Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• five •°

Wszyscy zebrani poddani spojrzeli po sobie będąc wręcz zszokowani słowami następcy tronu. Zwiodczałe ciało jasnowłosego zsuwało się z podestu. Nadgarstki przywiązane ciasno do pala powstrzymywały go przed upadkiem. Jego czoło było zroszone potem, a z ust ulatywały ciche jęki świadczące o jego cierpieniu, jak i niemocy. Kat stał czekając na dalsze rozkazy, jak i decyzje króla, który miały potwierdzić rozkaz księcia. Król milczał patrząc w jeden punkt zastanawiając się nad czymś.

Książę Jeon spoglądał na jasnowłosego, które z trudem nabierał powietrza, a jego ciało wręcz bezwładnie wisiało utrzymywane jedynie przez pal, do którego wciąż był przywiązany. Klatka piersiowa unosiła się szybko, lecz oddech był płytki, a to wszystko było spowodowane bólem, jaki w tym momencie odczuwał.

- Jestem księciem mam prawo do swoich decyzji. Mam również potrzeby - dodał Jeongguk spoglądając w stronę swego ojca.

- Uwolnić go! - rzekł nagle król, a strażnik stojący po jego prawej stronie powtórzył jego rozkaz by wszyscy byli w stanie go usłyszeć. Kat wyjął nóż zza pasa i schylił się lekko by odciąć sznur, którym był przywiązany jasnowłosy. Ciało młodzieńca bezwładnie upadło na podest, a z jego ust wyszły kolejne jęknięcia. Był osłabiony.

- Synu, musisz być odpowiedzialny... Ty go znalazłeś więc jego los leży w twoich rękach. Zrobisz z nim co będziesz chciał - zaczął władca - Najwyższy czas abyś sam odpowiadał i podejmował świadome decyzje - dodał król, a następnie wstał z miejsca, na co słudzy, jak i zebrani poddani od razu pokornie pochylili głowy oddając władcy szacunek. Jeongguk odprowadził swojego ojca wzrokiem, a następnie spojrzał na strażnika stojącego tuż przy nim.

- Książę, co mamy z nim zrobić? - spytał jeden ze sług, gdy król odszedł.

- Nakarmcie go i wezwijcie medyka. Następnie umyjcie i przebierzcie - zaczął - Potem przyprowadźcie do mojej komnaty. Taehyung dopilnuj, by mój rozkaz został spełniony - dodał następca tronu i ruszył za ojcem.

W sąsiednim królestwie służby straciły już wszelką nadzieję na odnalezienie jedynego następcy tronu. Tak samo, jak władca wschodniej monarchii, któremu cała ta sytuacją za pewne zabrała kilka lat życia. Stres i obawy przepłacił swoim zdrowiem, a dokładniej utratą przytomności, która tego wieczoru nastąpiła niejednokrotnie. Przecież książę Jimin był jego jedynym synem. Wszyscy podjejrzewali, że następca tronu może znajdować się poza wschodnimi granicami, a dokładniej za tą zachodnią. Lecz nie mogli podjąć na razie żadnych działań. Gdyby to zrobili przyznali by się do złamania umowy o wkroczeniu na terytorium wroga bez zgody obydwu stron. Ich spór trwał od lat, a stosunki były napięte. Wystarczył jeden zły ruch, a mogli przepłacić to kolejnymi wojnami. Pozostało im jedynie czekać.

*

Kawałek materiału, który ówcześnie był zmoczony w ziołowym wywarze oczyszczał dość głęboką ranę na udzie jasnowłosego. Oczy księcia z za wrogiej granicy były lekko zaczerwienione od łez, a twarz nie ukazywała żadnych emocji. Wpatrywał się w jeden punkt będąc myślalami gdzieś daleko, bo właśnie chciał być.

Czuł niepewność, która wręcz kaleczyła jego serce, tak samo jak pozostałe negatywne emocje duszące jego wnętrze. Słowa księcia tego królestwa tylko spotęgowały jego obawy i strach. Miał zostać nałożnikiem w zamian za życie? O wiele bardziej pragnął umrzeć niż oddać swoje ciało wrogowi, a tym bardziej mężczyźnie.

Medyk z dokładnością i wyczuciem obwiązał jego udo białym bandażem, a następnie odsunął się oznajmując strażom, że wszystko gotowe.

- Będzie żył. Po biczowaniu zostanął blizny, lecz z biegiem czasu będa coraz mniej widoczne - rzekł mężczyzna spoglądając na głównego sługę księcia.

- W takim razie przynieście mu coś do jedzenia - odezwał się ciemnowłosy do służby, a następnie przeniósł wzrok na młodzieńca.

- Powinneś być wdzięczny księciu - odezwał się do Jimina, który nawet na niego nie spojrzał. Obawiał się tego mężczyzny.

Po chwili do pomieszczenia weszły dwie młode dziewczyny. Były ubrane dość skromnie, co świadczyło o ich dość niskim statusie społecznym. Za pewne były biedne, a służba w pałacu dawała im wręcz nowe, lepsze życie. Co było najprawdopodobniej jedynie pozorem.

Przyniosły dwie kromki chleba i wodę stawiając je tuż przed jasnowłosym. Książę Park spojrzał na to skromne jedzenie, czując wręcz uścisk w gardle. Tak dawno nie jadł. Zapach świeżego pieczywa podrażnił jego nozdrza, wywołując nieprzyjemny uścik w żołądku.

Chciał się powstrzymać i być nieugiętym, jak i nie wypełnić ust pożywienien ofiarowanym przez wroga, lecz jego głód był zbyt silny. Wziął w dłonie kromkę chleba i wepchnął kawałek do ust. Po chwili ujął metalowe naczynie umaczając swoje usta w przezroczystej cieczy, gasząc tym samym swoje pragnienie.

Gdy na porcelanowym talerzyku nie było już ani okruszka chleba służące zabrały puste naczynie znikając za drzwiami tego skromnego pomieszczenia.

- Wstań - zaczął sługa księcia. Jego ton był podniosły, a od jego osoby płynęła swego rodzaju nienawiść.

Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jasnowłosemu ogromny ból, lecz nikt nie zwracać na to uwagi. Ciemnowłosy mężczyzna chwycił go bez ostrzeżenia za ramię ciągnąc ku górze, by młodzieniec wstał. Głośny okrzyk świadczący o zadanym bólu wypełnił pomieszczenie odbijając się echem od grubych ścian.

Jasnowłosy jeszcze nigdy nie doświadczył tyle bólu i nie wylał tylu łez. Jego plecy osłoniete jego brudną, porwaną koszulą sprawiały mu największe cierpienie. Porwany materiał dotykał świeżych ran, ocierając się o nie przy każdym kolejnym ruchu.

Był prowadzony przez pałac, a jego serce biło szybko spowodowane niewiedzą i niewiadomą. Nie wiedział co z nim teraz będzie. Śmierć byłaby o wiele prostsza, lecz teraz był skazany na kolejne cierpienia. Pamiętał, jak książę tego królestwa przyszedł do niego ostatniej nocy ratując go przed wyziębieniem. Pamiętał również jego wzrok pełen współczucia, gdy bat tworzył rany na jego plecach. Lecz zdawał sobie sprawę, że to mogą być jedynie pozory, a następcą tronu wciąż jest jego wrogiem. Bo tak właśnie było. Park miał zaledwie szesnaście lat. Nie wiedział nic o życiu. Chciał jedynie poczuć tą przysłowiową wolność, która dostarczyła mu wiele cierpienia i przywiodła aż tutaj odbierając mu jego niepodległy byt.

Bardzo chciał powiedzieć i wykrzyczeć wszystkim swoją tożsamość i pochodzenie, lecz wiedział jakie będą skutki ujawnienia tej tajemnicy. Wiedział, że wtedy jego królestwo zostałoby skazane za złamanie zasad umowy i najprawdopodobniej skończy się to wojną, w której zginie wielu niewinnych ludzi.

Zatrzymali się przed wielkimi drzwiami, które już po chwili zostały otworzone przez straż. Balia z ciepłą wodą stała na środku pomieszczenia, a dwie młode kobiety krzątały się wokół niej dolewając gorącej wody.

Podeszły do jasnowłosego, który wciąż stał trzymany przez głównego sługę księcia. Na jego przedramieniu pojawiło się zaczerwienie od mocnego uścisku mężczyzny.

Bez żadnych słów zaczęły zdejmować z niego odzienie, a kruchy młodzieniec zadrżał lekko czując ich dotyk blisko swojego podbrzusza. Po chwili stał już nagi. Emocja zwana wstydem wręcz zniewoliła jego ciało, objawiają się lekką czerwienią, która wystąpiła mn jego policzkach.

Umyły go dokładnie, uważając na rany, a następnie przyodzieli w zwiewną szatę, która przypominała swego rodzaju szlafrok. Materiał był dość śliski i wiązany jedynie paskiem, który był dość nikłym zabezpieczeniem. Wystarczył mocniejszy ruch, a szata zostałaby rozwiązana ukazując nagie ciało młodzieńca.

Sługa księcia ponownie ujął niedelikatnie ramię jasnowłosego. Jego dłoń tak jak poprzednio mocno zacisnęła się na przedramieniu władcy ze wschodniego królestwa. Cichy jęki opuścił jego usta, a ból znów dał o sobie znać.

- Rusz się - warknął do niego widząc, że jasnowłosy idzie znacznie wolniej niż powinien.

Zatrzymali się przed ciężkimi drzwiami, które były znacznie bardziej strzeżone niż te poprzednie.

- Otworzyć - powiedział ciemnowłosy, a straże skinęli do siebie głowami po czym odsunęli się lekko umożliwiając im wejście do komnaty księcia.

Pomieszczenie było spore. Marmurowe podłoże przykryte częściowo dywanem. Na bogato zdobionych ścianach nie brakowało malowideł i portretów księcia, jak i jego przodków. Najwięcej miejsca zajmowało wielkie łoże osłonięte baldachimem ustawione w prawej części komnaty. W pomieszczeniu znajdowały się również meble, które również były drogocenne i wręcz przesadnie zdobione.Naprzeciw łoża znajdowały się drzwi, które były uchylone, przez co można było ujrzeć co się za nimi kryje. Była to łaźnia i za pewne miejsce, w którym książę zażywał kąpiele.

Ciemnowłosy mężczyzna pchnął jasnowłosego na łoże księcia, na które tamten padł. Jęknął głośno, gdy jego plecy dotknęły miękkiego podłoża, a materiał na nich przesunął się lekko po świeżych ranach. Nie miał siły się ruszyć nie chcąc zadawać sobie kolejnej fali bólu, która i tak za pewnie nadeszła by niedługo.

- I tak nie będzie z Ciebie pożytku... Ja na miejscu księcia już dawno kazałbym cię zachłostać na śmierć - rzekł sługa - Książę Jeon jest naprawdę wspaniałym człowiekiem i to dzięki niemu żyjesz - dodał - Myślisz, że kim ty jesteś, że możesz milczeć przed królem - wtrącił - Jeszcze wykrztusisz z siebie te swoje pochodzenie, które tak zawzięcie ukrywasz. Dopilnuję tego - dodał.

Park skulił się na jego słowa i podniosły ton, którym za każdym razem się do niego zwracał. Obawiał się tego mężczyzny nie znając jego zamiarów. Tak naprawdę to nie wiedział nic.

Nagle drzwi do komnaty się otworzyły, a do środka wszedł książę. Był ubrany w czarne materiałowe spodnie zabezpieczone pasem, z dużą klamrą. Jego klatkę piersiową osłaniała zwiewna koszula, a na plecach miał narzucony zwiewany materiał w kolorze czerwieni.

Ciemnowłosy skłonił się mu po czym spojrzał na swojego pana, unosząc wzrok.

- Tak, jak kazałeś przyprowadziłem go, Panie - rzekł.

- Dziękuję Taehyung - odparł Jeon podchodząc do łóża, na którym leżał jasnowłosy - Zostaw mnie z nim samego - dodał po chwili książę spoglądając na kruchego młodzieńca, który wciąż leżał nieporadnie na łożu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro