Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21


Śnieg prószył coraz gęściej. Jagodowa Łapa przechadzała się po obozie. Była już najedzona, wypoczęta i kompletnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nikt nie potrzebował jej pomocy. Miała czas wolny.

Króliczka, Kopeć i Rudasek bawili się śnieżkami. Cała trójka miała już pięć księżyców i trochę wyleczyła się z żałoby po śmierci Błyska. Ostrokrzewiasta Paproć tymczasem pilnowała kociąt. Siedziała przy wejściu do żłobka i uważnie obserwowała swoje dzieci. Żukowy Pazur przycupnął obok niej i przechylając głowę, położył ją na jej barku. Króliczka skoczyła właśnie do góry i zapiszczała głośno:

- Łamiesz zasady gry, Kopciu! Nie zabieramy śnieżek od innych!
Kopeć spojrzał na siostrę wściekłym wzrokiem.

- I co w związku z tym?

- To w związku z tym, że nie można z tobą sprawiedliwie grać! Ciągle zabierasz mu śnieżki! Zawsze, jak w coś gramy, to oszukujesz i nie dajesz mi szans! - krzyczała rudo-biała kotka. Jagodowa Łapa musiała przyznać, że wyglądała trochę śmiesznie. Była niższa i mniejsza od swoich braci, a puszyste futerko czyniące ją podobną do obłoczka wcale nie dodawało jej grozy.

- Króliczko, Kopciu, nie kłóćcie się! - zganiła kociaki Ostrokrzewiasta Paproć - Kopciu, nie powinieneś łamać zasad. Tak nie robi wojownik. A ty, Króliczko, nie histeryzuj tak. Tak też nie robi wojownik - kotka mrużąc oczy, spojrzała na córkę i syna.

- Zawsze tylko mówisz, co robi, a czego nie robi wojownik! I bardzo długo trzymasz nas w żłobku! To niesprawiedliwe! - awanturowała się Króliczka, po czym gwałtownie odwróciła się i pomaszerowała do żłobka - A wy jesteście nieznośni!

Zapadła cisza. Ostrokrzewiasta Paproć i Żukowy Pazur wymienili między sobą spojrzenia.

- Myślałeś o drugim miocie? - spytała karmicielka partnera.

- Nie.

- I dobrze.

***

Polny Rozkwit wyprowadzała z obozu patrol łowiecki. Jagodowa Łapa miała przetestować swoje umiejętności polowania na ptaki, nabyte ostatnio. Miało to też być przygotowanie do jej misji z polowania, której treści Szepcząca Pieśń wolała nie zdradzać. Cedrowy Kieł i mentorka podążali za starszą wojowniczką klanu. Uczennica szła na końcu.

- Jak podchodzi się ptaki? - zapytała niespodziewanie Szepcząca Pieśń.

- Trzeba trzymać brzuch i ogon wysoko nad ziemią, skradać się lekko i szybko, no i uważać, jak się chodzi - kotka udzieliła odpowiedzi bez większych problemów, choć trochę zaskoczona nagłym pytaniem.

- Brawo. Pięknie. Spróbujemy coś złapać. Powinno się udać. Tylko nie wpadnij mi znowu do jeziora - mentorka uśmiechnęła się kwaśno do uczennicy. Jagodowa Łapa pamiętała to za dobrze. Prawie ćwierć księżyca temu pogoniła wiewiórkę na lodzie. Skończyło się to upadkiem do wody i kilkudniową chorobą. Przez jakiś czas leżała w legowisku medyka, musząc wytrzymywać z Klonową Nocą. Ale na szczęście szybko się z tego wylizała i teraz była już zdrowa.

Rozejrzała się po otoczeniu. Wśród ośnieżonych krzewów skakał wróbel. Uczennica przypadła do ziemi i postarała się określić kierunek wiatru. Ustawiła się źle. Przeszła niezauważenie na drugą stronę, po czym zaczęła podchodzić ofiarę. Poruszała się szybko i bezszelestnie. Śnieg amortyzował jej kroki. Nie było już szans, by nadepnęła na suchy liść i zniszczyła całe polowanie. Zauważyła, że Szepcząca Pieśń ją bacznie obserwuje. Ciepły wzrok bursztynowych oczu skupiła na polującej uczennicy. Ona była już blisko. Skoczyła prędko na ofiarę i uśmierciła ją jednym ugryzieniem. Wróbel nawet nie zdążył odlecieć. Ugryzła go w kark bez żadnego problemu. Uniosła dumnie zdobycz do góry, pokazując ją wszystkim na patrolu.

- Brawo! Piękna zdobycz! - pogratulowała jej Polny Rozkwit.

- Jesteś wspaniałą łowczynią - zawiwatował Cedrowy Kieł - Widzę, że Szepcząca Pieśń cię dużo nauczyła.

Pręgowana wojowniczka spojrzała, lekko zaskoczona tym komplementem odnośnie szkolenia na dymnoszarego kocura.

- Jagodowa Łapa ma jeszcze wiele przed sobą - rzekła - Ale radzi sobie świetnie. Gdzie jest Polny Rozkwit?
Dopiero teraz uczennica zauważyła, że gdzieś zniknęła szylkretowo-biała kotka. Jeszcze przed chwilą tu była.

Jednocześnie w tym samym momencie powróciła, wynurzając się spomiędzy drzew. Trzymała w pysku wielkiego, okazałego królika. Był ogromny. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę.

- Wybiegł z jakiejś nory - wytłumaczyła z uśmieszkiem, odkładając zdobycz - To ja za nim.

- Jest ogromny - przyznała Jagodowa Łapa, otwierając szeroko oczy.

- Moja kochana! - zachwycił się Cedrowy Kieł - Przecież to jest wielka zdobycz! Wykarmi całą starszyznę! Jak ty go złapałaś?

- Musiałam być bardzo szybka - zaczęła wyjaśniać wojowniczka - Lecz trochę stracił prędkość na śniegu. Cudem go dogoniłam i złapałam. Przegryzłam mu kark. To nie jest tak proste jak polowanie na myszy.

- Gratuluję ci tak pięknego łupu! Schowajmy go dobrze - zarządziła Szepcząca Pieśń. Po chwili wzięła królika i przykryła go śniegiem. Miejsce jego tymczasowego pogrzebu wyglądało jak mały wzgórek na prostej ziemi.

- Spróbujmy coś jeszcze znaleźć. To nadal nie jest wystarczająco - miauknęła Polny Rozkwit siadając i owijając puszysty ogon wokół łap. Kocica, choć była już dość stara, to nadal bardzo piękna. Futro miała długie, lśniące, brązowe, upstrzone rudymi i białymi plamkami i ciapkami.

- Poszukajmy koło opuszczonego gniazda dwunożnych. Dawno tam nie polowaliśmy - zaproponował Cedrowy Kieł.

- To nie jest zły pomysł. Pójdźmy tam i sprawdźmy.

Starsza wojowniczka wstała, po czym poprowadziła patrol w stronę rozpadającego się domostwa.

Gdy patrol dotarł na miejsce, Jagodowa Łapa od razu wyczuła zapach zwierzyny. Była to nornica, myszkująca gdzieś w korzeniach dębu obok niej. Ulubiona zwierzyna Bladej Pręgi. Łowczyni wytarzała się w ośnieżonych orlicach i przykucnęła przy ziemi. Ukryła się dobrze, w gęstych, nagich krzakach jagód. Brązowe zwierzątko poruszało się powoli, zbliżając się do uczennicy. Nornica miała w pyszczku coś, co przypominało kilka sosnowych igiełek. Nieświadoma, podchodziła coraz bliżej kotki. Ta tylko czekała na ten moment. Wyskoczyła gwałtownie i wbiła pazury w ciało ofiary. Gryzoń zapiszczał głośno i padł martwy na ziemię. Polowanie na zdobycz tego pokroju było łatwe. Jagodowa Łapa uniosła zdobycz.

- Jest piękna! - pochwaliła ją Szepcząca Pieśń - Chyba się nas nie spodziewała tutaj.

Zwierzątko zwisało martwe w szczękach myśliwej. No tak. Nic dziwnego, skoro nikt tu od dawna nie polował. Tutejsza zwierzyna zaczęła wychodzić coraz śmielej. Uczennica zakopała ofiarę w śniegu. W międzyczasie Cedrowy Kieł upolował kolejną nornicę. Dymnoszary kocur zakopał ją tuż obok tej, którą upolowała łaciata kotka.

- Chyba się rozmnożyły - oznajmił wojownik - Musi tu być ich całe gniazdo. I chyba takie odkryłem.

- Pokaż mi, na tobie i twoich zdolnościach jeszcze się nikt nie zawiódł - Polny Rozkwit podbiegła do partnera, ocierając się o jego bok. Kocur poprowadził całą trójkę do niewielkiej dziury w ziemi u stóp wielkiego dębu. Ze środka bił mocny zapach nornicy. Po chwili wydobył się stąd także pisk.

- Faktycznie - stwierdziła Szepcząca Pieśń - Ale mamy szczęście!

Ledwo to powiedziała, z norki wychylił się bury łebek. Jagodowa Łapa bez wahania rzuciła się na wychodzące zwierzę. Nornica uciekła jej jednak do środka, a ona sama runęła jak długa w śnieg.

- Mysie łajno! - zaklęła głośno, gramoląc się z ziemi. Szepcząca Pieśń pomogła uczennicy wstać.

- Za szybko zareagowałaś. Powinnaś była poczekać, aż to zwierzyna zdecyduje się na wyjście. Polowanie bez planu jest polowaniem odgórnie nieudanym - wytłumaczyła mentorka cierpliwie. Kotka pokiwała głową. Aha. Zwierzyna, którą miała jak na tacy, uciekła jej sprzed nosa.

- Nie martw się. Następne polowanie pójdzie lepiej - miauknęła Polny Rozkwit patrząc z uśmiechem na Jagodową Łapę. Miała taką nadzieję.

- Patrzcie. Tam jest wrona.

Uczennica spojrzała na swoją mentorkę. Wskazywała ruchem głowy na czarnoszarego ptaka chodzącego po śniegu. Pręgowana wojowniczka opadła nisko przy ziemi i zaczęła ostrożnie podkradać się do zwierzyny. Szybko złapała ptaka, choć prędko poderwał się do lotu. Wróciła z martwym zwierzęciem i położyła go w niewielkiej zaśpie, obok pozostałych trucheł.

- Piękna zdobycz - pogratulowała koleżance Polny Rozkwit - Zobaczmy, czy nie ma czegoś w samym drewnianym gnieździe. Może jakieś zwierzę tam weszło i teraz przesiaduje. Mój ojciec był pieszczochem z pochodzenia i opowiadał mi, jak kiedyś myszy zagnieździły się na najwyższym piętrze jego domostwa. Podszedł tam z ciekawości, upolował jedną i przypadkiem zatruł się jakąś trucizną Dwunożnych. Na szczęście tutaj nie ma szans na zatrucie, ale musimy uważać. Nigdy nic nie wiadomo.

Jagodowa Łapa pokiwała głową. Las bywał zdradliwy, czasami niebezpieczeństwo czaiło się w błahej z pozoru rzeczy. Uczennica boleśnie tego doświadczyła przy swoim upadku na lodzie i niemalże utonięciu w lodowatej wodzie. Szepcząca Pieśń i Cedrowy Kieł potwierdzili decyzję przywódczyni patrolu. Czwórka kotów skierowała się w stronę gniazda. Było stare i już się waliło, dlatego drzwi dało się uchylić jednym ruchem łapy. Polny Rozkwit zahaczyła lekko palcami przedniej łapy o drzwi. One otworzyły się ze skrzypieniem, ukazując kotom wnętrze.

Nagle Jagodowa Łapa prawie się zakrztusiła. Smród uderzył w jej nozdrza, a do uszu dotarło nieznaczne skamlenie i mamrotanie. Wśród starych rupieci Dwunożnych, na środku pomieszczenia, leżały cztery małe kształty, rude z białymi i czarnymi znaczeniami. Cztery lisiątka.

- Wycofać się - nakazała cicho Polny Rozkwit - W pobliżu może być matka. Zabrać zwierzynę, wychodzimy stąd i wracamy w ciasnej grupce, w ścisku ochronnym. Szepcząca Pieśni, Jagodowa Łapo, zabierzcie zwierzynę. Ja i Cedrowy Kieł zatrzemy ślady zapachowe. Jakby coś się działo, wyjemy głośno na alarm. Wszystko powiemy przywódcy.

Uczennica przełknęła ślinę i przytaknęła. Wraz z mentorką udały się po łupy. Kotka odkopała je spod śniegu. Dwie nornice i wrona. Wojowniczka wraz z młodszą kocicą czekały niepewnie na starszych. Trzymali w zębach liście paproci i zacierali nimi ślady przy wejściu. Gdy skończyli, szli po największych krzakach, choć kaleczyli sobie łapy. Prawdopodobnie dlatego, żeby w śniegu nie były widoczne ich ślady. Polny Rozkwit co chwila zdejmowała swoją sierść z gałązek krzewu. Kłaczki martwego włosa zaczepiały się na cierniach. Kiedy już zakryła wszystkie możliwe ślady, podeszła do reszty i patrol zbił się w ciasną grupkę. Był to tak zwany szyk ochronny. Gdy ktoś został zraniony lub odciągnięty, drugi zawsze miał szansę go ratować. Cała czwórka szła cicho i ostrożnie. Starali się nie prowokować lisicy i nie wywoływać jej z lasu. Po drodze zabrali jeszcze wcześniej upolowaną zwierzynę. Królik był strasznie ciężki, niosła go Polny Rozkwit. Lekko opierała się na ramieniu swojego partnera, starając się oddychać bezszelestnie.

- Wygonimy ją - szepnął ciemny kocur - I będzie dobrze. Już więcej nie wróci ze swoimi lisiątkami na nasze terytorium.

Wojownik lizał czule kark i głowę swojej partnerki. Ona kiwała głową, lecz nadal wydawała się przerażona. Czyżby bała się, że lis porwie któreś z kociąt i pozbawi Ostrokrzewiastą Paproć kolejnego dziecka? Wszystko było możliwe.

Grupka wróciła do obozu. Tam toczyło się spokojnie życie. Wojownicy przechadzali się i rozmawiali, Liściasta Łapa i Oszroniona Łapa trenowali walkę sposobem w połowie niewidomej kotki, Orzechowa Gwiazda leżał na Wielkim Kamieniu i ziewał, patrząc na swój klan, a starsi plotkowali przed legowiskiem.

- Mamy wieści! - wykrzyknęła Polny Rozkwit, wychodząc na środek - Na naszym terytorium prawdopodobnie jest lis!

Wszyscy natychmiastowo odwrócili się. Ostrokrzewiasta Paproć w panice przyciągnęła do siebie synów ruchem ogona i schowała ich między łapy. Oszroniona Łapa wygramoliła się spod Liściastej Łapy i uniosła głowę. Waleczna Łapa stanęła w wejściu do legowiska medyczki, zbyt przestraszona, żeby się odezwać. Cedrowy Kieł w międzyczasie zaniósł zdobycz na stertę zwierzyny.

- W opuszczonym gnieździe Dwunożnych znaleźliśmy cztery małe liski - poinformowała Szepcząca Pieśń - Nie wiemy, gdzie jest matka. Jedno jest pewne, musimy się jej pozbyć z terytorium jak najszybciej. Prawdopodobnie przyszła tutaj z terytorium Klanu Urwiska, Mysia Gwiazda mówiła, że jeszcze tam się krzątała. Na szczęście nie mamy w Klanie małych kociaków. Musimy dobrze zabezpieczyć żłobek, na wszelki wypadek. Kopeć, Błysk i Króliczka prawdopodobnie nauczą się kilku ruchów obronnych.

Ostrokrzewiasta Paproć pokiwała głową, tak jak cały klan.

- Wyślemy patrol - oznajmił Orzechowa Gwiazda - Postaramy się wygonić lisicę i jej młode. Zrobimy to ostrożnie, wybiorę tylko najsilniejszych wojowników. Miejmy nadzieję, że wyniesie się od nas czym prędzej. Zrobimy to jutro.
Wtedy Wieczór wstał, a samotnicy zgromadzili się wokół niego.

- Drogi Klanie Ciszy - zaczął przemowę - Miałem wam to powiedzieć wcześniej, jednak zjawił się patrol i dopiero teraz mogę to powiedzieć. Gdyby nie wy, nie byłoby nas tutaj. Zginęlibyśmy w płomieniach albo udusilibyśmy się dymem. Wciąż wspominamy naszych zmarłych przyjaciół i ich zaginione córki - na te słowa Rumianek i Cynamonka zwiesiły głowy - Chcieliśmy wam serdecznie podziękować. Za wszystko. Za waszą pomoc, za sympatię okazaną wobec nas, za tolerancję i za to, że choć mieliście wiele więcej pysków do wykarmienia, to zdecydowaliście się nas przyjąć pod swoje legowiska. Dziękuję Orzechowej Gwieździe za przyjęcie nas do siebie, Jarzębinowemu Mrozowi za każdy patrol, na który nas wysłał, Klonowej Nocy i Walecznej Łapie za pomoc medyczną, przede wszystkim za wyleczenie mojego rannego oka i obrażeń Krzemienia, wszystkim wojownikom za sprzymierzenie się z nami w tym trudnym dla nas czasie, wszystkim uczniom za służenie nam z ofertą służby i pomocy w czymkolwiek, Ostrokrzewiastej Paproci za to, że pozwoliła nam trochę zintegrować się z jej maleństwami, kociakom za te wszystkie zabawy, gonitwy za ogonem i prośby o historie oraz starszym za wyjawienie nam trochę więcej sekretów tego klanu. Chcieliśmy się pożegnać, gdyż podjęliśmy decyzję. Odchodzimy. Czas już wracać do domu. Zniszczonego, ale domu.

Wszystkie koty zwróciły spojrzenia w kierunku samotników. Rumianek wyglądała zdrowo, tylko w futrze miała suche rośliny, a jej wzrok był pusty i smutny. Cynamonka patrzyła na niedawno poznanych przyjaciół ciepło, bez cienia wrogości. Krzemień już prawie się wyleczył, blizny po ranach wciąż były widoczne, jednak mógł swobodnie chodzić. Wolno, lecz nie sprawiało mu to cierpienia. Czarne Niebo podszedł do swojego brata, w jego niebieskich oczach było widać ból.

- Bracie, już? Naprawdę? Szanuję twoją decyzję, ale... Będę za tobą tęskić - zajęczał. Kocur wtulił się w futro bliźniaka. Byli teraz jak małe kocięta w obliczu rozłąki. Zamruczeli.

- Ja też.

- Będziemy się spotykać.

- Na pewno.

Otarli się o siebie łbami. Między nimi wytworzyła się silna więź. Nie widzieli się tak długo, a teraz znów musieli się rozstać. Tyle ze sobą spędzali czasu, dużo rozmawiali. Wszędzie chodzili razem. Odkąd zdali sobie sprawę, że są braćmi, nie odchodzili od siebie na krok.

- Dziękujemy wam. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy - Cynamonka pożegnała się i uprzejmie skinęła głową. Jej pomarańczowy wzrok spoczął na Orzechowej Gwieździe. Przywódca wstał.

- To my wam dziękujemy za to, że zostaliście u nas i nauczyliście, że nawet jeśli wszystko wydaje się walić na głowę, to zawsze jest nadzieja na lepszy dzień - odparł przywódca. Wszyscy naraz zaczęli podbiegać do opuszczających gości i się z nimi żegnać. Jagodowa Łapa dopilnowała, żeby odprowadzić wszystkich. Wieczór, Cynamonka, Rumianek i Krzemień. Byli szczęśliwi. Pożegnali się z każdym. Oprowadzani okrzykami, życzeniami, pozdrowieniami i pożegnaniami wyszli poprzez tunel w ostrokrzewie.

Zapadła cisza. Samotnicy właśnie opuścili klan. Milczenie przerwała Ostrokrzewiasta Paproć:

- Widział ktoś Króliczkę? - spytała zaniepokojona - Nie ma jej w żłobku ani u starszych.

- To jest bardzo dobre pytanie - westchnęła Sójcze Skrzydło - Nie mam pojęcia. Klanie Gwiazdy, żeby nie wyszła z obozu...

- Sprawdzę jeszcze raz - rzuciła szybko karmicielka, po czym okrążyła obóz. Wróciła się z wyrazem paniki na pysku. W oczach miała czyste przerażenie - W ścianie obozu jest dziura! Uciekła!
Klan wpadł w panikę. Wszyscy naraz zaczęli przeszukiwać obóz i nawoływać imię kotki. Orzechowa Gwiazda syknięciem uciszył klanowiczów. Gdy zapadła cisza, ogłosił:

- Wyślę patrol poszukiwawczy. Pójdą Żukowy Pazur, Bagienny Skok, Brunatny Cień, Oblodzona Jagoda i Jagodowa Łapa. Szukajcie wszędzie, dopóki jej nie znajdziecie. Nie wiadomo, gdzie ona jest, ale nie możemy stracić kolejnego kocięcia. Jasne?

- Jasne - miauknęła stanowczo Oblodzona Jagoda. Jagodowej Łapie serce zaczęło bić mocniej. Wyruszała na poszukiwania kocięcia. Spoczywała na niej wielka odpowiedzialność. Bez niej, koteczka mogła zginąć.

***

Grupa poszukiwawcza wyruszyła do lasu. Bagienny Skok jako pierwszy zwęszył zapach koteczki. Prowadził on na zachód. W kierunku Wielkiego Jeziora. Klanie Gwiazdy, żeby tylko tam nie wpadła... Jagodowa Łapa brnęła przez śnieg. Żukowy Pazur cały się trząsł, ale nie z zimna, a raczej z przestrachu o życie córki. Oblodzona Jagoda starała się podtrzymywać wszystkich na duchu. Brunatny Cień zachowywał kamienną twarz. Było zimno. Przeraźliwie zimno.

- Chodźmy! Czuję coś od strony Wielkiego Jeziora! Chodźcie za mną! - zawołał nagle Bagienny Skok. Patrol pobiegł za nim. Co jakiś czas pręgowany kocur potykał się w śniegu, lecz ochoczo pędził na przód. On znalazł Króliczkę! Była gdzieś przy Wielkim Jeziorze! Musiała się tam skryć przed matką i braćmi!

Wtedy ujrzała w śniegu ewidentny dowód. Tam były maleńkie ślady łapek! Łapek Króliczki!

- Tu są ślady łapek! Idziemy zgodnie z nimi! - wykrzyknęła głośno, tak, żeby wszyscy ją słyszeli i zrozumieli. Oblodzona Jagoda pokiwała głową z uśmiechem. Króliczka była jej siostrzenicą. Biała kotka też się o nią troszczyła i martwiła. W końcu dotarli do Wielkiego Jeziora. Głazy nad taflą wody pięły się groźnie w górę. Taflę całkowicie skuł lód. Nie. Nie mam ochoty na kąpiel. Nagle dostrzegła na lodzie coś, co zmroziło jej krew w żyłach.

Mała, rudo-biała koteczka walczyła o życie na środku jeziora, chwytając się pazurkami ośnieżonego lodu i próbując się podciągnąć oraz wydostać z przerębla, w który wpadła. Nie! Króliczka! Ona lada chwila spadnie i utonie!

- Ona tu jest! - krzyknęła Oblodzona Jagoda - Może zginąć!

W tym samym momencie między głazami na drugim brzegu zjawił się złotobrązowy, nakrapiany kot. Pędził po lodzie w stronę Króliczki. Skąd on tu się wziął? To nie był kot Klanu Ciszy! Prędko podbiegł do koteczki i złapał ją za kark, po czym wyciągnął z wody.

- Intruz! - zawołał Żukowy Pazur, wbiegając na lód - On chce zabrać moją córkę!

Kocur, który pachniał Klanem Chmur, gwałtownie odwrócił się i przeniósł wzrok znad Króliczki. Od razu uciekł przerażony, znikając za głazami. Jagodowa Łapa pobiegła za rudym wojownikiem, tak jak reszta patrolu. Starała się nie złamać lodu, choć był już gruby. W końcu znaleźli się blisko Króliczki. Leżała na białej tafli, cała się trzęsła i dygotała. Łapki miała rozrzucone na wszystkie strony, oczka rozbiegane i przestraszone. Jej puszyste futerko teraz przemoczone przylegało do ciała i marnie próbowało się stroszyć.

- Króliczko! - zawołał Żukowy Pazur trącając córkę łapą - Króliczko, nic ci nie jest? Coś ty sobie myślała?

- Zimno - wyszeptała tylko cieniutkim głosikiem - Jest tak strasznie zimno... I mój ogon...

Więcej już nie dała rady powiedzieć. Jej główka opadła na ziemię. Dopiero teraz Jagodowa Łapa zobaczyła. Ogon koteczki był cały czerwony i spuchnięty. Cały. Nie poruszał się ani trochę. Co jej się stało? Dlaczego ogon tak jej opuchł? Rudy kocur nie pytał jej o nic więcej. Złapał córeczkę za kark, podniósł ją i poprowadził patrol najszybciej jak mógł do obozu. Uczennica z trudem dotrzymywała mu kroku. Gdy był pod wpływem silnych emocji, trudno było go dogonić. Kiedy wpadli do obozu z półżywą i zmarzniętą kotką, przywitał ich krzyk Ostrokrzewiastej Paproci, a następnie Klonowej Nocy:

- Króliczko!

- Co tu się dzieje?!


A/N I mamy kolejne arty! Tym razem mamy rodzeństwo!

Blada Pręga


Bagienny Skok

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro