Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'✧.Zamach

━═━═━═━═━═━═━═━═━

» 22 lipca. 1944 rok.
Berlin. Biuro Generalne.

𝑃𝑜𝑣. III Rzesza

Stary zegar stojący, wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Dźwięk wybijania następnej godziny. Przez chwilę skupiłem uwagę na jego miłym dla uszu odgłosie. Lecz po chwili melodia ucichła. Zerknąłem zza gazety którą trzymałem w ręce na tarczę zegara. Drewniane cudo rzeźbiarza, stojące pod ścianą wykazywało swój charakter. Czarne jak miedź wskazówki wzkazywały na wybicie godziny 23:00. Już miałem wrócić wzrokiem do papieru lecz usłyszałem chrząknięcie. Uniosłem wzrok i marszcząc niemiło brwi znów zerknąłem na Bayreuth.

Miasto cały czas siedziało na przeciwko mnie, za małym stolikiem kawowym na której leżały moje czarne, skórzane rękawiczki, a tuż obok, szklana popielniczka. Bayreuth, był dość ważnym żołnierzem jeżeli chodzi o Niemiecką Armię Jednostek. Był na wielu frontach w swoim życiu. Służył w armii mego brata, ojca, dziadka, kuzynów oraz babki... Był żołnierzem od pokoleń. Lecz mimo swojego doświadczenia, wiele i tak nie potrafił zrobić porządnie.

Brunet, siedział wyprostowany jak struna, ubrany oczywiście w swój nazistowski, czarny mundur. Czapkę trzymał na kolanach. Patrzył na mnie marszcząc brwi, swymi jasno żółtymi oczyma.

Oboje spodkaliśmy się po dość długim czasie. Bayreuth został wysłany przeze mnie na fron wschodni. Poradził sobie z Polaczkami i resztą... Ale z komunistami już nie...
Więc kazałem go przysłać. Trafił na dywanik. Zamiast niego wysłałem kogo innego.

Nasze miłe spodkanie miało się odbyć tu. W Biurze Centralnym w Berlinie. Dość spory budynek. To tutaj znajdowało się moje oficjalne, i największe biuro.
A dokładniej, byliśmy w rezydencji która znajdowała się na parterze. Była ona dla wszystkich pracujących tu oficerów. Można było zamówić kawę, cherbatę, czy coś do zjedzenia. Mały lokal był w barwach krwistej czerwieni, ciemnego brązu oraz beżu przy małych dodatków bieli. Akurat było pusto. Nikogo tutaj nie było. Byłem tylko ja i Bayreuth.

Zniecierpliwiony, oparłem się jeszcze mocniej o poparcie fotela, założyłem nogę na nogę po czym przybliżyłem głowę do gazety. Na chwilę puściłem ją jedną ręką, gdyż w prawej dłoni trzymałem papierosa. Przełożyłem go do ust, zaciągając się dymem. Odsunąłem rękę znów łapiąc bok strony gazety. Wypuściłem dym, który w mgnieniu oka zmieszał się z powietrzem.

Między mną a brunetem panowała głucha cisza. Jedynie było słychać zegar który wybijał nawtępne sekundy. Bayreuth czekał aż cokolwiek powiem. Jak na razie siedzieliśmy tak w ciszy chyba z 15 minut. Raptem zniżyłem trochę gazetę i zerknąłem na miasto. Wyglądał na zestresowanego. Choć trudno było to zauważyć. Siedział praktycznie na baczność, jeżeli tak to mogę określić, z poważną miną, i bez jakiegokolwiek głębszgo wdechu. Lecz widziałem w jego oczach. Widziałem i wiedziałem że się boi.

- Więc gadaj - odparłem chordle zerkając znów na litery na papierze - Mów co masz na swoje usprawiedliwienie... -

Skupiłem się na czytaniu gazety, lecz także słuchałem jak reaguje Bayreuth.
Westchnął cicho, po czym rzekł;

- Wojsko nie było gotow-

Prserwałem mu:

- Było! -

Zerknałem znów zza wydruku, karcąc wzrokiem miasto. Zwuażyłem jak jego czarne włosy się zjerzyły.
Znów wróciłem do tej samej pozycji, wdychając dym.

- Może i było przygotowanie, ale nie było przygotowanie militarnie-

Znów mu przerwałem:

- Kłamstwo! - znów na niego spojrzałem - Wszyscy byliście przygotowani idealnie! Wszyscy! Osobiście dbałem aby każdy z was miał dostęp do wszystkiego! -

- Hitrel nie wysłał nam potrzebnych mater-

- Jeszcze raz to powiesz to cię własnoręcznie udurzę! - krzyknąłem mieląc trochę gazetę w moich dłoniach.

Bayreuth opuścił trochę głowę w dół.
Uspokoiłem swój gniew, znów zaciągając się tytoniem.
Po chwili ciszy znów zacząłem;

- Jesteście słabi, niestety i fizycznie i psychicznie - rzekłem zirytowany - To tylko była zima! Byliście tak blisko! Moskwa była by nasza, gdyby nie wasze postępowanie - odparłem - Hitler wie co robi... -

Bayreuth już chciał coś powiedzieć lecz ostatecznie ugryzł się w język. Ma szczęście.

Przez następne 10 minut siedzieliśmy w ciszy.

Wróciłem do czytania gazety. Znów zaspokoiłem swoje pragnienie, goszkim dymem, który zasmakował moją krtań.

- Może... - zaczął praktycznie niesłyszalnie Bayreuth - powinieneś przestać palić, że względu na swoje zdrowie -

Aż kaszcznąłem na jego słowa w obrazie. Wyprostowałem się po czym spiorunowałem go wzrokiem.

- Nie będzie mi nikt mówił co mam robić, a czego nie robić -

Bayreuth znów chciał coś powiedzieć lecz znów w ostatniej sekundzie odpuścił.

Od ostatniego czasu, wiele osób mówi abym na chwilę odstawił tytoń czy piwo. Lecz i też nie tylko to. Także słyszałem takie teksty jak, częstrze spanie, mniej chodzenia czy zaczęcie jeść leków.
Odkąd sytuacja na frontach zmieniła swą strukturę, zacząłem odczuwać pewne objamy które każde państwo dostaje. Stałem się słabszy, zaczęły mnie boleć ramiona i ręce, a teże nogi. Także pojawiły się wymioty. Lecz teraz się złagodziły. Także wielką ilość zimnych potów jak i kaszlu czy duszności. Wszystko to było objawami złej sytuacji. Mimo wszystko i tak starałem się temu wszystkiemu zapobiec jak najszybciej. Nie chciałem robić z siebie pośmiewiska. Też ukrywałem często bóle przed żoną... Ale i nie tylko przed nią. Praktycznie przed każdym.

Westchnąłem ciężko rozczarowany.

- Jeżeli nie przyjmujesz tych argumentów... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - odparł nagle Bayreuth.

- Odważnie - odparłem zamykając na chwilę gazetę w dłoniach.

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w oczy utrzymując kontakt wzrokowy.

- A więc... Uważam że przyszedł czas rozłąki - oświadczyłem raptem a na twarzy bruneta wymalowało się zdziwienie - Chyba czas na emeryturkę -

- Ale, dlaczego? - zapytał, nie dowierzając w to co słyszy.

- Może i jesteś doświadczonym żołnierzem co nie oznacza że jesteś dobrym dowódcą - oświadczyłem zaciągając się papierosem, po chwili dodałem - Takie cechy ma się od urodzenia. Po prostu się do tego nie nadajesz. Może zajął byś się czymś bardziej porzytecznym niż strzelanki... -

Bayreuth patrzył na mnie jakby błaganie ale i też z powagą. Nie chciał. Dosłownie o tym wiedziałem.

- Tak myślałem - Westchnąłem potrząsając głową na boki jakby że współczuciem.

- Nie chcę odchodzić z wojska. Od małego dziecka chciałem służyć w armii. Długo mi zajęło zanim się do niej dostałem - zaczął się tłumaczyć jak dzieciak.

- ... Nie chcesz odpuścić... No dobrzeee... Skoro tak bardzo ci zależy to jeszcze dzisiaj wyrzucam cię z wojska - mruknąłem po nosem, znów otwierając gazetę.

Bayreuth lekko się skulił. Podciąłem mu skrzydła. Wiedziałem że go to zaboli. Lecz po prostu nie nadawał się teraz na zabawę w wojnę. Może kiedy da sobie spokój, przyda się do czegoś innego...

- Jutro chcę cię widzieć w moim biurze. Ze wszystkim rzeczami jakie masz z wojska. Oddasz mundur - rozkazałem bez skopów.

- Dobrze... - odparł tamten a odpowiedzi, nawet na mnie nie patrząc.

- A teraz... Żegnam - wyprosiłem go szybko.

Bayreuth podniósł się z fotela po czym trzymając w ręce czapkę wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.

Kiedy miasto zniknęło westchnąłem ciężko. Może niepotrzebnie aż tak gniewnie reagowałem...

Zaciągnąłem się dymem po czym obróciłem stronę gazety. I znów to samo.

"Zamach 20 lipca - nieudany zamach stanu, mający na celu zabicie Adolfa Hitlera, przeprowadzony 20 lipca 1944 roku w Prusach Wschodnich."

Różnie nazywano to wydarzenie.
Lecz jedno było pewne - rozeszło się to po świecie i to bardzo.

"Dopiero ok. godz. 1 w nocy do Wilczego Szańca dotarł z Königsberga wóz transmisyjny radia niemieckiego, by umożliwić Hitlerowi przemówienie do narodu, który w następujący sposób odniósł się do wydarzeń 20 lipca:

- Pewna, niewielka grupa kilku ambitnych, pozbawionych skrupułów, głupich oficerów o przestępczych zamiarach uknuła spisek, by usunąć mnie, a wraz ze mną praktycznie cały sztab niemieckiego kierownictwa Wehrmachtu -

Gestapo natychmiast rozpoczęło śledztwo w sprawie zamachu. 22 lipca 1944 powołano do życia specjalną komisję Sonderkommission 20. Juli pod przewodnictwem SS-Obersturmbahnführera Georga Kießla, w pracach której uczestniczyło czterystu urzędników. Obok spiskowców aresztowano wielu opozycjonistów, którzy już wcześniej wzbudzili podejrzenia organów ścigania, ale nie byli zaangażowani w przygotowania zamachu. Uprzedzając aresztowanie przez Gestapo, generał-major Hennig von Tresckow popełnił samobójstwo, które upozorował jako śmierć z rąk partyzantów - wysadził się w powietrze na skraju lasu przy pomocy granatu ręcznego."

:pisali w gazecie.

Kolejny zamach.

Kolejny.

Nie wierzę że jeszcze Hitler żyje. Wielu mówi że czuwa nad nim "diabeł stróż".
Może i jest w tym trochę racji.
Lub po prostu nasz przywódca ma mnóstwo szczęścia.

Spojrzałem na następną część gazety.

O Polakach.
A tak właściwie o ich okrutnych zbrodniach i napadach na nazistów. Już od pewnego czasu, a właściwie od początku tego roku, Polaczki masowo robią terror na ulicach wielu miast w Generalnym Gubernatorstwie. Patoszą się, kombinują, organizują różne akcje, czy też zamachy jak w tym przypadku. A Polskie Podziemie wydaje także wyroki na swych zdrajców czyli na Polaków którzy są nam podporządkowani. Widać że tym Polakom się nudzi. I to bardzo. To sobie stworzyli bandę terrorystyczną o nazwie "Polskie Państwo Podziemne" i teraz szaleją i robią istny bałagan. Teraz to już się więcej bać człowieka PPP niżeli Niemca na ulicy. Nieraz zaleca się aby nie chodzono często na spacery po ulicach miast, przede wszystkim samemu. Nigdy nie wiadomo czy sfora dzikusów z lasów cię nie dopadnie...

Zorientowałem się że mój papieros się już wypalił. Wrzuciłem go do popielniczki po czym złożyłem gazetę i położyłem na stole. Po chwili oparłem się znów o miłe oparcie fotelu, po czym zamknąłem zmęczone oczy i przetarłem twarz dłońmi. Ziewnąłem cicho. Otworzyłem oczy po czym wstałem z miejsca. Aż poczułem jak kręgi w moim kręgosłupie ustawiają się na nowo równo. Zostawiłem tak wszystko na stoliku rezydencji. Po rękawiczki wrócę później. Musiałem iść jeszcze na 3 piętro gdzie było moje biurko. Musiałem zabrać ze sobą parę dokumentów. Wyszedłem z lokalu na korytarz. Ruszyłem do holu następnie po schodach na górę. Idąc poprawiłem swoje rozczochrane włosy które po całym dniu pracy, starczały mi we wszystkie strony. Zbliżyłem się do drewnianych drzwi na końcu korytarza na 3 piętrzę.
Chwyciłem za klamkę, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

Przeszedł mnie dreszcz.

Nie byłem tu sam.

Zauważyłem sylwetkę siedzącą na za moim biurkiem które stało na środku pokoju. Zdziwiony zaświeciłem światło...
Był to Polskie Państwo Podziemne (PPP) we własnej osobie. Siedział wyluzowany na moim krześle za biurkiem, ubrany w długi ciągnący się prawie do podłogi, brązowy płaszcz oraz koszulę. Patrzył na mnie z poważną miną. Czekał na mnie...

Dorwałem się ku pasowi lecz okazało się że zapomniałem wziąć że sobą broń, która teraz leżała na biurku tuż przed PPP. Poczułem zimny pot na plecach.

- Tylko nie piszcz jak mała dziewczynka z przerażenia - odezwał się Polak.

Lekko się sfrustrowałem

- Co ty tu robisz?! - warknąłem wściekle.

- Siedzę, nie widać? - uniósł jedną brew do góry -
a po za tym, może jakieś dzień dobry? Kawki mi zrobisz? - uśmiechnął się szyderczo -
Oczywiście żartuje, wolę wrócić do domu z twoją krwią na rękach... - dodał po chwili przerwy, patrząc na mnie z wyższością.

Przed oczami pojawiły się dokumenty. Papiery które były na jego temat, stworzone i uzupełniane przez moich agentów.
PPP był najbardziej znanym, ściganym przez Gestapo jeżeli chodzi o kraje. Cechował się tym, że był praktycznie niewidzialny. Aby go na czymś przyłapać osobiście, graniczyło z cudem. Wiele nawet uważało że on nie istnieje w rzeczywistości. Ale za to jego działania były bardzo widoczne. W ostatnim czasie bardzo. Zaczęło się więcej akcji dywersyjnych oraz sabotażowych. Polacy zaczęli się coraz bardziej ujawniać. Jedno było pewne. Ta zgraja coś szykuje.

Tak długo był ścigany.
A teraz był na wyciągnięcie ręki a ja nie potrafiłem nic zrobić.

Wiedziałem że nikt mnie nie usłyszy, biuro było puste. A broni nie miałem. Nie miałem nawet niczego blisko, a broń szybciej by złapał Polak, gdyż miał ją tuż przed nosem. Po za tym kto wie. Może i on ma swoją której nie widzę...

Zaciśnąłem zęby zdając sobie sprawę że byłem w potrzasku.
Jeszcze niczego takiego nie doświadczyłem. Spiąłem się jeszcze bardziej wiedząc że jestem z nim sam na sam.

- Paskudnie wyglądasz - wybudził mnie z namyślenia ironiczny ton Polaka który spojrzał na mnie spod łba.

Zauważyłem że zaczął lekko się bujać na krześle, a nogi położył na stole.

Nie skomentowałem jego chamskiego czynu.

- Wzajemne - warknąłem gapiąc się trochę w jego stronę.

Raptem PPP wstał z krzesła. Obszedł biurko po czym niebezpiecznie, zbliżył się do mnie. Byliśmy przerażająco blisko. Dzieliło nas 20 centymetrów. (Dla niego za dużo) Spojrzałem na niższego.
Miałem okazję. Mogłem go teraz złapać za szyję i udusić. Obalić na podłogę. Aresztować. Czy nawet zamordować na miejscu... Lecz... Coś mnie powstrzymywało. Nawet sam nie mogłem dokładnie stwierdzić co to było.

Wten Polak wyciągną z kieszeni pudełko papierosów oraz zapalniczkę. Otworzył pudełko po czym podsuną je w moją stronę. Spojrzałem na papierosy później na PPP praktycznie nie ruszając głową.

- Nie chcesz? - zapytał - aż się zdziwiłem. Cała Europa huczy żeś w tytoniu zakochany mimo że twój kraj potępia bycie palaczem. To dopiero hipokryzja -

Moje ciśnienie drastycznie wzrosło. Patrzyłem na Polaka z widoczną wrogością, lecz on nawet nie miał czelność na to odpowiedzieć. Cfaniak jeden.

- Chyba się nie boisz że coś tam nawpychałem - popatrzył na mnie jednym okiem, odwracając głowę (czytaj side eye) - No od starego wroga nie weźmiesz? -

- Od ciebie nigdy - odrzekłem stanowczo, zaznaczając słowo nigdy.

Pochyliłem trochę głowę w jego stronę.
Lecz on nie zaareagował. Jego poważna mina zamieniła się w lekki uśmieszek.

- Twoja wola druhu... - odparł tamten.

PPP wyciągnął jednego papierosa, włożył go sobie do ust, następnie odłożył pakunek od razu go zamykając, do kieszeni. Cofnął się do tyłu, nie odwracając się do mnie tyłem, po czym usiadł na biurku. Odpalił zapalniczkę, a wraz z nią papierosa. Wrzucił ją do kieszeni. Zaciągnął się dymem po czym wypuścił go z ust. Palił nikotynę jakby nigdy nic. Jakby był u siebie. Szczerze, było widać że nic nie robił sobie z mojej obecności. Poprawił swoje białe włosy które opadły mu na czoło, po czym spojrzał na mnie.

Jego oczy były straszne. Widziałem w nich mord.
To było coś więcej niż nienawiść. A nie wiem jak można było by to nazwać inaczej. Jego oczy wydawały się być jeszcze gorsze niż II RP. Bordowe oczy, barwy krwi, przenikające siłą, dominacją, stanowczością. Oczy tego Polaka był inne. Jeszcze nigdy takich nie spodkałem.
Oczy które aż kipiały od uczucia wściekłość. Mimo że przyglądał mi się spod łba, mając je przymrużone, zbyt dobrze je widziałem i rozumiałem ich przekaz. Te oczy były jak rażące się w upalny i ciężki dzień słońce. Nieznośne słońce.

Poczułem jak moje dłonie się pocą. Mój oddech stał się znacznie płytki a tętno przyśpieszało ta mocno, że aż słyszałem krew płynącą przez uszy. Głowa jeszcze bardziej zaczęła mnie napierdalać.

Nie wiedziałem co się dzieje.

Nie mogłem się przynać samemu sobie co czuję.

Nie chciałem tego czuć.

Nie przez niego.

Nie teraz.

Patrzyliśmy sobie w oczy. Choć bardziej przypominało to walkę na spojrzenia.
Jego powaga była czymś chaotycznym. Było ją czuć w całym pomieszczeniu.
W końcu zdecydowałem się odezwać.

- Czego ty ode mnie chcesz pedale? - rzekłem chardle.

- Jesteś głupi czy masz autyzm że się nie domyślasz? - spytał Polak, przelatując mnie wzrokiem od góry do dołu.

- Mówiłem ironicznie - zmarszczyłem niewygodnie brwi.

- Już się bałem że jesteś za tępy na myślenie - odparł tamten wykonując mniej określony ruch ręką.

- Niczego się bać nie musisz - skwestionowałem - tylko moich zabaw z osobami które są torturowane - uśmiechnąłem się lekko.

- Ty chyba serio uciekłeś z psychiatryka - zgarbił się Polak wypuszczając dym przez nos i opierając swoje łoknie o kolana i skurszczając dłonie w dół - Gdzie masz listę leków w tym tygodniu? Bo widzę że nie zarzyłeś - rozejrzał się wokół.

- A ty u lekarza byłeś? To może do niego pojedź bo wygląda na to że ktoś ma tu obawy Downa - odrzekłem stanowczo.

- Mój lekarzy przynajmniej o mnie dba, nie co do ciebie - odparł nagle - widzę że nie dał ci tej listy leków. No, nie przypilnował cię... -

Kiedy to mówił zdałem sobie z czegoś sprawę...

Przecież on się tu włamał.
Od jak dawna tu jest? Grzebał w moich planach... Papierach...
Poczułem jak ogarnia mnie panika. Nie. O nie mógł nic wiedzieć. Nie mogłem pozwolić na to aby stąd wyszedł.

- A ty co? - spytał nagle PPP patrząc na mnie krzywo - coż ja widzę na twej mordzie? Całyś biały. Czego się tak zląkłeś? -

Wściekłem się. Miałem ochotę się na niego rzucić, i rozerwać na kawałki. Już miałem ruszyć w jego stronę lecz w ostatniej chwili udało mi się opanować. Nie wiedziałem czy on ma broń. Choć było pewne że ma już jedną. Tą na biurku, która leżał tuż obok jego uda. Moją broń... Którą jak na złość musiałem dzisiaj zostawić z biurze bez opieki.

- Tatuś nie nauczył manier? - spytałem nagle kwestionując jego zachowanie.

Zauważyłem jak nagle, brudzi moje biurko papierosem, a w zasadzie to pozostałościami po nim.

-A co? Szwabik zazdrosny o mojego ojca? - spytał nagle patrząc na mnie.

- Mój przynajmniej żył - warknąłem.

PPP ucichł. Zabolało? Ewidentnie tak.
Historia jego oraz jego siostry PRL była doskonale znana.
Dwójka dzieciaków którym odebrano ojca a niedługo potem matkę. Nie znali świata. Wysłano ich do Petersburga i tam żyli przez rok czasu. Lecz za swoje wybryki i nieposłuszeństwo zostali wysłani na Sybir do łagrów. Tak spędzili ogrom czasu. Po parunastu latach udało im się uciec. Musieli jeszcze wrócić do kraju. Też zajęło im to długi czas...

- Może i mój mnie nie wychował do dorosłości. Ale za to spędzał że mną czas i mnie doceniał -

Spojrzałem na niego lekko zaniepokojony. Po sekundzie zmarszczyłem nos...

- Chcesz się zabawić? Ty będziesz Hitlerem a ja zamachowcem - palną nagle PPP.

Wryło mnie w ziemię.

- Jak ty śmiesz!? - krzyknąłem nie panując na własnymi słowami.

- Bo mogę - odrzekł zadowolony - I chuja mi kurwa zrobisz... - wystawił mi środkowego palca.

- Wzajemne kurwo miesiąca - odparłem zaciskając szczękę że złości.

Robiłem to aż tak mocno, że poczułem krew w ustach.

- Ooooo niezłe odznaczenie - odparł bardziej się prostując - Gdzie mogę odebrać nagrodę..? - Odparł patrząc na mnie z góry.

Miałem już dość.

- Dobra, zamknij pizde - rzekłem poważnym tonem - Cokolwiek tutaj robisz nalegam cię abyś stąd przysłowiowo wypierdalał -

- Tak szybko? - udał zdziwionego - Przecież dopiero co do ciebie przyszedłem... Nie ładnie tak wypraszać gości... - dodał trochę ciszej i wolniej.

- Kysz szatanie! - krzyknąłem oburzony.

- W przeciwieństwie do ciebie jestem aniołem, jak z resztą każdy z mojej rodziny - odrzekł aktorsko.

Czułem jak mnie nabiera.
Tętno skoczyło niesamowicie. Aż czułem jak przez całe moje ciało przebiega dziwna energia.

- Czy to dzieje się naprawdę...? - szepnąłem niesłyszalnie sam do siebie próbując się jakoś uspokoić.

- Może? A może po prostu masz urojenia? Może przedawkowałeś narkotyki i to wszytko... to fikcja twojego zjebanego mózgu...? - przerwał moje myśli ten pieprzony dureń.

Skastowałem go wzrokiem.
A on nic.

- Śmierć wita - odrzekł nagle.

Zdziwiłem się.

- Twój ojciec, jak i dziadek witają w bramach piekieł - dodał.

- Z chęcią się z nimi zobaczę, ale może wypadało by abyś to ty w końcu zobaczył ojca i matkę - odrzekłem.

- Oni poczekają - oznajmił wstając na nogi - Ale widzę że ty już nie możesz się doczekać kiedy do nich dołączysz... -

- Wiesz kogo nienawidzę bardziej od zajebanych komunistów? - wykonałem.

- Hm? - mruknął.

- Ciebie - odrzekłem jakby to było oczywiste.

Bo było.

- ...Mam się czuć jakiś zaszczycony? - spytał nagle PPP ironicznie się uśmiechając.

Puściły mi nerwy.
Już miałem się rzucić na Polaka. Zrobiłem krok, lecz jednak stanąłem w miejscu. PPP tak naprawdę tylko czekał na moją interakcję. Z kieszeni swojego płaszcza wyją pistolet który wycelował w moją stronę.

- A tylko rusz dupę, to odłamki twojej czaszki będą przylepione do ściany - ostrzegł.

- Gadaj po co żeś przyszedł! - krzyknąłem wściekły.

- Po twoją duszę - odrzekł bez emocji.

- Zabrzmiałeś jak ten wróżbita z Saksonii - uznałem krzywiąc niesmacznie twarz.

- A kto wie, może ja nim byłem... - odparł tajemniczo.

- Twoje żarty nie są śmieszne... -

- Bo to nie mało być śmieszne geniuszu... - warknął.

Nagle zapadła cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy w ciszy. PPP powoli schował swoją broń do kieszeni. Staliśmy tak dopóki Podziemie nie podszedł bliżej mnie. Patrzył na mnie spodł łba.

- Wiesz że w końcu wszystko wyjdzie na jaw... - zaczął powoli, spokojnym tonem - Wszystkie zbrodnie, wszystkie mordy, wszystkie egzekucję... Wszyscy poznają wasze rodzaje tortur. Wszyscy dowiedzą się jakimi byliście potworami. Jak wyglądał wasz terror... - rzekł - Nie obejdzie się bez zasłużonej kary... Doskonale o tym wiesz... -

- Ale za to świat o nas nie zapomnij. Nie zapomni o naszych odkryciach i wielkich postępach w technice i motoryzacji - odrzekłem równie spokojnym tonem.

- Może i tak - stwierdził Polak - lecz wasze grzechy nigdy nie zostaną zapomniane... -

Coś jakby pękło.

Rozwaliło.

Gruchnęło.

Gniew puścił.

Rzuciłem się na Polaka. Ten nie zdążył złapać za broń. Uderzyłem go w twarz. Polak cofną się do tyłu po czym wypluł krew z ust.
Ruszyłem na niego ponownie. Tym razem to on zadziałał. Unikną mojego ataku lecz niespodziewanie chwycił za włosy. Runąłem w stronę biurka. Na szczęście o nie, nie uderzyłem. Zdołałem utrzymać się na nogach. Błyskawicznie odwróciłem się na pięcie. Lecz Polak był szybszy. Unikną mojego ataku, po czym jego silna ręka złapała mnie i runąłem na ziemię. Zdezioriętowany, ale nie dałem się zdekoncentrować. Uniknąłem nadepnięcia nogą na dłoń. Za to chwyciłem za nogi Polaka. Także runął na ziemię z hukiem. Odsunęliśmy się od siebie po czym wstaliśmy. Poprawiłem włosy oraz pas. Znów napotkałem jego wzrok. Rzuciliśmy się na siebie w tej samej sekundzie. Niczym dwa potwory chcące na wzajem swej śmierci.

Raptem nadarzyła się okazja. Obroniłem jego atak po czym niespodziewanie złapałem go za szyję. Podsunąłem go do siebie, aby stał do mnie tyłem. Zacząłem go dusić swoją zgięta ręką. PPP próbował się wyrwać. Lecz na nic. Nagle zrobił coś niezwykłego. Puścił moją rękę pozwalając mocniej ją przycisknął do jego szyi. Błyskawicznie wziąć swą rękę do tyłu i złapał za moje włosy. Pociągnął je mocno do tyłu. Zrobiłem parę kroków, wnet uderzając plecami o drzwi. Niestety nie zoriętowałem się że poluźniłem ucisk. PPP mi się wyrwał odwracając natomiast w moją stronę.

Wtedy jakby czas się spowolnił. Coś czarnego błysnęło w kieszeni płaszcza Polaka. I wten, Podziemie ukazało swą broń. Przyłożył ją do podbrzusza i strzelił. Raz i drugi. Jęknąłem czując przeszywający ból. Nie mogąc się utrzymać skuliłem się, trochę do przodu. Przyłożyłem dłonie do miejsca postrzału. Czułem jak leje się z niego krew która zaczyna brudzić podłogę. Spojrzałem na PPP. Patrzył na mnie w a jego oczach był mord. Znów we mnie wycelował jakby chciał zadać ostatni strzał lecz nagle zza drzwi usłyszeliśmy krzyk. PPP nie zwlekając zerwał się z miejsca, przeskoczył zgrabnie przez biurko po czym dopadł do okna. Otworzył je po czym wszedł na parapet. Z szokiem na twarzy patrzyłem jak znika, wskakując gdzieś wyżej...

Niespodziewanie drzwi hukły a w nich stanął Munster. Miasto o niebieskich włosach, oraz czarnych oczach. Smok - gdyż też go tak nazywano (przez niebieski ogon, skrzydła) ubrany w mundur spojrzał na mnie, trzymając w dłoniach broń. Zszokowany moim wyglądem dopadł do mnie.

- Czy- zaczął lecz ja mu przerwałem;

- Wszystko gra! -

- Nie wydaje mi się, zawiadomię szpital - warknęło miasto.

Nie zwracałem już na niego uwagi.

Spojrzałem jeszcze raz na okno w którym znikną ten sukinsyn. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę że gdyby nie Munster...

Mogłem zginąć.

Wystarczyła tylko sekunda więcej.

━═━═━═━═━═━═━═━═━
✴ 3692 słowa.

Tak fanfik bym powiedziała.

Jak coś, Polskie Państwo Podziemne naprawdę planowało zamach na Hitlera.
Jeżeli ktoś jest ciekawy zachęcam abyście poczytali o tym w internecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro