Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝐀𝐟𝐭𝐞𝐫 𝐩𝐚𝐫𝐭𝐲

Następnego poranka po imprezie wszyscy dochodzili do siebie w domu Lucasa. Jedni mieli takiego kaca, że nic kompletnie nie pamiętali co się działo poprzedniego dnia, ale byli też tacy co trzymali się całkiem nieźle. Była siódma rano, czyli za dwie godziny zaczynały się lekcje, ale nie oszukujmy się mało kto miał zamiar iść dzisiaj do szkoły, no może oprócz Eda. 

Gospodarz domu właśnie wzdychał na kanapie w salonie gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Młody Taylor był prawie pewny, że to rodzice, którzy za szybko wrócili z delegacji, ale nie miał nawet siły podnieść się i szczerze nie bardzo mu się chciało. Rzucił więc w stronę Eda klucze od domu dając mu tym znak by otworzył za niego. 

Peterson chwycił klucze i od razu ruszył do drzwi. Jego oczom ukazała się trójka policjantów - dwóch mężczyzn dobrze zbudowanych i jedna dość szczupła i wysoka kobieta. Po ich minach można było wywnioskować, że nie przyjechali na ploteczki przy kawie. 

- Zastaliśmy pana Lucasa Taylora? - spytała w końcu kobieta patrząc podejrzliwie na chłopaka.

- Emm tak tak, zaraz go zawołam - rzucił szybko Eddie i wrócił do środka.

- Ej stary, ktoś do ciebie - zwrócił się do Lucasa pomagając mu wstać, a ten już był prawie przy drzwiach nadal myśląc, że to jego rodzice, którzy zapewne są tak wściekli na syna, że nastolatek będzie uziemiony przez najbliższy miesiąc.

- Dobra mamo, ja zaraz to ogarnę - powiedział nawet nie zdając sobie sprawy, że stoi przed nim policja.

- Jesteśmy z policji - odezwał się jeden z mężczyzn.

- Policja? Do mnie? Chodzi o imprezę, tak? Spokojnie, oni zaraz pójdą i więcej się to nie powtórzy - zaczął się tłumaczyć Taylor

- Nie chodzi o imprezę, a o twojego przyjaciela 

- O Charles'a? Co on zrobił? - spytał zdezorientowany chłopak.

- Pozwól, że porozmawiamy na komendzie - powiedziała kobieta, a mężczyzni chwycili chłopaka i zabrali go szybko do radiowozu. 

- Ej o co chodzi? - spytała w końcu Marina spoglądając na Eda.

- Zabrała go policja chyba - powiedział cicho, a jego twarz zrobiła się blada jak ściana.

- Jak to? - młoda Walker nie mogła w to uwierzyć. Najpierw nie wie co się dzieje z Leo, a teraz zabierają Lucasa na komisariat nie wiadomo po co.

- Cokolwiek zrobił musimy go wyciągnąć z tego. - westchnął ciężko chłopak patrząc na przyjaciółkę.

I w tym momencie na dół zaczęli schodzić Carla i Liv z Charlesem. Żadne z nich nie podejrzewało, że zaraz usłyszą coś takiego. W gruncie rzeczy Marina z Edem nawet nie chcieli im mówić, ale sami by się domyślili, że coś jest nie tak i zdziwiłaby ich nieobecność Taylora.

- Umarł ktoś? - spytał od razu Charles patrząc na przyjaciół.

- Teoretycznie nie, alee - zaczął Peterson, ale nie skończył, bo przerwała mu Liv.

- Dobra, daruj sobie te swoje "teoretycznie" i gadaj co się dzieje.

- Przyjechała policja - westchnęła Marina cicho.

- Co? Po co oni tutaj? - spytał zdziwiony Moore.

- Nie wiem! Zabrali Lucasa... - dziewczynie napłynęły łzy do oczu. Z jednej strony chciała wyciągnąć przyjaciela z tego co zrobił, jeśli w ogóle coś zrobił, a z drugiej wiedziała, że mogą wyjść z tego jeszcze większe kłopoty.

Charles stał chwilę niedowierzając jakby nie mógł oderwać stóp od posadzki. W końcu nie zważając na resztę rzucił się biegiem do auta, musiał się dowiedzieć za co jego najlepszego przyjaciela zabrała policja. Carla lekko przybita wróciła na górę i nie miała zamiaru ruszać się stamtąd.

Marina miała już w głowie plan. Fakt faktem nie miała pojęcia czego gliniarze chcieli od Taylora, ale musiała jak najszybciej dowiedzieć się co z jej kochanym Leo. Jeśli w lesie nikt nic jej nie chciał powiedzieć to w szpitalu będzie to samo. Najlepszym rozwiązaniem będzie poprostu pójście do niego i przeszukanie pokoju. To nie będzie przyjemne grzebać w rzeczach własnego chłopaka, ale może wtedy dowie się gdzie on jest.

- Jedziemy do Leo - zarządziła brunetka - jego mama jest teraz w pracy więc nikt nie będzie nam przeszkadzał, a w razie czego mam klucze
- Liv, jedziesz z nami? W końcu wiem, że nadal go kochasz.

- Nienawidzę go, ale dobra i tak nie mam nic do roboty, a Charles pojechał nie wiadomo gdzie - wzruszyła ramionami zgadzając się tym więc cała trójka udała się do auta chłopaka i pojechała pod dom blondyna.

Tymczasem na komisariacie...

Lucas był przesłuchiwany, może inaczej. Policjanci mówili do Taylora, a on siedział z założonymi rękoma. Ciężko to nazwać przesłuchaniem choć takowym miało być.

- Milczenie działa na twoją niekorzyść - powiedziała w końcu zdenerwowana kobieta.

- Mam się przyznać? Nic mu nie zrobiłem do cholery - raczył się odezwać nastolatek.

Chłopak był podejrzany o majstrowanie w rzekomym wypadku Leo. Oboje nigdy nie byli w jakoś dobrych relacjach, można powiedzieć, że rywalizowali całe życie o wszystko i o nic. Jeden z nich walczył teraz o życie w szpitalu, a drugi był traktowany jak bandyta.

- Mamy świadków, że byłeś tamtego wieczoru w lesie. Jak nam to wytłumaczysz?

- Miałem ważne spotkanie - po części to było prawdą i było to spotkanie z poszkodowanym, który kupował u niego narkotyki, ale oczywiście tego nie powie policji.

Młoda funkcjonariuszka nie miała już nerwów do Taylora. Ten chłopak naprawdę działał jej na nerwy. Najpierw się nie odzywa żadnym słowem, przecież gdyby na prawdę nie miał nic za uszami to by na spokojnie wszystko wyjaśnił. Nie potrafiła zrozumieć tej dzisiejszej młodzieży.

Na komisariat wpadł Charles w końcu kto jak kto, ale on musiał wiedzieć za co zabrali jego kompana. Był poddenerwowany, ale panował nad tym. To przecież nie było normalne, że w biały dzień zabierają niewinnego człowieka.

- Gdzie on jest? - spytał pierwszego lepszego policjanta.

- Kto? - tamten spojrzał się na nastolatka ze zdziwieniem. "Dziwny dzieciak" pomyślał.

- Lucas. Lucas Taylor. Zabraliście go dzisiaj bez powodu

I w tamtym momencie na korytarz wyszła policjantka, która zajmowała się tą sprawą. Mężczyzna pokierował do niej Moore'a, a chłopak od razu zasypał ją pytaniami co z jego przyjacielem. Sam nie mógł uwierzyć co właśnie usłyszał. Lucas zrobił coś Leo? Przecież trzymali się w trójkę od podstawówki. To nie mógł być on, to na pewno ktoś inny. Fakt faktem nigdy nie był świętoszkiem, ale nikogo by nie skrzywdził tym bardziej kogoś ze swoich.

- To nie on - były to jedyne słowa jakie w tamtym momencie przeszły przez gardło Charlesowi.

Nikt się nie spodziewał co w pokoju blondyna odnajdą jego przyjaciele, a oni sami byli pewni, że to jest koszmar i lada moment się obudzą jednak mijały minut i nic nie wskazywało na to, że to sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro