𝐏𝐚𝐫𝐭𝐲
Minęło kilka godzin i zaczęły się przygotowania do owej imprezy. Liv była typem osoby co musi idealnie wyglądać wszędzie, tak też było i tym razem. Tego dnia stawiała raczej na coś klasycznego, a mianowicie dość krótkie bordowe spodenki, czarną bluzkę na ramiączkach z dekoltem w serek i buty na słupku koloru smoły. W tym momencie po raz setny przeszukiwała swoją garderobę w celu odnalezienia ukochanej czerwonej kurtki skórzanej.
- Ale na pewno jej nie widziałeś? - spytała rozmawiając przez telefon z Charles'em.
- A skąd mam wiedzieć gdzie twoja kurtka? Nie możesz innej wziąć? - mruknął zdziwiony nieco Moore.
- A stąd, że jestem u ciebie prawie co drugi dzień i no nie wiem może została tam? To musi być ta, jasne?! - po jej głosie można było wywnioskować, że jeśli zaraz nie znajdzie owej kurtki to będzie w stanie zabić wszystko wokół niej w odrębie dziesięciu kilometrów.
Rozłączyła się i w między czasie zrobiła nie za mocny makijaż, aczkolwiek usta zawsze musiała mieć wyraziste - czerwone oraz lekko pofalowała włosy. Zbiegła na dół dalej szukając zagubionej rzeczy i w końcu znalazła swoją ukochaną kurtkę. Nie minęło wiele czasu, a Charles podjechał już po nią pożyczonym od ojca samochodem.
- Wsiadasz czy jakieś specjalne zaproszenie dla pani? - spytał z jego charakterystycznym szerokim uśmiechem przyglądając się kuzynce.
- Przydałoby się - przewróciła oczami i usiadła na miejscu obok kierowcy.
Nagle charakterystycznym dźwiękiem zadzwonił telefon chłopaka. To był sms od Lucasa. Taylor i Moore byli dosłownie jak papuszki nierozłączki. Wszędzie razem i ani chwili nie wytrzymają bez siebie.
- Kto i czego chce? - spytała zainteresowana dziewczyna.
Chłopak od razu chwycił za telefon, nie zwracając uwagi, że właśnie prowadzi pojazd.
- Lucas, impreza jednak u niego - odpowiedział zadowolony podjeżdżając pod dom przyjaciela.
Oboje weszli do pomieszczenia wiedząc, że są spóźnieni co u rudowłosej nie było żadną nowością. Rozejrzeli się, lecz gospodarza nie było na dole wraz z jego dziewczyną. W kuchni siedzieli tylko Marina, Rebeca i Ed.
- No cześć, Charles - uśmiechnęła się w stronę chłopaka blondynka.
- Mhm cześć - mruknął niezbyt zainteresowany osobą Rebeci.
I właśnie wtedy z pierwszego piętra zbiegł Lucas, a za nim zwlokła się jak zawsze z obojętnym wyrazem twarzy Carla.
- Witam najpiękniejszą parę gości! - przywitał się z nowo przybyłymi. Witając się najpierw z przyjacielem, a następnie dając całusa w policzek Liv.
- Ah czyli dlatego zmieniliście miejsce by móc się pieprzyć - prychnęła rudowłosa na widok Parker.
- Oj Travers, wiesz ja lubię ekstremalne warunki więc seks na plaży byłby tylko przyjemnością - odparła z wrednym uśmiechem.
- A tobie w głowie tylko jedno - przewróciła oczami i odgarnęła włosy z ramion.
- Ja chociaż z jednym, a nie tak jak ty, z każdym co popadnie - warknęła mając nadzieję, że wygrała tą wymianę słów.
- Mam chociaż doświadczenie, więc z łaski swojej zamknij się, skarbie - uśmiechnęła się sztucznie i odeszła do barku biorąc przy tym jednego drinka.
Tymczasem w salonie starsza z sióstr Walker cały czas próbowała przypodobać się dla Charles'a. Każdy zastanawiał się co ona w nim widziała i to już od kilku lat, ba to nawet podchodziło pod obsesję. Co widziała w tym seksoholiku? Hmm no nie oszukujmy, ale mimo swojego dość nieoczywistego charakteru Moore był co najmniej przystojny. I co z tego, że większość osobników płci pięknej wzdychała na jego widok jak on nie szukał czegoś stałego, a znany był z zabawy chwilowej. Widząc, że blondynka siedzi sama, Moore w końcu postanowił poświęcić jej trochę uwagi.
- Co taka piękna dziewczyna siedzi sama? - przysiadł się do niej, a na jego twarzy pojawił się szarmancki uśmiech.
- Czekałam na ciebie - odparła wpatrzona w niego jak w obrazek.
- Na mnie? - zdziwił się nieco po czym poruszał znacząco brwiami w stronę dziewczyny. W jego głowie już pojawiła się okazja do przelecenia kolejnej laski.
- W końcu tylko ty jesteś tu normalny i taki przystojny - odpowiedziała nie odrywając od niego wzroku.
- Schlebiasz mi, piękna - zaśmiał się zbliżając do dziewczyny.
I w tym momencie ich usta się połączyły w jedność w dość agresywny sposób. Języki tej dwójki bardzo współpracowały. Ona wplotła dłonie w jego w włosy, co swoją drogą Charles uwielbiał. Natomiast on powoli i ostrożnie próbował ją rozebrać. Jednak raj nigdy nie trwa wiecznie. Wtedy właśnie do salonu wparowała młodsza siostra Walker, a gdy ich zobaczyła miała ochotę zwymiotować.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknęła by ci chociaż na moment przestali - Wszyscy wiedzą, że jesteś w nim zakochana od sześciu lat oraz to, że on jest seksoholikiem, ale darujcie sobie chociaż teraz! Pojedźcie sobie do niego i tam się pieprzcie, a nie na moich oczach! - warknęła, a tej dwójce zrobiło się naprawdę głupio, a w szczególności blondynce więc od razu oderwali się od siebie.
Chłopak czuł poniekąd niedosyt, bo zapowiadało się naprawdę nieźle, ale oczywiście ktoś musiał to przerwać. Zaczął się zastanawiać gdzie zgubił swoją kuzynkę, zatem udał się na pierwsze piętro. Przechodząc jednym z korytarzem zauważył, że drzwi od łazienki są nieco uchylone. Podszedł bliżej i odruchowo zajrzał wzrokiem do środka. Jego oczom ukazała się Liv zmieniająca bluzkę. To może i było niezbyt normalne, ale przyglądał się jej przez moment. Pomijając fakt, że byli rodziną, to rudowłosa była naprawdę piękna, a o takich kształtach mogła pomarzyć nie jedna dziewczyna.
- Zgubiłeś się? - spytał go Lucas, który właśnie pojawił się za Charles'em.
- Weź nie strasz - przewrócił oczami. Czy tutaj naprawdę każdy musiał mu w czymś przerywać? No co za ludzie...
- A co ty właściwie robisz? - kontynuował rozmowę Taylor w nadzwyczaj wspaniałym humorze, zpowodowanym zapewne jakimiś używkami.
- Ja? Właśnie z łazienki wychodziłem - wytłumaczył się Moore.
- Z łazienki? - zmarszczył brwi i sam zajrzał do pomieszczenia, gdzie jeszcze była Travers - stary, znamy się już trochę, ale to co robisz to jest chore. Podglądać swoją kuzynkę, serio? To już podchodzi pod kazirodztwo chyba, ale rób co chcesz tylko żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Lucas odszedł na dół, a Charles zaczął się zastanawiać nad słowami przyjaciela. Czy to, że obserwował ją jak się przebierała to już kazirodztwo? Dla niego było to normalne. Byli z Liv naprawdę blisko, bliżej niż jakieś rodzeństwo, coś w rodzaju przyjaciół, ale takich najlepszych. W tym momencie z łazienki wyszła rudowłosa, a chłopak bez żadnego słowa pociągnął ją do pierwszego wolnego pokoju.
- Co ty robisz wariacie? - zdziwiła się zachowaniem kuzyna.
- Muszę z kimś pogadać, a do ciebie mam największe zaufanie - odparł i posadził ją na łóżku obok siebie - czy to normalne, że czasem potrzebuję przelecieć jakąś czy już wariuję?
- Emm no to jest całkowicie normalne chyba, przecież seks jest dla ludzi tak samo jak spanie, jedzenie czy picie. A co cię wzięło tak nagle na tak głębokie przemyślenia?
- Ta młoda Walker zrobiła awanturę, że jestem seksoholikiem - prychnął niezadowolony.
- Bo nim jesteś, ale uwielbiam cię takiego, Charlie - uśmiechnęła się szeroko i wtuliła do niego.
On wziął ją na ręce i sam przysiadł przy jednym z okien. Objął ją w talii i przyciągnął bliżej do siebie, tak blisko, że czuli bicie swoich serc nawzajem. Zjechał dłońmi do jej pośladków, a ona oplotła nogi wokół jego pasa i zaczęła bawić się jego włosami. Tego brakowało by ktoś to widział. Dla nich to było normalne, ale z perspektywy społeczeństwa to było co najmniej dziwne mimo iż, do niczego więcej między nimi nie doszło. Pewne było to, że gdyby ktoś przyłapał ich w takiej sytuacji to nie miałby już życia. Ta dwójka mogłaby spędzać ze sobą czas na okrągło. Nie ważne czy na obgadywaniu ludzi, imprezowaniu, doradzaniu sobie w sprawach dotyczących miłości, zwykłych rozmowach czy na wygłupianiu się. W swoim towarzystwie byli zupełnie inni niż reszta ich widziała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro