☆ ⋆❾ ❝Pan Wampir!❞
──── ✧《✩》✧ ────
Nastał poniedziałek. Dziś wielki dzień, spytam Tadeusza, czy chciałby przyjść do mojego domu w piątek. Pewnie się zgodzi. Chyba. Możliwie i prawdopodobnie. Nie, no kogo ja oszukuje? Pewnie się nie zgodzi! Zapewne ma ważniejsze rzeczy na głowie, a ja się poprostu wygłupię się pytając o to. Właśnie szedłem z Alkiem do szkoły z przystanku.
—Jak ja mam się go o to spytać?? Maćku, dopomóż poradą doświadczonego!
—Ale kogo? — no tak, wcześniej prowadziłem konwersację w swojej głowie, nie z nim. Zdarza się najlepszym.
—No Tadka!
—Na tą herbatę? Przecież to nie randka, czym ty się stresujesz, co? Chłopie, ty się musisz uspokoić!
—No ja wiem, ale nie wiem no!
Nagle poczułem ciężar na ramionach. Odwróciłem głowę, a tam Tadek, który opiera się o mnie.
—Czego nie wiesz? Może ci pomogę, wiesz, że odkryłem, że jestem geniuszem? — od razu zaczął gadać.
—Część Tadek. Niby ty geniuszem? Chyba ci się coś przyśniło. — przywitałem się, a Alek skinął głową.
—Nie, bo słuchaj, to jest prawdziwie niesamowity pomysł. Wyobraź sobie, że ktoś chce okraść twój dom. Mam na to patent, bierzesz swoje kosztowności i wsadzasz do lodówki. Nikt tam nie zagląda, tylko ty wiesz, co się kryje w lodówce. Praktyczne!
Alek odszedł on nas i pokazał mi z dala kciuk w górę, tak dla otuchy. No dobra, raz się żyje!
—To nawet nie jest takie głupie.. Tyle, że złodziej może być głodny. Skoro kradnie pieniądze, to czemu niby szynki z lodówki nie? Plus pieniądze by się najpierw rozmokły, potem zamarzły. Już nie mówiąc o kartkach. Poza tym, chciałbyś do mnie wpaść w piątek? — Wyrzuciłem z siebie. Powiedziałem to szybko, mam nadzieję, że zrozumiał, bo coś mi się chyba przewróciło w żołądku, gdy to mówiłem.
—Jasne, o której? Nie, no bo można by tą lodówkę jakoś zamknąć!
—Po szkole. Nie, bo to będzie podejrzane, jak lodówka będzie zaryglowana. No pomyśl, wchodzisz do jakiegoś domu, a tam zabita dechami lodówka. To twój pierwszy cel.
—Dobra, wezmę się z tobą autobusem, okej? No to ukryć kosztowności w jakimś pudełku, co wygląda jak jedzenie! Ulepić niby ser z jakiejś gliny i zrobić, że się otwiera. Można tam pochować co nieco.
—Jasne, Alek i jego dziewczyna Basia też będą. To ma nawet sens, ale kartki i pieniądze trzeba by było włożyć w coś jeszcze, bo mówię rozmoczyłyby się.
—No, ale da się? Da. Dlatego właśnie jestem geniuszem. Alek ma dziewczynę? To dobrze, już prawie byłem o niego zazdrosny!
Nagle uderzyła we mnie świadomość, że nie ma nawet wpół do ósmej, a Tadek Nieradek jest już w drodze do szkoły, i to ze mną. Mieszka przecież w przeciwnym kierunku! Zatrzymałem i spojrzałem się na niego unosząc brew.
—A ty co tu niby robisz o takiej wczesnej godzinie?
—Przyszedłem posiedzieć z tobą — wyszczerzył się.
—Ze mną? Niby po co, mogłeś sobie pospać!
—Ale ty nie mogłeś, jak ja mogę spać, gdy mam z tyłu głowy, że mój Januś już się męczy w tym cyrku! Jeszcze beze mnie! Błagam cię, sumienie by mnie zjadło!
Poczułem ciepło na policzkach i się uśmiechnąłem.
—W takim razie, dziękuję za dotrzymanie towarzystwa i za to poświęcenie, Panie Geniuszu.
Resztę drogi śmialiśmy się z bardziej i mniej istotnych rzeczy.
—Aha, właśnie. Podobno wyrzucili jakiegoś Adama ze szkoły na spanie z chłopakiem.
O proszę, nawet się nie muszę głowić, jak zacząć temat.
—Tak? Tego z 3c? Pocieszny chłopak, szkoda. A ty co o tym sądzisz?
—W sensie o tym, że był gejem? Nic! Tak ci w sekrecie powiem, że sam kiedyś miałem chłopaka.
—Naprawdę? I co, mógłbyś być teraz z... jakimś chłopakiem?
—Myślę, że tak. Nie mam z tym jakiegoś problemu. A ty?
—A nie, nie! Ja tak w sumie, to z nikim nie byłem, nie licząc podstawówki. Ale też nie mam z tym problemu, żeby nie było!
—To mam nadzieję, że się nie wygadasz? — zaśmiał się i puścił mi oczko.
Uśmiechnąłem się i przyłożyłem wskazujący palec do warg, aby był pewien, że nie zamierzam się odezwać.
Uśmiechnął się do mnie, gdy zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy i jak zawsze usiedliśmy razem. No to super, Tadziu przyjdzie do mnie w piątek. Jasne, super.Nie musiałem nawet specjalnie długo wyczekiwać piątku, bo nim się obejrzałem, a nadszedł. Kiedy byłem jeszcze na ostatniej, piątkowej lekcji, wprost nie mogłem wysiedzieć na krześle, bo myślami byłem już w moim domu, z Tadkiem i robiłem ciasto. Napawało mnie to podekscytowaniem, ale i lekkim stresem - w końcu gotka pierwszy raz zobaczy mój dom, no i chcąc nie chcąc pozna moją rodzinę. Co w ogóle oni wszyscy pomyślą o moim nowym przyjacielu? Skoro ja na początku byłem lekko... zszokowany jego wyglądem, to co dopiero powiedzą o tym moi rodzice, wujostwo i babcia??
— Wiercisz się jakbyś miał owsiki.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tadka.
— Po prostu nie mogę już wysiedzieć na tej lekcji.
— Taki wzorowy uczeń, a teraz mu się śpieszy do opuszczenia szkoły — uśmiechnął się szelmowsko, lekko przymykając przyczernione powieki.
— Po lekcjach jedziemy do mnie, pamiętasz? Potraktuj to jako ukłon w twoją stronę i chęć spędzenia z tobą czasu — przewróciłem oczami.
— Ależ, słońce, bardzo mi to odpowiada. Czuję się wręcz zaszczycony. Im wcześniej pozna się rodzinę swojego wybranka, tym lepiej — westchnął teatralnie, ostatnie zdanie wypowiadając ciszej.
— Co powiedziałeś?? — wytrzeszczyłem oczy. Chyba coś mi się przesłyszało.
— Nic nic. Napisz lepiej to równanie koła i rozwiąż zadanie, bo jak ten trójkąt rozwartokątny zobaczy, że masz niekompletne notatki, i ja w sumie też, bo wszystko przepisuję od ciebie, to się wścieknie.
Chciałem skorzystać z jego rady, ale wyjątkowo nie mogłem się skupić.
— Umiesz robić ciasto? — spytałem Tadka, odwracając wzrok od kart wzorów.
— No, ja sam raczej nie piekę, ale jestem wyjątkowo pojętny, więc szybko się nauczę. A czemu pytasz?
— Bo, jak pamiętasz, albo i nie, to później na herbatkę wpadają Alek z jego dziewczyną, Basią. A ja im obiecałem, że upiekę ciasto. Marchewkowe. Może... chciałbyś mi pomóc? — spytałem, badawczo obserwując zmiany w jego mimice. Może to tak trochę nie wypada? Jest moim gościem, w sensie ma nim być, a ja go proszę o pomoc przy kuchni.
Jego odpowiedź jednak rozwiała moje wątpliwości.
— Czemu by nie! Kuchni jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się wysadzić, więc nie powinno być źle.
Nie zabrzmiało to wyjątkowo dobrze, ale przyjąłem jego pomoc.
Na szczęście lekcja skończyła się niedługo potem, a my w dodatku nie zaliczyliśmy ochrzanu od surowej matematyczki, więc w dobrych humorach opuściliśmy budynek szkoły. Przeszliśmy się kilometr na piechotę na przystanek autobusowy, poczekaliśmy trochę na autobus i już jechaliśmy w kierunku mojej wsi. W trakcie drogi Tadek trochę marudził, że trzeba długo jechać, albo nie mógł się nadziwić, że chce mi się każdego dnia poświęcać tyle czasu na nudną i czasochłonną podróż w dwie strony, ale koniec końców, gdy wreszcie wysiedliśmy, wydawał się być zadowolony i podekscytowany.
Ja za to byłem coraz bardziej zmartwiony, bo bałem się reakcji mojej rodziny na przyprowadzenie Tadeusza.
Punkt dla mnie, bo przy wejściu nikt się nie krzątał, więc może istniała szansa na to, że niepostrzeżenie wprowadzę Tadka do mojego pokoju, z kuchnią zobaczymy, jak będzie...
—... Ojej, Janek. A co to za Zosię przyprowadziłeś?
Moje nadzieje rozwiała moja siostra, która niepostrzeżenie wkradła się do przedpokoju.
Tadeusz, który wcześniej był zwrócony plecami i kucał, by zdjąć swoje potężne glaniszcza, wyprostował się i odwrócił w jej stronę.
— Zosiu?
Mina mojej piętnastoletniej siostry wyjawiała wiele: zaskoczenie, zdziwienie, strach i zmieszanie.
— Emm... masz takie szerokie spodnie, że myślałam że to spódnica. Przepraszam, że wzięłam cię za dziewczynę — zachichotała nerwowo, lustrując makijaż Tadeusza, jego niecodzienny ubiór i pomalowane na czarno paznokcie.
Tadeusz już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, ale ja złapałem go za dłoń i pociągnąłem za sobą.
— Chodź, Zosiu — wymamrotałem i zaciągnąłem go do mojego pokoju, który znajdował się na piętrze.
— Widzę, że mam nowy pseudonim od dziś — zauważył, ale wydawał się całkiem ukontentowany. — Zośka na przykład brzmi jak ksywa groźnego mafiozy, nie uważasz? — spytał z głupim uśmieszkiem.
— Ta, albo patusa spod osiedlowego — mruknąłem, na co Tadzio trzepnął mnie żartobliwie w głowę.
Nikogo nie ma, to super. Zamkniemy się w pokoju i—
— Janek, uważaj! Przecież obok ciebie stoi wampir!! — rozległ się pisk dzieciaków, które wypadły z sąsiedniego pokoju i stały teraz pomiędzy nami a drzwiami do mojej sypialni. Najbardziej wystraszony wydawał się być sześcioletni Julek, który szeroko otworzył swe ciemnobrązowe, sarnie oczka, podczas gdy licząca sobie pięć lat Zuzia przypatrywała się Tadkowi z głupkowatym uśmieszkiem, a Marysia wydawała się być szczerze zdumiona i zaciekawiona.
— Witajcie, moi mili. Tak, jestem wampirem. A najbardziej lubię pić krew małych, ślicznych dzieci, takich jak wy — Tadeusz schylił się lekko i oparł dłonie na kolanach, by zrównać swój wzrok z tymi dziecięcymi.
Oczy Julka rozszerzyły się jeszcze bardziej, swoim rozmiarem przypominając pięciozłotówki, po czym maleć cofnął się z przestrachem i potrząsnął swoimi ciemnobrązowymi lokami. Zuzia wyglądała na wprost zachwyconą, a Marysia na niepewną.
— A-ale jak to... myślałam, że wampiry nie istnieją... czytałam przecież, że...
— Dajcie spokój, on nie jest—
Zacząłem, ale Tadeusz uciszył mnie i mrugnął porozumiewawczo.
— Jeżeli powiecie rodzicom, to ten pan wypije waszą krew. A wtedy nie będzie już tak wesoło — podchwyciłem reguły gry dyktowane przez Tadeusza, po czym spojrzałem z powagą na moich małych kuzynów.
— N-nie powiemy...
Ale wtedy usłyszałem kroki dobiegające z góry, to znaczy ze strychu. A wtedy po drabinie zeszli moi rodzice, więc straszenie dzieci nie miało większego sensu.
Kiedy zwrócili uwagę na przybysza, udzieliło im się zdziwienie Marysi, bo teraz stali na przeciwko Tadeusza z niepewną miną, przyglądając się jego niecodziennemu wyglądowi. Obiekt oględzin zaś uśmiechał się przyjaźnie, jakby chciał zapewnić, że naprawdę jest niegroźny.
— Uhmm... Mamo, tato, to Tadeusz, mój kolega — postanowiłem odezwać się zanim zrobią to moi rodzice.
Skonfundowana twarz mojej mamy wygładziła się .
— Witaj, Tadeuszu. Koledzy Janka są tu zawsze mile widziani, zresztą on nie ma ich zbyt wielu... — westchnęła z matczyną troską.
— Mamo...
— Dziecko drogie, jakiś ty chudy! Ugotowałam dziś rosołek, może chcesz trochę? U mnie nie można być głodnym!
— Mamo.
— Naprawdę dziękuję, ale nie jestem głodny. Ale jeśli tylko zgłodnieję, to z chęcią spróbuję pani rosołu. Jestem pewien, że jest przepyszny — odparł Tadeusz, na co oczy mojej rodzicielki rozbłysły.
Mój ojciec za to wciąż wyglądał na niepewnego. Mimo to wyciągnął dłoń do Tadeusza. Obydwaj uścisnęli ręce.
— Staszek jestem. Yyy.. nie wiem, ile masz lat? Chcesz piwa może?
—Tato! Jest w moim wieku! — aż się oburzyłem.
—Naprawdę? — przyjrzał się Tadziowi, zaciekawiony — No, na takiego Janusia, to mi nie wyglądasz!
—Tato! — kompletnie się już załamałem. — Dobra, dość przesłuchań! Chodź, Tadek, to mój pokój.
Otworzyłem mu drzwi i wręcz wepchnąłem go do środka. Lekko dysząc usiadłem na łóżku, ale zauważyłem, że Tadek jeszcze nic nie powiedział. Spojrzałem na niego zaciekawiony. Pewnie odstraszyła go moja wścibska rodzina.
—Przepraszam za nich.. Ja wiem, że wtykają nos w nie swoje sprawy! Po prostu im nie mówiłem, że dziś przyjdziesz! Nie byłem pewny, czy nie zmienisz zdania.. No i tak wyszło!
—Bambi, ja tu chyba zacznę przychodzić co tydzień! Strasznie mi się tutaj podoba! Macie taką rodzinną atmosferę! U mnie w domu, to kompletnie na odwrót, cicho i pusto.
Parsknąłem śmiechem, ale on spojrzał na mnie śmiertelnie poważne. Zmarszczyłem brwi i przechyliłem głowę.
—Ty tak na poważnie? Naprawdę ci się tu podoba? Aluś już jest przyzwyczajony, ale że tobie?
—No oczywiście, że tak! Jeśli to nie problem, chciałbym przychodzić tu jak najczęściej!
Zrobiłem minę i odwróciłem wzrok na moje biurko, na którym leżał otwarty kajecik. Cholera. Musiałbym go jakoś niezauważalnie zamknąć, najlepiej schować. Niestety Tadziu też jest strasznie wścibski, jak go po prostu zamknę, to się spyta co tam jest. Chyba czas na kuchnię w takim wypadku.
—Odłożyłeś torbę? To chodź, idziemy robić ciasto.
—Aj, aj, kapitanie! — zaśmiał się, a ja tylko przewróciłem oczami.
Zeszliśmy na dół, zostawiłem Tadzia w salonie, by opróżnić kuchnię z moich kochanych krewnych. Przysięgam, nie było mnie dwie minuty. Gdy wróciłem do salonu, po Tadziu nie było ni śladu. Co on, przez okno wypadł? Jak głupi zajrzałem za okno, czy na pewno nie zwiał. Nie wygląda na to.. Aha, no oczywiście.
—Zuzia, Marysia i Julek! Natychmiast oddawać mi Tadzia!
Wtedy w drzwiach pojawiła się moja gburowata siostra i przekazała mi wiadomość nakreśloną przez maluchów i podpisana prawie, że kaligraficznym podpisem mojej zaginionej Zosi. Na kartce było napisane: 'JEƧLI CHCEƧZ ODZYƧKAC PANA WAMPIRA TO MUƧIƧZ GO WPIERW ZNALEZC'
Na dole, zaraz obok podpisu znajdował się rysunek kota.
Spojrzałem na moją siostrę, szukając jakichkolwiek wskazówek w jej minie, ale ona tylko wzruszyła ramionami i poszła do kuchni.
—Dzieci, dajcie chociaż wskazówkę! Za 2 godziny przychodzi Alek i Basia, dam wam się z nimi pobawić, jeśli dacie wskazówkę! — Wrzasnąłem, a babcia wyjrzała ze swojego pokoju, by zobaczyć co się dzieje.
Przywitałem się z nią, i chciałem się wytłumaczyć, ale usłyszałem głośne tupnięcie z chyba 2 piętra. Mieszkanko rodziców, jak to nazywamy u nas w domu. No oczywiście, że tak! Mają tam mnóstwo pudeł! Pewnie się za nimi ukryli.
Pobiegłem na strych, sprawnie wspinając się po drabinie. Włączyłem światło i zacząłem prześwietlać teren wzrokiem. Wstrzymałem oddech, by usłyszeć dyszenie dzieci. Ludzie jak się chowają, zaczynają się stresować, a więc dyszeć. Nauczyłem się tej techniki, dzięki temu, że nie od dziś z nimi mieszkam.
Nic nie słyszę. Tylko nie chowany ze zmianami!
Nie mogli zajść daleko, pierwsze piętro. Do Dusi nie poszli, w ich pokoju nie ma gdzie się schować. Wujek zamyka swój pokój. Mój pokój, oczywiście.
Ponownie wbiegłem do pomieszczenia. Znowu wstrzymałem oddech. Nic. Łazienka? Wchodzę, znów nic. Kiedy zdążyli pójść na parter?
Zbiegłem ze schodów i szukam w przedpokoju i korytarzu. Sprawdziłem szafę na kurtki, nic.
Zrezygnowany poszedłem do kuchni, napić się czegoś. Łykając wodę, przeszedłem do salonu, może zostawili jakieś wskazówki. Gdy zobaczyłem, kto się tam znajduje, prawie wypuściłem szklankę z dłoni.
—I wtedy Januś pokonał złego pana, który był dla niego tak niemiły! Więc wiecie, jeśli ktoś jest dla was niedobry, to macie swojego własnego bohatera w domu. — dokończył mówić Tadeusz do dzieci, które zafascynowane słuchały jego opowieści.
Cała gromadka, gdy tylko mnie zobaczyła zaczęła chichrać, a Julek do mnie podbiegł, przytulając się do moich nóg.
—Czy Pan Wampir będzie częściej przychodził?!
—Właśnie, Janku! — podłapała Marysia — Czy będzie u nas częściej?
—Tak! Obiecał mi, że załatwi mi takie fajne ubrania, jak jego! — zawołała Zuzia.
Ja tylko się lekko uśmiechnąłem i spojrzałem na gotkę kotkę.
—Dobre pytanie, czy Pan Wampir będzie częściej nas odwiedzał?
—Jak tylko Elisabeta się zgodzi. — wyszczerzył się, a ja tylko otworzyłem szerzej oczy.
—Dobra, dosyć tego dobrego! Musimy zrobić ciasto, bo nie zdążymy. — powiedziałem stanowczo.
—Ale już?? Możemy wam pomóc??? — zapytała Marysia
—Absolutnie nie. Zrobicie sobie krzywdę! Ja za was nie ręczę. No już! Na podwórko! Idźcie do Ira! Pobiegajcie z nim.
—Musimy?? — pokiwałem głową.
—A ty Zocha, do kuchni. Chodź. — gestem zaprosiłem go, do naszego miejsca pracy.
Gdy upewniłem się, że nikt nam nie będzie przeszkadzał, zacząłem szukać w księdze przepisów mojej babci ciasta marchewkowego.
—Fajne masz te dzieciaki. Przypominają mi ciebie.
Spojrzałem na niego kątem oka ze zdziwieniem (Do side eye in PRL with Janek). Wróciłem do swoich poszukiwań, a Tadek usiadł na blacie.
—Mam. Zrobimy tak, ja wyjmę wszystkie składniki, a ty będziesz zaczynać. Potem ci pomogę, okej? Bo widzę, że jest tu jakaś polewa. Więc możemy zrobić na bogato. — zacząłem krzątać się po kuchni wyjmując po kolei każdy składnik.
Tadek tylko na mnie patrzył. Zacząłem wsypywać suche elementy do miski, by je wymieszać.
—Obierzesz marchewkę? Jakbyś mógł ją też potem zetrzeć.
Gdy już wymieszałem pierwsze składniki, wziąłem się za te nieszczęsne marchewki. Dopiero przy trzeciej zrozumiałem, że ten got siedzi i się gapi, jak ja robię. Odwróciłem się szybko na pięcie i spojrzałem na niego, mrużąc oczy. Wskazałem na niego palcem.
—A ty co? Księżniczka? Bozia rączki dała?
—Nie chcę pobrudzić moich ubrań. Sobie wziąłeś fartuch, mi nie dałeś. Poza tym, lubię na ciebie patrzeć. — wyszczerzył się filuternie.
—To było mówić od razu! Trzymaj. — rzuciłem w niego fartuchem, których mamy mnóstwo i zaprosiłem wymownie do pracy.
—Możesz obrać te marchewki?
—Mogę, ale czy usłyszę magiczne słowo?
Ponownie tego dnia przewróciłem oczami i powiedziałem : 'proszę'. On się tylko zaśmiał i przystąpił do pracy.
Kończyliśmy dekorować ciasto wiórkami z marchewki, gdy usłyszałem głos Alka.
—Już są. Chodź się przywitać. — powiedziałem do Tadzia, który był bardzo skupiony na równym rozsypaniu tych wiórek.
—Zaraz przyjdę. — rzucił od niechcenia i wrócił do swojego jakże zajmującego zajęcia.
Zdjąłem fartuch i skierowałem się do przedpokoju, gdzie Alek już obsługiwał Basię. Gdy odwieszał jej płaszczyk, ja skorzystałem z okazji, by ją przytulić na przywitanie.
—Cześć Basiu! Dawno się nie widzieliśmy!
—A niech cię, Rudziku, wyściskam! Strasznie nam miło, że nas zaprosiłeś! Nie mogę się doczekać, by poznać tego twojego chłopa—
—A! Kolegę! — poprawiłem ją.
—Tylko? Myślałem, że się już przyjaźnimy! — powiedział Tadek, zawiedzionym głosem.
Podał sobie rękę z Alkiem i zaczął się zapoznawać z Basią. Ja wziąłem Maćka na boczek, by mu opowiedzieć co nie co.
—Lalunia się totalnie we mnie podkochuje, udało nam się uciec babie z majzy, dzieciaki go pokochały, przymilił się mojej mamie i Dusia nazwała go Zosią i ma kolejny pseudonim. Plus, sprzedałem ciebie i Baśkę dzieciom, więc powodzenia.
Szybko streściłem całe popołudnie, nawet nie dając mu zareagować, wziąłem Alka do salonu, gdzie mieliśmy posiedzieć.
Tam Basia i Tadek już rozmawiali na na razie nie znany nam temat. Wraz z Maćkiem przyłączyliśmy się do rozmowy.
──── ✧《✩》✧ ────
2790 słów.
hej misie!! bardzo przepraszamy za tak dluga przerwe, ale ja, czyli mint mialam strasznie napięty grafik i nie miałam czasu na pisanie. (chociaz udalo nam we dwie sie spotkac!)
przynajmniej rozdzial jest ciut dłuższy niż poprzednie, mamy też nadzieję, że wam się spodobał.
do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro