Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

(Za wszelkie błędy przepraszam ://)
---------------------------------------------------------

Siedziłaś na fotelu w swoim pokoju, obok ciebie na brzegu łóżka siedział Loki i wpatrywał się w ciebie, podpierając się łokciami. Wytarłaś łzy i przeniosłaś wzrok na boga. Miałaś wręcz czerwone oczy od płaczu. Brunet westchnął i pogłaskał twój policzek.

-Nigdy nie sądziłam, że mógłby się posunąć do czegpś takiego..- westchnęłaś, poprawiając kosmyk włosów, który opadł na twoje czoło.

Próbowałaś to wyrzucić z głowy, mając nadzieje, że nie spotkasz już dziś, więcej doktora. Przetarłaś oczy i dotnęłaś ręki boga, która nadal spoczywała na twoim policzku, który przybrał szkarłatny odcień, od nadmiaru emocji. Przeszłaś obok boga i położyłaś się na łóżku tak, aby twoja głowa spoczywała na kolanach bruneta. Poczułaś jak się spiął, natomiast nadal miał niewzruszony, obojętny wyraz twarzy. Zaczął delikatnie głaskać twoje włosy co jakiś czas zachaczając palcami o te zlepione se sobą od potu. Czasami  zastanawiałaś jak to możliwe, że tak niedawno życzyłaś bogowi najgorszego, a teraz no coż. Nie wiedziałaś jak to konkretnie nazwać, ale byłaś pewna, że Loki Laufeyson nie był ci obojętny. Przymknęłaś oczy zezmęczenia i przyjemności jaką ci dawał brunet gładząc twoje włosy. Zanim zasnełaś zdąrzyłaś dojrzeć lekki, ledwo zauważalny uśmiech na twarzy boga.

---

Od kilkudziesięciu minut T/I leżała na kolanach boga śpiąc. Loki nie odwracał od niej wzroku, podobał mu się widok śpiącej ciebie i to jeszcze na jego kolanach. Zgarnął kosmyk twoich włosów z policzka i wpatrywał się w twoje lekko rozchylone wargi. Och, jak bardzo chciałby znów poczuć ich smak i delikatność, lecz świadomość, że gdyby to zrobił obudsiłabyś się nie była tak cudowna. Gdy widział cię w takim stanie, do którego doprowadził cię twój ,,przyjaciel", miał ochote go torturować i patrzeć na jego cierpienie. Nie pozwoli już na to, aby ktokolwiek cię skrzywdził.

Ani fizycznie, ani psychicznie

|•|

Udał się do kuchni, aby nalać sobie picia. Wszedł do pomieszczenia, które dzieliła tylko wyspa kuchenna od salonu. Wlał do szklanki wody

-Wiesz, która jest godzina?

Brunet obrócił się w kierunku doktora, zmarszczył brwi i uniósł głowe wyżej. Mimo zgaszonego światła, doskonale widział jego smukłw kości policzkowe i pełne usta. W innych okolicznościach mógłby steiwrdzić, że jest nawet przystojny, ale po zaistniałych okolicznościach, czuł do niego nienawiść oraz odraze. Jak z resztą to wielu innych osób.

-Owszem- wziął łyk wody- pocieszałem T/I. Która płakała, przez ciebie Strange

Jego nazwisko ledwo przeszło przez gardło boga. Usłyszał tylko cieche prychnięcie ze strony doktora.

-Gdybyś nie namącił jej w głowie...

-Namącił?- Loki stanął bliżej Stephena i uśmiechnął się- ona poprostu woli mnie

Widział, że czarodziej zaciska pięści i powstrzymuje się przez wybuchem. Boga to jedynie rozbawiło.

-Nie wierze ci.-warknął

-Jak większość osób- lekko się zaśmiał z politowaniem. Skrzyrzował ręce na piersi i wyprostował się- jesteś naprawde żenujący Strange- chwycił szklankę z wodą- a teraz wybacz, ale musze wracać do T/I

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro