Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Zszedłem do kuchni lekko zaspany, nie spałem dziś bojąc się, że Tom coś głupiego wymyśli i przyjdzie zrobić mi krzywdę za te jaja. Nie chcę żeby mnie i tego dupka cokolwiek łączyło, ani dom, ani te głupie jaja.

W kuchni już wszyscy czekali jedząc i śmiejąc się z Edda. Na talerzach czekały na mnie bezkon, jajka i pomidory a Tom nie odzywał się i zachowywał jakby nigdy nic się nei stało. Usiadłem.

- Z czego się śmiejecie?-zapytałem

-Z Edda! - Matt krzyknął i uderzył ręką w stół śmiejąc się.

-No bardzo śmieszne Matt!

Spojezlamw spojrzałem na Edda. Na jego twarzy spoczywały okulary  czarnych oprawkach.

-Edd i okulary?

-Ugh...przez moją pracę pogorszył mi się wzrok... JAKBYŚ TYLE PRACOWAŁ PRZY KOMPUTERZE TO TEŻ BYĆ MUSIAŁ NOSIĆ OKULARY - Edd krzyknął w stroje wiejące go się ze śmiechu Matta.

-To chociaż był ładne wybrał!

Nie zwracałem na nich uwagi, znałem to co miałem, odstawiłem talerz do zlewu i poszedłem do mojego pokoju. Czułem potworny przypływ energi, miałem ochotę zedrzeć skórę z Toma i wsadzić mu oczy w dupe.

Wziąłem głęboki oddech.

Spokojnie, nie działamy pod wpływem emocji, Tord, mamy się ich wyrzec.

-Edd jak będziesz dziś w mieście to weź dla mnie paliwo! Kanistry są w garażu! - usiadłem w spokoju na łóżku i zamknąłem oczy.

Do pokoju wszedł Tom. Od razu chwyciłem lampkę nocną.

-Odsuń się! - warknąłem.

-Uhh..jeszcze mi zapłacisz za te jajka.. - wyszedł.

Zamknąłwm drzwi na klucz i wyjąłem ubrania z szafy.

***

Usłyszałem pukanie do drzwi.

-Tord przywiozłem Ci paliwo

-Super, już Ci oddaje pieniądze - wyjąłem portwel z bluzy i otworzyłem drzwi. Oddałem mu pieniądze i zszedłem na dół przed dom. Od razu uzupełniłem bak po czym wyprowadziłem samochód przed dom.

-Edd, Matt chodzcie tu mam wam coś do powiedzenia.

Po chwili przyszli, widziałem, że Tom zerka na nas zza okna. Oparłem się o samochód i skrzyżowałem ręce.

-Tak, Tord?

-Słuchajcie, nadszedł mój czas. Muszę was opuścić..

-Co? - Edd zmarszczył brwi.

-Wyjeżdżam do większego miasta spełniać moje marzenia, podążać za nimi-wymyślałem tę wymówkę godzinę.

-Ale..jak to? Opuszczasz nas?

-Nie martw się Edd, kiedyś na pewno wrócę

-Uh..dobrze..napisz do nas czasem. Chyba nie zdazymy dać Ci podarunków bo widzę, że już wyjeżdżasz

-Dokładnie, nie martw się, wyślę wam prezent-zamknąłem bagażnik i wsiadłem do samochodu. Przwkrwcielm kluczyki w stacyjce po czym  odjechałem, zdazym jeszcze pokazać środkowy palec Jehowie. Zapowiada się długie lato.

-Żegnajcie, starzy przyjaciele...

____________
Ha! Nareszcie skończyłam tę książkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro