Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Perfekcja(Teruhashi x Saiki)

Prawdopodobnie pierwszy polski ff o tym szipie na polskim wattpadzie

Tytuł nie ma zupełe nic wspólnego z treścią, ale... XD

____________

Szkolny bal.

Te dwa słowa złączone w jedno wyrażenie brzmiały jak najgorszy rodzaj tortur. Sala gimnastyczna pełna ludzi. Cierpienie nie tylko fizyczne (bo przecież taka ilość pospólstwa wytwarzała niewyobrażalną ilość dwutelnku węgla, co z kolei w nieklimatyzowanym pomieszczeniu groziło niedotlenieniem i omdleniem), ale również psychiczne ( tu raczej nie trzeba nic wyjaśniać – przebywanie ze znajomymi z klasy nigdy nie wpłynęło pozytywnie na czyjąkolwiek psychikę).

Na szczęście Saiki nie był zwykłym nastolatkiem i dzięki swoim wspaniałym mocą mógł uniknąć zmarnowania piątkowego wieczoru pośród ameb umysłowych, które z niewiadomych przyczyn nazywał przyjaciółmi. Gdy tylko dowiedział się o pomyśle zorganizowania balu – od razu zadeklarował, że nie chce mieć z tymi nic wspólnego. Nikt nie próbował go przekonywać do zmiany zdania i to go najbardziej niepokoiło. Nawet Nendo skwitował to tylko krótkim:Dobrze, jak nie chcesz to nie idź.

Ciekawe co oni planują, zastanawiał się gorączkowo różowowłosy. Próbował to wyczytać za pomocą swych mocy. Niestety, ani wczytywanie się w ich myśli ani spoglądanie w przyszłość nie przyniosły mu żadnych konkretnych odpowiedzi.

Bynajmniej nie uspokoiło to jego podejrzliwości.

Ostatnia czwartkowa lekcja wlokła się niemiłosiernie. Większość uczniów spała, by zebrać energię na jutrzejsze tańce. Inni wbijali znudzony wzrok w sufit, ścianę, albo stary plakat ostrzegający przed groźnymi skutkami notorycznego niewysypiania się. Pojedyncze jednostki specjalnej troski wykonywały zadania szczególnie niebezpieczne, Aren uczył Nendo jak zawiązać krawat (choć z perspektywy Kaidou wyglądało to raczej jakby chciał go udusić), Shun za pomocą cyrkla rył na ławce starożytne runy mające bronić go przed złymi mocami.

Nauczyciel nie zauważył żadnych z tych dziwów, ponieważ był do reszty pochłonięty snuciem wizji na temat balu.

Ciekawe czy uda mi się zatańczyć z panią Kato. Jeśli ubiorę moją białą koszulę w krewetki to na pewno padnie na mój widok!

Saiki westchnął rozczarowany. Tego się obawiał. Wszyscy w szkole zostali zawładnięci obsesyjnymi myślami na temat balu. Jakby założenie odświętnych strojów i poruszanie się w rytmie beznadziejnej muzyki było czymś nadzwyczaj niesamowitym.

Bez zastanowienia potrafił wymyślić tysiące lepszych form rozrywek nie wymagających udziału innych ludzi.

Znudzony zaczął podsłuchiwać rozmowy siedzących za nim anonimowych dziewcząt. Nigdy nawet nie silił się na zapamiętanie ich imion. W statystykach zawsze wypadały poniżej średniej, toteż nigdy nie znalazły się w przedmiocie jego zainteresowań. A, jednak w tej mrocznej godzinie były jego jedyną ucieczką od śmiertelnego znudzenia.

Rety, rety – cóż, za desperacja.

– Dla każdego uczestnika będzie ogromny deser kawowy przygotowany przez samego mistrza cukiernictwa Yamada Sato.– powiedziała pierwsza o wyjątkowo piskliwym głosie.

– Serio? Nie przypominam sobie... – odparła podejrzliwie patrząc na przyjaciółkę.

– Bo to ma być wielka niespodzianka! – odpowiedziała jej z wielkim entuzjazmem.. – Dlatego nikomu ani słowa!

To był jeden z niewielu momentów kiedy Saiki był zaskoczony. Zupełnie ignorował kwestie związane z balem toteż nie wiedział nawet, o której godzinie się zaczyna. Nie mówiąc dopiero o takich rewelacjach. Specjalnie usuwał wszystkie wspomnienia z przypadkowo zasłyszanych rozmów – byle nie musieć nawet przez chwile myśleć o tym utrapieniu. Ale w obliczu tych nowych faktów...

Rety, rety – chyba nie mam wyboru. Tak chciał los. Przeznaczenie związało mnie z tym deserem. A jeśli się okaże, że to jakaś pomyłka to wysadzę ich wszystkich.

Tylko dzięki tej myśli udało mu się przetrwać wszystkie dziewięć godzin piątkowych lekcji. W drodze powrotnej do domu nie potrafił ukrywać swoich emocji. Być może zareagował nawet zbyt radośnie. Przekonał się o tym widząc zaniepokojoną reakcję Nendo, który na wieść o tym, że Saiki zmienił zdanie, wykrzywił twarz o 338 stopni. Jeszcze trochę i skręcił by sobie kark.

– Nie chcecie bym z wami szedł? – zapytał różowowłosy bezczelnie grając na ich emocjach. Głowa Nendo przesunęła się jeszcze o 4 stopnie. – Wiem, że może nie jestem najbardziej społeczną jednostką, ale...

–Po prostu niepokoi nas twa nadmierna ekspresja... Zazwyczaj tak się nie zachowujesz. – powiedział Kaido patrząc na niego podejrzliwie. – Normalnie nie przepadasz za tego typu wydarzeniami i znajdujesz milion wymówek, by zostać w domu.

Chłopak wzruszył ramionami,w duchu przeklinając swoją nieostrożność. Trzeba było zostawić to wszystko mamie - jej by uwierzyli. Cóż za niesprawiedliwość.

– Pewnie Dark Reunion nim zawładnęło. – zażartował Aren.

Nendo spojrzał na niego zniesmaczony jego twarz powróciła na swe normalne miejsce. Nawet on przy braku szarych komórek ma instynkt samochozachowawczy.

Saiki nie musiał używać daru jasnowidzenia, by przewidzieć co się zaraz wydarzy. Kaido złapał go za ramiona i wbijając w niego groźne spojrzenie powiedział:

– Co zrobliście z naszym przyjacielem? Oddajcie go nam!

– Uspokój się. – powiedział Nendo łapiąc go za tył koszuli i odciągając od chłopaka. – Saiki dawno nie był tak podekscytowany, a ty chcesz go zabić!

– Cieszę się, że to Musaki organizuje ten bal. Przynajmniej nie musimy bawić się w szukanie partnerów na siłę. – powiedział zmyślając w miarę logiczny argument. – I dzięki temu, że to akurat on podjął się...

Aren parsknął śmiechem. Nawet Neno mu nie wierzył. I choć ich przyjaźni była na wysokim poziomie to przez tę sytuację wskaźnik nieznacznie mu spadły. Początkowo nie rozumiał o co chodzi - a gdy wreszcie znalazł przyczynę problemu nie mógł w to uwierzyć.

Zdołałem znaleźć sto osiemnaście sposobu na rozwiązanie tego problemu. Pierwszem, to które według niego było najrozsądniejsze, oznaczało powiedzenie im prawdy. Niestety, nikt mi w to nie uwierzył. Wyśmiali go, przyparli do muru, po czym zaczęli by go troturować słodkim słówkami i błagającymi spojrzeniami.

I ostatecznie i tak wszystko sprowadza się do tego, że będę musiała powiedzieć...

Bo ona tam będzie.

Wszyscy trzej zatrzymali się i spojrzeli na niego zszokowani. Saiki, jednak jest zwyczajnym chłopakiem! – rozbrzmiały zachwyty w ich myślach.

Rety, rety – czego się nie robi dla podwyższenia wskaźników.

– To żałuj, że nie ćwiczyłeś z nami tańca! – powiedział jak zawsze dobroduszny Nendo. – Jak potkniesz się w tańcu, to na zawsze stracisz w jej oczach!

Ale nie nastawiaj się na zbyt wiele! – powiedział Aren. – Haaro brał czynny udział w przygotowaniu balu. Ponoć w ramach kolacji mają zaserwować dania wysokobiałkowe, a jedynym napojem będą energetyki...

Dlatego Saiki zaczynał mieć wątpliwości czy faktycznie otrzyma swój wymarzony deser. Haaro byłby ostatnią osobą, która zaprosiła by mistrza cukiernictwa. Chociaż...

W ostatecznym rozrachunku lepiej było chociażby spróbować. A poza tym patrząc na nich na pewno będa potrzebowali mojego wsparcia. Lecz jeśli sytuacja mnie przerośnie...

To ich wszystkich wysadzę.

Tak, więc zamiast siedzieć na łóżku i czytać kolejny tom ulubionej mangi– stał przed lustrem i poprawiał swoją nienaganną fryzurę. Specjalnie na tę okazję ubrał nawet ciemny garnitur i niebieską koszulę.

Rety, rety... Po co ja się tak staram?

Zszedł na dół i westchnął głęboko. Była dopiero siedemnasta, jego przyjaciele mieli się pojawić dopiero za pół godziny. Jednakże nie miał nic ciekawszego do roboty – ani nie zdążyłby zagrać w żadną grę ani obejrzeć anime (bo przecież nigdy nie da się obejrzeć tylko jednego odcinka)

– Kusuniu, gdzie idziesz? – zapytała matka swym słodkim głosem, gdy pojawił się w salonie.

Doskonale wiedziała, gdzie idzie, ponieważ kilka minut wcześniej dzwoniła do niej Teruhasi i pytała ją czy Saiki, jednak przyjdzie na bal. Przerażająca, natrętka.

Mimo to matka pragnęła usłyszeć to z jego ust. Kusunio taki społeczny się zrobił!

Ale on nie zamierzał bawić się w jej gierki. Był, przecież na to zdecydowanie zbyt inteligentny.

Dobrze wiesz, gdzie idę.

-Tak się odpowiada matce? – zapytał oburzony ojciec, który siedział na kanapie i czytał gazetę.

– Zostań tu z nami opowiemy, ci jak wyglądał nasz pierwszy bal. – powiedziała. – Może to coś ci pomoże zredukować stres!

Usiadł wygodnie na fotelu i zaczął wysłuchiwać jej absurdalnej historii. Mimo wszystko po ostatnich zawirowaniach wiedział, że lepiej czasem posłuchać nawet takich bredni. Nigdy nie wiadomo kiedy znów przyjdzie mu cofać się w czasie. A w przeszłości jego jedynym ratunkiem mogą się okazać ich barwne wspomnienia. Jego logiczny umysł został wystawiony na poważne tortury, gdy musiał słuchać relacji swojego ojca.

– ... I wtedy zgubiłem twoją mamę pośród tłumu. Bałem się, że straciłem ją na zawsze. Ale wtedy w myślach uslyszałem jej głos. Nawoływała mnie. Poszedłem, więc do stolika z napojami i odnalazłem ją.

Co za brednie. Naprawdę nie uważasz, że lepie by było byś został bajkopisarzem? Nadawałbyś się do tej roli idealnie.

– Oj, Kusuniu. – westchnęła zatroskana matka i zapytała To ty nie wiesz, skarbie, że między zakochanymi osobami wytwarza się specjalna więź i mogą rozmawiać ze sobą telepatycznie?

Mówisz to tak jakby to była najbardziej powszechna forma zdobywania tej umiejętności.

A nie jest? – Oburzony ojciec podniósł się z kanapy. – Tylko ty jesteś jedynym bezlitosnym telepatykiem! Wszyscy inni obdarzeni boską mocą to ludzie miłosierdzia!

Różowowłosy uśmiechnął się pod nosem. Otrzymanie mocy parapsychicznych przywiązuje się wielu rzeczom – zwykłemu przypadkowi, naturze, bogom, naukowcom. Ale, żeby wplatać tu żałosną reakcję chemiczną nazywaną miłością to absurd i zniewaga dla wszystkich sił tego świata.

– Kuso.. przesadzasz... – powiedział ojciec. – Może i jesteś potężny, ale to nie znaczy, że posiadasz całą wiedzę.

Chłopak uniósł brew do góry dając wyraz swojego zwątpienia w jego słowa.

Od dalszej rozmowy wybawił go dźwięk dzwonka do drzwi.I choć czuł, że to co zobaczy po drugiej stronie progu go przerazi – nie spodziewał się tego.

Rety, rety z deszczu pod rynnę. Czemu nie zadaję się z normalnymi ludźmi?

Nendo wyglądał jeszcze dziwniej niż zwykle. Miał na sobie zwyczajną czerwoną koszulę i krótką szkocką spódniczkę. I może dałoby się to jeszcze uzasadnić inspiracją kulturą kaledoni. Ale patrząc na jego różowe klapki i starannie dobrane do nich dziurawe niebieskie skarpety – trzeba by raczej nazwać to zniewagą tejże kultury. Jak to zobaczy jakiś Szkot, to zapewne cała Anglia wypowie wojnę Japonii.

– Próbowaliśmy mu powiedzieć, że to błąd... – powiedział niebieskowłosy widząc konsternację na twarzy Saikiego.. – Ale...

– Równo...upraw...ienie. – oznajmił z dumą olbrzym.

Wyczytał to słowo w jakiejś gazecie – było długie i skomplikowane, toteż stanowiło dla niego swoiste zaklęcie. Postanowił się go trzymać – zwłaszcza, że poświęcił całe dwie godziny, by zrozumieć co ono mniej – więcej znaczy.

Przynajmniej nauczył się czegoś nowego... Szkoda, że nie można tego powiedzieć o reszcie.

Kaido przywdział długi płaszcz, a na plecach miał kołczan pełen zatrutych strzał. Saiki nawet nie odważył się zapytać gdzie ma łuk. Wolał tego nie wiedzieć. A Aren najwyraźniej pomylił szkolny bal ze zjazdem motocyklistów.

– Dobrze, że nie organizują konkursu na najgorzej ubraną osobę. – powiedział Kaido kładąc dłoń na ramieniu różowo włosego. – Niestety z przykrością muszę powiedzieć, że na pewno byś go wygrał Saiki.

Aren potwierdził jego słowa cichym mruknięciem.

– Powinieneś zapytać nas o radę! – powiedział Nendo. – Następnym razem nie bój się prosić nas o pomoc!

Podziękuje! Nie będzie żadnego następnego razu – obiecał sobie, gdy tylko przekroczył próg sali i stało się jasne, że deser czekoladowy już na zawsze pozostanie w strefie marzeń.

Stół z przekąskami usłany był marchwią w każdej postaci. Ktoś podle go oszukał. Na razie nie zamierzał szukać sprawców. Zajmie się tym później, gdy będzie bezpieczny.

Teraz muszę się skupić na tym, by jak najszybciej stąd uciec.

Okazja nadarzyła się szybciej niż się spodziewał. Przed pierwszym tańcem nastąpiło straszne zamieszanie. Wszyscy szukali partnerów, ponieważ nikt nie ustalał tego wcześniej.

Już miał chwytać za klamkę, gdy poczuł jak ktoś dotyka jego ramienia. Odwracając się przybrał kamienną maskę na twarz. Doskonale wiedział czyją twarz zobaczy.

– Cześć, Saiki. – powiedziała uśmiechając się delikatnie. – Z kim tańczysz?

I choć wydawało się to niemożliwe, Teruhashi wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Była ubrana w długą pudrowo różową sukienkę. Nawet buty miała te same. Mimo to widząc ją z trudem powstrzymywał się od zachwytu. Było w niej coś nieziemskiego. I choć sam posiadał nadprzyrodzone moce – czuł, że nie miał takiej siły by stworzyć coś równie pięknego.

Bez przesady. Prócz pięknej twarzyczki nie ma w niej nic wyjątkowego...

Próbował sobie wmawiać, lecz mając wgląd do jej myśli, wiedział, że to nieprawda. Bo choć otaczał ją krąg adoratorów. (A wśród niego było kilku bogaczy, erudytów, ludzi z klasą). Ona marzyła tylko o jednym, żeby pewien różowo włosy chłopak poprosił ją do tańca. Specjalnie spóźniła się, byle mieć pewność, że wszyscy znajdą sobie inne partnerki.

Jej zawziętość jest czymś niezdrowym.

Saiki czuł, że nie powinien tego robić. Ryzykował gniewem całej szkoły. Ale mimo to wiedział, że musi to zrobić. Jeśli chce ocalić swoich przyjaciół – musi poświęcić najwyższą cenę.

Od tego zależały losy całego świata. Nigdy tak bardzo nie przeklinał swojego daru przewidywania.

Jeżeli nie poproszę jej do tańca, zrozpaczona ucieknie przed chmarą amantów do łazienki. Jednakże po drodze natknie się na Hairo, który akurat robił pompki na korytarzu. Nie chcąc mu przeszkadzać postanowi pójść na drugie piętro. Na schodach spotka Toritsukę. Widząc ją zalaną łzami, przyzwie ducha. Poruszona jego delikatnością i szarmancją – opowie mu o wszystkim. Toritsuka nieopatrznie powie jej o wszystkim. Rozwścieczone duchy zwołają naradę i ześlą na świat najpotężniejszego spośród nich.

I wtedy czeka nas wszystkich zagłada.

– Teruhashi zatańczysz ze mną. – powiedział beznamiętnym głosem jakby oznajmiał jej, że została skazana na ścięcie.

– Tak. – odparła nieśmiało choć sama wątpiła, czy padło jakiekolwiek pytanie.

Niemniej chciała chociaż zachować pozory. Była idealna, tak więc wszystko wokół niej również musiało takie być. I choć nawet nie zaoferował jej swojej ręki – ujęła delikatnie jego dłoń. Posłał jej tylko zaskoczone spojrzenie.

Opłacało się robić maraton amerykańskich filmów młodzieżowych! - pomyślała z dumą.

Rety, rety poważnie zastanawiam się nad tym, by odciąć to miasto od Internetu.

Gdy prowadził ją w stronę parkietu czuł na sobie setki zazdrosnych spojrzeń. Spodziewał się, że ludzie będą go za to nienawidzić, ale nie sądził, że aż tak. Jego licznik ogólnej przyjaźni spadł do – 1. Gdy zaczął lecieć jeszcze bardziej w dół – przestał zwracać na niego uwagę. Spojrzał na Teruhashi zastanawiając się co oni wszyscy w niej takiego widzą. Piękna buzia, idealne gesty, nienaganne zachowanie, wspaniała we wszystkim co robi. A co kryje się pod tą powłoką?

Nie miał zbytnio czasu, by się zastanawiać, bo oto rozbrzmiała muzyka. Nie znał kroków toteż musiał uważnie obserwować wszystkich wokół.

– Saiki... Ciekawe, gdzie on nauczył się tak tańczyć. Jest taki idealny! Ale co oni wszyscy teraz pomyślą? Co będą o mnie mówić?

Oni tego nie widzą. Nie wiedzą o wszystkich czarnych myślach kłębiących się w jej głowie. Nie widzą w niej tego wszystkiego co ludzkie...

A przecież to właśnie czyni ją najpiękniejszą. Jej dłonie były miękkie jak aksamit. Kroki delikatne i lekkie – postronny obserwator mógł odnieść wrażenie, że unosi się w powietrzu. Po prostu – chodzący ideał. Perfekcja do, której z pewnością dążyła każda dziewczyna na tej sali – wszystkie pragnęły być takiej jak Teruhasi. Każdy chłopak na sali marzył, by niebieskowłosa chociażby na niego spojrzała. Podziwiali ją i wielbili. Saiki sądził, że komuś takiemu jak Kokomi nic więcej nie jest potrzebne do szczęścia. By potwierdzić swe przypuszczenia - spojrzał jej w oczy.

I nie musiał nawet używać telepsychozy (czy innego luja) by pojąć jak bardzo się mylił.

Ale co z tego wszystkiego skoro w głębi serca jest taka nieszczęśliwa?

– Nie powinnaś się tyle przejmować opinią innych. – powiedział.

– Mnie to mówisz? – zapytała z delikatną nutką urazy. – To ty cały czas się oglądasz wokół i patrzysz nerwowo po sali.

Wywrócił oczyma. Gdybyś tylko wiedziała, dlaczego to robię. Ja po prostu boję się o własne życie. Tańczyć z tobą to jak nieść ładunek wybuchowy w metrze.

– Jesteś zbyt idealna. – odparł.

Jej twarz pokrył delikatny rumieniec. Uśmiechnął się. W jakiś sposób ucieszyło go, że jego komplement nie został zbyty jak komplementy innych. Nigdy nie lubił być wyjątkowy. Całe życie marzył, by być zwyczajnym. Ale z nią wszystko było inaczej.

Chciał, by ten moment trwał wiecznie. Nie dbał o wszystko wokół. To było coś co wykraczało poza jego umiejętności. Nawet nie musiał czytać w jej myślach, by wiedzieć co robić. Przestał patrzeć na innych. Teraz byli tam tylko we dwoje. Harmonia.

Przestań się nad tym zastanawiać.

Uśmiechnął się delikatnie.

Z jakiegoś bardzo dziwnego powodu – nie przeszkadzało mu to. Wszystko było idealnie. I właśnie to nie dawało mu spokoju. Czuł się jak w jakimś tandetnym romansidle. Tylko czekać aż zaraz ktoś wbije mu nóż w plecy i całość przemieni się w kiczowaty kryminał.

Może to znak od niebios, by wreszcie wyznać jej prawdę? Skoro mamy do czynienia z schematycznym balem...

W sekundę przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze. Nie miał wątpliwości – nie będzie lepszej okazji. Złamie jej to serce, zacznie się mnie bać, ale... Przynajmniej wreszcie będę miał spokój do końca życia.

– Powinienem ci już to dawno powiedzieć... – zaczął.

Nie musiał nawet zaglądać w jej umysł, by wiedzieć jak ta niefortunna kombinacja słów wpłynęła na dziewczynę.

Rety, rety jak ja mam jej teraz powiedzieć, że posiadam moce, skoro liczyła na to, że wyznam jej miłość?

– Nie musisz się krępować... – powiedziała uśmiechając się do niego.

Rety, rety cóż za katastrofa... Którą z trzech tysięcy opcji wybrać?

Ale wtedy stało się coś czego nie był w stanie przewidzieć. Ktoś wpadł na Teruhashi i popchnął ją wprost w jego ramiona. Ich usta złączyły się w niespodziewanym pocałunku. Saiki szybko otrząsnął się z szoku i zdołał wyłapać winowajcę.

Rety, rety Nendo ty naprawdę masz jakieś zapędy autodestrukcyjne.

Och, przepraszam. – powiedział zmieszany. – Ale muszę przyznać, że słodko razem wyglądacie!

– Saiki... – wyszeptała Teruhashi i przeczuwając nadchodzącą kattastrofę dodała – Uważaj...

Lecz było już za późno na ostrzeżenia. Jej fanklub nawet nie czekał na sygnał do ataku. W ostatniej chwili udało mu się wyskoczyć przez okno. Przerażona dziewczyna wydała zduszony okrzyk.

Rety, rety, ale się wkopałem. Chyba lepiej, by było, gdybym nigdy z nią nie tańczył. Ale nic na mnie już pora.

Już miał teleportować się z powrotem do domu, gdy doznał niepokojącej wizji. Nendo stał na stercie podręczników do matematyki polanych benzyną. Szef fanklubu Teruhashi trzymając w dłoni pochodnię powiedział do niego To za naszą najwspanialszą Anielicę!

Rety, rety, wiec to jednak jeszcze nie koniec?

Teruhashi niespokojnie wychyliła się przez okno szukając zwłok różowowłosego. Była idealna toteż, doskonale znała prawa fizyki. Nie było szans, by Saiki mógł to przeżyć. Tłum adoratorów gotowych ją pocieszyć napierał na nią coraz bardziej. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się po drugiej stronie okna. Jej wierni fani wydali zbiorowy okrzyk och pełen rozpaczy. Ona sama nie zdążyła nawet odnotować, że spada, gdy znalazła się niebezpiecznie blisko ziemi.

Saiki złapał ją w ostatniej chwili przeklinając tego kto wpadł na pomysł robienia sali gimnastycznej tak wysoko. Mam wrażenie, że cały ten świat jest przeciwko mnie.

I po co ja go tak zaciekle bronię?

– Och. – powiedział głosem pełnym niedowierzania we własnego pecha. Było to och wyrażające ból egzystencjonalny.

Ale Teruhashi była w takim osłupieniu, że była pewna, iż słowa są kierowane do niej. W jej głowie zaczął się istny potok szczęśliwych myśl w rytm marszu weselnego.

Rety, rety teraz to dopiero mamy katastrofę.

Saiki za to powoli przypominał sobie melodię marszu pogrzebowego, poważnie zastanawiał się czy dożyje świtu.

– Musimy uciekać. – powiedział czując, że czas na kliszową formułkę.

Dziewczyna nie miała nic przeciwko. Z tobą to mogę uciec nawet na Księżyc.

Spojrzał na nią, poważnie rozważając jej propozycję. Jednakże -wolał nie korzystać z teleportacji. I tak tego wieczoru skupiało się wokół jego osoby zdecydowanie za dużo uwagi. Słysząc odgłosy nadbiegających uczniów – chwycił ją za rękę i zaczął prowadzić przez miasto. Rozpaczliwie rozglądał się za jakąś przyziemną kryjówką.

I wtedy zobaczył stary, katolicki kościół. Zupełnie nie miał pojęcia co chrześcijańska budowla robi pośrodku japońskiego miasta, lecz uznał, że nie jest to ani czas ani miejsce, by się nad tym zastanawiać. Ukradkiem korzystając z mocy otworzył drzwi.

– Saiki—kun nie spodziewałam się tego po tobie. – powiedziała. – Więc tak naprawdę zawsze marzyłeś o ślubie rodem z amerykańskich filmów? Jestem zaskoczona.

To naprawdę jest przeznaczenie!

Saiki milczał. Przebywanie sam na sam z Teruhashi zawsze było dla niego stresujące. Żeby tylko nic się jej nie stało. I przede wszystkim – żeby nikt nas razem nie zobaczył. Choć w obecnej sytuacji i tak wszyscy zapewne już widzieli wystarczająco, by uznać ich za parę. Trzeba wyemigrować... Może na jakąś bezludną wyspę?

– Dziękuje za to, że mnie uratowałeś. – powiedziała rumieniąc się lekko. Och, Saiki jesteś moim prawdziwym rycerzem.

Wzdrygnął się wyobrażając sobie siebie w roli rycerza w pełnej zbroi na białym rumaku.

Teraz chyba zaczynam tego żałować.

Naprawdę?

Spojrzał na nią. Rety, rety kogo ja oszukuję. Mogłem pozwolić jej zginąć,ale czym byłby świat bez Teruhashi? Zrobiłem kiedyś symulację wymiaru bez tej niebieskowłosej anielicy i tak jak się obawiałem – to nie był by dobry świat.

Ale niech nie liczy na to, że kiedykolwiek powiem och. To prostackie westchnięcie nie jest adekwatne do jej osoby. Prostacki niedorozwiniętych umysłowo idiotów. Nie, ktoś taki zasługuje na bardziej rozbudowane pochwały. Jakąś balladę albo trzynastozgłoskowiec.

Dziewczyna zaczęła się jąkać wskazując palcem na jego usta.

– Opętał cię jakiś demon! – krzyknęła. – Przemawiał twoim głosem, choć nawet nie otworzyłeś ust!

Saiki zamarł. Początkowo nawet tego nie zauważył. Zignorował to, bo wiedział, że to nie jest możliwe.

A teraz przez jego pewność siebie znalazł się w krytycznej sytuacji. Nienawidził takich chwili, bo wiedział,że użycie mocy parapsychicznych nic nie pomoże. Miał świadomość, że w takich chwilach jedynym rozwiązaniem była rozmowa. A on tak bardzo bał się mówić.

Na szczęście teraz już nie musisz.

Jak ty to zrobiłaś? – zapytał zszokowany.

To pewnie moje rozluźnienie... Musiałem nieświadomie rozpocząć telepatię. Napiął wszystkie mięśnie starając się przerwać połączenie. Musiało się udać.

Aż tak bardzo wstydzisz się swoich myśli?

Zaschło mu w ustach. To tylko jakiś dziwny sen. Nic nie mówiąc – teleportował się do swojego domu. Akurat trafił w sam środek przepełnionej słodyczą rozmowy rodziców. Popatrzyli na niego zmartwieni. Po tylu latach zdążyli się przyzwyczaić do jego nagłego pojawiania się i znikania. Ale zazwyczaj zaraz po przybyciu był bardzo zadowolony.

Teraz, jednak wyglądał na wyraźnie przybitego i gdyby nie fakt, że był Saikim Kuso, matka mogła by rzec, że przerażonym.

– Kusuniu, co się stało?

Ty mi to powiedź.

**

Wybacz, że kazałem ci tyle czekać, ale musiałem coś sprawdzić. – powiedział pojawiając się z powrotem w kościele.

Dziewczyna chodziła po całym pomieszczeniu. Powrót chłopaka sprawił, że zaczęła stawiać kroki jeszcze szybciej. Czyżby zamierzała wziąć udział we wyścigu Formuły 1? Napewno by wygrała.

– Oj, Saiki nic nie szkodzi. – odpowiedziała słodkim głosem i podchodząc do niego zapytała troskliwie: Naprawdę nic się nie stało?

Milczał, by dokładnie przeanalizować sytuację. Od dziewczyny biła niezwykle gniewna aura. Rety, rety co ja narobiłem.

– Przecież wiem, że jesteś wściekła. – odparł. – Nie musisz udawać.

Nagle całe pomieszczenie jakby pociemniało. Poczuł gęsią skórkę. Szkoda, że ci jej wszyscy zalotnicy nie widzą jej teraz. Od razu przeszło by im to całe zauroczenie, gdyby ujrzeli tego anioła zagłady.

– Zostawiłeś mnie SAMĄ w zimnym, ponurym kościele.

Zadrżał. Ta dziewczyna potrafiła być groźna. Dla własnego bezpieczeństwa wolał ani nic nie mówić ani nic nie myśleć aż wreszcie jej przejdzie. Wiedział, że czasem to właśnie milczenie jest najlepszą rzeczą jaką można zrobić dla drugiej osoby.

Musiał zaczekać aż dwie minuty. To były niewątpliwie jeden z najbardziej stresujących okresów w jego życiu.

– No, wygląda na to, że jeszcze trochę tu posiedzimy. – powiedziała na głos i wyjmując z kieszeni karty zapytała: – Chcesz może zagrać w Uno?

Skinął głową. Nie zamierzał nawet pytać skąd miała plik kart w sukience wieczorowej.

Pewnie to sobie wszystko zaplanowałaś...

Uśmiechnęła się delikatnie. Westchnął dając jej za wygraną. I choć spędzanie wieczorów w opuszczonych kaplicach nie było jego ulubionym zajęciem - to nie narzekał.

Nareszcie znalazł kogoś kto stanowił dla niego realną konkurencję.Perfect

Szkolny bal.

Te dwa słowa złączone w jedno wyrażenie brzmiały jak najgorszy rodzaj tortur. Sala gimnastyczna pełna ludzi. Cierpienie nie tylko fizyczne (bo przecież taka ilość pospólstwa wytwarzała niewyobrażalną ilość dwutelnku węgla, co z kolei w nieklimatyzowanym pomieszczeniu groziło niedotlenieniem i omdleniem), ale również psychiczne ( tu raczej nie trzeba nic wyjaśniać – przebywanie ze znajomymi z klasy nigdy nie wpłynęło pozytywnie na czyjąkolwiek psychikę).

Na szczęście Saiki nie był zwykłym nastolatkiem i dzięki swoim wspaniałym mocą mógł uniknąć zmarnowania piątkowego wieczoru pośród ameb umysłowych, które z niewiadomych przyczyn nazywał przyjaciółmi. Gdy tylko dowiedział się o pomyśle zorganizowania balu – od razu zadeklarował, że nie chce mieć z tymi nic wspólnego. Nikt nie próbował go przekonywać do zmiany zdania i to go najbardziej niepokoiło. Nawet Nendo skwitował to tylko krótkim:Dobrze, jak nie chcesz to nie idź.

Ciekawe co oni planują, zastanawiał się gorączkowo różowowłosy. Próbował to wyczytać za pomocą swych mocy. Niestety, ani wczytywanie się w ich myśli ani spoglądanie w przyszłość nie przyniosły mu żadnych konkretnych odpowiedzi.

Bynajmniej nie uspokoiło to jego podejrzliwości.

Ostatnia czwartkowa lekcja wlokła się niemiłosiernie. Większość uczniów spała, by zebrać energię na jutrzejsze tańce. Inni wbijali znudzony wzrok w sufit, ścianę, albo stary plakat ostrzegający przed groźnymi skutkami notorycznego niewysypiania się. Pojedyncze jednostki specjalnej troski wykonywały zadania szczególnie niebezpieczne, Aren uczył Nendo jak zawiązać krawat (choć z perspektywy Kaidou wyglądało to raczej jakby chciał go udusić), Shun za pomocą cyrkla rył na ławce starożytne runy mające bronić go przed złymi mocami.

Nauczyciel nie zauważył żadnych z tych dziwów, ponieważ był do reszty pochłonięty snuciem wizji na temat balu.

Ciekawe czy uda mi się zatańczyć z panią Kato. Jeśli ubiorę moją białą koszulę w krewetki to na pewno padnie na mój widok!

Saiki westchnął rozczarowany. Tego się obawiał. Wszyscy w szkole zostali zawładnięci obsesyjnymi myślami na temat balu. Jakby założenie odświętnych strojów i poruszanie się w rytmie beznadziejnej muzyki było czymś nadzwyczaj niesamowitym.

Bez zastanowienia potrafił wymyślić tysiące lepszych form rozrywek nie wymagających udziału innych ludzi.

Znudzony zaczął podsłuchiwać rozmowy siedzących za nim anonimowych dziewcząt. Nigdy nawet nie silił się na zapamiętanie ich imion. W statystykach zawsze wypadały poniżej średniej, toteż nigdy nie znalazły się w przedmiocie jego zainteresowań. A, jednak w tej mrocznej godzinie były jego jedyną ucieczką od śmiertelnego znudzenia.

Rety, rety – cóż, za desperacja.

– Dla każdego uczestnika będzie ogromny deser kawowy przygotowany przez samego mistrza cukiernictwa Yamada Sato.– powiedziała pierwsza o wyjątkowo piskliwym głosie.

– Serio? Nie przypominam sobie... – odparła podejrzliwie patrząc na przyjaciółkę.

– Bo to ma być wielka niespodzianka! – odpowiedziała jej z wielkim entuzjazmem.. – Dlatego nikomu ani słowa!

To był jeden z niewielu momentów kiedy Saiki był zaskoczony. Zupełnie ignorował kwestie związane z balem toteż nie wiedział nawet, o której godzinie się zaczyna. Nie mówiąc dopiero o takich rewelacjach. Specjalnie usuwał wszystkie wspomnienia z przypadkowo zasłyszanych rozmów – byle nie musieć nawet przez chwile myśleć o tym utrapieniu. Ale w obliczu tych nowych faktów...

Rety, rety – chyba nie mam wyboru. Tak chciał los. Przeznaczenie związało mnie z tym deserem. A jeśli się okaże, że to jakaś pomyłka to wysadzę ich wszystkich.

Tylko dzięki tej myśli udało mu się przetrwać wszystkie dziewięć godzin piątkowych lekcji. W drodze powrotnej do domu nie potrafił ukrywać swoich emocji. Być może zareagował nawet zbyt radośnie. Przekonał się o tym widząc zaniepokojoną reakcję Nendo, który na wieść o tym, że Saiki zmienił zdanie, wykrzywił twarz o 338 stopni. Jeszcze trochę i skręcił by sobie kark.

– Nie chcecie bym z wami szedł? – zapytał różowowłosy bezczelnie grając na ich emocjach. Głowa Nendo przesunęła się jeszcze o 4 stopnie. – Wiem, że może nie jestem najbardziej społeczną jednostką, ale...

–Po prostu niepokoi nas twa nadmierna ekspresja... Zazwyczaj tak się nie zachowujesz. – powiedział Kaido patrząc na niego podejrzliwie. – Normalnie nie przepadasz za tego typu wydarzeniami i znajdujesz milion wymówek, by zostać w domu.

Chłopak wzruszył ramionami,w duchu przeklinając swoją nieostrożność. Trzeba było zostawić to wszystko mamie - jej by uwierzyli. Cóż za niesprawiedliwość.

– Pewnie Dark Reunion nim zawładnęło. – zażartował Aren.

Nendo spojrzał na niego zniesmaczony jego twarz powróciła na swe normalne miejsce. Nawet on przy braku szarych komórek ma instynkt samochozachowawczy.

Saiki nie musiał używać daru jasnowidzenia, by przewidzieć co się zaraz wydarzy. Kaido złapał go za ramiona i wbijając w niego groźne spojrzenie powiedział:

– Co zrobliście z naszym przyjacielem? Oddajcie go nam!

– Uspokój się. – powiedział Nendo łapiąc go za tył koszuli i odciągając od chłopaka. – Saiki dawno nie był tak podekscytowany, a ty chcesz go zabić!

– Cieszę się, że to Musaki organizuje ten bal. Przynajmniej nie musimy bawić się w szukanie partnerów na siłę. – powiedział zmyślając w miarę logiczny argument. – I dzięki temu, że to akurat on podjął się...

Aren parsknął śmiechem. Nawet Neno mu nie wierzył. I choć ich przyjaźni była na wysokim poziomie to przez tę sytuację wskaźnik nieznacznie mu spadły. Początkowo nie rozumiał o co chodzi - a gdy wreszcie znalazł przyczynę problemu nie mógł w to uwierzyć.

Zdołałem znaleźć sto osiemnaście sposobu na rozwiązanie tego problemu. Pierwszem, to które według niego było najrozsądniejsze, oznaczało powiedzenie im prawdy. Niestety, nikt mi w to nie uwierzył. Wyśmiali go, przyparli do muru, po czym zaczęli by go troturować słodkim słówkami i błagającymi spojrzeniami.

I ostatecznie i tak wszystko sprowadza się do tego, że będę musiała powiedzieć...

Bo ona tam będzie.

Wszyscy trzej zatrzymali się i spojrzeli na niego zszokowani. Saiki, jednak jest zwyczajnym chłopakiem! – rozbrzmiały zachwyty w ich myślach.

Rety, rety – czego się nie robi dla podwyższenia wskaźników.

– To żałuj, że nie ćwiczyłeś z nami tańca! – powiedział jak zawsze dobroduszny Nendo. – Jak potkniesz się w tańcu, to na zawsze stracisz w jej oczach!

Ale nie nastawiaj się na zbyt wiele! – powiedział Aren. – Haaro brał czynny udział w przygotowaniu balu. Ponoć w ramach kolacji mają zaserwować dania wysokobiałkowe, a jedynym napojem będą energetyki...

Dlatego Saiki zaczynał mieć wątpliwości czy faktycznie otrzyma swój wymarzony deser. Haaro byłby ostatnią osobą, która zaprosiła by mistrza cukiernictwa. Chociaż...

W ostatecznym rozrachunku lepiej było chociażby spróbować. A poza tym patrząc na nich na pewno będa potrzebowali mojego wsparcia. Lecz jeśli sytuacja mnie przerośnie...

To ich wszystkich wysadzę.

Tak, więc zamiast siedzieć na łóżku i czytać kolejny tom ulubionej mangi– stał przed lustrem i poprawiał swoją nienaganną fryzurę. Specjalnie na tę okazję ubrał nawet ciemny garnitur i niebieską koszulę.

Rety, rety... Po co ja się tak staram?

Zszedł na dół i westchnął głęboko. Była dopiero siedemnasta, jego przyjaciele mieli się pojawić dopiero za pół godziny. Jednakże nie miał nic ciekawszego do roboty – ani nie zdążyłby zagrać w żadną grę ani obejrzeć anime (bo przecież nigdy nie da się obejrzeć tylko jednego odcinka)

– Kusuniu, gdzie idziesz? – zapytała matka swym słodkim głosem, gdy pojawił się w salonie.

Doskonale wiedziała, gdzie idzie, ponieważ kilka minut wcześniej dzwoniła do niej Teruhasi i pytała ją czy Saiki, jednak przyjdzie na bal. Przerażająca, natrętka.

Mimo to matka pragnęła usłyszeć to z jego ust. Kusunio taki społeczny się zrobił!

Ale on nie zamierzał bawić się w jej gierki. Był, przecież na to zdecydowanie zbyt inteligentny.

Dobrze wiesz, gdzie idę.

-Tak się odpowiada matce? – zapytał oburzony ojciec, który siedział na kanapie i czytał gazetę.

– Zostań tu z nami opowiemy, ci jak wyglądał nasz pierwszy bal. – powiedziała. – Może to coś ci pomoże zredukować stres!

Usiadł wygodnie na fotelu i zaczął wysłuchiwać jej absurdalnej historii. Mimo wszystko po ostatnich zawirowaniach wiedział, że lepiej czasem posłuchać nawet takich bredni. Nigdy nie wiadomo kiedy znów przyjdzie mu cofać się w czasie. A w przeszłości jego jedynym ratunkiem mogą się okazać ich barwne wspomnienia. Jego logiczny umysł został wystawiony na poważne tortury, gdy musiał słuchać relacji swojego ojca.

– ... I wtedy zgubiłem twoją mamę pośród tłumu. Bałem się, że straciłem ją na zawsze. Ale wtedy w myślach uslyszałem jej głos. Nawoływała mnie. Poszedłem, więc do stolika z napojami i odnalazłem ją.

Co za brednie. Naprawdę nie uważasz, że lepie by było byś został bajkopisarzem? Nadawałbyś się do tej roli idealnie.

– Oj, Kusuniu. – westchnęła zatroskana matka i zapytała To ty nie wiesz, skarbie, że między zakochanymi osobami wytwarza się specjalna więź i mogą rozmawiać ze sobą telepatycznie?

Mówisz to tak jakby to była najbardziej powszechna forma zdobywania tej umiejętności.

A nie jest? – Oburzony ojciec podniósł się z kanapy. – Tylko ty jesteś jedynym bezlitosnym telepatykiem! Wszyscy inni obdarzeni boską mocą to ludzie miłosierdzia!

Różowowłosy uśmiechnął się pod nosem. Otrzymanie mocy parapsychicznych przywiązuje się wielu rzeczom – zwykłemu przypadkowi, naturze, bogom, naukowcom. Ale, żeby wplatać tu żałosną reakcję chemiczną nazywaną miłością to absurd i zniewaga dla wszystkich sił tego świata.

– Kuso.. przesadzasz... – powiedział ojciec. – Może i jesteś potężny, ale to nie znaczy, że posiadasz całą wiedzę.

Chłopak uniósł brew do góry dając wyraz swojego zwątpienia w jego słowa.

Od dalszej rozmowy wybawił go dźwięk dzwonka do drzwi.I choć czuł, że to co zobaczy po drugiej stronie progu go przerazi – nie spodziewał się tego.

Rety, rety z deszczu pod rynnę. Czemu nie zadaję się z normalnymi ludźmi?

Nendo wyglądał jeszcze dziwniej niż zwykle. Miał na sobie zwyczajną czerwoną koszulę i krótką szkocką spódniczkę. I może dałoby się to jeszcze uzasadnić inspiracją kulturą kaledoni. Ale patrząc na jego różowe klapki i starannie dobrane do nich dziurawe niebieskie skarpety – trzeba by raczej nazwać to zniewagą tejże kultury. Jak to zobaczy jakiś Szkot, to zapewne cała Anglia wypowie wojnę Japonii.

– Próbowaliśmy mu powiedzieć, że to błąd... – powiedział niebieskowłosy widząc konsternację na twarzy Saikiego.. – Ale...

– Równo...upraw...ienie. – oznajmił z dumą olbrzym.

Wyczytał to słowo w jakiejś gazecie – było długie i skomplikowane, toteż stanowiło dla niego swoiste zaklęcie. Postanowił się go trzymać – zwłaszcza, że poświęcił całe dwie godziny, by zrozumieć co ono mniej – więcej znaczy.

Przynajmniej nauczył się czegoś nowego... Szkoda, że nie można tego powiedzieć o reszcie.

Kaido przywdział długi płaszcz, a na plecach miał kołczan pełen zatrutych strzał. Saiki nawet nie odważył się zapytać gdzie ma łuk. Wolał tego nie wiedzieć. A Aren najwyraźniej pomylił szkolny bal ze zjazdem motocyklistów.

– Dobrze, że nie organizują konkursu na najgorzej ubraną osobę. – powiedział Kaido kładąc dłoń na ramieniu różowo włosego. – Niestety z przykrością muszę powiedzieć, że na pewno byś go wygrał Saiki.

Aren potwierdził jego słowa cichym mruknięciem.

– Powinieneś zapytać nas o radę! – powiedział Nendo. – Następnym razem nie bój się prosić nas o pomoc!

Podziękuje! Nie będzie żadnego następnego razu – obiecał sobie, gdy tylko przekroczył próg sali i stało się jasne, że deser czekoladowy już na zawsze pozostanie w strefie marzeń.

Stół z przekąskami usłany był marchwią w każdej postaci. Ktoś podle go oszukał. Na razie nie zamierzał szukać sprawców. Zajmie się tym później, gdy będzie bezpieczny.

Teraz muszę się skupić na tym, by jak najszybciej stąd uciec.

Okazja nadarzyła się szybciej niż się spodziewał. Przed pierwszym tańcem nastąpiło straszne zamieszanie. Wszyscy szukali partnerów, ponieważ nikt nie ustalał tego wcześniej.

Już miał chwytać za klamkę, gdy poczuł jak ktoś dotyka jego ramienia. Odwracając się przybrał kamienną maskę na twarz. Doskonale wiedział czyją twarz zobaczy.

– Cześć, Saiki. – powiedziała uśmiechając się delikatnie. – Z kim tańczysz?

I choć wydawało się to niemożliwe, Teruhashi wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Była ubrana w długą pudrowo różową sukienkę. Nawet buty miała te same. Mimo to widząc ją z trudem powstrzymywał się od zachwytu. Było w niej coś nieziemskiego. I choć sam posiadał nadprzyrodzone moce – czuł, że nie miał takiej siły by stworzyć coś równie pięknego.

Bez przesady. Prócz pięknej twarzyczki nie ma w niej nic wyjątkowego...

Próbował sobie wmawiać, lecz mając wgląd do jej myśli, wiedział, że to nieprawda. Bo choć otaczał ją krąg adoratorów. (A wśród niego było kilku bogaczy, erudytów, ludzi z klasą). Ona marzyła tylko o jednym, żeby pewien różowo włosy chłopak poprosił ją do tańca. Specjalnie spóźniła się, byle mieć pewność, że wszyscy znajdą sobie inne partnerki.

Jej zawziętość jest czymś niezdrowym.

Saiki czuł, że nie powinien tego robić. Ryzykował gniewem całej szkoły. Ale mimo to wiedział, że musi to zrobić. Jeśli chce ocalić swoich przyjaciół – musi poświęcić najwyższą cenę.

Od tego zależały losy całego świata. Nigdy tak bardzo nie przeklinał swojego daru przewidywania.

Jeżeli nie poproszę jej do tańca, zrozpaczona ucieknie przed chmarą amantów do łazienki. Jednakże po drodze natknie się na Hairo, który akurat robił pompki na korytarzu. Nie chcąc mu przeszkadzać postanowi pójść na drugie piętro. Na schodach spotka Toritsukę. Widząc ją zalaną łzami, przyzwie ducha. Poruszona jego delikatnością i szarmancją – opowie mu o wszystkim. Toritsuka nieopatrznie powie jej o wszystkim. Rozwścieczone duchy zwołają naradę i ześlą na świat najpotężniejszego spośród nich.

I wtedy czeka nas wszystkich zagłada.

– Teruhashi zatańczysz ze mną. – powiedział beznamiętnym głosem jakby oznajmiał jej, że została skazana na ścięcie.

– Tak. – odparła nieśmiało choć sama wątpiła, czy padło jakiekolwiek pytanie.

Niemniej chciała chociaż zachować pozory. Była idealna, tak więc wszystko wokół niej również musiało takie być. I choć nawet nie zaoferował jej swojej ręki – ujęła delikatnie jego dłoń. Posłał jej tylko zaskoczone spojrzenie.

Opłacało się robić maraton amerykańskich filmów młodzieżowych! - pomyślała z dumą.

Rety, rety poważnie zastanawiam się nad tym, by odciąć to miasto od Internetu.

Gdy prowadził ją w stronę parkietu czuł na sobie setki zazdrosnych spojrzeń. Spodziewał się, że ludzie będą go za to nienawidzić, ale nie sądził, że aż tak. Jego licznik ogólnej przyjaźni spadł do – 1. Gdy zaczął lecieć jeszcze bardziej w dół – przestał zwracać na niego uwagę. Spojrzał na Teruhashi zastanawiając się co oni wszyscy w niej takiego widzą. Piękna buzia, idealne gesty, nienaganne zachowanie, wspaniała we wszystkim co robi. A co kryje się pod tą powłoką?

Nie miał zbytnio czasu, by się zastanawiać, bo oto rozbrzmiała muzyka. Nie znał kroków toteż musiał uważnie obserwować wszystkich wokół.

– Saiki... Ciekawe, gdzie on nauczył się tak tańczyć. Jest taki idealny! Ale co oni wszyscy teraz pomyślą? Co będą o mnie mówić?

Oni tego nie widzą. Nie wiedzą o wszystkich czarnych myślach kłębiących się w jej głowie. Nie widzą w niej tego wszystkiego co ludzkie...

A przecież to właśnie czyni ją najpiękniejszą. Jej dłonie były miękkie jak aksamit. Kroki delikatne i lekkie – postronny obserwator mógł odnieść wrażenie, że unosi się w powietrzu. Po prostu – chodzący ideał. Perfekcja do, której z pewnością dążyła każda dziewczyna na tej sali – wszystkie pragnęły być takiej jak Teruhasi. Każdy chłopak na sali marzył, by niebieskowłosa chociażby na niego spojrzała. Podziwiali ją i wielbili. Saiki sądził, że komuś takiemu jak Kokomi nic więcej nie jest potrzebne do szczęścia. By potwierdzić swe przypuszczenia - spojrzał jej w oczy.

I nie musiał nawet używać telepsychozy (czy innego luja) by pojąć jak bardzo się mylił.

Ale co z tego wszystkiego skoro w głębi serca jest taka nieszczęśliwa?

– Nie powinnaś się tyle przejmować opinią innych. – powiedział.

– Mnie to mówisz? – zapytała z delikatną nutką urazy. – To ty cały czas się oglądasz wokół i patrzysz nerwowo po sali.

Wywrócił oczyma. Gdybyś tylko wiedziała, dlaczego to robię. Ja po prostu boję się o własne życie. Tańczyć z tobą to jak nieść ładunek wybuchowy w metrze.

– Jesteś zbyt idealna. – odparł.

Jej twarz pokrył delikatny rumieniec. Uśmiechnął się. W jakiś sposób ucieszyło go, że jego komplement nie został zbyty jak komplementy innych. Nigdy nie lubił być wyjątkowy. Całe życie marzył, by być zwyczajnym. Ale z nią wszystko było inaczej.

Chciał, by ten moment trwał wiecznie. Nie dbał o wszystko wokół. To było coś co wykraczało poza jego umiejętności. Nawet nie musiał czytać w jej myślach, by wiedzieć co robić. Przestał patrzeć na innych. Teraz byli tam tylko we dwoje. Harmonia.

Przestań się nad tym zastanawiać.

Uśmiechnął się delikatnie.

Z jakiegoś bardzo dziwnego powodu – nie przeszkadzało mu to. Wszystko było idealnie. I właśnie to nie dawało mu spokoju. Czuł się jak w jakimś tandetnym romansidle. Tylko czekać aż zaraz ktoś wbije mu nóż w plecy i całość przemieni się w kiczowaty kryminał.

Może to znak od niebios, by wreszcie wyznać jej prawdę? Skoro mamy do czynienia z schematycznym balem...

W sekundę przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze. Nie miał wątpliwości – nie będzie lepszej okazji. Złamie jej to serce, zacznie się mnie bać, ale... Przynajmniej wreszcie będę miał spokój do końca życia.

– Powinienem ci już to dawno powiedzieć... – zaczął.

Nie musiał nawet zaglądać w jej umysł, by wiedzieć jak ta niefortunna kombinacja słów wpłynęła na dziewczynę.

Rety, rety jak ja mam jej teraz powiedzieć, że posiadam moce, skoro liczyła na to, że wyznam jej miłość?

– Nie musisz się krępować... – powiedziała uśmiechając się do niego.

Rety, rety cóż za katastrofa... Którą z trzech tysięcy opcji wybrać?

Ale wtedy stało się coś czego nie był w stanie przewidzieć. Ktoś wpadł na Teruhashi i popchnął ją wprost w jego ramiona. Ich usta złączyły się w niespodziewanym pocałunku. Saiki szybko otrząsnął się z szoku i zdołał wyłapać winowajcę.

Rety, rety Nendo ty naprawdę masz jakieś zapędy autodestrukcyjne.

Och, przepraszam. – powiedział zmieszany. – Ale muszę przyznać, że słodko razem wyglądacie!

– Saiki... – wyszeptała Teruhashi i przeczuwając nadchodzącą kattastrofę dodała – Uważaj...

Lecz było już za późno na ostrzeżenia. Jej fanklub nawet nie czekał na sygnał do ataku. W ostatniej chwili udało mu się wyskoczyć przez okno. Przerażona dziewczyna wydała zduszony okrzyk.

Rety, rety, ale się wkopałem. Chyba lepiej, by było, gdybym nigdy z nią nie tańczył. Ale nic na mnie już pora.

Już miał teleportować się z powrotem do domu, gdy doznał niepokojącej wizji. Nendo stał na stercie podręczników do matematyki polanych benzyną. Szef fanklubu Teruhashi trzymając w dłoni pochodnię powiedział do niego To za naszą najwspanialszą Anielicę!

Rety, rety, wiec to jednak jeszcze nie koniec?

Teruhashi niespokojnie wychyliła się przez okno szukając zwłok różowowłosego. Była idealna toteż, doskonale znała prawa fizyki. Nie było szans, by Saiki mógł to przeżyć. Tłum adoratorów gotowych ją pocieszyć napierał na nią coraz bardziej. Nawet nie zauważyła kiedy znalazła się po drugiej stronie okna. Jej wierni fani wydali zbiorowy okrzyk och pełen rozpaczy. Ona sama nie zdążyła nawet odnotować, że spada, gdy znalazła się niebezpiecznie blisko ziemi.

Saiki złapał ją w ostatniej chwili przeklinając tego kto wpadł na pomysł robienia sali gimnastycznej tak wysoko. Mam wrażenie, że cały ten świat jest przeciwko mnie.

I po co ja go tak zaciekle bronię?

– Och. – powiedział głosem pełnym niedowierzania we własnego pecha. Było to och wyrażające ból egzystencjonalny.

Ale Teruhashi była w takim osłupieniu, że była pewna, iż słowa są kierowane do niej. W jej głowie zaczął się istny potok szczęśliwych myśl w rytm marszu weselnego.

Rety, rety teraz to dopiero mamy katastrofę.

Saiki za to powoli przypominał sobie melodię marszu pogrzebowego, poważnie zastanawiał się czy dożyje świtu.

– Musimy uciekać. – powiedział czując, że czas na kliszową formułkę.

Dziewczyna nie miała nic przeciwko. Z tobą to mogę uciec nawet na Księżyc.

Spojrzał na nią, poważnie rozważając jej propozycję. Jednakże -wolał nie korzystać z teleportacji. I tak tego wieczoru skupiało się wokół jego osoby zdecydowanie za dużo uwagi. Słysząc odgłosy nadbiegających uczniów – chwycił ją za rękę i zaczął prowadzić przez miasto. Rozpaczliwie rozglądał się za jakąś przyziemną kryjówką.

I wtedy zobaczył stary, katolicki kościół. Zupełnie nie miał pojęcia co chrześcijańska budowla robi pośrodku japońskiego miasta, lecz uznał, że nie jest to ani czas ani miejsce, by się nad tym zastanawiać. Ukradkiem korzystając z mocy otworzył drzwi.

– Saiki—kun nie spodziewałam się tego po tobie. – powiedziała. – Więc tak naprawdę zawsze marzyłeś o ślubie rodem z amerykańskich filmów? Jestem zaskoczona.

To naprawdę jest przeznaczenie!

Saiki milczał. Przebywanie sam na sam z Teruhashi zawsze było dla niego stresujące. Żeby tylko nic się jej nie stało. I przede wszystkim – żeby nikt nas razem nie zobaczył. Choć w obecnej sytuacji i tak wszyscy zapewne już widzieli wystarczająco, by uznać ich za parę. Trzeba wyemigrować... Może na jakąś bezludną wyspę?

– Dziękuje za to, że mnie uratowałeś. – powiedziała rumieniąc się lekko. Och, Saiki jesteś moim prawdziwym rycerzem.

Wzdrygnął się wyobrażając sobie siebie w roli rycerza w pełnej zbroi na białym rumaku.

Teraz chyba zaczynam tego żałować.

Naprawdę?

Spojrzał na nią. Rety, rety kogo ja oszukuję. Mogłem pozwolić jej zginąć,ale czym byłby świat bez Teruhashi? Zrobiłem kiedyś symulację wymiaru bez tej niebieskowłosej anielicy i tak jak się obawiałem – to nie był by dobry świat.

Ale niech nie liczy na to, że kiedykolwiek powiem och. To prostackie westchnięcie nie jest adekwatne do jej osoby. Prostacki niedorozwiniętych umysłowo idiotów. Nie, ktoś taki zasługuje na bardziej rozbudowane pochwały. Jakąś balladę albo trzynastozgłoskowiec.

Dziewczyna zaczęła się jąkać wskazując palcem na jego usta.

– Opętał cię jakiś demon! – krzyknęła. – Przemawiał twoim głosem, choć nawet nie otworzyłeś ust!

Saiki zamarł. Początkowo nawet tego nie zauważył. Zignorował to, bo wiedział, że to nie jest możliwe.

A teraz przez jego pewność siebie znalazł się w krytycznej sytuacji. Nienawidził takich chwili, bo wiedział,że użycie mocy parapsychicznych nic nie pomoże. Miał świadomość, że w takich chwilach jedynym rozwiązaniem była rozmowa. A on tak bardzo bał się mówić.

Na szczęście teraz już nie musisz.

Jak ty to zrobiłaś? – zapytał zszokowany.

To pewnie moje rozluźnienie... Musiałem nieświadomie rozpocząć telepatię. Napiął wszystkie mięśnie starając się przerwać połączenie. Musiało się udać.

Aż tak bardzo wstydzisz się swoich myśli?

Zaschło mu w ustach. To tylko jakiś dziwny sen. Nic nie mówiąc – teleportował się do swojego domu. Akurat trafił w sam środek przepełnionej słodyczą rozmowy rodziców. Popatrzyli na niego zmartwieni. Po tylu latach zdążyli się przyzwyczaić do jego nagłego pojawiania się i znikania. Ale zazwyczaj zaraz po przybyciu był bardzo zadowolony.

Teraz, jednak wyglądał na wyraźnie przybitego i gdyby nie fakt, że był Saikim Kuso, matka mogła by rzec, że przerażonym.

– Kusuniu, co się stało?

Ty mi to powiedź.

**

Wybacz, że kazałem ci tyle czekać, ale musiałem coś sprawdzić. – powiedział pojawiając się z powrotem w kościele.

Dziewczyna chodziła po całym pomieszczeniu. Powrót chłopaka sprawił, że zaczęła stawiać kroki jeszcze szybciej. Czyżby zamierzała wziąć udział we wyścigu Formuły 1? Napewno by wygrała.

– Oj, Saiki nic nie szkodzi. – odpowiedziała słodkim głosem i podchodząc do niego zapytała troskliwie: Naprawdę nic się nie stało?

Milczał, by dokładnie przeanalizować sytuację. Od dziewczyny biła niezwykle gniewna aura. Rety, rety co ja narobiłem.

– Przecież wiem, że jesteś wściekła. – odparł. – Nie musisz udawać.

Nagle całe pomieszczenie jakby pociemniało. Poczuł gęsią skórkę. Szkoda, że ci jej wszyscy zalotnicy nie widzą jej teraz. Od razu przeszło by im to całe zauroczenie, gdyby ujrzeli tego anioła zagłady.

– Zostawiłeś mnie SAMĄ w zimnym, ponurym kościele.

Zadrżał. Ta dziewczyna potrafiła być groźna. Dla własnego bezpieczeństwa wolał ani nic nie mówić ani nic nie myśleć aż wreszcie jej przejdzie. Wiedział, że czasem to właśnie milczenie jest najlepszą rzeczą jaką można zrobić dla drugiej osoby.

Musiał zaczekać aż dwie minuty. To były niewątpliwie jeden z najbardziej stresujących okresów w jego życiu.

– No, wygląda na to, że jeszcze trochę tu posiedzimy. – powiedziała na głos i wyjmując z kieszeni karty zapytała: – Chcesz może zagrać w Uno?

Skinął głową. Nie zamierzał nawet pytać skąd miała plik kart w sukience wieczorowej.

Pewnie to sobie wszystko zaplanowałaś...

Uśmiechnęła się delikatnie. Westchnął dając jej za wygraną. I choć spędzanie wieczorów w opuszczonych kaplicach nie było jego ulubionym zajęciem - to nie narzekał.

Nareszcie znalazł kogoś kto stanowił dla niego realną konkurencję. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro