\3/
Per. Toma
Nastał ranek kolejnego, słonecznego dnia. Poszedłem z szkoły z uśmiechem na twarzy lecz na miejscu docelowym uśmiech zmienił się w grymas. To co robiłem wczoraj z Panem Larssonem cieszyło mnie ale w szkole zrozumiałem, że oboje się napaliliśmy i to dla tego do wszystkiego doszło. Podobało mi się ale muszę zapomnieć. A..przynajmniej tak mi się wydawało. Cholera właśnie sam siebie usprawiedliwiam.
Na lekcjach byłem tak samo wredny dla wszystkich nauczycieli. Jedynie dla księdza byłem miły gdyż poprzedniego dnia straszył mnie zagrożeniem z tego przedmiotu.
W końcu nastała lekcja matematyki. Przez pierwsze dwadzieścia minut nie przepisywałem nic z tablicy a mój wzrok utkwiony był w ostatniej kartce zaszytu. Z nudów malowalem co drugi kwadracik przez co wyszedł mi wzór kratki a raczej szachownicy. Około pół godziny po rozpoczęciu lekcji ogarnąłem się i zacząłem przepisywać przykłady. Szlak by to, zrobili na tablicy już dwa zadania a w każdym jest po "F" podpunktów. Tord jest bardzo wymagający więc gdyby zobaczył, że nie pracuję na lekcji, miał bym obniżone zachowanie. Szczerze nie chciało mi się tego robić ale mus to mus.
Larsson nie czepiał się mnie na lekcji, nawet nie podchodził. Zrobiło mi się trochę żal bo liczyłem na coś więcej. Czyżby mnie wykorzystał?..
-Proszę pana, mogę poprawić dzisiejszą jedynkę? - odezwała się dziewczyna.
-Jasne, zostaje dziś do 16.00 gdyż odbywa się szkolenie nauczycieli więc możesz być o 14.30
- Dziękuję!
Hm...czyli mniej wiecej go złapie . Pogadamy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro