✦◌⋅ ❝ XIV. Wszystko się wali ❞
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
12 grudnia, 2021 r.
Tego poranka pozwoliłem sobie na późniejsze niż zazwyczaj wstanie z łóżka z takiej racji, że była dziś niedziela. Jeszcze w piżamie skierowałem się do kuchni, aby przyrządzić jakieś szybkie śniadanie. Przy kuchni stała już jednak Anka i smażyła naleśniki; najwidoczniej obudziła się wcześniej niż ja.
— Cześć. — Witam się niemrawo i spoglądam na stół. Są tam tylko dwa talerze, a nie trzy jak to zazwyczaj miało miejsce.
— Ojca nadal nie ma? — Pytam, choć odpowiedź sama się nasuwa.
— Nadal nie — wzdycha twierdząco.
To zaczęło mnie coraz bardziej dziwić. Fakt, ojciec często wyjeżdżał na różne spotkania biznesowe i szkolenia, jednak prędzej czy później wracał do swojego domu. Teraz jednak ostatni raz widziałem go ponad miesiąc temu.
Co jak co, ale jeszcze nigdy nie zdarzył mu się tak długi okres nieobecności, a najdziwniejsze z tego wszystkiego jest to, że od prawie dwóch tygodni nie daje żadnego znaku życia - nagle ucichły jego media społecznościowe, a na wiadomości ode mnie czy Anki przestał odpisywać.
Przepadł jak kamień w wodę, wszelki słuch o nim zaginął. Nie był najlepszym rodzicem i nie kocham go szczególnie mocno, ale do cholery to jednak mój ojciec. Spłodziciel, któremu zawdzięczam część genów.
Dlatego też zaczynam czuć niepokój.
Moja siostra zawsze robi przepyszne naleśniki, ale teraz jakoś nie czuję ich smaku. Pogrążam się w myślach niespokojnie krążących w mojej głowie nawet wtedy, kiedy zmywam naczynia, biorę prysznic, przebieram się i schodzę do restauracji.
Nie zauważam Janka co jest zupełnie normalne - dziś nie pracuje i ma wolne, dlatego też muszę się pogodzić z faktem, że zobaczę jego twarz dopiero jutro (bo zaprosiłem go do siebie). Do tej pory musi mi wystarczyć wymienienie między nami kilku bądź kilkunastu wiadomości.
Siadam na fotelu przy biurku i zaczynam dogłębnie studiować kupkę papierów dotyczących głównie kwestii finansowych. Może i nie gotuję, ale także pełnię ważną rolę zajmując się wszelkimi formalnościami. Czysto teoretycznie to ja i Anka jesteśmy właścicielami tej restauracji, gdyż wypełniamy tu niezbędne funkcje. Mimo tego to jednak ojciec we wszystko inwestuje i w papierach figuruje jako właściciel tego lokalu.
W pewnej chwili słyszę dźwięk powiadomienia z telefonu. Ignoruję go początkowo, wciąż pracując. Po chwili jednak ponowny sygnał dochodzi do mych uszu, więc z uczuciem irytacji sięgam po telefon.
Nieznany numer
» [Wiadomość głosowa]
» Jeśli to odsłuchasz to proszę, daj mi znać. Muszę jak najszybciej usunąć ten numer.
Marszczę brwi. To przedstawia się bardzo nietypowo.
Kto mógł to do mnie wysłać?
Dlaczego ta osoba musi usunąć swój numer? Może to pomyłka, nie wiem. Jednakże bierne wpatrywanie się w ekran telefonu nic nie zdziała i nie odpowiem sobie na te pytania, dlatego też z dużą dozą niepewności wybieram numer aby odsłuchać wiadomość.
Po chwili słyszę znajomy głos i otwieram szeroko oczy.
Na pewno zauważyłeś już, że nie ma mnie tyle czasu. Mam swój powód. Synu, musisz wiedzieć, że wpadłem w kłopoty i znajduję się w dość złej sytuacji, bo podpadłem komuś ważnemu. Dlatego musiałem uciec daleko stąd. Jestem teraz w Sosnowcu, u mojej kuzynki.
Proszę cię o dwie rzeczy: po pierwsze, nawet nie próbuj mnie szukać, to zbyt niebezpieczne. Wyrządzisz wtedy szkodę sobie i mi. Po drugie, nie mów nikomu gdzie się znajduję, nawet Ani, rozumiesz? Żadna żywa dusza nie może o tym wiedzieć. Na końcu chcę tylko powiedzieć, że w szafie znajdującej się w mojej sypialni jest duży sejf przykryty dla niepoznaki ubraniami. Otwórz go, kod to 213769420666. W środku są pieniądze. Wiem, że przez te lata byłem w złym ojcem i zdaję sobie sprawę z tego, że już za późno na przeprosiny, ale i tak chcę to zrobić. Przepraszam cię. Mam świadomość tego, że te słowa teraz nic już nie znaczą, ale chciałem je wypowiedzieć i pragnę, abyś ich wysłuchał. Może gdzieś w głębi serca jednak mnie kochasz, więc proszę cię, o nic się nie martw. Zajmij się restauracją i siostrą. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy, ale nie mogę ci tego obiecać. Pamiętaj co ci powiedziałem. Kocham cię, żegnaj.
Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. To wszystko brzmi tak absurdalnie, jak jakiś sen po antydepresantach. Kilka długich chwil zajmuje mi przetrawienie tego wszystkiego.
Mój ojciec uciekł do Sosnowca, aby ukryć się przed kimś, kto stanowi dla niego zagrożenie. Nakazał mi nie szukać go ani nie wyjawiać nikomu jego położenia, bo może się stać coś okropnego. Dodatkowo dał mi pieniądze i mówił tak, jakby mógł umrzeć.
Słuchając bicia mojego niespokojnego serca uznałem, że to wszystko zupełnie nie jest normalne i musi mieć głębsze dno. Problem w tym, że dysponuję jedynie informacjami pochodzącymi od ojca i poza nimi wiem tyle, co nic. A może internet mi coś o tym powie?
Wchodzę do przeglądarki i wpisuję hasło "Józef Zawadzki". Ze świeższych wiadomości wyróżniają się dwa tytuły: "Dlaczego Józef Zawadzki nagle przestał udzielać się na social mediach?" i "Czy Józef Zawadzki zaginął?". Świetnie, bakowało mi tylko policji wypytującej mnie o ojca.
Starsze wiadomości nie przydadzą się do niczego, to tylko artykuły w stylu "Pięć najmodniejszych kreacji Józefa Zawadzkiego", "Czy Józef Zawadzki miał romans z Marylą Rodowicz?", "Józef Zawadzki zdradza sekret na udany biznes" i inne tego typu. Najwyraźniej mój ojciec jest popularny nie tylko dzięki sławnej na całą Polskę firmie.
Wypuszczam powietrze przez zęby i masuję nasadę nosa.
Została mi jeszcze jedna rzecz do sprawdzenia.
Wychodzę z gabinetu prawie wpadając na Patryka, wbiegam po schodach i już wchodzę do mieszkania. Muszę powiedzieć o tym wszystkim Ance. Nie, zaraz! Przecież nie mogę, starszy Zawadzki wyraźnie powiedział, że nie mogę wyjawić jej ani słowa. Czyżby nie był pewny co do tego, czy jego córka dochowa tajemnicy? Chociaż jakby się tak zastanowić, to w sumie mu się nie dziwię. Moja siostra ma dość rozwiązły język, zwłaszcza kiedy trochę wypije. Przekonałem się o tym na własnej skórze, kiedy dwa miesiące temu wyjawiła Aleksemu prawdę o moich uczuciach do Janka.
Postanawiam więc uniknąć spotkania z siostrą, kierując się jak najciszej do sypialni ojca.
Dziwnie jest mi w niej przebywać, bo nigdy nie mogłem wchodzić do środka, a teraz mam na to wreszcie pozwolenie.
Pokój ojca stanowi zarówno pomieszczenie do spania jak i prywatny gabinet. Jest bardzo przestronny i utrzymany w chłodnych, surowych kolorach, trochę tak, jak mój własny. W jednym kącie stoi potężne, mahoniowe biurko w towarzystwie wielkich regałów zapełnionych książkami i segregatorami. Obok mieści się sporych rozmiarów łóżko, a po przeciwległej stronie stoi owa szafa, o której starszy Zawadzki wspominał. Odsuwam przesuwane drzwi z niepewnością, jakby w środku czaił się potwór, który lada chwila na mnie skoczy.
Na dnie mebla, pod bezmiarem eleganckich marynarek i koszul zauważam coś przykrytego dla niepoznaki kocem i koszem ze skarpetkami - to sejf, o którym mówił mi ojciec. Pozbawiam go maskującej warstwy i wtedy dopiero zdaję sobie sprawę z tego, jaki jest wielki - mierzy prawie metr na metr. Prawie że z nabożeństwem wciskam podany mi wcześniej kod. Słyszę ciche kliknięcie i drzwiczki odskakują.
Otwieram je i prawie zachłystuję się własną śliną.
Moim oczom okazuje się wnętrze sejfu wypchane grubymi plikami stuzłotowych banknotów. Na moje oko jest tutaj z całą pewnością kilkanaście milionów. Fakt, nawet jeśli jestem bogaczem i byłem wychowywany w luksusie, to taka ilość pieniędzy na raz potrafi wywrzeć na mnie piorunujące wrażenie.
Siedzę jak sierota na podłodze ojcowskiego pokoju, wbijając puste spojrzenie w drewniane panele pode mną. Myśli pływają powoli w mojej głowie jak leniwe, tłuste ryby w oceanie odrętwienia. Czuję, tak bardzo czuję, że jest to koniec i jednocześnie początek czegoś nowego. A to na pewno nie będzie łatwe.
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
Następnego dnia jestem trochę przymulony i zmęczony. Prawie nie spałem; w nocy cały czas kręciłem się w łóżku, a jak już prawie udawało mi się zasnąć, to bombardowały mnie myśli pełne niepokoju. Zasnąłem może na godzinę i ze snu przebudził mnie koszmar, w którym po zauważeniu martwego ojca w kałuży krwi zasypała mnie lawina plików stuzłotowych banknotów, które przygniatały mnie i dusiły, odcinając dostęp do światła i tlenu.
Może i poszedłem do pracy, ale byłem wyzuty z jakichkolwiek racjonalnych myśli. Czułem się jak nakręcony robot. W mojej głowie była tylko wiadomość od ojca i ciężki, mroczny niepokój zżerający mnie od środka. Ciążyła nade mną nienamacalna wizja niebezpieczeństwa, niczym katowski topór nad nagim karkiem.
Tak bardzo chciałbym sobie ulżyć, przelać z czary trosk trochę lęku, ale nie mogę - muszę trzymać język za zębami, inaczej straszne wizje się ziszczą. Dlatego też okrutne brzemię tajemnicy przygniata mnie do ziemi i wyniszcza powoli, bezlitośnie.
Jedynym promykiem radości, który może teraz choć trochę rozświetlić moją umęczoną duszę jest Janek. Może dzięki dzisiejszemu spotkaniu z nim w moim domu zapomnę choć na chwilę o niepokoju.
Schodzę na dół aby odebrać go w restauracyjnej kuchni. Wybiła już dwudziesta pierwsza, wnętrze jest więc rozświetlone lampami a za oknami panuje mrok.
— Cześć, Tadi. — Wita mnie chłopak i obejmuje ramieniem.
— Cześć. — Odpowiadam, siląc się na beztroski uśmiech, aby brunet nie poznał że coś mnie trapi.
— Co u ciebie?
— Wszystko dobrze! — Odpowiadam szybko i prawie natychmiastowo. Mam nadzieję, że to nie zabrzmiało sztucznie. Chłopak uniósł lekko brwi, chociaż to może mi się tylko zdawało.
— U mnie też okej. Słuchaj, a wiesz, że... —Wypowiedź Bytnara słucham jednym uchem, a drugim mi wylatuje. Zamiast tego co innego zaprząta moją głowę: "Czy ojciec jest bezpieczny? Co z jego firmą? Czy jednak mogę mu jakoś pomóc? Co, jeśli całej mojej rodzinie grozi niebezpieczeństwo?"
— Tadeusz, czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Z nieprzyjemnych rozmyślań wytrąca mnie podirytowany głos Janka.
— Co... Och, tak, jasne — mamroczę.
— To o czym mówiłem? — Rudy podparł bok.
— O... Um, nie wiem. Przepraszam — wzdycham i spuszczam wzrok. Mam nadzieję, że w uszach Janka mój głos nie zabrzmiał z taką rezygnacją jak w moich. Przez długą chwilę chłopak milczy.
— Tadziu, wszystko w porządku? — Pyta mnie wreszcie cicho.
— Mówiłem przecież, że tak — burczę, wciąż nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
— Przecież widzę, że coś jest nie tak. Swojego najlepszego przyjaciela nie oszukasz — mówi delikatnie i próbuje odnaleźć mój wzrok swoim.
Biorę wdech.
— Mój ojciec zniknął — mówię najzwyczajniej w świecie, jakbym właśnie oznajmił, że właśnie skończyło się mleko i trzeba po nie pójść do sklepu. Brwi chłopaka unoszą się.
— Jak to: "zniknął"?
Już mam otworzyć usta, kiedy za uchylonych drzwi od kuchni dobiega łomot.
Ja i Janek szybko tam biegniemy i naszym oczom ukazuje się podenerwowany Patryk.
— Tacka mi spadła. — Mruknął pod nosem, po czym skierował się szybkim krokiem do kuchni.
— No nic, chodźmy. — Złapałem Janka za nadgarstek aby pociągnąć go do mojego mieszkania.
Kiedy wchodzimy i ściągamy buty, idę do mojego pokoju i siadam na łóżku po turecku. Rudy robi to samo.
— Więc...? — Pyta Bytnar, jednak bez żadnego wyczuwalnego nacisku.
Biorę powietrze głęboko w płuca.
"Nie mów nikomu, gdzie się znajduję", słowa ojca dzwonią mi w czaszce jak ciężkie, mosiężne dzwony. Zamykam oczy, jestem rozdarty pomiędzy chęcią dotrzymania obietnicy a ułożeniem sobie.
Przecież nic się nie stanie, jest powiem o tym tylko i wyłącznie Jankowi, prawda? Trochę go już znam i wiem, że nikomu nie rozpowiedziałby mojego sekretu.
Chryste, ja już nie wytrzymam tak dłużej trzymając tylko dla siebie taką tajemnicę.
— Zostawił mi wczoraj wiadomość głosową z innego numeru. Powiedział, że ma jakieś kłopoty i musi się przed kimś ukryć. Wyjechał do Sosnowca i przebywa u mojej dalekiej ciotki — mówię cicho. — Cholera, nie wiem, co to wszystko ma znaczyć. Czuję, że grozi mu jakieś niebezpieczeństwo. Jest dość wpływowy i sławny, pewnie ma wrogów w kilku korporacjach. Tylko czemu ktoś chce mu zapewne wyrządzić jakąś krzywdę? — Wylałem z siebie potok słów. Janek nie przerywał mi, tylko wpatrywał się we mnie zmartwionym spojrzeniem modrych oczu.
— Najgorsze jest to, że kazał mi nikomu o tym nie mówić, a ja złamałem obietnicę. Jestem okropnym synem. — Ukryłem twarz w dłoniach.
Poczułem, jak jedna ręka Janka dotyka mojego kolana, a druga ramienia.
— Nie możesz się tak obwiniać. — Jego głos jest ciepły i łagodny. — To normalne, że musiałeś się komuś wyżalić. Komuś, kto by cię wysłuchał i może coś poradził. Czy czujesz się teraz choć odrobinę lżej dzięki temu wyznaniu?
W sumie to tak. Miałem wrażenie, jakby część ciężaru spadła z moich pleców. Pokiwałem lekko głową.
— Widzisz, i...
— Tylko co z tego, skoro nie mam mu jak pomóc? — Przerywam mu, wciąż nie odrywając dłoni od twarzy.
— Słuchaj, jesteś jego synem. W pewnym sensie jesteś też zamieszany w to coś przez niego. Jeśli nie chcesz, by i ciebie dopadło coś złego nie wychylaj się. Zresztą, może tak naprawdę nic złego mu się nie stało i nie stanie i pewnego dnia wszystko będzie jak dawniej, a to, co teraz przeżywasz będzie tylko niemiłym wspomnieniem — ciągnął, jego palce zacisnęły się na moim kolanie. — Staraj się myśleć pozytywnie. Może pomyślisz sobie, że łatwo mi to mówić, ale umartwiając się tak nie pomożesz ani sobie, ani mu.
Wreszcie poczułem się lepiej. Słowa Janka, jego dotyk i kojący głos sprawiły, że wreszcie wygramoliłem się z dołka na choć trochę czasu.
Uniosłem nieśmiało głowę, spoglądając na chłopaka któremu byłem teraz tak bardzo wdzięczny za to, że w tej trudnej dla mnie chwili był przy mnie i mnie wspierał.
Nachyliłem się do niego i objąłem delikatnie ramieniem.
— Dziękuję — szepnąłem cicho. W odpowiedzi Janek przytulił mnie tak mocno, że prawie zabrakło mi na moment tchu.
— Biedroneczko, udusisz mnie.
Po chwili uścisk zelżał i chłopak zeskoczył z łóżka.
—Jesteśmy sami w domu? — Spytał powoli.
— Tak, Anka jest u Hali — a ojciec zniknął, chciałem dopowiedzieć, ale tego nie zrobiłem.
— Powiadasz... — Wymruczał. Po jego zamyślonej minie mogłem poznać, że w jego głowie tworzy się jakiś plan. — Skoro tak, to myślę że jest coś, co może poprawić ci humor — powiedział, a ja spojrzałem na niego pytająco.
— Chodź ze mną do salonu. — Pociągnął mnie za rękę. Posłusznie za nim poszedłem i zatrzymaliśmy się w dziennym pokoju.
— Nikt nie będzie nam przeszkadzał, więc możemy się zabawić. — Puścił mi oczko. Poczułem, jak zalewa mnie fala gorąca.
— C-co masz na myśli? — Wypaliłem.
— Och, zaraz zobaczysz, mój drogi Tadeuszu. Usiądź wygodnie na kanapie.
Co tu się właśnie odjaniepawlało?! Miałem nadzieję, że moje rumieńce nie były tak bardzo widoczne, jak mnie piekły. Czy Janek myśli o tym, co ja? Chciałem spytać o tak wiele, ale krtań odmawiała mi posłuszeństwa. Z mroczkami przed oczami spełniłem polecenie bruneta i usiadłem na kanapie.
— Dobrze.
Kiedy Janek powoli się do mnie zbliżał, serce prawie wyskoczyło mi z piersi, a po plecach popłynęła stróżka potu. Czułem rosnące podniecenie, ubrania stały się niewygodne i ciasne. Jeszcze nigdy nie czułem się tak gejowo jak w tej chwili.
Aż nagle Janek usiadł obok mnie, sięgnął po pilota i włączył netflixa. Poczułem narastające zdziwienie i rozczarowanie.
— Ale co ty robisz?
— No jak to co? Włączam Shreka.
Kiedy usłyszałem te słowa, zachciało mi się płakać. Boże, czemu pomyślałem o tym, co nie trzeba? Jak mogłem mieć nadzieję na coś takiego? Poczułem się tak głupio, że ukryłem twarz w dłoniach i zacząłem szlochać.
— Tadziu, co się dzieje? — Usłyszałem zmartwiony głos bruneta.
— N- nic... Po prostu... Wzruszyło mnie to, że jesteś takim cudownym... przyjacielem — chlipnąłem.
— Och, przestań. — Uśmiechnął się młodszy, klepiąc mnie po plecach. Kiedy już się uspokoiłem, oglądaliśmy Shreka na szczęście bez żadnych ekscesów i podniecenia.
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
6 dni później, 19 grudnia 2021 r.
Popijałem czarną, gęstą kawę stojąc przy oknie w moim gabinecie, z którego roztaczał się widok na ulicę i bramy kilku kamienic z naprzeciwka.
Sprawa zniknięcia mojego ojca w niektórych momentach nie dawała mi spokoju, jednak i tak czułem się z tym lepiej niż przed wyznaniem Jankowi tej tajemnicy. Od tego czasu nie dostałem ze strony ojca żadnego znaku życia, ale starałem się nie panikować ani zatracać w negatywnych myślach.
Kiedy rozkoszowałem się aromatycznym, gorzkim i lekko parzącym mnie w język napojem, spostrzegłem dziwnie znajomą sylwetkę idącą szybkim krokiem po chodniku, aż zeszła nieco w bok i zatrzymała się przy samochodzie, który także skądś znałem.
Tą postacią była Monia i jej obecność nie powinna mnie zaskoczyć, w końcu było już po szesnastej, więc kobieta skończyła pracę. Zaintrygowało mnie raczej to, że drzwi samochodu otworzyły się i ze środka wyszedł Patryk, który dziś przecież nie pracował.
Jeszcze dziwniejsze było to, że Trzcińska wręcz rzuciła się na wysokiego blondyna i uwiesiła się na jego szyi.
Zmrużyłem oczy i pociągnąłem łyka kawy.
To zdecydowanie wyglądało tak, jakby łączyła ich bliska relacja. Ale jakiego typu?
Jak się okazało, uzyskałem odpowiedź na to pytanie w chwili, kiedy Patryk i Monika złączyli swoje usta.
Prawie zachłysnąłem się moim pysznym, cieplutkim napojem o wysokiej zawartości kofeiny kiedy to spostrzegłem.
Nie trzeba było być geniuszem, żeby spostrzec, iż Trzcińska właśnie zdradza mojego przyjaciela.
Prawie nie myśląc o tym, co właśnie robię sięgnąłem po telefon, przybliżyłem obiektyw tak, aby było widać oddającej się miłości parę i zrobiłem zdjęcie. Niestety w momencie, kiedy miałem kliknąć odsunęli się od siebie.
Cholera.
Dobra, trochę nieswojo czuję się fotografując innych ludzi bez ich zgody, no i jeszcze rodo, ale przecież nigdzie tego nie porozsyłam. Ja tylko muszę mieć dowód.
Szczerze nie wiem jeszcze, co mam zrobić. No jak to, mam rozwalić związek bliskiej mi osobie, nie mówiąc już o tym, że Janek mógłby mi nie uwierzyć? W końcu wiadomo, że nie znoszę Maryny tak samo, jak lekcji matematyki w licealnych czasach. A co jeśli pomyśli, że celowo próbuję zniszczyć ich związek? Chociaż z drugiej strony co to za związek, jeśli jedna osoba zdradza drugą? Co prawda Janek i Maryna mogą być w otwartym związku, ale na razie to tylko jeden z wielu domysłów, których mam w swojej głowie zdecydowanie zbyt wiele. Jedynym wyjściem aby dowiedzieć się prawdy, jest porozmawiać z Bytnarem, choć może być to trudne.
Ale najpierw trzeba zebrać więcej dowodów.
Wybiegłem z gabinetu a potem i lokalu, uprzednio narzucając na siebie płaszcz (w końcu był grudzień) i kierując się w stronę pary rozmawiającej przy samochodzie.
Modliłem się w duchu aby mnie nie zauważyli. Na szczęście byli zbyt zajęci sobą.
Doszedłem do mojego samochodu zaparkowanego kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie stali Jaśkiewicz i Trzcińska.
Schowałem się za maszynę i udało mi się zrobić jeszcze jedno zdjęcie. Mam nadzieję, że żaden przychodzień mnie nie zobaczył, kiedy szpiegowałem parę.
W przeciwnym razie ten ktoś musiałby mieć minę kota srającego na pustyni.
Patryk i Maryna w końcu wsiedli do samochodu. Ja szybko zrobiłem to samo.
Tak, właśnie zamierzam ich śledzić.
Życie jest posrane jak toitoi'e w parku.
Odpaliłem silnik i zacząłem jechać za nimi. miałem szczerą nadzieję, że nie rozpoznają mojego samochodu. W końcu po jakimś kwadransie podążania za granatowym BMW i nerwowym zaciskaniu palców na kierownicy wjechaliśmy w okolice jakiegoś osiedla. Zaparkowałem samochód nieco dalej, aby nie wzbudzać podejrzeń.
Rozejrzałem się - znałem to miejsce: kiedyś tu podjechałem, aby odebrać stąd Janka i pojechać z nim do jakiegoś miejsca, gdzie moglibyśmy razem spędzić czas.
Na tym osiedlu mieściło się mieszkanie Maryny.
Mężczyzna i kobieta wysiedli z pojazdu o kolorze nocnego nieba i zaczęli kierować się zapewne do wejścia na klatkę. Zdecydowałem, że zostanę w w samochodzie i poczekam na rozwój wypadków. Dwójka ludzi po chwili zniknęła w budynku. Zapewne urządzą sobie w mieszkaniu Trzcińskiej małą schadzkę.
Ponownie zobaczyłem ich dopiero ponad czterdzieści minut później. Wyszli z budynku idąc blisko siebie. Skorzystałem z tego i zrobiłem kolejne zdjęcie.
Para pożegnała się krótką rozmową i szybkim pocałunkiem, po czym Patryk wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
Ja także tak zrobiłem parę minut po tym, jak Trzcińska zniknęła z powrotem w budynku.
Świadomie byłem niepewny i zagubiony, jednak moja podświadomość już wiedziała, co zrobię.
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
22 grudnia 2021 r.
Boże Narodzenie było już tylko o krok od dzisiejszego dnia.
Świąteczną atmosferę dało się wyczuć wszędzie, poprzez śnieg prószący leniwie za oknem i przykrywający senne miasto białą pierzynką; wszędzie dostrzegalne dekoracje; sznury świecących się lampek na drzewach oraz oczywiście specjalne wystroje sklepów, restauracji i wielu innych miejsc.
No i jeśli nie liczyć zakupowego szału, to ludzie stali się jakoś bardziej zadowoleni, na tyle, na ile pozwalała im polska mentalność.
Może to dzięki perspektywie kilku dni wolnego oraz objedzenia się aż po kokardkę?
Były to także ostatnie chwile, kiedy Janek przebywał w Warszawie. Jutro miał wyjechać na wieś, aby spędzić święta z rodziną.
Planowałem zaprosić go na kolację w moim domu, żeby przy okazji miło spędzić przedświąteczny czas, który nam pozostał.
Ale miałem także jeden ukryty zamiar: chciałbym, aby Rudy dowiedział się prawdy o swojej dziewczynie.
Nie podjąłem tej decyzji łatwo; wciąż zresztą stresuję się na myśl o poważnej rozmowie na ten temat.
Ale czuję jednocześnie, że to słuszne rozwiązanie i to właśnie muszę uczynić.
Słyszę dźwięk dzwonka do drzwi, który zwiastuje przybycie Janka.
Podbiegam, aby mu otworzyć i witamy się uśmiechem oraz szybkim uściskiem, po czym zapraszam chłopaka do jadalni.
Pierwsza godzina mija nam bardzo przyjemnie. Zajadamy się pysznym makaronem i gadamy o sprawach mniej, lub bardziej błachych.
Aż nagle przychodzi moment w którym czuję, że to już czas.
— Wiesz, właściwie jednym z powodów dla których cię tu zaprosiłem jest to, że chcę z tobą o czymś porozmawiać — zaczynam spokojnie.
— Tak? A o czym? — Jego wargi wykrzywiają się w zachęcającym uśmiechu. — Wal śmiało. — Jest rozluźniony i w najmniejszym razie nie przeczuwa tego, czego dowie się za chwilę.
Miętoszę pod stołem rękaw mojej koszuli. Ręce mi się trochę pocą.
— Nie zauważyłeś może, że twoja relacja z Monią się... lekko psuje? — Decyduję się nie walić prosto z mostu.
— Nie, do czego zmierzasz? — Prostuje się lekko na krześle. Uśmiech przestaje odmalowywać się na jego ustach.
— Otóż... wiem, że to, co zaraz zobaczysz może nie być dla ciebie łatwe, ale i tak musisz na to spojrzeć.
Wyciągam telefon, odblokowuję go i podsuwam Jankowi, aby mógł zobaczyć zdjęcia.
Są ich trzy. Na pierwszym kobieta stoi blisko mężczyzny. Niestety przez odległość z jakiej zostało wykonane jest trochę rozmazane. Na drugim Trzcińska idzie koło Patryka, jednak zdjęcie jest zrobione od tyłu. Na trzecim częściowo zasłania ich samochód, kiedy rozmawiają przed odjazdem Jaśkiewicza.
— Co to mają być za zdjęcia? — Janek ściąga brwi i rzuca mi pytające spojrzenie.
— To Maryna oraz Patryk. — Wyjaśniam krótko.
Brunet wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczami, aż... wybucha śmiechem.
— Nie wiem, co cię tu tak bawi.
— Bo to bardzo śmieszne! Monia nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła. To jakaś inna kobieta. Musiało ci się przywidzieć.
— To nie są żarty! Nie widzisz, że twoja dziewczyna cię zdradza? No spójrz tu jeszcze raz. Nie rozpoznajesz jej? — Nalegam, zachowując spokojny ton.
Rudy zerka jeszcze raz na zdjęcia.
Prostuje się.
— Tak, to może być ona — potwierdza — ale co z tego? Przecież nie robi nic złego, tylko rozmawia. Patryk to jej znajomy z pracy. Mam zabronić jej kontaktów z innymi tylko przez urojenia i uwiązać na smyczy czy jak?
— To nie są żadne urojenia.
Zabolało mnie, że Janek tak uważa.
— Widziałem na własne oczy jak się całowali i...
— Przykro mi, ale nie wierzę ci. Monia by czegoś takiego nie zrobiła. Z resztą znam ją dobrze i nie zauważyłem, aby z Patrykiem łączyła ją głębsza relacja niż przyjaźń. — Przerywa mi Rudy. Ma zimną barwę głosu.
— Ale tak było! Czemu musisz być tak uparty? — Gwałtownie wciągam powietrze do płuc.
— Bo wiem, że to nieprawda. I wiem też, że z jakiegoś powodu jej nie znosisz. I teraz przez tą nienawiść tak ją oczerniasz?
Zrobiło się zbyt poważnie i ostro.
Zniknęła ta atmosfera życzliwości, która tu była zaledwie kilka minut wcześniej.
A we mnie narasta frustracja i żal, że on nie chce mi uwierzyć na słowo.
— Zrozum, że tak było! Ona i Patryk wyjechali więc, jechałem za nimi i wysiedli na jej osiedlu. Potem zniknęli na czterdzieści minut w jej domu. To raczej jest bardzo jednoznaczne. — Starałem się trzymać emocje w ryzach i nie palnąć nic głupiego.
— Łżesz! — Rudy wysunął poważne oskarżenie. —Nie dość, że robisz mojej dziewczynie zdjęcia bez jej zgody to jeszcze ją śledzisz? — Prychnął, mięśnie na jego szczęce pulsowały rytmicznie. — Kurwa, nie uważasz że to jest już pojebane? — Wypuścił powietrze przez usta.
— Nie łżę! I nie rozumiesz, że chciałem abyś wiedział, że ta idiotka cię zdradza? Od początku wiedziałem, że tak właśnie będzie i ta pinda się puści z innym. Ma to wymalowane na tej swojej szmatowatej twarzy! — Wybucham, zanim zdołam ugryźć się w język.
Kurwa.
Co ja właśnie odjebałemjebałem?
— Nie zdradziła mnie, ty kretynie! To ty ją wrabiasz, bo z jakiegoś chorego powodu chcesz zniszczyć mój związek! — Wypluwa z siebie; pogniewał się na mnie nie na żarty. Jego oczy błyszczą ze złości jak rozpalone pochodnie. — Ciekawe z resztą po co. Może jesteś gejem i chciałeś w ten sposób pozbyć się konkurencji? — Prycha szyderczo.
Zabolało.
Naprawdę sądzi, że mógłbym się uciec do takiej metody?
— Przestań pierdolić głupoty! Wcale tak nie jest, bo przemawiają przez ciebie skrajne emocje. Więc uspokój się i otwórz wreszcie oczy.
— Nie, nie wierzę ci! Taki z ciebie przyjaciel, że mnie okłamujesz i jeszcze chcesz wrobić moją dziewczynę w zdradę?! Nie wiedziałem, że taki jesteś. Chyba myliłem się co do ciebie i to boli najbardziej. — Gwałtownie odsuwa krzesło i wstaje.
— Kurwa mać, przestań! Nie okłamałbym cię, zależy mi na twoim szczęściu. Od początku wiedziałem, że ta Monika nie jest dla ciebie odpowiednia, a teraz mam na to dowody. Powinieneś, nie wiem, rozmówić się z nią chociaż! — Także się zrywam i chwytam go za ramiona. Moje palce zaciskają się na materiale jego koszuli.
— Na gównie, a nie na szczęściu — warczy — twoje niby dowody to tylko jakieś zdjęcia, gdzie rozmawiają sobie jak człowiek z człowiekiem. A tym twoim słowom że to zdrada nie mogę ufać. Przekonałem się właśnie o tym. — Stwierdza chłodno, zaciskając usta wąską linię.
— Mylisz się. Spróbuj to wreszcie pojąć. I może lepiej przestań być taki naiwny, bo to cię kiedyś zniszczy.
— Nie mów mi jak mam żyć! — Krzyczy, po czym odmaszerowuje do korytarza i pospiesznie wkłada buty.
— A teraz wypuść mnie stąd. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz mi robił zdjęć ani mnie śledził jak moją dziewczynę — cedzi.
— Proszę bardzo. Nie mam zamiaru siedzieć z takim debilem w moim mieszkaniu.
Przekręcam klucz w zamku i otwieram drzwi.
— Kolacja była smaczna, ale gospodarz okazał się być kłamliwym, egoistycznym chujem bez serca. Cześć.
Zamknąłem za nim drzwi z takim impetem, że huk z pewnością było słychać w całej restauracji pode mną.
Wszystko się wali.
✧┈┈┈┈┈┈┈┈┈┈✧
4325 słów.
Cześć miśki!!!
Na serio, mega was przepraszam za to, że z tym rozdziałem tak mi się zeszło :((
Myślałam, że w wakacje będę więcej pisać, a tu dupa.
Albo wyjazdy, albo brak weny, albo po prostu odpoczywam/lenię się hahh
Mimo to mam nadzieję, że choć jedna osoba na to czekała i że wam się podoba.
Za następny rozdział zabiorę się już zaraz, więc może nie będziecie musieli tyle czekać.
Standardowe pytanie: jak wam się podobało???
Ale ale!
Zanim już wyjdziecie, mam dla was coś ważnego.
Otóż założyłam ostatnio wattpadowy Instagram, na którym będę publikować informacje o książkach, zdjęcia (moje też hehe) memy i masę innych, fajowych rzeczy.
Koniecznie mnie zaobserwujcie!!
Konto nazywa się: m1nt_syrup.watt
Jest ono prywatne i aby dostać akcept musicie napisać mi tam w wiadomościach swoją nazwę z watt.
Bez odbioru
~ wasza mint
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro