Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• seven •°

Książę wziął w dłoń znak wschodu i obejrzał go dokładnie, by następnie ukryć go w swojej pięści zaciskając ją.

- Gdzie dokładnie ją znaleźliście? - spytał przenosząc swoje spojrzenie z naszywki, na strażników, którzy od razu udzielil mu odpowiedzi.

- W lesie tuż przy wschodniej granicy, panie - odparł jeden z nich pochylając pokornie głowę.

- Nikomu ani słowa - powiedział nagle Jeon, a jego wzrok znów zbadał naszywkę.

- Ale Panie - rzekł jeden z mężczyzn nie rozumiejąc postępowania władcy.

- Ani słowa! - krzyknął Jeon - Inaczej doplinuje, aby was stracono - dodał ściskając w dłoni znak wschodniego królestwa.

- Tak Panie - odparli kłaniając się, a książę odwrócił się z zamiarem powrotu do swojej komnaty. Wszystko nagle złożyło mu się w spójną całość - Jego polowanie tamtego dnia, znalezienie jasnowłosego, naszywka i milczenie jego ust, które wciąż pozostawały zamknięte.

Dla Jeona było to proste. Jasnowłosy pochodził z wrogiego królestwa... Dlatego nigdy nie wymówił swojego imienia znajdując się na jego terytorium.

Jeon nigdy nie poznał nikogo ze wschodu. Słyszał jedynie niekiedy opowieści beszczeszczące ten naród, które padały z ust jego ojca. Król za każdym razem przypominał mu, że musi on zacząć ubiegać się o rękę księżniczki z południa, by książę wrogiego królestwa go nie uprzedził.
Nie słyszał nigdy nic o swoim rywalu, jakim był książę wschodniego mocarstwa.

Stosunki dwóch tych królestw były tak napięte, że od wieków władcy, jak i ich synowie nigdy nie zamienili ze sobą ni słowa. Nie mieli żadnego kontaktu, a przecież swojego wroga powinno się znać najlepiej.

Jeon zatrzymał się przed swoją komnatą, a straż skłoniła mu się po pas, by następnie otworzyć przed nim ciężkie drzwi. Jeon wszedł do środka, a jego ciemne oczy od razu napotkały jasnowłosego, który wciąż znajdował się na podłodze.

Młodzieniec zasnął z przemęczenia. Nie wykonał jego polecenia, lecz jego twarz pogrążona we śnie wyglądała nadzwyczaj spokojnie, co sprawiło, że wszelka złosć uleciała z Jeongguka.

Zdawało się, że jasnowłosy w końcu poczuł się w jakiś sposób bezpiecznej poddając się chęci zregenerowania sił, lecz tak naprawdę zasnął z niemocy i osłabienia.
Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie, a usta zaczerpywały świeże powietrze.

Książę przyglądał mu się bezkarnie karmiąc swoje spojrzenie każdym detalem jego twarzy. Aksamitna skóra i blade policzki kontrasowały z różowym odcieniem jego ust. Kosmyki jasnych włosów przykrywały jego czoło, a na małych palcach można było dostrzec jaśniejsze miejsca od pierścieni, które prawdopodobnie wcześniej zdobiły jego dłonie. Wyglądał niewinnie i dziwnie znajomo.

Książę podejrzewał różne rozwiązania obecność człowieka ze wschodu na swoim terytorium, lecz każdy ze scenariuszy nie pasował mu do tego niewinnego młodzieńca. Mogł być szpiegiem, jak i wysłannikiem, który ma dostarczyć poufne informacje do wrogiego królestwa.Lecz czym dłużej na niego patrzył odrzucał po kolei każde z rozwiązań. Mimo, że jego tożsamość wciąż pozostawała zagadką Jeongguk mógł stwierdzić, że nie ma on jeszcze osiemnastu lat. Był młody, bardzo młody.

Zastanawiał się w jakim celu ten młodzieniec przekroczył granicę. Przejście nie było strzeżone, gdyż każdy przekraczający granicę, który został schwytany od razu ponosił karę śmierć. Ludzie po prostu się bali oraz żywili niechęć do mieszkańców za granicą. Oba królestwa nie miały ze sobą praktycznie kontaktów, które ograniczały się jedynie do spraw jakimi było na przykład wypowiedzenie wojny, której w prawdzie nie było już od lat. Łączyła ich jedynie rywalizacja i chęć pokazania swojej wyższości, czym było ubieganie się o rękę księżniczki z południa.

Wzrok księcia skierował się na dłoń, w której tkwiła naszywka znaleziona przez strażników. Wodził po niej spojrzeniem przyglądając się jej dokładnie. Wziął głęboki oddech i skierował się do stołu przy którym zasiadł. Zapalił świece i ujął w dłoń szkło powiększające by jeszcze dokładniej przyjrzeć się wrogiemu znakowi.

Znak wschodu - białe tło, a na nim złota korona owinięta łodygami błękitnej różny. Badał spojrzeniem każdy fragment naszywki chcąc zauważyć jak najwięcej szczegółów.

Po chwili usłyszał stękniecia. Przeniósł spojrzenie na śpiącego jasnowłosego, który leżał teraz na plecach, przekręcąc niespokojnie głowę na boki. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Na jego czole były kropelki potu, a usta opuszczały coraz to nowe jęki. Jeongguk podniósł się pośpiesznie z krzesła podchodząc do jasnowłosego i klęknął przy nim. Jego ciało drżało, a usta wypowidały niezrozumiałe słowa. Majaczył. Ciemnowłosy patrzył na niego przez chwilę nie wiedząc co powinnien zrobić.

Jego dłoń instynktownie dotknęła jego czoła sprawdzając temperaturę jego ciała. Był rozpalony. Jeongguk bez zastanowienia chwycił go pod plecami przenosząc go delikatne na łoże.

- Wezwijcie medyka! - krzyknął, a jeden ze strażników stojących pod drzwiami od razu wykonał jego polecenie.

Jasnowłosy wciąż drżał, a jego głowa niespokojnie przekręcała się na boki. Jeongguk przyglądał mu się zmartwiony. Mimo, że nic nie wiedział o tym młodzieńcu to i tak było mu go szkoda.

- Panie, medyk już jest - powiedział strażnik uchylając drzwi tym samym wyrywając księcia z zamyśleń.

- Wpuścić - rzekł wciąż patrząc na jasnowłosego, który kręcił się będąc we śnie.

Medyk podszedł do łoża ówcześnie skłaniając się z szacunkiem w stronę ciemnowłosego.
Mężczyzna nachylił się nad ciałem chorego i dotknął jego czoła wierzchem swej dłoni.

- Ma gorączkę - rzekł - Przypuszczam, że to obronna reakcja organizmu na ból lub wdało się zakażenie - powiedział medyk.

- Muszę go obejrzeć - powiedział podnosząc  do góry szatę, która osłaniała ciało jasnowłosego oglądając jego ranę.

- Wyzdrowieje? - spytał Jeongguk spoglądając na medyka.

- Trzeba mu puścić krew - rzekł medyk.

Jeongguk kilkukrotnie doświadczył takiego zabiegu. Nie był on przyjemny lecz w tamtym okresie uznawano go za skuteczny. Polegało to na nacięciu naczynia krwionośnego przy rannej kończynie, tak by wyzbyć się zepsutej krwi, która według medyków była przyczyną choroby.

- Książę, co się dzieje? - spytał Taehyung, który wszedł do pomieszczenia i nawiązał kontakt wzrokowy z księciem, który odszedł kilka kroków od łoża zbliżając się ku swojemu wiernemu słudze. Tymczasem medyk podniósł delikatnie głowę jasnowłosego wmuszając do jego ust napar z ziół, które swoim działaniem miały mu pomóc i choć trochę przywrócić go do świadomości.

- On a gorączkę - wyznał Jeon.

- Panie, może to dlatego, że powinnien być już martwy... Nic o nim nie wiesz, a każesz położyć go w swym łożu biorąc go za nałożnika - zaczął Taehyung - Niech umrze. Wtedy wszystko wróci do normy - dodał.

- Nie podoba mi się twój ton i twoje głośne myślenie, które mam nadzieję, że nieumyślnie przemieniło się w słowa- powiedział Jeon.

- Po prostu martwię się o Ciebie Panie i nie chcę żeby stała ci się jakakolwiek krzywda z rąk tego... - powiedział nie dokańczając
- Skąd wiesz, że nie poderżnie ci gardła nocą?

- Taehyung - zaczął książę chcąc tym samym dać do zrozumienia, by jego sługa wstrzymał się zanim powie o parę słów za dużo - Wprawdzie jego stan nie pozwoli mu za pewne na taki czyn. Nic z niego już nie będzie - dodał.

- Natychmast opuść mą komnatę! - rozkazał Jeon, a Taehyung otworzył szerzej oczy. Zamilkł zdając sobie sprawę, że powiedział za dużo.

- Wyjdź! - wrzasnął Jeongguk widząc z Jego strony brak reakcji. Jego wierny sługa skłonił mu się i posłusznie opuścił pomieszczenie. Ciężkie drzwi zamknęły się za nim, a on westchnął głęboko.

- Poninnien był skonać jeszcze w celi - szepnął Taehyung oddalając się od komnaty następcy tronu.

____

Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał
Będzie mi miło, jeśli zostawcie komentarz. To naprawdę daje mi kopa do pisania, a czym więcej mam chęci tym częściej będą pojawiać się rozdziały ♡

Uważajcie na siebie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro