Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

*Perspektywa Hanny*

Obudziłam się wyspana, jak nigdy dotąd. Z uśmiechem spojrzałam w kierunku bukietu stojącego na biurku i leniwie przewróciłam się na drugi bok. Dzisiaj miałam w planach tylko dwa wykłady po południu, więc miałam prawo dłużej pospać. Przeciągnęłam się w miękkiej pościeli i znów przymknęłam oczy, ale niestety nie na długo. Chwilę potem do mojego pokoju wpadł Tony.

-A ty jeszcze w łóżku?- zdziwił się zastając mnie nadal w pościeli

-Dzisiaj mam zajęcia na czternastą. Daj mi spać- wybełkotałam zarzucając poduszkę na głowę żeby nie musieć słuchać dalszej rozmowy

-Jak chcesz to śpij. Skąd masz kwiaty?- zdziwił się

-A jak myślisz?- zapytałam siadając na łóżku, bo już wiedziałam, że więcej nie pośpię- Od Lokiego- odpowiedziałam przecierając oczy 

-Kiedy tu był?- drążył

-Nie wiem, byłam się wczoraj wykąpać i jak wróciłam kwiaty już były.- wyjaśniłam wstając z łóżka

-Czyli jak zwykle...Pojawia się i znika. - zauważył Stark

-Przeszkadza ci to?- zapytałam stając na przeciw niego z ciuchami na przebranie

-Mi nie, a tobie?

-Trochę...A tak w ogóle to dzień dobry.- powiedziałam, kiedy wreszcie się obudziłam

- Widzę, że bez kawy się nie obędzie- zaśmiał się Tony- Idę do kuchni, przyjdź na śniadanie.

-O, a to co? Dzień dobroci dla zwierząt?- zażartowałam, kiedy Stark szedł już w stronę wyjścia

-Może...-odkrzyknął zza drzwi

 Po szybkim prysznicu i ubraniu się jak człowiek z miłą chęcią poszłam o kuchni gdzie czekała na mnie ciepła kawa i gofry (na szczęście nie były spalone). Tony dołączył do śniadania chwilę później.

-Dzwonił Fury - poinformował mnie

-Po co? - zapytałam

-Chce żebyś dzisiaj przyjechała do TARCZY. - wyjaśnił

-To czemu dzwonił do ciebie? Miał w takich sprawach dzwonił bezpośrednio do mnie.

-Powiedział to przy okazji.

-Zadzwonię i powiem, że przyjadę teraz.

-Przed zajęciami? - zdziwił się

-Po raczej nie będę miała nastroju, a teraz nic nie mam w planach. To znaczy miałam... Chciałam spać. - powiedziałam i skończyłam jeść śniadanie - Idę się uszykować.

-Okay, ja mam robotę w warsztacie.

-Pewnie zobaczymy się dopiero wieczorem. Więc miłego dnia.

-Wzajemnie. - uśmiechnął się Tony - Tylko postaraj się nie denerwować wykładowców.

-Zastanowię się!- odkrzyknęłam z korytarza.

W siedzibie TARCZY znalazłam się niecałą godzinę później. Dziś miałam trenować walkę wręcz z Czarna Wdową. Fury zapewne będzie się przyglądał z ukrycia, żeby jak to on określa "Zobaczyć do czego się nadaję". Treningi z Nat są najbardziej męczące ze wszystkich. Niestety u niej nie dostaję nigdy forów. Chyba, że akurat Tony przyjdzie popatrzeć. Po długiej rozgrzewce zaczęłyśmy zwykłą bójkę, ale po chwili nie byłam w stanie bronic się ręcznie i musiałam wspomóc się mocami od Laufeysona. Cudem uniknęłam ciosu Natashy tworząc barierę ochronną. Przy okazji wykorzystałam moment i posłałam ją na bliskie spotkanie z podłogą. Po dwóch godzinach ćwiczeń wykończona wróciłam się przebrać. Fury stwierdził, że idzie mi coraz lepiej i niedługo moja pomoc może być nieunikniona. Czyli coś się szykowało, dobrze wiedzieć.

Po chwili odpoczynku pojechałam na MIT. Czekały mnie trzy wykłady: dwa z informatyki i jeden z fizyki. Tym razem starałam się nie przejmować zachowaniem innych, cały czas powstrzymując się od czytania im w myślach. Niestety po jednych zajęciach moja cierpliwość się skończyła.

-Tacy jak ty zawsze mają lepiej-odezwał się do mnie chłopak w sąsiedniej ławce w korytarzu.

-Słucham?- zdziwiłam się

-Takie dobre stopnie jednego dnia...Ile twój tata zapłacił żebyś się tu dostała?- dogryzł

-Jeżeli tak bardzo chcesz znać odpowiedź to on nawet nie wiedział, że idę na studia.

-W sumie nie ważne, komisji na pewno wystarczyły twoje dane żebyś się tu dostała.- kontynułował

-Naprawdę sądzisz, że tylko to się liczy?!- wkurzyłam się

-Dzieciaku, jak ty mało wiesz o życiu.- powiedział student

-Zamknij się- burknęłam pod nosem

-Urażona duma? - zadrwił

-A ty też zapłaciłeś żeby tu się dostać? Bo z twoją obecną wiedzą wątpię żebyś osiągnął cokolwiek.- prychnęłam i poszłam do samochodu. 

Nie chciałam kłócić się z kimkolwiek i w dodatku musiałam się pilnować. Postanowiłam wrócić do domu. Po drodze, byłam miła, i zgarnęłam Parkera spod szkoły. 

Siedziałam w swoim pokoju i piłam kawę i nawiedził mnie mój ojciec.

-Hej, jak dzisiejszy dzień? - zapytał

-Znośnie - odparłam bez uczuć

-Co tym razem?

-Hmm? - zdziwiłam się

-Co się stało? Coś na MIT? - dopytał

-Każdy patrzy tylko na moje nazwisko... Wkurza mnie to! - odpowiedziałam

-To znaczy?

-Oceniają po tym kim jestem, a nie jaka jestem. Dzisiaj zarzucono mi że uczę się tam tylko dzięki tobie. - wyżaliłam się

-To nie jest prawda...-zauważył - A nawet gdyby? Z resztą nie przejmuj się. Ludzie zawsze będą gadać.

-Dzięki za pocieszenie - prychnęłam

-Mam coś z tym zrobić? - zaproponował

-Nie. Poradzę sobie.- odparłam i zmieniłam temat - Dzisiaj posłałam Nat na ziemię podczas treningu.

-Wiem. - uśmiechnął się pod nosem

-Skąd?- zdziwiłam się

-Długa historia.

-Włamałeś się do monitoringu?

-Nie, skąd? Ja? - próbował się wykręcić

-Po co? - zapytałam robawiona

-Mówię ci że nie podglądałem.

-Jasne... Mnie nie oszukasz. Z resztą zaraz mogę się dowiedzieć prawdy. - uśmiechnęłam się wrednie

-Nawet nie próbuj mi włazić do głowy! - powiedział wychodząc z pokoju. -Idę się na dół. Whiskey na mnie czeka.

Przewróciłam oczami i zabrałam się za porządki w pokoju. Róże na biurku nadal wyglądały pięknie i poprawiały mi nastrój. Ostatnim spojrzeniem na bukiet oddałam się w ręce Morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro