𝐭𝐰𝐨 ── 𝐃𝐄𝐀𝐃 𝐒𝐎𝐔𝐋
════════ ⋆ ★ ⋆ ════════
NIE MÓGŁ uwierzyć w to, co dzieje się wokół niego. Głucha cisza wydawała się zawładnąć jego umysłem, kiedy spoglądał z góry na garstkę osób. Wszyscy w jakiś sposób byli powiązani z Aetherem, jednak wciąż nie czuł się godzien stać u ich boku, by przyglądać się całej ceremonii. Sam nie do końca wiedział, czy chciał być bliżej tego wszystkiego, czy może uciec jak najdalej, udając przy tym, że nic nie obchodzi go pogrzeb blondyna.
Głowa bolała go niemiłosiernie, a sam miał ochotę zasnąć wiecznie jeszcze bardziej niż wczorajszego dnia. Zdawał sobie sprawę, że nie mógł sobie na to pozwolić, lecz co można było zrobić innego w takiej sytuacji? Całe szczęście, jakie było mu dane dostać od Aethera, odpłynęło daleko z młodzieńcem, zostawiając Xiao samego. Ponownie stał się oschły i jeszcze zimniejszy niż zawsze, próbując odrzucić od siebie wszystko i wszystkich, którzy próbowali wejść z nim w jakąkolwiek konwersację. Przysiągł sobie, by już nigdy nie dopuścić do siebie kobiety czy to mężczyzny. Nikt w końcu nie mógł mu zwrócić, jak i zastąpić chłopaka, dla którego kilka lat temu złamał tę przysięgę. Mimo iż odpychał go od siebie, Aether nie poddawał się, robiąc dwa kroki w jego stronę za każdym razem, kiedy Xiao próbował go do siebie zniechęcić. Westchnął głośno, kiedy poczuł jedną z tych gorszych emocji. Kiedyś w życiu nie pomyślałby, że może czuć smutek czy żal, jednak dzięki Aetherowi mógł wreszcie dowiedzieć się jak zrozumieć uczucie, które mu towarzyszy w danym momencie.
Blondyn nauczył go wiele, nie tylko odróżniania emocji, jak i nazwania ich po imieniu. Każda z lekcji tkwiła w jego umyśle, a jedyne co kojarzył ze wszystkimi to szczery uśmiech Aethera, który tak bardzo uwielbiał. W środku ciała zawsze czuł ciepło, gdy złotymi oczami wpatrywał się w wygięte w górę wargi. Parsknął pod nosem, kiedy przypomniał sobie, jak pewnego dnia zapytał o to uczucie chłopaka. Wstyd i czerwień zawitały na bladej twarzy, gdy tylko Aether, zamiast odpowiedzieć, zaczął się śmiać. Wtedy niemal Xiao uciekł ze spotkania, myśląc, jak bardzo się zbłaźnił, jednak dłoń chłopaka zacisnęła się wtedy na jego przedramieniu. Zaczął mu ze spokojem tłumaczyć, dlaczego się zaśmiał oraz dlaczego yaksha czuje się tak.
— Może po prostu ci się podobam?
Nie wiedział, dlaczego Aether to powiedział, pamiętał jedynie, że uderzył go w twarz, przez co omal nie spadł ze skały. Wtedy naprawdę nie rozumiał jeszcze takich uczuć, a tym bardziej je czuł. Zaśmiał się gorzko na to wspomnienie, a jedną z dłoni zacisnął w pieść. Bursztynowe spojrzenie utkwiło w kończącej się już ceremonii. Widział, jak ludzie kładą co chwilę kwiaty ba! nawet i bukiety kolorowych, niczym dusza samego Aethera. Z oddali, widział spływające po policzkach Klee łzy, ledwo trzymającą się Amber, która opierała się o ramię Kaeyi, a on sam jedynie wpatrywał się w grób. Xiao spostrzegł, że nawet i niebiesko włosy przyniósł wiązankę kwiatów, co uważał za dość miłe, jak na niego. Jean wspominała o tym, jaki był Aether, a latająca obok jej głowy Paimon tylko potakiwała. Yaksha nie był głupi, dlatego wiedział, iż tak naprawdę najmocniej cierpi mała przyjaciółka, która z chłopakiem była od zawsze w tym świecie.
Cicha muzyka, od razu przez niego rozpoznana zaczęła rozbrzmiewać, a ludzie powoli odchodzili od najważniejszego miejsca w tejże ceremonii. Niektórzy tak jak mała Klee chcieli zostać, jednak Albedo, którego dopiero teraz zauważył, szepnął coś dziewczynce na ucho, a ta niechętnie chwytając go za dłoń, oddaliła się od grobu. Xiao poczuł niemal jej ból, może i aż za bardzo. Sam nie wiedział, w ilu procentach cierpi, a nie chcąc się nad tym zastanawiać, ruszył w stronę opustoszałego już miejsca. Serce biło mocno w żebra, a im bliżej był, tym bardziej czuł przygnębiającą atmosferę. Wreszcie, stanął przed jasnym kamieniem. Nie utrzymał się jednak długo, ponieważ niemal od razu kolana się pod nim ugięły, a on sam przyległ do zimnego grobu. Z początku łkał, cicho i powoli, jakby bał się, że ktoś go usłyszy. Yaksha jednak stosował się do rady, jaką pewnego dnia powiedział mu Aether.
— Wiesz Xiao, czasami jest tak, że chce ci się wręcz wyć z rozpaczy — przerwał na moment, unosząc głowę ku niebu — wtedy zawsze lepiej zacząć od powolnego płaczu, żeby łatwiej było wyrzucić z siebie większą ilość cierpienia przy takim wyciu... Rozumiesz?
Możliwe, że to rozumiał. W końcu, gdyby tak nie było, nie stosowałby się do tego. Tylko dlaczego to wciąż tak bardzo bolało? Czuł, jakby dusza jego rozszczepiła się na miliony kawałków, kłując od środka w narządy. A może po prostu Xiao nawet jej nie miał? Albo była tak martwa, że ból, który teraz czuł, pochodził od czegoś innego? Sam tego nie pojmował i nawet nie wiedział, czy chce akurat to zrozumieć. Poznawanie nowych rzeczy czy uczuć, kojarzyło mu się już tylko z Aetherem. A przez fakt, że nie było z nim już blondyna, cierpiał jeszcze bardziej.
Kwiaty, które trzymał w dłoni, niemal zostały zgniecione, kiedy ścisnął je, zaczynając uderzać delikatnie o zimny kamień pięścią. Białe, niczym w jego oczach dusza ukochanego, płakały razem z Xiao. To wszystko tak bardzo bolało, a jednak wciąż miał wrażenie, że nie powinien się tak zachowywać. Płacz nie był dla niego, szczęście również, a w szczególności miłość! Przecież jedyne, na co został od losu skazany to cierpienie, wiec tego powinien się trzymać. Po czasie, powinno być przecież lepiej tak jak zawsze, więc dlaczego teraz bolało go wszystko? Każda z komórek w ciele wypełniona była smutkiem, myśli wbijały szpilki w oblane żalem serce, a Xiao nie wiedział, jak to wszystko powstrzymać. Dlaczego nie mógł być taki jak kiedyś? Zanim poznał Aethera, który nauczył go tego wszystkiego. Dlaczego jego martwa dusza musiała ożyć, dla chłopaka o złotych, wypełnionych radością oczach?
Nie miał siły podnieść się z kamienia, dlatego jedynie przykleił się policzkiem do zimnego tworzywa, pozwalając, by łzy spływały z zaczerwienionych oczu. Pojedyncze kwiaty wypadły z uścisku na ziemię, a reszta rozpłynęła się gdzieś pomiędzy innymi bukietami. Xiao zawsze był wszędzie i nigdzie, dlatego takie rozłożenie wydawało się aż za idealne, jednak on nawet nie zwrócił na to uwagi. Czuł otaczający go mrok z każdej strony. Szeptał cicho, by zemścił się na wszystkich, którzy przyczynili się do śmierci Aethera, lecz czy blondyn byłby wtedy z niego dumny? Czy raczej zmiótłby go z popiołem, skreślając po całej linii?
Otarł łzy, które skapnęły na grób, odpowiadając samemu sobie. Jego miłość leżała kilka metrów pod ziemią, a jednak mimo to wciąż żyła w jego martwej duszy, jak i pełnych radości wspomnieniach. Podnosząc się na drżących nogach, nie miał planu co dalej bądź gdzie teraz iść. Szedł przed siebie, a dawne zimne niczym stal spojrzenie, wypełnione było żalem i smutkiem. Miał ochotę zamknąć oczy, by nie musieć patrzeć na wszystko wokół. Każda chmura, pień drzewa czy źdźbło trawy kojarzyło mu się z Aetherem. Nawet rześkie powietrze, którym właśnie oddychał raniło płuca. Westchnął głośno, zatrzymując się na chwilę. Dźwięki natury, doszły do uszu wraz z błagalnymi głosami mieszkańców Liyue, wołającymi jego imię.
— Dlaczego tylko ty, nie chciałeś z tego skorzystać? — zapytał cicho, mając gdzieś w głębi siebie nadzieję, że blondyn jest w stanie go usłyszeć — Dlaczego nie zawołałeś mnie nieco wcześniej, tamtego feralnego dnia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro