𝟎𝟎'✁𝐩𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠
𝐒𝐔𝐌𝐀 𝐑Ó𝐖𝐍𝐎 dwustu pięćdziesięciu grzechów zaległa samopas, szeregując się zrównoważenie ciężarem na wadze szalkowej bytu.
Ludzie siadywali za stołami głowa w głowę z ludźmi, albowiem to pod ich postacią w mroku nocy skrywały się najgorsze z monstrów. Grzesznik zawisnął w truchłej mimozie, okiem wpół drogi do świętego. Morderca ucztował w widoku niczego nieświadomej ofiary. Pająk, upojony ledwie malowidłem ostatnich podrygów uwikłanego w sieci z siły jego członków motyla. Pięknego niczym li idylla, li niedościgniona wysiłkiem marzeniowa utopia, znienacka na przekór prozaicznie przetopiona; ruchem daremnym w miotaniach przywodzącego w głowie szamotaninę w nędzy pospolitego motłochu, hałastry.
Panteon pozostał zatrzaśnięty hurtem na czterystu spustów dla stwora nieładnie śmiertelnego. Rapsody, ongiś skrzętnie spamiętane, na miarę dobra żyjącego w sercach ludzkich - wiecznie niewyśpiewane ku czci sumienia. Aurea dicta pospołu ludzkiego umilkły w posadach bogini Echo, która to uznała za niegodny jej obowiązek ich poniesienia.
Jeno patrycjalne wierzchoły społeczne pozostawały niezmienne w swej pyszałkowatości i nadmuchaniu po bezbrzeżne rozciągliny formy świata dumą. Zawżdy już odtrącając fałszywie, obłudnie dalekie im niziny. Traktując bliźniego z dołu podobnie do wygnanego z domu rodowego familii brata.
Oh, ożałobiony będziesz człeku wysoki urodzeniem, pyszny; zamknięty w posadach nieczystych z zabójcą twej złocisto-błękitnej krwi. W apatii twych męk udręczony dosłyszysz ergo li pieśń lamentową; podobnej tą przez Orfeja w ostatku witalności wyrobioną. Czyż to syrena? Lira niewieścia? Kobiéta w żałobnej pieśni toń wali - toć nie Morta, nie ta, co to nadobną Atropos nić dzielącą wpół chwali.
I tobie zbójco niewieści, złorzeczący w imię paryskiej Kobiéty, przyjdzie ci na skaranie w Pigmaliona się obrócić, u poranka zakochanym w pracy twych krwiożerczych rąk - w tej kobiécie, coś pokusił na swych grzesznych uczynków pokutowanie.
Tyś morybund, będziesz głosił dopiero gorzko-słodkie Amantes amentes, co przekleństwem istnienia twego się stanie i zaważy w pięknie blasku jej spojrzenia na morderczym zamiarem twojego dzieła planie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro