząknął. - To znaczy, wiesz, że jestem idealny pod każdym względem, no ale... No wiesz.

Dziewczyna bez komentarza powróciła wzrokiem do dwójki biegającej po ulicy. Teraz zatrzymali się i zaczęli się szarpać, a potem jeden pocałował drugiego. Znowu.

- Idę naprawić konsolę - rzekł Jace i odepchnął się od parapetu, odchodząc.

- Czekaj, idę z tobą - oznajmiła dziewczyna i pobiegła za blondynem.

***

- O chuj, zmęczyłem się... - wysapał Magnus, biegnąc za roześmianym Alekiem jak ślimak. - Czekaj no, gnojku!

- Hej, bez przezwisk, chamie! - krzyknął rozbawiony Alexander i odwrócił się, biegnąc w tył i patrząc na Magnusa. Zwolnił też kroku, żeby biedny azjata go dogonił.

- Sam sobie takiego chama wybrałeś. Ile razy mam ci to przypominać? - sapnął Magnus i uniósł brwi. Zaczął iść.

- Do naszych dzieci też będziesz chamski?

- No pewnie. Chłopca nazwę Adalbert, a dziewczynkę Mansura.

- Chcesz mieć dwójkę? - spytał z rozkosznym uśmiechem Alec, jakby z wypowiedzi Magnusa wywnioskował tylko to, co chciał wiedzieć. Rozczulony tym azjata zaśmiał się i podszedł do chodnika, żeby usiąść.

- Nie. Więcej - rzekł i usadził swój tyłek na krawężniku. Wyciągnął papierosy z kieszeni, a za chwilkę usiadł obok niego Alexander.

- Więcej? Ile?

- Całe schronisko - odparł Magnus i z pomocą zapalniczki zapalił używkę. Zapakował ją do ust i zaciągnął się mocno.

- Ty sobie teraz ze mnie żartujesz czy co... - zaśmiał się Alec, jednak trochę zdezorientowany. Magnus uśmiechnął się głupkowato pod nosem.

- Nie. No coś ty - szybkim gestem cmoknął policzek Lightwood'a i podał mu paczkę fajek. Uniósł brwi, kiedy niebieskooki odmówił.

- Chcę skończyć - wyjaśnił Alec z lekkim uśmiechem. Oparł głowę na ramieniu Magnusa. Bane już chciał w niego papieros wmusić, ale mimowolnie przypomniał sobie ostatni tydzień. Skrzywił się lekko i sam zajął swoim fajkiem.

- W sumie racja... - mruknął Magnus, patrząc na swoją używkę. - Pomogę ci skończyć. Oceny też musisz poprawić. I ocenę z zachowania też.

- Co ci się stało? - parsknął śmiechem Alec, unosząc głowę i patrząc z zaciekawieniem na Magnusa. - I dlaczego od tak, nagle mówisz, że muszę się w nauce poprawić? A ty to co?

- Ja za kilka miesięcy kończę liceum - zaopatrzony przed siebie azjata wypuścił szary kłąb dymu z ust. - Więc to bez różnicy. A ty dopiero w drugiej klasie. Kujonie... - przekręcił głowę i spojrzał na Aleca. W błękitnych oczach pojawiły się iskierki, ale Bane nie mógł stwierdzić, jakie uczucia one wyrażają. - Co się tak gapisz?

- A nic, tako. Fajnego mam chłopaka - powiedział z delikatnym uśmiechem, jak i pojawiającymi się rumieńcami na twarzy. Magnus poczuł się zmieszany.

- Bo? Wkurwia cię, rozkazując się poprawić w budzie?

- Tak.

- Nie rozumiem - przyznał Magnus, wzruszył ramionami i wrócił spojrzeniem przed siebie. Zaciągnął się nikotyną.

- Nie musisz - zaśmiał się cicho Alexander, przysunął bliżej do Magnusa i przytulił się do jego ramienia.

Siedzieli tak w ciszy przez kilkanaście następnych minut. Magnus zapalił już trzeciego papierosa, Alexander ocierał się głową o jego ramię i czasami całował go w policzek, a wtedy Bane zaciskał wargi, żeby się głupio nie uśmiechać.

Powoli się ściemniało i chłodziło, a azjata w pewnym momencie zauważył, że w takiej temperaturze i w tak zwykłym miejscu niezwykle jest tylko z Alekiem. I tej jednej myśli nie mógł nie przypieczętować uśmiechem.

Pierwszy ciszę przerwał Alec, kręcąc się trochę niecierpliwie, kiedy Magnus zapalił czwartego papierosa:

- Wiesz... Może zapalę jednego...

- Ciągnij się, idioto. Nie dostaniesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro