Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°• eighteen •°

Światło księżyca zlewało się z ciemnością, która zarzuciła na las swe ciemne kotary. Drzewa spokojnie kołysały się do melodii, którą przygrywał wiatr, narzucając im swój własny rytm.

Blask srebnego globu przedostawał się pomiędzy koronami drzew, rzucając smugę jasnego światła prosto na zapłakaną twarz jasnowłosego. Młodzieniec stał u wejścia do namiotu, a jego wzrok podążał po odsłoniętej klatce piersiowej Jeona, na której znajdowały się dłonie Taehyunga.

Łzy zdobiły jego delikatne policzki, połyskując w świetle księżyca, który był jedynym świadkiem jego gorzkich łez. Ciemne oczy przypatrywały się z bólem, jak różowe usta innego z lubością sunął po szyji jego kochanka. Przecież jeszcze noc temu te wargi dotykały jego skóry. Pamiętał dotyk tych ust i ich miękkość. Delikatne muśnięcia i te natarczywe pocałunki, w których nie brakowało namiętności. Jego serce krwawiło, a niewidoczne dla oka ciernie obwiązały jego gardło, by odebrać mu oddech.

Poczuł promienujący ból w klatce piersiowej, który nasilał się z każdą próbą zaczerpnięcia powietrza. Nie mógł tego znieść. Jego płuca przestały nabierać powietrze, a ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć.

Stał patrząc, jak ciemnowłosy gładzi dłońmi odkrytą klatkę piersiową Jeongguka, szepcząc mu coś do ucha.

Ten obraz bolał.

Widział przez łzy, jak Taehyung sunie po jego piersiach, jakby chciał zapamiętać każdy skrawek tego cudownego ciała. Dojrzał również tą błogość w jego oczach.

Coraz to nowe łzy co chwilę cisnęły się do jego oczu, by rozpocząc wędrówkę wzduż jego policzka. Rozpaczy, która momentalnie ogarnęła jego ciało, wyciskała z niego siły.
Poczuł się osamotniony i wykorzystany.

Po co więc były te wszystkie słowa i obietnice, które zostały mu złożone? Czy Jeongguk kłamał mówiąc, jak bardzo go kocha?

- Jeongguk - wyszeptał nagle jasnowłosy ze łzami w oczach, a Taehyung odwrócił się w jego kierunku, słysząc jego głos. Uśmiechnął się triumfalnie i bez namysłu powędrował dłońmi do paska Jeona, rozpianając go i patrząc przy tym prosto w oczy Parka.

Jasnowsły poczuł dreszcze, które obiegły jego ciało. Zatknął swe usta dłonią, by nie wypuścić ze swego gardła głośnego krzyku, który uparcie cisnął mu się na usta.

Jimin zrobił krok do tyłu, czując jak jego ciało drży, a cichy krzyk pnie się w górę, po jego gardle próbując wydostać się na zewnątrz. Zapłakał głośno kręcac głową. Nie wierzył. Chciał, by to wszystko stało się snem, głupim i wyimaginowanym koszmarem. Widział, jak Taehyung dotyka dłonią męskości Jeona, a z ust Jeona wydobywa się przeciągły jęk. Park nie wytrzymał i po prostu uciekł z głośnym płaczem. Czuł, jak słona ciecz skapuje po jego szyji wkradając się pod jego szatę.

Wszedł do książęcego namiotu, a jego głośny szloch wydostał się z jego ust. Skulił się, czując, jak chłodny wiatr wpada do środka i pieści swym chłodnym powietrzem jego mokrą od łez twarz.

- Jeongguk - zapłakał tuląc poduszkę - Dlaczego? - wyszeptał.

Pragnął teraz znaleźć się w jego ramionach. Czasami nawiedzały go różne myśli. Miał wrażenie, że jego przeznaczeniem jest śmierć, a on starając się od tego uciec wydał na siebie wyrok w postaci tych wszystkich nieszczęść. Być może już nie ma nic do zrobienia na tym świecie. Jeongguk był jego jedynym powodem, dla którego ciągnął to dalej. Był jego ratunkiem i nadzieją, nadzieją na miłość, której tak cholernie pragnął.

Blady świt nastał, a zza koron drzew wyłoniło się słońce. Ptaki wzbijały się w niebo, chcąc przywitać swym śpiewem kolejny dzień. Konie rżały głośno dopominając się posiłku, a cichy szloch wciąż był słyszalny z głębi książęcego namiotu. Park nie spał. Nawet na chwilę nie wpadł w obięcja nocy. Nie pozwolił zabrać się do krainy błogości, w której byłby w stanie odpocząć. Nie mógł spać, nie w momencie, gdy jego kochanek trwał w ramionach kogoś innego. Czuł promienujący ból, a jego serce zdawało się krwawić. Przecież Jeon obiecał, że wróci do niego jeszcze wieczorem, więc dlaczego wciąż nie było go przy jego boku? To tak cholernie bolało. Łzy znów ozdobiły jego blade policzki.

Straż i świta zaczęli przygotowywać się do powrotu.
Jedni siodłali konie, a drudzy składali namioty.

Jeongguk otworzył oczy, czując promienujący ból. Uczucie silnego pragnienia opanowało jego gardło, dopominając się jakiejkolwiek wilgoci. Czuł obezwładniające zmęczenie. Był cały obolały. Podniósł się powoli na łokciach rozglądając się wokół. Światło dotarło pod jego powieki sprawiając, że zrobiło mu się wtęcz niedobrze. Przymknął oczy czując, promienujący ból w okolicy skroni.

- Cholera - syknął - Pić - jęknął.

- Panie, przebudziłeś się już? - zapytał ciemnowłosy podnosząc się do siadu, spoglądając na swego władcę.

- Taehyung? - zaczął Jeon, spoglądając na sługę przymróżonymi oczami - Co ty tutaj do cholery robisz? - rzekł Jeongguk.

- Panie, nic nie pamiętasz? - zapytał Taehyung.

- N-nie - zająkał się Jeon, chwytając się za głowę.

- Sam przyszedłeś do mego namiotu, Panie. Nie śmiałbym cię odesłać, nawet upojonego - odparł ciemnowłosy spoglądając na Jeongguka, który masował paliczkiem swoją skroń.

- Niczego nie pamiętam - zaczął Jeon, czując kompletną pustkę.

- Upoiłeś się trunkami zeszłej nocy, Panie. Z trudnością wyrwałem ci puchar pełen wina. Zaprowadziłem cię do Twego namiotu, lecz w środku nocy przyszedłeś tutaj - odparł ciemnowłosy, a jego kłamstwo brzmiało dość przekonująco.

- Ach, musiałem przysporzyć ci problemów - westchnął Jeon podnosząc się - Dziękuję przyjacielu - dodał i położył swą dłoń na tej Taehyunga, wyrażając tym gestem swą wdzięczność.

- Ależ to nic takiego. Cieszę się, że mogłem sprawować nad Tobą piecze, Panie - odparł ciemnowłosy uśmiechając się w stronę Jeona.

- Dopiknuj by świta osiodłała konie - rzekł Jeongguk wychodząc z namiotu.

- Naturalnie, Panie - odparł Taehyung.

Jeongguk stanął przed namiotem rozglądając się wokół. Słońce przyjemnie pieści jego skórę. Westchnął, czując, jak świeże powietrze drażni jego nozdża, a następnie skierował się do namiotu, chcąc odnaleźć Jimina.

Wszedł do środka, a jego oczy od razu ujrzały Parka, który leżał skulony.

- Jiminie, zbudź się - wyszeptał Jeon przysiadając przy nim i deliaktnie pogłaskał go po włosach. Lecz Park już od dawna nie spał. Jego oczy śledziły wzory na podróżnej szacie Jeongguka, która leżała w rogu namiotu.

- Jiminie, ta lazurowa szata cudownie podkreśla twą urodę. Jest piękna. Ty jesteś piękny - wyszeptał Jeon i wziął dłoń jasnowłosego całując ją czule.

- Założyłem ją specjalnie dla Ciebie, Jeongguk... - zaczął podnosząc się do siadu i spojrzał w oczy Jeona. Ciemnowłosy patrzył na niego z troską, ale Jimin zdawał się jej nie wyczuć - Lecz - wyszeptał i spuścił wzrok, a Jeon uniósł jego podbródek, zmuszając go tym do utrzymania kontaktu wzrokowego.

- Lecz? - zapytał Jeon, czekając na odpowiedź. Jeongguk patrzył na jasnowłosego gładząc przy tym jego dłoń. Widział, że coś nurtuje młodszego.

- Lecz nie było cię ze mną dzisiejszej nocy - odparł w końcu Jimin, patrząc w oczy starszego - Czekałem na Ciebie - wyszeptał, a po jego policzku spłynęła łza. Park czuł się zraniony. Żądał wyjaśnień.

- Och, Jiminie. Przepraszam Cię - rzekł Jeon i pogładził delikatnie jego plecy.

- Nie dotykaj mnie - wyszeptał Park wręcz uciekając od jego dotyku, a Jeon zmarszczył brwi - Obiecałeś mi wszystko, obiecałeś swe serce. Mówiłeś, że będę twój - zaczął Jimin czując, jak słone łzy cisnął mu się na oczy. Nie mógł ich powstrzymać, a tak bardzo chciał pokazać, że jest silny - Ż-że ty będziesz mój - dodał wybuchając głośnym płaczem.

- Jestem tylko twój - odparł Jeon i ujął jego dłoń, całując jej wierzch - Cii, nie płacz. Nie masz czym się martwić, piękny. Kocham Cię, Jiminie - dodał patrząc w jego zapłakane oczy. Jego kciuk powędrował na policzek młodszego, by zetrzeć z niego każdą pojedyńczą łzę.
I Jimin właśnie tego potrzebował. Pragnął jego bliskości, mimo tego, że Jeon był teraz brudny, od cudzych rąk.

- Twoje usta - zaczął Jimin szlochając - One, dotkęły obcych ust - dodał.

- Co masz na myśli? - dopytał Jeongguk marszcząc brwi.

- Twój słu- zaczął Park.

- Panie, wszystko jest już gotowe. Pozostał jedynie ten namiot - rzekł Taehyung wchodząc do środka.
Jimin spuścił wzrok, czując na sobie jego wrogie spojrzenie - Mamy o jednego wierzchowca mniej i - dodał Taehyung.

- To nie jest problem. Mój nałożnik wróci wraz ze mną - odparł Jeon.

- Oczywiście, Panie - odparł ciemnowłosy.

- Dokończymy tą rozmowę później, a teraz przygotuj się do powrotu. Przed nami męcząca droga - rzekł Jeon i pocałował Parka w policzek nie zwracając uwagi na obecność głównego sługi. Wiedział, że Taehyung jest wart jego zaufania.

- Pójdę sprawdzić, jak sprawuje się świta. Pomóż mu, Taehyung. Jest w złym stanie. Nie chcę by był teraz sam - rzekł Jeon, a Park chciał złapać go za dłoń, by zatrzymać go przy sobie, lecz nie zdążył. Jeongguk wyszedł, zostawiając go sam na sam z Taehyungem.

- Powiedziałeś mu o dzisiejszej nocy? - zaczął ciemnowłosy zbliżając się do niego, lecz Park milczał. Spuścił wzrok, starając się nie patrzeć na Taehyunga. Czuł jego oddech na swojej twarzy. Tak cholernie się go bał.

- Dlaczego? - wyszeptał Jimin, zbierając się na odwagę.

- Nie rozumiem - odparł ciemnowłosy i uśmiechnął się.

- Czego ode mnie chcesz? Czego żądasz? - zapytał Park.

- Twojej śmieci - odparł krótko ciemnowłosy i delikatnie przejechał po jego policzku - Odebrałeś mi to co należy do mnie, ja robię jedynie to samo - dodał.

Park milczał.

- Ty jesteś jedynie jego dziwką. On kocha tylko twe ciało. Myślisz, że jak poślubi księżniczkę to też będzie trzymał cię w swym łożu? - zapytał - Porzuci cię, jak psa - dodał

- Wtedy już nie będzie obchodził go twój marny los - wyszeptał mu wprost do ucha.

- Zamilcz! - krzyknął Park podnosząc na niego swój wzrok, a Taehyung zaśmiał się zagryzając wargę.

- Coś ty powiedział? - zapytał i chwycił go mocno za włosy - Lepiej, wykorzystaj te usta do czegoś innego. Jeśli Jeongguk trzyma cię w swej sypialni spraw by był z Ciebie zadowolony, dziwko - rzekł i puścił jasnowłosego, który padł na kolana - Jesteś zwykłą wschodnią kurwą, która zasługuje na śmierć - powiedział wychodząc.

Park został sam, a jego ciało momentalnie opanowały spazmy głośnego płaczu. Kim był? I po co żył?
Pragnął tylko miłości. Tego ślepego uczucia, które wyjadało rozum i choć na chwilę zaślepiało naiwnych ludzi głupią nadzieją, lecz teraz jego marzenia o tym uczuciu nieco się zmieniły. Pragnął zaznać miłości, tylko od jednej osoby - od Jeona.

Był gotów ofiarować mu całego siebie, za to zgubne uczucie. Za chwilę szczerej miłości, którą chciał zostać obdarzony. Dlaczego tak do niego lgnął? Z każdym kolejnym spojrzeniem na ciemnowłosego zatracał się w tym coraz mocniej. Był żądny miłości, jego miłośći, a Jeon pragnął mu ją dać. Bo jeden chciał pokochać, a drugi chciał być kochany, lecz było ich trzech. Czyli o jednego za dużo...

*

- SeokJinie, co zamierzasz? - zapytał wschodni gwardzista wchodząc do stajni, w której znajdował się jeden z głównych sług - Król wzywa cię do siebie - rzekł.

- Muszę go znaleźć - zaczął ciemnowłosy. Był jak w transie.

- O czym ty mówisz? - dopytał mężczyzna i chwycił go mocno za ramię, by zwrócić na siebie jego uwagę.

- Muszę odnaleźć księcia - odparł Seokjin - Wierzę w to, że mój Pan wciąż żyje - rzekł wyszarpując się z uścisku gwardzisty, by osiodłać konia.

- SeokJin, jesteś niespełny rozumu - rzekł mężczyzna chcąc powstrzymać ciemnowłosego - Książę Jimin nie żyje! On nie żyje od ponad miesiąca! Czego chcesz szukać? Jego ciało jest złożone! - krzyknął - Byłem na pogrzebie! Ty też byłeś - dodał.

- Widziałeś jego ciało? - zapytał nagle SeokJin - Pytam czy widziałeś?! - krzyknął, a mężczyzna milczał zdając sobie sprawę, że trumna była zamknięta - Król od począku kłamie! Nie obchodzi mnie to, że wyjawiłem tajemnicę i czeka mnie kara, ale król dobrze wie, że w trumnie nie było ciała! Ceremonia była fałszywa. Książę zaginął. Nikt nie wie gdzie jest! Ale ja mam nadzieję, bo właśnie to jestem winiem mojemu Panu! Książę może być w niebezpieczeństwie! - rzekł SeokJin - Ale ja już tak nie mogę! Mam dość tego fałszerstwa i zakłamania. Nie mogę stać bezczynnie, świętując kolejną rocznicę jego śmierci! Śmierci, której być może nie poniósł! A nawet... nawet, jeśli jest martwy to muszę go znaleźć! To mój obowiązek - dodał.

- Powiedz chociaż dokąd zmierzasz? - zapytał.

- Na zachód. Do wrogiego królestwa - odparł, po czym dosiadł konia, ruszając przez siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro