Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

*dwa tygodnie później*

*Perspektywa Hanny*

Kolejny dzień zaczynam od spojrzenia na Lokiego wtulonego we mnie albo w moją pościel. Bardzo potrzebowałam jego obecności. Dzięki temu szybko wracałam do zdrowia i lepiej się czułam tak psychicznie. Nie denerwowałam się z byle powodu i częściej się uśmiecham. Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy uważali Lokesa za potwora... On nigdy dla mnie taki nie był. A gdy można by go tak nazwać to tak naprawdę nie był do końca on. Był pierwszą osobą którą pokochałam. I nie chciałam żeby cokolwiek się zmieniło. Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz w tym wszystkim. Mój ojciec nie traktuje mnie, jak małe dziecko i jakimś cudem dogaduje się z Lokim. Chyba zrozumiał, że nic na nas nie podziała żebyśmy zmienili o sobie zdanie. Prawda jest taka, że każde z nas miało coś za uszami, ale też każde z nas starało się z tym walczyć i zmienić na lepsze.

Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na Lokiego. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Wyglądał tak niewinnie kiedy spał. Jego czarne włosy były porozrzucane we wszystkie strony, ale i to nie psuło jego uroku. Nie mogłam się oprzeć i zaczęłam gładzić dłonią jego policzki. Były takie wyjątkowe. Po chwili jego zielone oczy były utkwione we mnie.

-Nie chciałam cię obudzić, ale nie mogłam się powstrzymać - przywitała go

-Nie szkodzi - uśmiechnął się szeroko i cmoknął w policzek - Dobrze spałaś? - zapytał

-Jak zawsze od dwóch tygodni - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, a on odpowiedział tym samym - Jak chcesz to śpij dalej. Ja mam coś do zrobienia. - powiedziałam wstając z łóżka. Tym razem bez większych problemów, bo noga już tak mnie nie męczy.

-Tylko nie planuj nic na dzisiejsze popołudnie - powiedział wtulając się w kołdrę

-Czemu? - zdziwiłam się

-Po prostu nie planuj. - mruknął

-Dobrze, dobrze. Będę tam gdzie zawsze. - dodałam zanim wyszłam

-U Wandy? - zapytał podnosząc się na chwilę żeby na mnie spojrzeć

-Jakże by mogło być inaczej. - zaśmiałam się i poszłam do kuchni.

Od jakiegoś czasu spędzam ze Scarlett naprawdę dużo chwil. Jest jedyną osobą w której mam największe oparcie i w sumie ona jedyna jest tu najbliżej mojego wieku, chociaż i tak jest strasza, więc mamy i czym rozmawiać. Nadal byłam w piżamie, ale nie przeszkadzało mi to w zjechaniu z górą kanapek na dół. Na piętrze panowała głucha cisza, ale tylko przez chwilę, bo zaraz przede mną pojawił się Steve biegnący w samym ręczniku do kuchni. Uznałam, że to normalne widząc pół nagiego Kapitana w domu i poszłam w kierunku pokoju przyjaciółki. Po drodze na korytarzu mijałam porozrzucane rolki papieru i pastę do zębów. Zrobili imprezę beze mnie? Tylko tyle zdążyłam pomyśleć, kiedy obok mnie przeszła ferajna bohaterów. I każdy z nich zabierał mi kanapki z talerza rzucając jakieś złośliwe "dziękuję" po drodze. Koniec końców zostałam z jedną kanapką przed pokojem Wandy. Weszłam do środka, ale nikogo tam nie było. Odłożyłam talerz na stolik i podeszłam do okna. Po chwili Wanda wyskoczyła z łazienki i wystraszyła mnie na tyle, że zmieniłam swoją postać do tej magicznej. Opanowałam już wszystkie moce, dlatego poszło szybko. Wanda stała i wpatrywała się we mnie z otwartymi ustami.

-Przepraszam. Nie wiedziałam, że cię wystraszę - powiedziała w końcu, kiedy znów byłam człowiekiem

-Po prostu jestem przewrażliwiona.

-Ale ty ślicznie wyglądasz jako ta Strażniczka... - zachwycała się - Czemu mi się nigdy nie pokazałaś?

-Nie robię tego bez powodu. Wybacz, ale na śniadanie została jedna kanapka bo perfidnie mnie okradziono na korytarzu. - wyjaśniłam

-Nie szkodzi. Poradzimy sobie. - zaśmiała się i wyciągnęła z szafki nocnej naczosy i dip

-A moja dieta? Scar ja nie mogę tego jeść. - przypomniałam, bo nie mogłam jeść ostrych rzeczy

-Oj, raz nie zawsze. - kusiła - Więc jak?

-No dobra, ale tylko trochę. - powiedziałam dołączając się do jedzenia

Trzy paczki naczosów później byłyśmy roześmiane, jak nigdy wcześniej grając w karty. Między czasie obgadywałyśmy kilka osób z Avengers, ale nasz śmieszkowanie szybko się skończyło. Do pokoju wszedł Tony z jakąś torbie ręku

-Hannah ja cię wszędzie szukam!

-Ale ja zawsze tu jestem - zauważyłam

-Jadłaś naczosy? - zapytał podejrzliwie

-Trochę. A czemu mnie szukałeś? - zmieniłam temat.

-Chciałem dać Ci to - wręczył mi ogromną czerwoną torbę

-I po to tyle krzyku? - zaśmiałam się

-Ominęłaś też obiad.

-Co?! - zerwałam się z miejsca - Przepraszam lecę na górę kochana. - powiedziałam do przyjaciółki.

-Może najpierw przymierz to co dostałaś - zatrzymał mnie Stark

-U siebie też mogę. - spostrzegłam

-Przymierz ja chętnie zobaczę - powiedziała Wanda.

Węszyłam jakiś podstęp, ale zrobiłam to o, co prosili. W środku była prześliczna czerwona sukienka z mnóstwem falbanek i koronek. Fason mi pasował, bo jak założę moje ukochane jezzówki będzie idealnie. Była krótka, jak każda od Starka, ale co poradzę. Nie przeszkadza mi to już tak bardzo, jak na początku. Kiedy wyszłam z łazienki w sukience mojego ojca już nie było, a zastałam tam tylko Wande. Czekała na mnie ze szczotką do włosów w rękach i kosmetyczką w drugiej.

-Siadaj - powiedziała z uśmiechem pokazując na krzesło przed nią.

-Co? - zdziwiłam się - O co wam chodzi?

-Siadaj i nie marudź. - rozkazała

Po piętnastu minutach byłam uczesana w piękne warkocze i miałam zrobiony delikatny makijaż.

-Scar jest ślicznie, ale po co to wszystko? - zapytałam w końcu

-Po to - powiedziała i odwróciła krzesło w drugą stronę gdzie jak się okazało czekał Loki

Też był elegancko ubrany, a do tego trzymał w ręku bukiet moich ukochanych herbacianych róż. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co mam powiedzieć.

-Moja Droga, zabieram cię dzisiaj na kolacje. - powiedział nonszalncko podając mi dłoń

Nadal w szoku wyszłam z nim z pokoju Wandy. Jak się okazało poszliśmy najpierw na mały spacer. Loki był jakoś dziwnie spięty, ale nie chciałam pytać. Cieszyłam się tym, że mogłam iść obok wtulając się w jego ramię.

-To dokąd idziemy? - zapytałam wreszcie

-W bardzo przyjemne miejsce - powiedział tajemniczo i jednej chwili znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu.

-Ostrzegaj, jeśli zamierzasz nas teleportować. - przypomniałam - Gdzie my jesteśmy?

-Zobaczysz. - pociągnął mnie za rękę.

Przeszliśmy kawałek polany i za małym pagórkiem zobaczyłam coś o czym marzyłam. Przede mną rozciągała się panorama Paryża. Gdy spojrzałam na Lokiego obok którego znajdował się już nakryty stół ze świecami. Nie wiedziałam, że potrafi być romantyczny... Takie to trochę do niego niepodobne, ale może to po prostu kolejny element układanki. Zjedliśmy kolacje i wymienialiśmy ze sobą liczne uśmiechy i spojrzenia. Kiedy spacerowaliśmy po polance rozmawialiśmy bardzo dużo.

-Hannah, bo jest coś co chciałbym Ci powiedzieć... - zaczął Loki

-Co takiego? - zapytałam

-Ja już widziałem ciebie w innym wcieleniu, ze skrzydłami i w ogóle ale... Ja też mam tak jakby inne oblicze.

-To znaczy? - dopytałam

-Chciałbym żebyś wiedziała kogo pokochałaś, ale nie tylko z jednej strony. - wyjaśnił - Ale boję się, że wtedy zmienisz o mnie zdanie.

-Wątpię żeby tak było - zapewniłam - Bo to jest nie możliwe. Pokaż mi.

-Na pewno?

-Tak. - powiedziałam pewnie

Loki spojrzał na mnie przenikliwie i po chwili widziałam, jak jego skóra zmienia powoli kolor. Nie wiedziałam za bardzo czego się spodziewać. Po chwili przede mną stał Jotun, co tłumaczyło by wiele jego umiejętności. Przynajmniej teraz wiem czemu nazywał siebie potworem, chociaż moim zdaniem bezpodstawnie. Przyglądałam się w milczeniu jego nowemu obliczu. Linie i wzory na jego skórze tworzyły niesamowity widok. Nic nie powiedziałam tylko zaczęłam jeździć palcami po jego skórze. Była zmniejsza niż zwykle i o wiele delikatniejsza. Loki przeszywał mnir wtedy wzrokiem i czekał na moją opinię lub reakcję. Chwyciłam jego twarz między moje dłonie i spojrzałam mu w oczy.

-Naprawdę sądziłeś, że to coś zmieni? - zapytałam

-Nikt nigdy nie kocha potworów. - powiedział

-Nie jesteś potworem. - odparłam - Jesteś Lokim. Wtedy i teraz. Ja kocham ciebie, a nie twoją jakąś jedną wybraną formę. - wyjaśniłam i wtuliłam się w niego.

Przeszedł mnie mały dreszcz przez jego chłód, ale po chwili wrócił do swojej poprzedniej formy. Czułam, jak również mnie obejmuje i wtedy odetchnął z ulgą. Kiedy się od niego oderwałam zobaczyłam, że już nie jesteśmy w Paryżu. Byliśmy w samym środku ogrodu japońskiego.

-Lokes! Mówiłam ci coś dzisiaj.

-Wybacz, zapomniałem - uśmiechnął się

-Jeżeli zamierzasz znowu gdzieś się teleportować to powiedz mi.

-Dobrze, ale teraz ty mi powiedz jedną rzecz. - zaczął z tą tajemniczą miną

-Jaką? - dopytałam i po chwili Lokes klęczał przede mną z małym pudełeczkiem w dłoni.

-Czy będziesz chciała być już zawsze moją księżniczką? - zapytał patrząc mi w oczy. Stałam jak wyryta wpatrując się w niego i pierścionek.

-Oczywiście, że tak! - odpowiedziałam wpadając mu w ramiona zaraz po tym jak pierścionek ozdobił moją dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro