Rozdział 13
-Steve?!-wydarłam-co ty tu robisz?!
-Hej, jest Tony?-zapytał poważnie.
-Pojechał odwieźć Parker'a-odpowiedziałam
-Muszę z nim pogadać, jednak nie mogę niczego w sobie dusić.
-Wejdź. Powinien niedługo wrócić.
Zaprosiłam go do środka i zrobiłam mu herbaty. Usiadł w salonie i próbował poukładać sobie w głowie, co powie Tony'emu, kiedy wróci. Ja znowu usiadłam przy fortepianie zatapiając się w muzyce. Kilka minut później usłyszałam jak Tony wrócił do domu. A ja zaczęłam się denerwować, że ich spotkanie nie skończy się za dobrze.
-Słyszę, że ktoś znowu gra-krzyknął z holu, ale kiedy wszedł do salonu jego mina zrzedła-Co ty tu robisz Rogers?-zapytał
-Muszę z tobą porozmawiać Stark-powiedział Steve
-Hannah idź na górę-powiedział chłodno Tony, nie spuszczając wzroku z Kapitana.
*Perspektywa Tony'ego*
Hannah poszła na górę, a ja zostałem sam na sam z Kapitanem. Przysiągłem sobie, że nie poddam się negatywnym emocjom. Podszedłem do barku i nalałem sobie szklankę szkockiej. Usiadłem naprzeciwko niechcianego gościa.
-Po co przyszedłeś Rogers?-zapytałem
-Muszę coś z tobą wyjaśnić-powiedział poważnie
-Ja nie mam co z tobą wyjaśniać.-odparłem
-Mi się wydaję, że jednak mamy o czym rozmawiać.
-Powiem krótko, ja nie chcę z tobą o niczym gadać. O niczym prywatnym.
-Nie uważasz, że lepiej będzie wyjaśnić sobie wszystko?
-Nie. Najlepiej będzie nie rozmawiać o tym w ogóle.-powiedziałem kończąc pić trunek z mojej szklanki.-Może kiedyś, ale nie teraz. I nie wracaj do tego na razie.
-Rozumiem. Skoro tak to ja lepiej pójdę.
Rogers wyszedł, a ja odetchnąłem z ulgą. Nie miałem w ogóle ochoty na rozmowę, a szczególnie z nim. Dolałem sobie szkockiej i wyszedłem na taras. Usiadłem w fotelu rozsiadając się wygodnie.
-Steve już poszedł?-usłyszałem za sobą pytanie Hanny
-Tak.-odpowiedziałem
-Kłóciliście się?-zapytała i usiadła naprzeciwko mnie
-Nie.-odparłem-Rozmawialiśmy, ale krótko, bo nie było sensu.
-To dobrze.-odetchnęła z ulgą
-Nie potrzebnie się martwiłaś.-uśmiechnąłem się
-Możliwe. I co ja będę robić przez dwa tygodnie?
-Może jednak coś się zmieni w szkole chyba, że jednak mam zadzwonić i...
-Nie! Nie dzwoń.-przerwała mi-Niech to się samo wyjaśni.
-Jak chcesz. Ale wiesz, że mogę zadzwonić.
-Nie trzeba. Wszystko się wyjaśni, na pewno.-uśmiechnęła się
Zjedliśmy kolacje i Hannah poszła na górę spać. Ja nie mogłem zasnąć i dlatego siedziałem w salonie oglądając jakiś stary film. Dosiadłem się do fortepianu i przejechałem po klawiszach. Moja mama pięknie grała na tym instrumencie. W sumie dlatego ten instrument tu był, a teraz gra na nim Hannah. Siedziałem na dole i próbowałem zająć czymś myśli. Poszedłem na górę do pokoju Hanny. Chciałem z nią porozmawiać jeśli nie będzie spała. Zapukałem, cisza, otworzyłem cicho drzwi. Nie było jej w pokoju, rozejrzałem się po pokoju, telefon zostawiła na łóżku. Zauważyłem uchylone drzwiczki od tarasu, więc wyszedłem na zewnątrz. Był środek nocy, a jej tam nie było! Uciekła? Niemożliwe, nie miała powodu. Albo miała, a ja o czymś nie wiem. Nie znalazłem jej przez całą noc. Załamany wróciłem do domu nad ranem, kompletnie nie wiedząc gdzie jej szukać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro