Rozdział 9
Siedziałaś na fotelu u Strange'a. Przyszłaś mu sie wyżalić. Cały czas parzył ci herbate na uspokojenie i słuchał uważnie tego co mówiłaś. Po pewnym czasie zaczęliście grać w szachy.
-Szach i mat- odezwał się już piąty raz zrzędu.
-To ni fair Stephen! Ty w to potrafisz grać, a ja nie.-zrobiłaś oczka smutnego oczka.
Brunet się zaśmiał.
-Tłumaczyłem ci yo już wiele razy jak do mnie przychodziłaś moja droga.-pokręcił rozbawiony głową- A ty nadal nie potrafisz w to grać.
-Wole walczyć.-przychnęłaś
-To, że masz super siłe i bardzo szybko biegasz nie znaczy, że wygrasz z kimś takim jak ja kochana. Ja mam magie.
-Magia sragia. Nie lubie jej.
-Dlaczego?-spojrzał na ciebie zdziwiony.
-Bo to gówno-uśmuechnęłaś się jak i on. Po chwili oboje parskneliscie śmiechem.
-No, no. Słownictwo to ty masz. Steve pewnie co chwila ci uwage zwraca, co?
Spojrzał na ciebie z uśmiechem, na co odpowiedziałaś mu tym samym gestem. Wzdrygnęłaś ramionami.
-Nah, przyzwyczajiłam się. I jeszcze jedno. Dlaczego przy tobie zwsze się tak śmieje? To jakiś czar czy coś? Nie mam w zwyczaju tego robić.
-Może poprostu tak na ciebje działa moje towarzystwo?-uśmiechnął się zalotnie, a ty zachichotałaś.
-Może. To co? Jeszcze jefna partyjka?
Zachichotał.
-A ty co taka chętna? Nie umiesz przecież grać.
Uśmiechnęłaś się do niego.
-Więc mi to wytłumacz jeszcze raz.
------------
Krótki skromny, ale grunt, że jest
Co z tego, że nie legalnie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro