16
Zszedłem do kuchni lekko zaspany, nie spałem dziś bojąc się, że Tom coś głupiego wymyśli i przyjdzie zrobić mi krzywdę za te jaja. Nie chcę żeby mnie i tego dupka cokolwiek łączyło, ani dom, ani te głupie jaja.
W kuchni już wszyscy czekali jedząc i śmiejąc się z Edda. Na talerzach czekały na mnie bezkon, jajka i pomidory a Tom nie odzywał się i zachowywał jakby nigdy nic się nei stało. Usiadłem.
- Z czego się śmiejecie?-zapytałem
-Z Edda! - Matt krzyknął i uderzył ręką w stół śmiejąc się.
-No bardzo śmieszne Matt!
Spojezlamw spojrzałem na Edda. Na jego twarzy spoczywały okulary czarnych oprawkach.
-Edd i okulary?
-Ugh...przez moją pracę pogorszył mi się wzrok... JAKBYŚ TYLE PRACOWAŁ PRZY KOMPUTERZE TO TEŻ BYĆ MUSIAŁ NOSIĆ OKULARY - Edd krzyknął w stroje wiejące go się ze śmiechu Matta.
-To chociaż był ładne wybrał!
Nie zwracałem na nich uwagi, znałem to co miałem, odstawiłem talerz do zlewu i poszedłem do mojego pokoju. Czułem potworny przypływ energi, miałem ochotę zedrzeć skórę z Toma i wsadzić mu oczy w dupe.
Wziąłem głęboki oddech.
Spokojnie, nie działamy pod wpływem emocji, Tord, mamy się ich wyrzec.
-Edd jak będziesz dziś w mieście to weź dla mnie paliwo! Kanistry są w garażu! - usiadłem w spokoju na łóżku i zamknąłem oczy.
Do pokoju wszedł Tom. Od razu chwyciłem lampkę nocną.
-Odsuń się! - warknąłem.
-Uhh..jeszcze mi zapłacisz za te jajka.. - wyszedł.
Zamknąłwm drzwi na klucz i wyjąłem ubrania z szafy.
***
Usłyszałem pukanie do drzwi.
-Tord przywiozłem Ci paliwo
-Super, już Ci oddaje pieniądze - wyjąłem portwel z bluzy i otworzyłem drzwi. Oddałem mu pieniądze i zszedłem na dół przed dom. Od razu uzupełniłem bak po czym wyprowadziłem samochód przed dom.
-Edd, Matt chodzcie tu mam wam coś do powiedzenia.
Po chwili przyszli, widziałem, że Tom zerka na nas zza okna. Oparłem się o samochód i skrzyżowałem ręce.
-Tak, Tord?
-Słuchajcie, nadszedł mój czas. Muszę was opuścić..
-Co? - Edd zmarszczył brwi.
-Wyjeżdżam do większego miasta spełniać moje marzenia, podążać za nimi-wymyślałem tę wymówkę godzinę.
-Ale..jak to? Opuszczasz nas?
-Nie martw się Edd, kiedyś na pewno wrócę
-Uh..dobrze..napisz do nas czasem. Chyba nie zdazymy dać Ci podarunków bo widzę, że już wyjeżdżasz
-Dokładnie, nie martw się, wyślę wam prezent-zamknąłem bagażnik i wsiadłem do samochodu. Przwkrwcielm kluczyki w stacyjce po czym odjechałem, zdazym jeszcze pokazać środkowy palec Jehowie. Zapowiada się długie lato.
-Żegnajcie, starzy przyjaciele...
____________
Ha! Nareszcie skończyłam tę książkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro