𝐴𝑑𝑚𝑜𝑛𝑖𝑡𝑖𝑜𝑛 𝑜𝑓 𝑙𝑜𝑣𝑒
✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿✿
- Przepraszam - powiedział cicho chłopak.
Zacisnęłam ręce mocniej na kierownicy, czując gotującą się we mnie wściekłość.
Nagle pożałowałam, że zdążyłam zahamować na czas i nie potrąciłam go. A wpuszczenie do samochodu, było już największą głupotą.
Ale może zacznę od początku.
Poznałam kiedyś pewnego chłopaka w liceum.
Był dla mnie całym światem, cały świat to był dla mnie on.
Kochałam go całym sercem i sama również czułam się kochana.
Ale mimo tego, wydarzenia nie potoczyły się tak jak mogliśmy się tego spodziewać.
Jego rodzice dostali dobrze płatną pracę za granicą i ON musiał się z nimi przenieść do innego kraju.
Jednak nie to zabolało najbardziej.
Zabolało mnie to, że nie powiedział mi o tym ani słowa.
Pewnego dnia, gdy przyszłam do szkoły znalazłam w swojej szafce list, a nauczyciele oznajmili, że ON musiał się przenieść do szkoły za granicą.
Wiele razy wylewałam przez to łzy.
Nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości.
Jakby o mnie zapomniał, jakby zapadł się pod ziemię.
A gdy ja w końcu o tym zapomniałam, wydarzyło się coś, co ponownie zmieniło moje życie.
Właśnie jechałam samochodem - na reszcie stałam się pełnoletnia, aby zdać prawko. Przyznam się bez bicia - zamyśliłam się i w ostatniej chwili zauważyłam pieszego na drodze.
Zachamowałam gwałtownie, a chłopak odskoczył w bok - co bądźmy szczerzy, że gdybym się nie zatrzymała nic by nie dało, oprócz tego, że przejechałabym go trochę później.
Otworzyłam szybę i zmartwiona wyjrzałam przez nią. Super. Od niecałego miesiąca mam prawo jazdy i już prawie kogoś przejechałam.
- Wszystko w porządku? - zapytałam szczerze przejęta, a wtedy chłopak spojrzał w moją stronę.
Zamarłam.
Nie...to... nie możliwe...
To był ON.
- B..Ben?
Szare oczy - niemożliwe do zapomnienia - błysnęły, a chłopak otworzył delikatnie usta.
- Agnes?
- Kiedy wróciłeś? - zapytałam dochodząc do siebie.
Chłopak spojrzał na mnie nie pewnie.
- Kilka miesięcy temu...
- I się nie odezwałeś? - zapytałam czując jak zaczyna się we mnie wzbierać złość. - Dlaczego nie odbierałeś gdy dzwoniłam, dlaczego mi nie odpisywałeś?
Ben spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Jednak za nim zdążył coś odpowiedzieć rozległo się trąbienie.
No tak, przecież tarasowaliśmy ruch.
Jednak chęć dostania odpowiedzi była silniejsza.
Bez słowa machnęłam głową w kierunku miejsca pasażera, a Ben po chwili wahania podszedł do drzwi i usiadł obok mnie.
Ruszyłam z miejsca, i powiedziałam, nie zerkając w jego stronę:
- A więc? Powiesz coś?
Czułam, że przez cały czas na mnie patrzy.
- Przyjechałem tu trzy miesiące temu - powiedział Ben niepewnie.
Zacisnęłam ręce na kierownicy, ale bez słowa jechałam dalej, dlatego chłopak postanowił kontynuować.
- Nie odzywałem się do ciebie, bo wiem, że związki na odległość nie wytrzymują tego. Chciałbym być przy tobie, gdy będzie Ci smutno, śmiać się razem z tobą i spędzać razem czas. Wiedziałem, że przez to byśmy bardziej tęsknili. Dlatego urwałem z tobą kontakt. Byś znalazła sobie kogoś, kto byłby przy tobie, a nie mnie, od którego musiałabyś zadowolić się rozmową na kamerce.
Urwał i odwrócił głowę ze smutną miną.
Zniknął bez słowa, bo bał się związku na odległość...
Ja go chyba zaraz uduszę...albo nie..lepiej wypchnąć go z samochodu.
Spojrzałam na niego - i najwyraźniej mój wyraz twarzy mówił to co przed chwilą pomyślałam.
Ben zacisnął mocniej rękę na uchwycie nad drzwiami i spojrzał na mnie z obawą.
- To ja płakałam i martwiłam się o ciebie, bo Ty nie chciałeś związku na odległość? - wysyczałam.
Już wolałabym żeby zerwał ze mną przed wyjazdem.
Oszczędziłby mi stresu związanego z myślami o jakiejś katastrofie lotniczej, czy innym wypadku, w którym brał udział.
Przez cały czas unikał mojego wściekłego wzroku.
Zacisnęłam usta i zjechałam na pobocze.
Ben spojrzał na mnie zdezorientowany.
Wysiadłam z samochodu i obkrążając go dotarłam do drzwi od strony pasażera.
- Wysiadaj.
Chłopak przez cały czas na mnie patrzył.
Zniecierpliwiona machnęłam ręką.
- No wysiadaj - powtórzyłam ostrzejszym głosem.
Chłopak drgnął, ale nie wysiadł z pojazdu.
Przewróciłam oczami i łapiąc go za ramię wyciągnęłam go z samochodu.
Zatoczył się kilka kroków, a ja spowortem wślizgnęłam się do samochodu zamykając za sobą drzwi.
Gdy nacisnęłam pedał gazu, odwrócił się gwałtownie w moim kierunku.
- Agnes. Poczekaj!
Uśmiechnęłam się z satysfakcją i pomachałam mu, po czym ruszyłam do przodu.
Przez pewien czas próbował mnie gonić, ale po chwili dał sobie spokój i patrzył za samochodem smutnym wzrokiem.
Czy zostawienie mojego byłego na środku drogi, którą w promieniu kilku kilometrów otaczały pola, dało mi satysfakcję?
Owszem i to wielką.
On zostawił mnie, to ja zostawiłam go.
Zjebałem sprawę. Wszystko spieprzyłem.
Dlaczego urwałem z nią kontakt?
Dlaczego wyjechałem bez słowa?
Może bylibyśmy chociaż przyjaciółmi.
Ale nie. Musiałem sobie wymyślić, aby się nie odzywać.
Kopnąłem kamień leżący przede mną na drodze.
Nie było tutaj żywej duszy.
Nie wiem, gdzie mnie wywiozła, ale na pewno daleko od.....od wszystkiego.
Idąc poboczem drogi przypominałem sobie wszystkie chwilę spędzone z Agnes.
Zaczynając od tego kiedy ją poznałem - po ostatni dzień spędzony z nią przed moim wyjazdem.
To pierwsze wydarzenie, do tej pory wywołuje uśmiech na mych ustach.
- Przesuń się - powiedziała dziewczyna. - Taki szczupły to nie jesteś.
Chłopak odwrócił się w jej kierunku.
- To są same mięśnie - odparł, a ona parskneła śmiechem.
- Mięśnie, ta jasne, raczej sadło - odparła.
Chłopak uniósł brew.
- Ty lepiej tak nie podskakuj, bo uderzysz w sufit - powiedział chłopak, po czym dodał z delikatnym uśmiechem. - A nie, czekaj, przecież ty jesteś za niska.
Dziewczyna prychnęła, jednak gdy chłopak uważniej jej się przyjrzał, mógł dostrzec jak kąciki jej ust delikatnie ruszyły ku górze.
- A więc skoro Ty jesteś taki wysoki, uważaj na sufit - odparła i mineła go.
Wydawać się mogło, że nic z tej znajomości nie wyjdzie, a jednak staliśmy się najpierw znajomymi, a później parą.
Uśmiechnąłem się tęsknie na samo wspomnienie tego.
Łyżeczka po raz kolejny spadła talerz.
Bezmyślnie się nią bawiłam, obracałam ją w palcach i co jakiś czas wypadała mi ona z ręki.
Gdy emocje dotyczące wczorajszego dnia opadły, zaczęły się rozmyślenia.
A co jeżeli źle zrobiłam zostawiając go tam?
Pokręciłam głową odganiając tą myśl.
Nic mu nie będzie.
Duży jest, poradzi sobie.
Ale czy to spotkanie zniknie z mojej głowy?
Nie ma opcji.
Muszę przyznać, że jest jeszcze bardziej przystojny niż zapamiętałam...
Chwila. Nie. Stop.
Nie możesz się w nim od nowa zakochać - powiedziałam sobie.
Temat skończony.
Tak samo jak rozdział w moim życiu dotyczący Bena.
Postanowiłem ją znaleźć.
Okazało się to trudniejsze niż myślałem.
Agnes nie mieszkała bowiem w tym samym miejscu, co wcześniej.
Nie mogłem jej również znaleźć na jakimkolwiek z portali społecznościowych.
Musiałem zatem poszukać jej tradycyjnymi metodami.
Najpierw - z głupią nadzieją - liczyłem, że spotkam ją w tym samym miejscu co wczoraj.
Później przeszedłem wzdłuż i w szerz dzielnice znajdujące się nie daleko jej poprzedniego miejsca zamieszkania.
Bez rezultatu.
Dlatego postanowiłem popytać o nią sąsiadów.
Podeszłem do czerwonych drzwi białego domu i zapukałem grzecznie.
Po jakimś czasie drzwi uchyliły się i staneła w nich kobieta w średnim wieku.
- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - zapytała lutrując mnie wzrokiem.
- Dzień dobry, szukam Agnes Levling, ale doszły mnie słuchy, że się przeprowadziła. Wie może pani gdzie? - zapytałem starając zabrzmieć jak najuprzejmniej, mimo tego, że w środku aż mnie rozsadzało z zniecierpliwienia i niepewności.
- Agnes? - powtórzyłam kobieta jeszcze uważniej mi się przyglądając. - A mogę wiedzieć dlaczego jej szukasz?
- Jestem jej znajomym - powiedziałem, a kobieta nadal patrzyła na mnie podejrzliwie.
Był chyba tylko jeden sposób, aby ją przekonać.
- Proszę panią, to ja. Ben Danver. Pomagałem pani razem z Agnes w ogródku - powiedziałem, a kobieta sapneła.
- Benny to ty - prawie krzyknęła. - Że też cię wcześniej nie rozpoznałam. Wyrosłeś nieco - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się do niej uprzejmie.
- Wie może pani, gdzie mieszka teraz Anges? - powtórzyłem pytanie.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie i wyjaśniła mi jak dotrzeć do domu brunetki.
Aby na dobre skończyć moje wcześniejsze rozmyślenia, postanowiłam uporządkować ogród.
Była sobota, więc szkoła nie stała mi na przeszkodzie.
Kto by pomyślał, że to już ostatnia klasa...
Wyciągnęła z garażu grabie i szczotkę.
Zaczełam od suchych liści i gałęzi walających się wszędzie dookoła.
Naprawdę dawno tu nie było sprzątane...
Przydałoby się również skosić trawę...dam jakoś radę.
Czy kiedykolwiek sama kosiałam trawę?
Nie. Ale dzisiaj nadszedł dzień, aby to zrobić.
Gdy skończyłam grabić, wyprowadziłam kosiarkę z garażu i ustawiwszy ją na trawie włączyłam ją.
Szło mi...można powiedzieć nie najgorzej, gdy...
- Nigdy nie widziałem abyś trzymała w rękach kosiarkę - usłyszałam w pewnym momencie.
Zatrzymałam się i wyłączyłam kosiarkę.
- To najwyraźniej źle widziałeś - odparłam z irytacją, odwracając się. - Co tu robisz?
Ben stał w cieniu kilka metrów ode mnie i przyglądał mi się uważnie.
- Ja...przyszedłem z tobą porozmawiać - powiedział.
- A kto powiedział, że ja chce tej rozmowy? - zapytałam krzyżując ramiona. - I z tego co się nie mylę, odbyliśmy już jedną rozmowę.
- No. Zostawiłaś mnie na środku drogi - odparł drapiąc się po karku. - Może porozmawiamy jeszcze raz?
- Teraz rozmawiamy - zauważyłam chłodno.
- Spostrzegawcza jak zwykle - odparł ze śmiechem, a ja zmroziłam go wzrokiem.
- Benie, mów po co przyszedłeś i daj mi spokój - powiedziałam zmęczonym głosem.
Przełknąłem ślinę.
- Moglibyśmy się przejść? - zapytałem, a Agnes niechętnie pokiwała głową.
Ruszyliśmy w milczeniu chodnikiem.
Nie wiedziałem jak zacząć.
- Chciałeś porozmawiać, a teraz milczysz - powiedziała. - Powiesz coś, czy będziemy tak tylko iść?
- Agnes, naprawdę przepraszam, że wyjechałem bez słowa, ale wtedy myślałem, że tak będzie lepiej...
- Myślałeś? Nie zdaża ci się to za często, a gdy już zdążyło wymyśliłeś to. Naprawdę? - przerwała mi, wypowiadając każde następne słowo z większą mocą...oraz zapewne złością.
- Dobrze. Masz rację. Nie był to najlepszy pomysł - powiedziałem, a ona prychnęła, krzyżując ramiona.
Gdy szedłem teraz obok niej, mogłem lepiej się jej przyjrzeć.
Włosy sięgały jej do ramion i zwijały się w loki, na głowie zawiązała chustę, przez co w komplecie z kolczykami wyglądała jak piratka, lub cyganka.
Mój wzrok powędrował na jej szyję, a zauważywszy znajomą błyskotkę mimowolnie uśmiechnąłem się.
- Nadal go nosisz - powiedziałem cicho, a ona odruchowo złapała się za zawieszkę naszyjnika.
Sam zrobiłem tą zawieszkę. Do małego słoiczka zamykanego na korek włożyłem mini bukiet z ususzonych kwiatów, a następnie przyczepiłem to do łańcuszka, który Agnes miała na sobie.
- Przyzwyczaiłam się do niego - przyznała. - I pasuje do większości ubrań.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Agnes, moje uczucie do ciebie nie wyparowało przez ten rok, wręcz przeciwnie, jeszcze się pogłębiło. Po wczorajszym spotkaniu, nie mogłem o tobie zapomnieć. Jeżeli masz kogoś...zrozumiem to, ale czy moglibyśmy zostać chociaż przyjaciółmi?
Bolały mnie własne słowa. Nie mógłbym jak gdyby nigdy nic przyjaźnić się z nią, co bezsprzecznie wiązało się z widywaniem jej że swoim chłopakiem...
Jednak wolałem to, niż stracić z nią kontakt na zawsze.
Spojrzałem na nią, a wtedy dostrzegłem coś, czego wcześniej nie zauważyłem.
Złapałem za jej rękę i odwróciłem wewnętrzną stroną do góry.
Przeszedł mnie dreszcz.
- D...dlaczego? Agnes...
Dziewczyna wyszarpała mi rękę z uchwytu i spuściła głowę.
- Myślisz, że jak wyjechałeś to co? Zapomniałam o tobie? Jak gdyby nigdy nic wymazałam cię z pamięci? Nie. Tęskniłam za tobą, cierpiałam z myślą, że mogło coś Ci się stać i przez cały czas zastanawiałam się dlaczego? Dlaczego mnie zostawiłeś bez słowa, dlaczego nie odpisywałeś, nie odbierałeś telefon. Czy ze mną było coś nie tak, że urwałeś ze mną kontakt?
Gdy to mówiła, w osłupieniu przyglądałem się łzą płynącym po jej polikach.
Ona cięła się przeze mnie...
A co jeżeliby postanowiła....
Nie, nawet nie chce o tym myśleć.
Myśleć o tym, że mógłbym przyjeżdżając tutaj dowiedzieć się, że już jej nie ma, już jej nie zobaczyć, nie usłyszeć jej delikatnego - czasem stanowczego - głosu, poczuć zapachu bzu, jakim ona pachniała, już nigdy nie spojrzeć na uśmiech jej malinowych ust...
Spojrzała na mnie, akurat gdy pojedyncza łza spłynęła mi po poliku.
- Proszę cię, już nigdy więcej tego nie rób - powiedziałem patrząc jej w oczy. - Obiecaj mi, proszę.
- A co cię teraz to zaczeło obchodzić?
- Obchodzi mnie to, bo cię kocham Agnes - powiedziałem, po czym złożyłem na jej ustach czuły pocałunek.
O prawdziwej miłości nie łatwo zapomnieć,
nie łatwo nie tęsknić, nie łatwo odpuścić, i usunąć te chwile ze swej pamięci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro