Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

°•*⁀➷ ꒰ 𝙨𝙖𝙣𝙙 𝙘𝙖𝙨𝙩𝙡𝙚 ꒱ ₊˚ˑ༄


╭┈┈┈┈┈┈┈┈┈🏝˚ ┈┈┈╮

. ˚
* *     ⊹ ˚ .   .
⊹ · ✧    * *
.    ⊹ ✦   ✵      *
* .  ·
.     *


[VERY Highly Recommend| 𝐏𝐥𝐚𝐲𝐢𝐧𝐠: 𝐄𝐝 𝐒𝐡𝐞𝐞𝐫𝐚𝐧 - 𝐋𝐞𝐠𝐨 𝐇𝐨𝐮𝐬𝐞]

𝐋𝐔𝐃𝐙𝐈𝐄 𝐋𝐔𝐁𝐈𝐋𝐈 𝐍𝐀𝐑𝐙𝐄𝐊𝐀Ć. I nie było praktycznie ani jednego dnia w ich zawiłym życiorysie, pozbawionego ubolewaniem nad pewnym nieznośnym czynnikiem. Kręcili nosem, nadymając policzki i posyłając karcące, nawet złowrogie spojrzenia. A były to sprawy różnej wagi, zaczynając na wdepnięciu w brudną kałużę, pozostałą po jakimś deszczowym dniu, po dokuczający od kilku dni ból zęba, zahaczając nawet o nieznośne trudy życia pod jednym dachem z drugim człowiekiem.

Ludzie nie przepadali zaś za docenieniem. Słowa podzięki były coraz to trudniejszymi klątwami do wykrztuszenia przez zwykłego człowieka. Potrzeba było nie rada czarownika, który z łatwością był w stanie podołać temu piekielnie trudnemu zadaniu. Słowa te bowiem piekły i paliły. Gryzły i krztusiły. Aż ostatecznie zostawały gorzko przełykane, nie mając nawet szansy na ujrzenie światła dziennego. Może właśnie dlatego słowo „dziękuję" miało w niedalekiej przyszłości podzielić los dinozaurów?

Zdarzały się tu i ówdzie ekscentryczne przypadki, kiedy to przychodziło nam doceniać znienawidzoną, regularnie nagabywaną rzecz. Wówczas poprzeczka wydobycia z siebie słów podzięki została podbijana po tysiąckroć, stając się niemalże niemożliwa do pokonania. Zwłaszcza, jeśli człowiek poddawał się już na starcie.

Ale zacznijmy od samego początku tej osobliwej historii.

Wszystko zaczęło się pewnego pięknego, słonecznego dnia, kiedy to malutka (Imię) właśnie skończyła budowę swojego trzeciego w życiu zamku z piasku w swojej przydomowej piaskownicy. Było to piaskowe królestwo, którym już od kilku wiosen sprawowała swoje rządy jako władczyni absolutna. Jej wypełnione milionem małych iskierek, ciekawskie (kolor) oczka wpatrywały się z podziwem we własne dzieło, które według dziewczynki zapierało dech w piersiach. Pomijając już fakt, że dosłownie na jakiś czas przestała oddychać, całkowicie zaabsorbowana dopiero co wykonaną budowlą.

(Kolor) włosa nie bez powodu była pod tak dotkliwym wrażeniem swojej pracy. Otóż dziewczynka miała już swoje próby wykonywania zamków z piasku, które niestety wypadały dość nędznie. Pierwszego zamku postanowiła nawet nie zaliczać do swoich osiągnięć, gdyż był on wykonany niby to w asyście, aczkolwiek w znacznej większości przez jej starszego braciszka, który ostatecznie jedynie poklepał ją czule po głowie i poszedł pobawić się ze swoimi kolegami. Dziewczynka z nadętymi rumianymi policzkami stwierdziła, że nada mu więc tytuł „Zamku zerowego", nie będącego godnym tytułu chociażby „0.5".

Wtedy to właśnie mała (Imię) przebudziła w sobie drzemiącej w niej małego budowniczego-architekta.

Pierwszy, wykonany jedynie przez nią zamek okazał się tak nieładny, że dziewczynka o (kolor) włosach związanych w urocze warkoczyki, niemal się rozpłakała. (Imię) już od najmłodszych lat nie potrafiła przyznać się do porażki.

Druga budowla wyszła jej już trochę lepiej. Na koniec przyglądała się jej krytycznym spojrzeniem (kolor) tęczówek, kiwając głową z uznaniem.

...Po czym faktycznie się rozpłakała, porównując zamek do tego, zbudowanego przez jej brata. Ale mała (Imię) pozostała nieugięta, ścierając łezki rękawkiem koszulki i wpatrując się wyzywającym wzrokiem w piasek. Zupełnie jakby posyłała mu nieme wyzwanie. Jeszcze z tobą nie skończyłam!

Właśnie w ten sposób dochodzimy do trzeciego zamku i chwili obecnej. Dziewczynka nie potrafiła pohamować swojego entuzjazmu i dumy z wykonanej pracy, jednocześnie umieszczając dzieło na najwyższym miejscu swojej małej, mentalnej galerii. Było jej numerem jeden, złotym medalistą. Już chciała wołać swojego braciszka żeby się pochwalić, albo mamę, która zrobiłaby zdjęcie honorowej pracy jej króciutkiego życia, gdy...

...zamek został brutalnie przez kogoś zdeptany.

Radosny uśmiech, w którym rozciągnęła swoje wargi stopniowo ustępował miejsca ich drżeniu i łzom w kącikach oczu. Ciemnowłosy chłopak przystanął kilka kroków dalej, jakby orientując się co zrobił, będąc doszczętnie pochłoniętym grom w berka ze swoimi kolegami z sąsiedztwa.

(Imię) tymczasem zalewała się stopniowo łzami, w ostatniej chwili robiąc to, czego można było spodziewać się po zrozpaczonej sześciolatce: roztrzęsionym głosikiem o jakiejś nadprzyrodzonej mocy i częstotliwości wezwać swojego starszego brata.

— MIKEY! — imię, zdawać by się mogło, jeszcze długo rozbrzmiewało po okolicy, dotkliwie raniąc bębenki uszne ośmioletniego wówczas Baji'ego Keisuke.


Historia ta powtarzała się jeszcze parokrotnie. Jedynym zmiennym czynnikiem stawał się wiek bohaterów i okoliczności zajścia.

Miało to miejsce przykładowo, kiedy to Baji Keisuke w wieku lat dziesięciu potrącił nic nieświadomą (Imię) Sano, tym samym wytrącając z jej rąk świeżo zakupionego loda (ulubiony smak).

I tym razem chłopak zatrzymał się dopiero po kilku krokach, jakby uświadamiając sobie powagę dokonanego czynu i odwracając w stronę całkowicie demonicznej ośmiolatki, o wisielczym nastroju.

Imię Mikey'ego znów niosło by się po okolicy, gdyby Baji nie wzruszył obojętnie ramionami, podnosząc z ziemi loda. Jeśli podałby go jej, zamiast „Mikey" z jej ust wydobyłyby się głośne „fuj". Baji miał jednak zgoła inne zamiary.

Dziewczyna przypatrywała się w osłupieniu, jak następnie sam zabrał się za jedzenie smakołyka, rzucając w jej stronę:

— Jeśli ty go nie chcesz, to nie pozwolę, żeby jedzenie się marnowało.

Wtedy nie uniknął już oburzonego krzyku: „Mikey, ogarnij swojego psa".


Zmiana scenariusza nastąpiła, gdy dwunastoletnia (Imię) spotkała któregoś razu czternastoletniego Baji'ego w dziwacznych okularach, idącego w stronę swojego domu i niosącego stertę książek.

Właśnie wtedy dziewczyna spostrzegła doskonałą okoliczność na dosadną zemstę za te wszystkie lata katuszy. Uśmiechnęła się uśmiechem godnym samego szatana, ruszając z impetem w stronę ciemnowłosego.

Nie mogła powstrzymać się od wesołego pogwizdywania pod nosem, gdy „niby to przypadkiem" popchnęła nieco chłopaka, obok którego przechodziła. Potem z satysfakcją obserwowała rezultaty swoich poczynań, objawiające się w stercie wielokolorowych książek o różnorodnej tematyce i grubości, porozrzucanych na brudnym, betonowym chodniku.

— O rany! Wybacz, Baji! — jej głos ociekał w niemal namacalną ironię, przez którą Keisuke przymrużył złowróżbnie swoje brązowe oczy za grubymi szkłami okularów. (Imię) oczywiście tego nie zauważyła, delektując się swoim zwycięstwem.

Aczkolwiek chłopak zgrabnie zamaskował swoje zdenerwowanie, potem nieco się uśmiechając na o myśl sposobie, w którym mógłby zedrzeć ten dumny uśmieszek z ust (kolor)włosej. Od razu przeszedł do realizacji planu idealnego.

— MIKEY! — krzyknął niespodziewanie, formując ze swoich sporych dłoni prowizoryczny megafon — chyba tak to szło prawda, (Imię) - chan?

Dziewczyna aż poczerwieniała ze złości i zażenowania, piorunując roześmianego w najlepsze ciemnowłosego wzrokiem.

— Nienawidzę cię, Baji! — rzuciła w jego stronę nienawistnie, odwracając się plecami od całego zajścia i zmierzając ku własnemu miejscu zamieszkania.

— Też cię kocham, (Imię)! — usłyszała tylko w odpowiedzi, co nie przekonało ją do ponownego skierowania się ku chłopakowi. Jej duma zdecydowanie za bardzo by na tym ucierpiała. Nie mogła sobie zaś odmówić szerokiego uśmiechu, który mimowolnie wykwitł na jej nadal czerwonawym licu.

Może był nawet szerszy niż ten, którym obdarowała swój trzeci w życiu zamek z piasku?

©yuiayashi-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro