[wanilia i truskawki]
To było już trzecie przyjecie wydane przez profesora Slughorna w tym roku szkolnym. Starzec, lubił otaczać się wpływowymi ludźmi. Na swoje bankiety zapraszał osoby wysoko osadzone w Ministerstwie, znanych i wybitnych czarodzieji, a także uczniów, którzy skończyli już swoją przygodę ze szkołą, ale w Hogwarcie byli jego pupilkami. Oprócz tych ludzi, na te skromne imprezy zaproszenie dostawali również obecni uczniowie, którzy, według Slughorna, mieli potencjał. Była to prawda, ale nie do końca w całości. Oczywiście, wszyscy należący do Klubu Ślimaka dobrze się uczyli, ale trzeba zaznaczyć, że większość osób posiadała w rodzinie kogoś na wysokim stanowisku, więc nauczyciel eliksirów nie mógł przepuścić takiej okazji na nowe znajomości.
Harry szczerze nienawidził tych przyjęć. Twarz bolała go już od uśmiechania się do wszystkich, którzy podchodzili by porozmawiać z Wybrańcem. W pomieszczeniu było duszno przez co kręciło mu się w głowie. W żołądku mdliło go od zmieszanych zapachów różnych potraw. W uszach szumiało przez muzykę i ciągłe rozmowy, i śmiechy. Musiał się stąd wyrwać zanim oszaleje. Gdy tylko nadarzyła się do tego świetna okazja wdrążył swój plan w życie.
— Profesorze! Profesorze Slughorn! — szybkim krokiem podszedł do Mistrza Eliksirów.
— Och Harry! O co chodzi chłopcze? — starzec upił łyka napoju ze szklanki.
— Jest późno i chyba wrócę już do siebie. — powiedział i podrapał się ręką po karku.
Nie za bardzo wiedział jak ma wytłumaczyć to nauczycielowi, aby go czasem nie urazić. Na prawdę chciał już wrócić do dormitorium. Podniósł wzrok i od razu spłonął rumieńcem, gdy zobaczył lekkie rozczarowanie w oczach swojego rozmówcy.
— Ja... em... chciałem powtórzyć jeszcze wiadomości przed jutrzejszą lekcją eliksirów. — dodał szybko, mojąc nadzieję, że to choć trochę udobrucha Slughorna.
Nie można było opisać ulgi jaką poczuł Harry, gdy wzrok profesora zelżał, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Udało się.
— Oh tak, tak. Rozumiem, oczywiście możesz już iść. – odstawił pustą szklankę na stół. — Miło mi, że się pojawiłeś.
Harry uśmiechnął się już po raz tysięczny, kiwając głową. Odwrócił się na pięcie i prawie biegiem rzucił się do drzwi.
Idąc korytarzem chłopak próbował ustabilizować oddech. W duchu bił sobie brawa, że tym razem zrezygnował z pomysłu zaproszenia kogoś ze sobą, inaczej nie opuściłby przyjęcia tak szybko. W pewnym momencie zrezygnował również z myśli o udaniu się do dormitorium. Któryś z jego znajomych mógł siedzieć teraz w Pokoju Wspólnym, a on nie miał ochoty na rozmowy i odpowiadanie na głupie pytania, więc wolał nie ryzykować. Ruszył w kierunku toalety.
Otworzył duże drzwi i wszedł do środka. Powoli podszedł do jednej z umywalek i oparł ręce po obydwóch jej stronach. W głowie ciągle czuł lekkie zawroty. Opłukał twarz zimną wodą co trochę polepszyło jego złe samopoczucie. Spuścił głowę na dół i zamknął oczy. Żołądek przestał wywracać fikołki, a szum w uszach ustał. Dopiero teraz dotarło do niego, że nie jest sam. Z jednej z kabin wydobywał się cichy szloch. Harry odwrócił się w tamtą stronę. Trochę się wahał, ale w końcu podszedł ostrożnie i powoli otworzył uchylone drzwi. Brunet dużo sobie w tamtej chwili wyobrażał, ale naprawdę nie spodziewał się tego co przyszło mu zobaczyć.
W środku siedział oparty o ścianę jego odwieczny szkolny wróg, Draco Malfoy. Twarz miał schowaną w dłoniach i cały dygotał co było skutkiem płaczu.
Złoty Chłopiec nie wiedział co ma w tamtym momencie zrobić. Stał tam i jedyne co zdołał powiedzieć to:
— Malfoy?
Blondyn zastygł w bezruchu na dźwięk tego głosu. Pomyślał wtedy, że los naprawdę musi go nienawidzić skoro postawił chłopca z blizną na jego drodze akurat w tej chwili. Dlaczego to nie mógł być ktoś inny tylko on?
Zaciągnął rękawy swojego czarnego golfu na dłonie i otarł łzy z policzków. Podniósł głowę i spojrzał na bruneta zaszklonymi i zaczerwienionymi oczami.
— Czego tu chcesz, Potter? — warknął.
— Przyszedłem tu trochę odetchnąć i odciąć się od reszty. — wyznał szczerze.
— Cudownie, a teraz spadaj stąd. Nie masz nic lepszego do roboty? — blondyn przeniósł wzrok na swoje ręce.
— Tak się składa, że nie za bardzo. — Harry wzruszył ramionami, a Draco prychnął na jego odpowiedź.
Okularnik stał tak jeszcze chwilę wpatrując się w Ślizgona. Nie wiedział co go do tego podkusiło, ale po paru minutach niezręcznej ciszy, usiadł naprzeciwko Malfoya. Czuł po prostu, że powinien to zrobić. Zresztą, nie miał się gdzie podziać. Chciał spokoju i choć wątpił, że wychowanek domu Salazara mu go zapewni, to jednak wolał posiedzieć z nim niż wdawać się w głupie dyskusje z Gryfonami.
Blondyn po raz kolejny znieruchomiał, gdy zamiast dźwięku zamykanych drzwi i oddalających się kroków, usłyszał jak ktoś siada naprzeciwko niego.
No jasne, pieprzony Potter nie przepuści okazji żeby się ze mnie ponabijać, pomyślał i obdarzył chłopaka niemiłym spojrzeniem.
— Na prawdę, Potter, jeśli chcesz się ze mnie pośmiać to sobie daruj, nie mam dzisiaj nastroju żeby się z tobą użerać. — warknął i pociągnął nosem.
— Zauważyłem. — Harry przewrócił oczami — Dlaczego płaczesz?
— O tak, już ci mówię. — Draco zaśmiał się sarkastycznie.
— Jasne, to siedź tu sobie dalej i wypłakuj oczy, jak wolisz. — tym razem to zielonooki prychnął i wstał — Chciałem być miły.
— Poczekaj! — Ślizgon jęknął wręcz błagalnie i złapał Wybrańca za nadgarstek — Ja... no... możesz zostać... jak chcesz.
Gryfon westchnął i usiadł z powrotem, tym razem obok blondyna, na co ten się lekko spiął.
— No więc powiesz swojemu największemu wrogowi co cię trapi? — zapytał głosem zatroskanej ciotki.
Nie miał pojęcia dlaczego się tak zachował. Przez ostatnie miesiące nie wymienili się nawet jednym wyzwiskiem. Harry nie wiedział czy było to spowodowane tym, że w końcu wyrośli z takich dziecinnych potyczek, czy może dlatego, że między nimi pojawiło się coś innego niż nienawiść. W każdym razie wiedział jedno. Chciał w tym momencie w jakiś sposób pomóc Malfoy'owi.
— Ale z ciebie idiota, Potter. — Draco przewrócił oczami z zażenowania.
— Ten idiota próbuje ci pomóc. — odpowiedział mu, przewracając oczami — I zanim coś powiesz, ja też nie wiem dlaczego, więc nie pytaj.
Blondyn cicho westchnął. Przez chwilę siedzieli w ciszy. Zielonooki nie chciał go poganiać. Spodziewał się też tego, że Ślizgon po prostu zaraz wstanie i wyjdzie. No bo dlaczego miałby mu się żalić?
Harry wyprostował nogi i położył ręce na swoich udach. Oparł głowę o ścianę. Nagle usłyszał lekko zachrypnięty głos młodego Malfoya. Dokładnie analizował każde jego słowo. Draco opowiadał mu o swoim dzieciństwie, o tym jak postrzegał te wszystkie lata w Hogwarcie. Z trudem wyznał mu też to, co musi zrobić oraz jak fatalnie się teraz czuje. Złoty Chłopiec cierpliwie go słuchał i nie dopytywał, za co szarooki w duchu był mu wdzięczny. Nastolatkiem najbardziej wstrząsnęła wiadomość o tym, że blondyn przyjął mroczny znak i teraz musi wykonać zadanie, które powierzył mu Voldemort.
Gdy chłopak skończył mówić, Gryfon wypuścił głośno powietrze, ale nic nie skomentował. Wiedział, że czasem istnieje potrzeba wygadania się komuś bez oczekiwania na rady od drugiej osoby. Cieszył się, że Draco w ogóle mu zaufał i powiedział o swoich problemach. Po jakimś czasie sam zaczął opowiadać o swoim życiu.
Obydwoje byli tak pochłonięci zaistniałą sytuacją, że nie zauważyli kiedy zrobiło się późno. Było już grubo po ciszy nocnej, ale nic sobie z tego nie robili. Zniżyli po prostu głosy do szeptu.
Harry kończył już swój monolog. Opowiadał właśnie o tym jak zwiał z przyjęcia co bardzo rozbawiło Dracona. Zaśmiał się trochę za głośno niż powinien. Wybraniec popatrzył na swojego towarzysza trochę z zaskoczeniem, ale też z czułością. Jeszcze nigdy nie słyszał jego śmiechu. Takiego naturalnego, nie wrednego.
Malfoy za to popatrzył na Pottera ze zdziwieniem.
— Dlaczego tak patrzysz? — zapytał.
— Ja zastanawiałem się... Wiesz, masz cudowny śmiech i pięknie się uśmiechasz. – wyznał prosto z mostu — Kiedy nie robisz tego wrednie.
Blondyn poczuł jak go pieką policzki przez tą konkretną uwagę na jego temat. Zaśmiał się jeszcze raz trochę ciszej i delikatniej.
Gryfon również się uśmiechnął widząc jak Malfoy przygryzł wargę. Obserwował chłopaka przez cały wieczór i nie mógł uwierzyć, że nie zauważył tego wcześniej. Draco był idealny. Harry'emu zrobiło się niewyobrażalnie gorąco, gdy jego myśli popędziły niebezpiecznie za daleko. Teraz żałował, że nie zgodził się na przyjaźń już na pierwszym roku.
Młody arystokrata zarumienił się jeszcze mocniej pod krępującym spojrzeniem Chłopca Który Przeżył. Spuścił głowę i zaczął bawić się palcami. Potter onieśmielał go wtedy jak jeszcze nikt nigdy. Było mu duszno, a serce pędziło z zawrotną prędkością. Skarcił się od razu, gdy pomyślał o pocałunku z chłopakiem.
Harry za to, jak przystało na odważnego i pewnego siebie ucznia domu Godryka, przejął inicjatywę i zrobił pierwszy krok.
Przybliżył się do Ślizgona i podniósł jego głowę trzymając ją delikatnie za brodę. Zmusił go tym samym do popatrzenia mu w oczy co poskutkowało kolejną falą rumieńców od strony blondyna.
Merlinie, co za uroczy widok, pomyślał.
Patrzyli sobie chwilę w oczy zanim brunet nie zlikwidował przestrzeni pomiędzy nimi i przyciągnął blondyna do pocałunku.
Za równo u jednego jak i u drugiego obudziło to stado motyli w brzuchu, które chyba koniecznie chciały wydostać się na zewnątrz. Harry'emu serce zabiło mocniej, gdy Draco zaczął oddawać pieszczotę. Złapał go za krawat chcąc przyciągnąć chłopaka jeszcze bliżej siebie. Ślizgon usiadł mu okrakiem na kolanach napierając swoim ciałem na jego, przez co przycisnął go mocniej do zimnej powierzchni ściany.
Gdy Malfoy zbliżył się jeszcze bardziej, Złoty Chłopiec poczuł przyjemny zapach truskawek. Do nosa drugiego dotarł za to słodki zapach wanilii i miodu, co było, według niego, urocze.
Ręce okularnika od razu znalazły swoje miejsce na biodrach Dracona, a szarooki wplątał swoje, w wiecznie roztrzepane włosy Pottera. Gryfon jęknął kiedy blondyn zaczął bawić się jego włosami. Ten szybko wykorzystał okazję gdy chłopak rozchylił usta i dołączył język.
Żaden z nich nie chciał tego kończyć ale brak tlenu w płucach boleśnie dał o sobie znać. Gdy się od siebie odsunęli obydwoje ciężko oddychali i mieli przymknięte oczy. Draco oparł głowę o czoło kochanka i zaciągnął się delikatną wonią wanilii. Harry pochylił się w jego stronę i złożył na jego ustach krótkiego całusa.
— Harry?
Blondyn pierwszy przerwał ciszę. Miękko wypowiedział imię chłopaka i dalej gładził kciukiem jego policzek.
— Tak, Draco? — brunet odpowiedział mu tym samym.
— Pójdziesz ze mną w sobotę do Hogsmeade? Może na waniliowe ciasto? — zapytał, patrząc mu w oczy.
— Z truskawkami? — dopytał.
— Tak. — Ślizgon uśmiechnął się uroczo.
— W takim razie nie odmówię. — odparł i zamknął ich usta w kolejnym długim pocałunku.
W tamtym momencie poczuli coś czego jeszcze nigdy nie mieli możliwości poczuć. To coś zapewniło ich, że właśnie odnaleźli to czego tak długo szukali i czego, tak bardzo im brakowało.
the end
No więc witam wszystkich, którzy zdecydowali się tu zajrzeć. To mój pierwszy one shot i szczerze mówiąc nawet mi się podoba. Możliwe, że trochę go przesłodziłam ale trudno, lubię na słodko. Mam nadzieję, że Wam też się spodobał. Napewno pojawi się ich więcej, ponieważ właśnie odkryłam, że podoba mi się pisanie takich krótkich historyjek. Ogólnie to chyba tyle, więc dziękuje za uwagę i miłego dnia (czy tam nocy itp.).
Buziaki 💕
edit. (03.01.2021)
właśnie zrobiłam korektę tego one shota i kurde, zajechało mi trochę ✨krindżem✨
tzn. nadal jestem z niego kurewsko dumna i uważam, że jako mój pierwszy one shot wyszedł naprawdę dobrze.
(nie licząc błędów interpunkcyjnych, bo wtedy miałam na to, delikatnie mówiąc, wywalone i nie przykuwałam do tego większej uwagi)
teraz wiem, że mogłam to rozegrać inaczej, ale w dupe z tym.
no i tyle w sumie,
dzięki za przeczytanie i buziaki 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro