°• twenty-one •°
- Jeongguk! Zrób coś! - krzyczał Park, próbując zagłuszyć coraz cichsze jęki katowanego mężczyzny. Zieleń coraz bardziej skraplała się krwią schwytanego, przemieniając szmaragdową roślinność w szkarłatną rzekę. Walka barw toczyła się tuż pod stopami Parka, który łkał błagalnie w koszulę Jeona.
- Zatrzymaj to - prosił, chwytając się materiału, który osłaniał jego klatkę piersiową, lecz Jeon stał nieruchomo.
- Wróć do komnaty - powiedział krótko.
- Jeongguk! - krzyknął Jimin - Każ im przerwać! - wrzasnął, dławiąc się swoimi łzami - Proszę - dodał.
- Powiedziałem wróć - rozkazał - Proszę, wykonaj me polecenie - wycedził przez zęby i chwycił obie dłonie Parka w swoje, ściskając je lekko - To nie jest proste - wyszeptał, a Jimin odwrócił od niego wzrok, śmiejąc się kpiąco, a łzy wciąż spływały po jego policzkach, wkradając się pod lazurową szatę.
- Jak możesz tak mówić? - zapytał z wyrzutem - Zabiją go! Zabiją... - szeptał, kręcąc głową
- Pozwolisz mu umrzeć?! Pozwolisz, gdy błagam cię byś to zatrzymał?! - wrzasnął.
- Spójrz na mnie - rzekł Jeon, wzmacniając uścisk na jego dłoniach, chcąc tym samym zwrócić na siebie jego wzrok - Jiminie - wyszeptał, lecz Park nie spojrzał na niego nawet na chwilę. Jego oczy już dawno obrały sobie cel i był nim batowany mężczyzna, który krzyczał z bólu.
Park wyrwał się z uścisku Jeona, biegnąc do skazańca.
- Co zamierzasz?! - wrzasnął Jeon, lecz nim zdążył zareagować Park osłonił swym ciałem plecy mężczyzny przyjmując za niego uderzenie.
Bat nie zdążył się zatrzymać i werżnął się w plecy Parka, zostawiając po sobie podłużne rozcięcie. Jimin krzyknął z bólu, zanosząc się jeszcze większym płaczem. Uderzenie było tak silne, że przerwało drogi materiał osłaniający jego plecy, dostając się do jego aksamitnej i pełnej blizn skóry.
- Stać! - wrzasnął Jeon - Stać! - powtórzył zdenerwowany.
- P-Panie - wyszeptał cicho skatowany mężczyzna czując lekki ciężar na swych plecach - Panie to ty - powiedział cicho od razu rozpoznając swego władcę - Znalazłem cię - dodał uśmiechając się nieprzytomnie. Jego głos był tak słaby, że tylko Park był w stanie go usłyszeć. Słowa wypowiadane przez mężczyznę były dość niewyraźne, a po chwili już wcale nie dało się ich usłyszeć.
- Znalazłeś, Seokjinie - zapłakał Park, wtulając się mocniej w jego poranione plecy. Krew mężczyzny wsiąkała w lazurową szatę Parka, uciekając z podłużnych ran na ciele skazańca, jakby szukała nowego schronienia - Wszystko będzie dobrze - wyszeptał jasnowłosy, szlochając.
- Zabierzcie go musimy kontynuować egzekucję! - krzyknął Taehyung nadzorując wszystko - Panie, jeśli on się nie odsunie to będzie przyjmował baty za niego.Takie jest prawo. Król wydał rozkaz - rzekł główny sługa spoglądając na Jeona, który przygryzł nerwowo wargę. Jego serce wręcz krwawiło. Nie mógł znieść widoku Parka, który był w takim stanie. Nienawidził tych przeźroczystych, słonych kropli, które tak bardzo nie pasowała do jego rumianych policzków. Nienawidził, gdy jego drobne dłonie zaciskały się w pięści z bólu. On nienawidził jego cierpienia... lecz w tym momencie bardziej nanawidził niemocy, która mu towarzyszyła.
Najchętniej sam przyjąłby te wszystkie baty. Zrobiłby to tylko po to by nie patrzeć na łzy jasnowłosego. Chciał go chronić i zapewnić mu bezpieczeństwo, lecz to stawało się coraz trudniejsze.
- Wstań! - krzyknął Jeon podchodząc do Parka i siłą odciągnął go od mężczyzny. Park zapłakał głośno próbując wyrwać się z silnego uścisku Jeona. Jeongguk złapał jasnowłosego za obie dłonie przyciągając go do siebie. Lecz Jimin nie mógł pozwolić, by jego przyjaciel przyjął kolejne baty. Wiedział, że wystarczyło kilka uderzeń, by mężczyzna padł martwy.
- Uspokój się. Nie możesz mu pomóc, Jimin. Zrozum. Pozwól mu umrzeć. Nie masz wyjścia - szepnął mu na ucho, by nikt prócz Parka nie usłyszał jego słów.
- Zamknij się! - krzyknął płacząc jeszcze głośniej.
Jimin szybko wyszarpał się z jego objęć i zamachnął się uderzając Jeona w twarz. Ciemnowłosy odchylił się lekko, chwytając się za obolały policzek.
- Zabrać go! - usłyszał głos z góry, a Jeon spojrzał w tamtym kierunku widząc swego ojca stojącego na balkonie - Mam dość patrzenia, jak ta suka pomiata mym synem i prawowitym następcą tronu! - krzyknął. Władca zachodu stał tam od początku, nadzorując wszystko. Każdy rozkaz, który wyszedł z jego ust natychmiast zostawał wykonany.
- Wykonać! - krzyknął król.
Park dopiero teraz zrozumiał zachowanie Jeona.
- Jiminie - wyszeptał Jeongguk łapiąc stanowczo jego dłonie. Pociągnął go za nadgarstek chowając go za sobą.
Dwoje strażników zbliżyło się do nich, chcąc odebrać z rąk Jeona jasnowłosego.
- Zostawcie go - rzekł stanowczo Jeongguk.
- Przykro mi książę to rozkaz króla musimy go wykonać - rzekł jeden z nich zbliżając się do nich.
- Nie sprawiaj problemów synu - rzekł król, obserwując wszystko z góry. Jego ciało opierało się o bogoto zdobioną balustradę, a oczy dokładnie śledziły każdy ruch strażników, którzy sumiennie wykonywali jego rozkazy.
Jeongguk jeszcze bardziej osłonił Parka swym ciałem wciąż trzymając ich dłonie splecione razem. Park wtulił się w jego plecy, trzymając się blisko. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że Jeon nie był w stanie nic zrobić.
- Nie pozwolę - wyszeptał Jeongguk spoglądając na mężczyzn, którzy szli w ich kierunku.
- Jeongguk, nie każ im używać siły - rzekł król - Oddaj go i wykonaj me polecenie - dodał.
- Panie - rzekł ostrzegawczo Taehyung widząc kolejnych strażników, którzy otoczyli Jeona - Panie, proszę - dodał widząc, jak sytuacja przybiera na powadze, a jeden ze strażników chwyta za miecz.
- Zabrać dziwkę i wtrącić do lochu, a jego odprowadzić do komnaty! - krzyknął król.
- Nie pozwolę wam go tknąć! - wrzasnął Jeon.
- Jeongguk, zastanów się! - krzyknął władca - Jeśli nie chcesz by jego głowa leżała pod twoimi nogami, oddaj go i wróć do komnaty - dodał król, zaciskając ozdobione sygnetami dłonie na balustradzie.
- Jeśli coś mu się stanie dopilnuję żebyście wszyscy zginęli! Zabiję was! - krzyknął Jeon i przeniósł obie ręce do tyłu przyciskając Parka do swoich pleców. Jimin załkał cicho, wtulając się w Jeona mocniej. Strach opanował jego ciało, a głośny szloch odbebrał mu oddech. Jego serce biło, jak oszalałe, a plecy piekły za przyczyną nowego uderzenia, które tylko pobudziło niedogojone rany.
- Na co czekacie! - krzyknął król - Wykonać rozkaz!
- Panie, proszę posłuchaj swego ojca - rzekł nagle Taehyung widząc do czego to wszystko zmierza.
- Nie pozwolę go skrzywdzić! Nie pozwolę! Słyszycie?! - wrzasnął Jeon, odkrywając swoje uczucia i ukazując je jak na dłoni. Czuł, jak jego serce uderza, wystukując imię ukochanego, które w murach tego królestwa brzmiało, jak przekleństwo. Lecz dla Jeona było najpiękniejszym słowem, jakie kiedykolwiek było dane mu usłyszeć.
- Aż tak ważna jest dla ciebie ta dziwka? - zapytał król, tracąc już cierpliwość. Jego ton był podniosły, a dłonie posiniały przez ciągłe zaciskanie.
- Ile mam jeszcze razy powtarzać! Rozdzielić ich! - krzyknął władca, a strażnicy ruszyli w stronę Jeona chwytając go mocno za ramiona, lecz książę odepchnął ich, uwalaniając się z ich uścisku, lecz pojawili się kolejni. Ci chwycili Jeona znacznie mocniej, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch.
- Puście go! - krzyknął widząc, jak dwójka strażników zbliża się do Jimina, który trząsł się ze strachu. Jeon nie mógł znieść tego widoku, lecz jeszcze gorsza była ta cholerne niemoc. Jeden ze strażników stanowczym ruchem chwycił drobne dłonie Parka, zawiązując je grubym sznurem. Park jęknął czując, jak lina wyżyna się w jego delikatną skórę.
Jeon próbował się wyrwać, lecz nie był w stanie.
- Najdroższy - wyszeptał Jeongguk widząc, jak strażnicy zabierają Parka.
- Rozwiązać i zabrać skazańca do lochu, a księcia odprowadzić do komnaty i zakluczyć drzwi! - rozkazał król.
- Ja odprowadzę Księcia - rzekł nagle Taehyung podchodząc do władcy, który stał trzymany przez dwóch strażników.
- Dobrze, ufam Ci Taehyung. Nie zawiedź mnie. Jutro przybędzie księżniczka, przygotuj go do jej przyjazdu - powiedział król, a ciemnowłosy skłonił się odbierając Jeona z rąk strażników.
Ciężkie drzwi prowadzące do lochów zaskrzypiały nieprzyjemnie, a chłód oraz wilgoć uderzyły w Parka już od wejścia, tak samo jak odór rozkładającego się ciała. Strażnik prowadził zapłakanego Parka przez wąski korytarz. Jedyne światło stanowiły pochodnie, których ilość była dość nikła, dało się je policzyć na palcach jednej dłoni
- Jesteś piękny - zaczął nagle strażnik zatrzymując się - Chyba nie obrazisz się, jeśli czasami będę cię odwiedzał. A może teraz... - zaczął spoglądając wygłodniałym wzrokiem na Parka - Zabawię się z tobą, malutki - rzekł, śmiejąc się, a jego dłoń zjechała na pośladek Jimina. Jasnowłosy wzdrygnął się lekko i odsunął się od mężczyzny, patrząc na niego ze strachem w oczach. Jego serce zabiło szybko, a dreszcze pokryły jego ciało - Nic dziwnego, że sam książę wybrał sobie ciebie na dziwkę - dodał po czym odkluczył drzwi do jednej z cell, a następnie popchnął Parka, który padł na podłogę, wyścieloną, w niektórych miejscach słomą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro