Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Rozdział 2|





Niewyraźne głosy dochodziły do [_], ale nie potrafiła z nich wywnioskować żadnych sensownych słów. Powoli wracała jej świadomość. Próbowała otworzyć oczy, ale wymagało to od niej za dużo energii. Mruknęła niewyraźnie i dopiero wtedy poczuła, jak bardzo sucho ma w gardle i jak bardzo chciało się jej pić. Nie pamiętała co się stało ani dlaczego czuła się tak paskudnie. Poruszyła się niespokojnie i zauważyła, że jej ruchy były skrępowane. Po długich staraniach, w końcu udało otworzyć się jej oczy. Niemal od razu dostrzegła, że została przywiązana do drewnianego krzesła. Niewygodnego swoją drogą. Jęknęła żałośnie, kiedy poczuła ból głowy. Dokładnie, jakby ktoś ją uderzył czymś metalowym…

[_] nagle się rozbudziła, kiedy zaczęła sobie wszystko przypominać. Szukanie Izumiego, ucieczka przed gangiem, aż w końcu wymaganie od niej oddania dwóch milionów jenów i uderzenie w głowie. Sytuacja, w której się znalazła, nie mogła być gorsza.

— Nie wierzę w to… — mruknęła cicho.

— W końcu się obudziłaś.

Kolejne jęknięcie opuściło usta dziewczyny, kiedy zorientowała się, że nie znajdowała się sama w pomieszczeniu. Rozejrzała się w miarę możliwości, a rzeczywistość uderzyła ją prosto w twarz. Nikt jej nie uratuje. Nie będzie w stanie uciec i się uwolnić. Wielka, opuszczona hala, w nieznanej jej części miasta, była zajęta przez kilkunastu mężczyzn. Przynajmniej tak się jej zdawało. W sumie w głównej siedzibie Black Dragons, znajdowało się obecnie kilkudziesięciu członków, ale nie wszyscy byli zainteresowani dziewczyną. Przynajmniej  jeszcze nie.

— Gdzie… gdzie ja jestem? — zapytała powoli, chcąc poznać przynajmniej swoją dokładną lokalizację.

W odpowiedzi dostała solidnego liścia w twarz. Ponownie świat zawirował i zmienił się w rozmazaną plamę. [_] również poczuła krew na rozciętej wardze. Kiedy wzrok w miarę możliwości się wyrównał, spojrzała na swojego napastnika. Wysoki blondyn, boki głowy miał wygolone i postawiony irokez. Najbardziej w oczy rzucał się tatuaż po lewej stronie, ale kiedy zauważyła, jak zakłada kastet, przełknęła głośno ślinę. Skoro potrafił ją tak brutalnie i boleśnie uderzyć bez żelastwa na palcach, to z tym na dłoniach z pewnością ją zabije.

— Wiesz, co tutaj robisz? — zapytał blondyn, zajęty obserwowaniem metalu.

[_] nie wiedziała, czy oczekiwał od niej odpowiedzi, ale kiedy na nią spojrzał, wiedziała, że lepiej go nie ignorować.

— N–nie…

Najprawdopodobniej odpowiedź [_] nie przypadła mu do gustu, a jego głośne mlaśnięcie tylko to uwydatniło. [_] nie kłamała. Nie miałaby odwagi. Nie wiedziała, co tu robiła, dlaczego chcą od niej aż dwóch milionów i czym sobie zasłużyła na brutalne pobicie. To wszystko było zbyt abstrakcyjne i nierealistyczne.

— Dwa miliony. Wisisz nam dwa miliony, a termin spłaty minął wczoraj.

— T–To chyba pomyłka. Nie pożyczyłam od nikogo tylu pieniędzy. Zwłaszcza od gangu — tłumaczyła chaotycznie i jednocześnie próbowała poluzować węzły. Znieruchomiała, kiedy mężczyzna do niej podszedł. Nie chciała ponownie dostać w twarz. W oczach zebrały się jej łzy.

— Twierdzisz, że członkowie Black Dragons kłamią? — zapytał i stanowczo chwycił ją za podbródek i uniósł twarz, żeby mogła patrzeć w jego oczy. — Nienawidzę, jak ktoś mnie robi w chuja! — krzyknął i rozejrzał się po osobach, które się zebrali. Było ich znacznie więcej niż na początku. — Ej wy! Podejdźcie!

[_] spojrzała na grupkę chłopców, których nie widziała nigdy w życiu. Wyglądali na licealistów, może starszych od niej o dwa, trzy lata. Odetchnęła głęboko, próbując uspokoić rozszalałe serce i powstrzymać się od całkowitego zalania łzami. Czym sobie na to zasłużyła…?

— M–Madarame–san!

Czwórka chłopców stanęła na baczność i czekali na polecenia swojego szefa.

— Czy to ta dziewczyna pożyczyła od nas dwa miliony? — zapytał i w trakcie, zacisnął swoje palce mocniej na jej twarzy.

— Tak, to na pewno ona! — odpowiedział jeden z nich, a [_] czuła jak robi się jej słabo. Przecież kłamali! Wiedziała to! Tylko po co?

— Więc wciąż będziesz zaprzeczać? — Spojrzał na nią z dzikością w oczach.

Skoro [_] miała i tak umrzeć, stwierdziła, że przynajmniej będzie próbować się bronić. Nic innego jej nie zostało. Poza tym ponownie jej szczerość i brak instynktu samozachowawczego dało o sobie znać.

— Kiedy? Gdzie? O której godzinie? Po co były mi te pieniądze?  Widzę was pierwszy raz od trzydziestu sekund! — Jakimś cudem udało się wyrwać jej twarz z ucisku Madarame. Tak jej się wydawało, ponieważ to on ją puścił, zaskoczony jej słowotokiem. — Poza tym, po jaką cholerę dajesz nastolatkom ot tak pożyczać tyle kasy?! Przecież to jasne, że nie mają jak oddać tylu pieniędzy! Gang skończonych debili… — Ostatnie słowa samoistnie wypadły z jej ust. Przerażona otworzyła szeroko oczy i gdyby nie miała związanych rąk, z pewnością zasłoniłaby sobie usta. Teraz była przekonana, że wydała na siebie wyrok śmierci.

— Coś ty, kurwa, powiedziała?

Madarame, kiedy usłyszał słowa [_], wydał się jej jeszcze bardziej zdenerwowany  i wyprowadzony z równowagi.

— Uhm… N–Nic!

[_] naprawdę chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że się przesłyszał, albo użyć jakiejkolwiek innej wymówki. Denerwowanie wroga, nie było najlepszym posunięciem. Odwaga [_] pojawiała się w najmniej potrzebnych momentach, doprowadzała ją do krytycznej sytuacji i na końcu zostawiała ją z przerażeniem. [_] przygotowywała się psychicznie na uderzenie kastetem, kiedy Madarame podniósł dłoń. Zamknęła mocno oczy, ale cios nie nadchodził.

— Uspokój się, Shion.

Obcy, spokojny głos dotarł do uszu dziewczyny. Kiedy po minucie wciąż nic się nie stało, [_] postanowiła otworzyć oczy. Shion westchnął i włożył dłonie do kieszeni białego kombinezonu. Oczy [_] spojrzały na właściciela głosu, który piętro wyżej, obserwował całą sytuację, opierając się o barierki. Kolejna nieznajoma osoba i jego obecność bynajmniej nie pozwoliła uspokoić się [_]. Zwłaszcza, że musiał być to ktoś ważny, skoro posłuchał go ktoś taki jak Madarame. W przeciwieństwie do większości osób w całej hali nie nosił białego kombinezonu. Miał na sobie zwyczajne ubrania. W oczy [_] rzuciły się specyficzne kolczyki i jego ciemny kolor skóry. [_] odwróciła natychmiast wzrok, kiedy nawiązali chwilowy kontakt.

— Skoro ty tak mówisz… Ale ojebała nas z dwóch milionów. Nie można tego ot tak zostawić.

[_] tym razem nie zamierzała się wtrącać. Czuła, że gdyby ponownie powiedziała coś nieodpowiedniego, naprawdę skończyłaby martwa. Poza tym, czuła się, jakby cała energia opuściła jej ciało i lada moment ponownie miała stracić przytomność.

— Z tego co słyszałem, twierdzi, że to nie ona.

— Wierzysz jej?

Chłopak odsunął się od barierki i zaczął leniwym krokiem schodzić na dół. [_] starała się skupić na swoich związanych nogach i nie patrzeć na żadnego członka Black Dragons. Wszyscy, bez wyjątku, przyprawiali ją o mdłości. Wzdrygnęła się, kiedy chłopak z kolczykami przystanął tuż przy niej. [_] ruszyła związanymi do oparcia dłońmi, jakby chciała się przed nim osłonić, ale sprawiła tylko, że sweter, który miała założony, podwinął się i odsłonił jej nadgarstek. Przeklęła w myślach.

— Izana? — Madarame zawołał swojego szefa, kiedy ten nic nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w odsłonięty nadgarstek dziewczyny.

— To tylko dwa miliony… — powiedział cicho Izana. — Możecie się już rozejść. Koniec przedstawienia.

Nikt nie miał odwagi przeciwstawiać się Izanie. [_] z niedowierzaniem patrzyła jak wszyscy po kolei opuszczają budynek i zostawiają ją samą. Nie narzekała. W razie czego łatwiej jej będzie poradzić sobie z jedną osobą niż z setkami. Dziewczyna bała się powiedzieć cokolwiek, dlatego siedziała w ciszy i patrzyła, jak Izana uważnie przygląda się jej nadgarstkowi. Albo temu co na nim widniało.

Niewiele osób posiadało bratnią duszę. Wyznacznikiem tego było imię i nazwisko na prawym bądź lewym nadgarstku. [_] zawsze zakrywała swoje znamię. Nie zależało jej na znalezieniu osoby o tym imieniu. Uważała, że nie potrzebowała bratniej duszy. Słyszała również, że kiedy odnajdywało się odpowiednią osobę, towarzyszyło przy tym wiele pięknych uczuć. Przy Izanie nie czuła nic pozytywnego. Dlatego stwierdziła, że po raz pierwszy widzi osobę, ze znamieniem bratniej duszy. Przełknęła głośno ślinę i wypuściła ze świstem powietrzem.

Izana w końcu oderwał oczy od nadgarstka i spojrzał na jej poobijaną twarz. Westchnął przeciągle i czułym gestem, założył włosy dziewczyny za ucho.

— I co powinienem teraz z  tobą zrobić, co?

— Rozwiązać? — [_] spojrzała na niego niepewnie.

Odpowiedź [_] sprawiła, że Izana nie potrafił powstrzymać rozbawienia i zachichotał pod nosem. Patrzył na nią z dziwną sympatią i [_] w żadnym wypadku się to nie podobało. Była pobita, zmęczona, przerażona, a on jakby nigdy nic ją podziwiał. Co było z nim nie tak?

— Nie jestem przekonany.

— Chciałabym wrócić do domu…

— Nie wątpię — odpowiedział tym razem chłodniej. — Wciąż jednak mamy nierozwiązany problem dwóch milionów jenów.





Korekta: ShiroiHiganbana

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro