two
Mrok.
Widziała jedynie ciemność gdy otworzyła swe przerażone ślepia. Łzy zdobiły jej policzki, szyję, a także poduszkę na której spała.
— To tylko sen. — pomyślała ścierając niechciane krople z twarzy. Wytarła je o wzorzystą pościel i westchnęła. Oczami wyobraźni dalej widziała piękne niebo, zamieniające się po chwili w te które jej zdaniem znajdowało by się w piekle.
Rozejrzała się instynktownie po pokoju, szukając czego co mogłoby wzbudzić w niej negatywne emocje, jednak gdy nic nie rzuciło jej się w oczy opadła na pomiętą pościel.
Szeptała do siebie cichą modlitwę, która według niej miała pomoc jej zasnąć. Modliła się do różnych bogów, od tych urodzaju do splamionych krwią niewinnych.
Bała się otworzyć oczy, które zamknęła, gdy tylko z jej drżących warg uleciało pierwsze słowo. Modliła się, naiwnie wierząc że coś jej to da. Zamierzała jeszcze raz przeczytać znalezioną w bibliotece na temat bogów książkę.
Myślała o niej, odkąd ta, niby przypadkiem wypadła z regału wprost w jej poranione dłonie.
Próbowała zasnąć, jednak sen uciekał spod jej powiek, nie pozwalając na chwilę wytchnienia.
— Czy naprawdę nie zasługuje na szczęście?— pytała samej siebie, naiwnie oczekując odpowiedzi nie od niej, a od kogoś innego. Niby jak przez mgle usłyszała cichy głos mówiący o symbolicznej zapłacie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro