PROLOG
#MORIpl
Trzymam w dłoniach maleńką, pozłacaną i przyozdobioną diamencikami broszkę. Symbolizuje słońce zamknięte w kole — herb Port Lighthouse, miasta, w którym żyję, odkąd sięgam pamięcią. Miejsca, gdzie stawiałam pierwsze kroki, gdzie poznałam swoich przyjaciół i mieszka cała moja rodzina. Ta broszka, to prezent, który dostałam na dziesiąte urodziny. Jednak to nie jest zwykła, ozdobna przypinka do ubrań. Tylko niewielka pozytywka, która gra za każdym razem, gdy się ją otworzy. Jej delikatna melodia to kołysanka, którą mój ojciec — Gubernator Port Lighthouse, kazał nagrać specjalnie dla mnie. Nigdy się z nią nie rozstaję. Jest moim najcenniejszym skarbem. Dlatego zamykam ją i przypinam do żółtej sukienki, którą mam na sobie, upewniając się, że się nie odepnie.
Zaciągam się słonym powietrzem morskiej bryzy. Chłonę promienie kryjącego się powoli, za krawędzią oceanu słońca. Niebo zatapia się w odcieniach różu i pomarańczu. Jest tak spokojnie. Gdzieś w oddali słychać bawiących się marynarzy i mieszkańców miasteczka, jednak są skutecznie zagłuszani przez morskie fale. Uderzają o plażę rytmicznie, jakby ktoś wygrywał im konkretne tempo. Nie przyspieszają. Tylko jak w trymetrze równo wybijają rytm. Są spójne. Jak Yin i Yan.
Czysta harmonia.
Odwracam twarz w jej kierunku. Siedzi na kamieniu i chłonie otaczającą ją aurę. Ma zamknięte oczy. Ręce opiera za sobą. Uśmiecha się lekko, gdy wiatr delikatnie rozwiewa jej włosy, zapraszając je do tańca. Jest tak spokojna. Zanosi się śmiechem, gdy Ravi wytrzepuje swoje mokre futro obok niej i krople wody lądują na jej ciele.
Nawet nie wiem, kiedy i ja zaczęłam się uśmiechać. Śmieję się radośnie, gdy widzę, jak Golden zaczepia ją, aby się z nim pobawiła. Nie protestuje. Zeskakuje z kamienia i biegiem rusza w stronę wody. Znowu w powietrzu słychać jej śmiech, gdy razem z pupilem przeskakuje przez fale.
Przywołuje mnie gestem dłoni, więc od razu podnoszę się z miejsca i biegnę do niej. Do najpiękniejszej kobiety, jaką kiedykolwiek widziałam i najukochańszej, jaką można spotkać. Do kobiety, o której słyszę, że jest dobrem na ziemi. Promykiem słońca w czasie sztormu. Aniołem w ludzkiej skórze. I to prawda, bo taka jest moja mama.
Cieszy się z tego tu i teraz, które ma. A ja jestem wdzięczna za to, że mogę to robić z nią. To ona mnie tego nauczyła. Cieszenia się z każdej rzeczy. Nawet tej najmniejszej. Czerpania garściami z życia, bo jest ono za krótkie, by tracić je na żal i smutek.
Ochlapujemy się wodą raz za razem, śmiejąc się i nie przejmując, że nasze sukienki są już całe mokre, a fryzury doszczętnie zniszczone. Teraz wizerunek nie ma znaczenia, bo jesteśmy tylko my. Na brzegu, trochę dalej od nas mój ojciec z kuzynem ćwiczą sztukę szermierki. Barry, to mój najlepszy przyjaciel. Jest dość nieśmiały, ale to naprawdę uroczy chłopiec. Razem chodzimy na lekcje kaligrafii i geografii. Spędzamy długie godziny w bibliotekach i czytamy nie tylko o polityce i o zasadach dobrego wychowania, ale i pozycje zakazane dla nas.
Opowieści o przygodach na nieznanych lądach, morskich wężach i Piratach. Nie raz po cichu śmialiśmy się i udawaliśmy, że jesteśmy piratami i żeglujemy po nieznanych wodach w poszukiwaniu przygód. Kiedyś nawet dołączył do nas nasz przyjaciel Mikey, który jest synem nadwornego kapitana. Mikey Balton, jest starszy ode mnie o cztery lata, a od Barry'ego o dwa. Więc pewnego razu zabrał nas na swoją łódź i tam bawiliśmy się przez długie godziny.
Jednak gdy rodzice odkryli treść naszych zabaw, byli bardzo źli, gdyż twierdzą, że piraci, to najgorszy sort ludzki, jaki może tylko być. To barbarzyńcy, gwałciciele i szubrawcy. Że ludziom urodzonym tak wysoko jak my nie przystoi zadawanie się z takimi ludźmi, a tym bardziej upodabnianie się do nich. To wbrew zasadom. A w nich uroczyście napisane jest, że za piractwo, jak i trzymanie z piratami, grozi kara śmierci przez powieszenie na Placu Głównym.
Od tamtej pory, staramy się z Barrym nie dać przyłapać na tym co czytamy i w co aktualnie się bawimy. Chociaż moim zdaniem życie pirata musi być naprawdę ciekawe. Pływa po nieznanych wodach, odwiedza miejsca, które dla zwykłego człowieka są niedostępne. Widzi i słyszy rzeczy, o których nam się nie śniło. Są kopalnią wiedzy i przeróżnych, niesamowitych historii, których można słuchać z zapartym tchem.
Zwykli marynarze są nudni. Wożą tylko towary na handel lub wypływają na wody oceanu, by „unieszkodliwiać" czarne bandery z czaszkami. Raz byłam na takiej wyprawie. Podejmowaliśmy wtedy rozbitków, którzy zostali zaatakowani przez piratów. Ich okręt stał w ogniu, a trupy pływały po powierzchni wody. Traumatyczny widok dla jedenastoletniej dziewczynki, jednak ja się tym nie przejęłam. Powiedziałabym bardziej, że mnie to fascynowało, jak można tak bez problemu zatopić, tak ogromny okręt floty królewskiej.
Wydaję z siebie pisk, gdy zostaję chluśnięta słoną wodą prosto w oczy. Mama śmieje się głośno przez chwilę, ale nagle jej twarz robi się trupio blada. Z jej oczu zniknęły iskierki radości, by zastąpiło je jawne przerażenie. W moment zrobiło się ciemno i zerwał się silny wiatr. Fale zaczęły urastać do ogromnych wysokości. Jednak coś przykuło moją uwagę. Gdzieś pośród tego morskiego zamieszania, widać było zarys ogromnego statku. I to nie byle jakiego statku.
— To piraci. René uciekaj do domu! — Ledwo słyszę głos mojej mamy, która stara się mnie odciągnąć w stronę plaży.
Ale ja nie mogę.
Stoję i jak zahipnotyzowana wpatruję się w zbliżający okręt. Nie, to nie jest jeden okręt. To jest cała flota. Jeden po drugim wyłaniają się z mgły, która powstała nad wodą. Wyglądają jak widmo.
— René! — Rodzicielka podnosi głos. Na próżno.
Z letargu otrząsam się dopiero w momencie, gdy kawałek dalej ode mnie z hukiem ląduje pocisk armatni wystrzelony z jednego z nadpływających okrętów. Wskutek tego odrzuca mnie na kilka metrów w tył. Leżę ogłuszona na ziemi. Czuję straszny ból głowy. W uszach mi piszczy. Widzę jak przez mgłę, jakąś sylwetkę, która ciągnie mnie za ramiona w głąb plaży.
To chyba chłopak.
Na szyi wydaję mi się, że ma rzemyk z jakąś przywieszką, jednak nie jestem pewna, gdyż ból głowy jest tak duży, że ciężko mi otworzyć szerzej oczy, by lepiej się przyjrzeć. Następnie odkłada mnie i znika, pewnie ruszając na ratunek kolejnym osobom. Gdzieś w tym całym zgiełku, słyszę Barry'ego, który próbuje złapać przerażonego Ravi'ego i tatę, który biegnie w naszą stronę nawołując imiona mojej mamy i moje.
Atakują nas.
Odwracam wzrok w stronę oceanu i widzę ludzkie sylwetki, które zbliżają się do brzegu. Statki dalej wystrzeliwują pociski w kierunku lądu. Obrywają budynki, małe i duże kramy, ludzie i zwierzęta. Najeźdźcy strzelają do nas z broni. Wszędzie panuje chaos. Krzyk bojowy miesza się z krzykiem przerażenia, piskiem rozpaczy i strachu. Wszędzie latają przedmioty. Gdzieś w oddali słychać dzwony z kościoła, które biją na alarm.
Piraci docierają na plażę. Rozpoczyna się prawdziwa masakra. Nie zostawiają na swojej drodze nikogo. Nieważne czy to dziecko, starzec czy kobieta. Mordują wszystkich, którzy są w zasięgu ich wzroku. Widzę, jak raz za razem przeszywają kogoś szablami. Odcinają ręce, nogi. Gdzieś u szczytu schodów do latarni morskiej widzę, jak jeden z przybyszów odcina żołnierzowi głowę, a ta schodek po schodku turla się w dół, gdy reszta ciała z pluskiem wpada do oceanu.
Szaleje sztorm.
Podnoszę się na wiotkich nogach i dotykam obolałej głowy. Wyciągam rękę przed oczy i widzę plamę krwi. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Padam z powrotem na ziemię. Ląduję jednak tak, że widzę mojego tatę, który pochyla się nad mamą i coś do niej krzyczy, ale ta się nie rusza. Nie rozumiem, co się dzieje, gdy jego pierś rozdziera wrzask goryczy i żalu. Pojmuję to dopiero w momencie, gdy unosi w rękach jej ciało, które jest całe we krwi. Jej krwi. Jej śliczne jasne włosy są mokre i ociekają czerwoną mazią. Oczy ma otwarte, a usta lekko rozchylone.
Zaczynam płakać. Podnoszę się z ziemi i próbuję podejść do niej i ojca. Jednak, gdy tylko robię krok w ich stronę, ktoś łapie mnie za ramiona. Odwracam się z piskiem przerażona, że zaraz zginę, ale napotykam na swojej drodze znajome tęczówki. To Mikey. Patrzy przez moje ramię i przyciąga mnie mocno do siebie.
— Zbierz ją stąd, chłopcze — poleca mój ojciec. — Ma być bezpieczna, rozumiesz?
Mikey nic nie odpowiada, tylko trzyma mnie mocniej i ciągnie za ręce w tylko sobie znanym kierunku. Biegniemy między zgliszczami. Wszędzie walają się ludzkie szczątki, pozostałości po nabrzeżnych sklepikach. Zapach krwi unosi się w powietrzu, mieszając się z zapachem prochu. Ludzie wołają o pomoc, ale ta znikąd nie nadchodzi.
— Tędy René! — Syn kapitana ciągnie po ciemnych, śmierdzących zaułkach, odciągając tym samym od głównych ulic, na których toczy się walka. Nie mamy jednak szczęścia, gdyż kilkoro z najeźdźców zauważa nas i rusza za nami w pogoń.
— Mikey, doganiają nas! — krzyczę przerażona. Chłopak bluzga dosadnie i tylko przyśpiesza tępa. Skręca to w jedną uliczkę, to w drugą. Robi wszystko, byleby tylko zgubić tych barbarzyńców, a ja tylko staram się dotrzymywać mu tępa. Jest to bardzo trudne, gdyż moje nogi nie są przyzwyczajone do aż takiego wysiłku, na dodatek jest on ode mnie starszy i niemal dwa razy większy.
W końcu udaje mu się ich zgubić, gdy chowa nas w za stertą koszy pod schodami. Napastnicy mijają nas i biegną dalej. Kiedy znikają nam całkowicie z pola widzenia Balton z hukiem otwiera jakieś drewniane drzwi. Zerkam szybko na szyld wiszący na starej, ozdobnej, metalowej rurze. To piekarnia. Gdy tylko mijam jej próg, chłopak momentalnie zamyka za mną drzwi i prowadzi w głąb. Odsuwa raz po raz skrzynie i kosze z mąką i innymi potrzebnymi składnikami do wyrobu przeróżnych smakołyków. Otwiera jeden z drewnianych kufrów i nakazuje gestem dłoni, abym podeszła.
— Właź do środka i bądź cicho. — Jego głos jest stanowczy, ale łagodny. Widać, że i on się boi, ale nie ma zamiaru tego ukazać w żaden sposób.
Wypełniam jego polecenie niemal natychmiast. Ostrożnie wchodzę do środka. Kładę dłoń na piersi. I po raz kolejny dzisiejszego dnia otwieram szeroko oczy.
— Nie ma jej. Nie ma mojej broszki. Muszę ją znaleźć. — Zrywam się na nogi, jednak chłopak od razu sadza mnie z powrotem.
— Nigdzie nie idziesz. Zostań tu i naprawdę bądź cicho. Ja idę po coś, by opatrzeć ci głowę i przy okazji rozejrzę się za nią.
Spanikowana chwytam go za rękę.
— Nie zostawiaj mnie samej. A co jeśli przyjdą?
— Nie przyjdą.
Kłamie. Wiemy o tym oboje. Nie jest pewny tego co mówi, ale robi to, by choć trochę mnie uspokoić. Podchodzi do skrzyni, w której siedzę i podnosi wieko, by je zamknąć.
— Ja zaraz wrócę.
— Obiecujesz? — pytam z nadzieją.
— Obiecuję.
I z tymi słowami mnie zostawia, zamykając wieko. Dzięki szparom między deskami mam dostęp do tlenu. Słyszę, jak wychodzi. Odczekuję chwilę i zaczynam cicho płakać. Mam wrażenie, że to tylko koszmar, z którego się zaraz obudzę, ale to nieprawda. Napadli nas. Wymordowali mnóstwo ludzi. Zgubiłam ukochaną broszkę. Ale nie to jest najważniejsze. Moja mama nie żyje. A wszystko, co mówili moi bliscy o piratach, stało się prawdą.
Okazali się jeszcze groszy niż z ich opowieści. Bo obrabowali mnie nie tylko fizycznie, ale zabrali mi marzenia i dziecięcą naiwność. Odebrali rodzicielkę, ukochaną opiekunkę. Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać. Pozbawili mnie tego. Pozbawili mnie wiary we własne przekonania.
Sprawili, że zaczęłam nienawidzić ich z całego serca.
BOHATEROWIE
Florence Pugh — René Blackwood
Bartłomiej Mordyl — Barry Blackwood
Sierra Aylina McClain — Grace Donister
Micah Christenson — Mikey Balton
Torey James DeFalco — Kovu Viltarin
Klemen Čebulj — Raven Singelton
Nolan Gerard Funk — Evander Flickerdean
Ben Barnes — William Lowel
&
Johnny Depp — Captain Jack Sparrow
⚓️
SOUNDTRACK
⚓️
Cześć, Kochani!
Dawno mnie tu nie było, ale powoli wracam.
(MATURA SSIE)
Przedstawiam Wam coś nowego w moim wykonaniu i jak mam być szczera, jest to zlepek trzech planowanych przeze mnie historii, które już się tu na profilu pojawiły, ale zostały wycofane z publikacji. (Upsi) więc zobaczymy co z tego wyjdzie XD.
W castcie twarze stare (ja bez nich jak bez ręki i nogi), ale i nowe, (co to raczej nikt ich się tu nie spodziewał XD), ale nikt nie mówi, że macie ich sobie tak wyobrażać!!! To są jakieś moje wyobrażenia, które i tak mi ewoluują w głowie. So don't be stress about that!
Mam nadzieję, że historia Wam się spodoba!
I już na starcie polecam zainwestować w chusteczki i dobry popcorn.
Przecież mnie znacie ---> nie ma lekko.
Buzi, Niuńka 😘🤪.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro