Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|Rozdział 4|

Pogoda zapowiadała się wyjątkowo paskudnie. Porywisty wiatr utrudniał poruszanie, a gęsty deszcz ograniczał widoczność. Na dodatek, co jakiś czas można było usłyszeć grzmoty i dostrzec błyskawicy. Warunki pogodowe jak z horroru. Całkowicie odzwierciedlały obecny humor nastolatki, która od wczoraj nie zmrużyła oka nawet na chwilę. Stresowała się dzisiejszym dniem. Najchętniej zostałaby w domu i udawała chorą. Problem polegał na tym, że jej rodzice na to nie pozwalali. Musiałaby mieć minimum trzydzieści dziewięć stopni gorączki i przewrócić się na ziemię podczas wstawania z łóżka. Dopiero wtedy dostrzegliby, że coś było na rzeczy. W innym przypadku udawała albo przesadzała. Wychodziło na jedno. Musiała pójść do szkoły. 

— Wskocz po szkole do sklepu i zrób zakupu. Pieniądze leżą na stole — nakazała mama dziewczyny, nawet na nią nie zerkając. Była zbyt zajęta sprzątaniem po śniadaniu. 

— Mhm... — mruknęła niechętnie w odpowiedzi. — O ile wrócę żywa. Może będę mieć szczęście i mnie piorun trzaśnie — dodała, kiedy akurat na zewnątrz ponownie zagrzmiało. 

Rodzice dziewczyny spojrzeli na nią jednocześnie z niezadowoleniem. Nie rób z siebie ofiary, nie musieli mówić tego na głos, żeby wiedziała, że właśnie to chcą powiedzieć. Nie należeli do idealnych rodziców, ale [_] nigdy nie określiłaby ich jako złych. Dawali surowe kary, dużo od niej wymagali i rzadko, jeśli w ogóle, ją chwalili i mówili, że ją kochają. Nigdy jednak nie podnieśli na nią ręki. W niektórych chwilach mogła liczyć na ich wsparcie i czułość i to jej wystarczało. Przyzwyczaiła się do tego i zaakceptowała. Nie potrzebowała usłyszeć od nich, że ją kochają, ponieważ z jakiegoś powodu wiedziała, że tak jest. 

[_] wyszła z mieszkania i od razu rozłożyła parasolkę. Niestety przez ostry wiatr wyginała się na wszystkie strony, a krople deszczu i tak porządnie ją zmoczyły. Cudownie. Ten dzień zaczynał się po prostu cudownie.

Droga do szkoły zajęła [_] dwadzieścia minut. Kiedy znalazła się przed bramą, przeszedł ją dreszcz, a serce spadło do żołądka. Od wczoraj żałowała rzucenia książką w Rana. Co jeśli w zemście dał list Rindō i naopowiadał mu jakiś okropnych rzeczy na jej temat? Rindō z pewnością by w nie uwierzył. Nie chciała, żeby postrzegał ją jako okropnego człowieka. Zwłaszcza że sama uważała go za kogoś idealnego. Kogoś z kim chciałaby spędzić całe życie. 

[_] zatrzymała się, kiedy jej oczy napotkały młodszego Haitaniego. Szybko schowała się za mur szkoły i ostrożnie zza niego wyglądałaby bez obawy, że ją zauważy, móc go obserwować. Często się jej to zdarzało, ale co mogła na to poradzić? Był piękny i sam jego widok przyspieszał rytm serca u dziewczyny. 

Rindō jak zwykle prezentował się cudownie. Owinięty szalikiem z czarną parasolką w ręce, która w przeciwieństwie do tej od [_] była stabilna i nie wyginała się na wszystkie strony. Na policzkach dziewczyny pojawił się rumieniec, kiedy młodszy Haitani ściągnął okulary i wytarł je o swój szalik, aby pozbyć się pary. Zwykły gest, którego nikt nie zauważył, sprawił że [_] zakochiwała się w nim co raz bardziej. Dlatego [_] lubiła obserwować go z daleka. Nie udawał nikogo, mogła dostrzec najmniejsze szczegóły w jego zachowaniu i po prostu go podziwiać. Nie zależnie od tego co robił, wyglądał dobrze. Nastolatka mogła patrzeć na niego godzinami i nigdy się nie znudzić. Wiedziała, że jej zachowanie nie należało do odpowiedniego, ale nie potrafiła się powstrzymać. Oczywiście nie przekraczała granic jego prywatności, ani nie chodziła za nim krok w krok. Obserwowała go jedynie, gdy nadarzyła się na to okazja. 

[_] zbyt pogrążona w swoich myślach o Rindō i obserwowaniu go, nie zauważyła jak ktoś do niej podchodzi. Podskoczyła z zaskoczenia, kiedy czyjaś dłoń objęła ją, a broda wylądowała na czubku jej głowy. Od razu spojrzała za siebie. Cały stres i zdenerwowanie wróciło w ciągu sekundy. 

— To niegrzeczne z twojej strony, obserwować tak ludzi. Rindō z pewnością by się to nie spodobało. — Ran uśmiechnął się kpiąco i zachichotał na widok przerażonej miny dziewczyny. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć. I tak też się czuła.

Od wczoraj, kiedy tylko ochłonęła po całej sytuacji w kawiarni, zaczęła mieć wyrzuty sumienia za to, że uderzyła Rana w twarz. Nie powinna tego zrobić, a jednak w tamtej chwili straciła nad sobą kontrolę. Teraz na widok Rana poczuła się jeszcze gorzej. Zagryzła mocno dolną wargę, na widok podbitego i zaczerwionego oka Rana. Nie sądziła, że uderzyła go aż tak mocno. Nawet jego uwaga i kpiący ton zeszły na drugi plan. 

— O mój Boże. Przepraszam... — powiedziała z lekką paniką w głosie. 

— Co? — Ran zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co jej chodziło. Powinna na niego naskoczyć, a nie przepraszać i wyglądać jakby zaraz miała się rozpłakać. 

— Nie chciałam... Znaczy wczoraj... — zacinała się co chwilę, próbując dobrać odpowiednie słowa do wytłumaczenia się. Ran w między czasie odsunął się od niej i przyglądał zainteresowany. — Powinnam uderzyć cię odrobinę delikatniej — wykrztusiła w końcu. 

To nie tak, że na to nie zasłużył... Mimo wszystko powinna być ostrożniejsza. Co by pomyślał Rindō gdyby się dowiedział, że skrzywdziła jego starszego brata? Wiedziała, że dla Rindō to Ran był najważniejszy i samo to powinno być powodem, żeby trzymać z Ranem dobre relacje... Neutralne też powinny wystarczyć. 

— Aww jak uroczo z twojej strony. Mogę ci oddać jak chcesz. Wtedy będziemy kwita — powiedział poważnie, jakby rzeczywiście postanowił ją uderzyć. Serce [_] zatrzymało się ma moment, a usta zadrżały. Ran wyglądał w tym momencie strasznie. A kiedy podniósł rękę na wysokość jej twarzy, mocno zamknęła oczy gotowa na cios z jego strony. Jedyne co poczuła to lekkie pstryknięcie w czoło. — Żartuje — parsknął Ran i przewrócił oczami. Po chwili zaczął się śmiać, przez co [_] poczuła nagły gniew. 

— To nie jest śmieszne! Myślałam że naprawdę mnie uderzysz! — krzyknęła i odwróciła się plecami do Rana. Miała dość jego towarzystwa. 

— Wyluzuj. Nie mam problemu żeby uderzyć dziewczynę, ale powiedzmy że jesteś wyjątkiem. Nie byłoby to ani trochę zabawne. 

— Dlaczego? — zapytała.

— Złamałbym cię jak wykałaczkę. Byłoby to po prostu nudne. 

— Weź przepadnij. 

— Jesteś pewna? Mam kilka informacji o Rindō, które mogą cię zainteresować.

[_] zatrzymała się i spojrzała niepewnie na Rana. Oczywiście, że chciała wiedzieć. A kto znał lepiej Rindō niż jego własny brat? Starszy Haitani westchnął na przewidywalność dziewczyny i mlasnął językiem. 

— Czyli mi pomożesz z Rindō?

— A chcesz tej pomocy?

Nastolatka przytaknęła wciąż niepewnie. Zawsze mogła zrezygnować z pomocy Rana... Chyba, że zacząłby ją szantażować listem, którego wciąż jej nie oddał i była pewna, że również go nie spali.

— Możemy spróbować...

— No i fajnie. Spytałem się go wczoraj jakie kobiety są w jego typie. — Ran uśmiechnął się leniwie, kiedy oczy dziewczyny zaświeciły ekscytacją. 

— I?

— Jednak lubi duży biust, więc tu mamy problem. A i woli starsze. Tak koło trzydziestki. 

Usta [_] otworzyły się mimowolnie z zaskoczenia na słowa Rana. Nie spodziewała się tego. Nie wydawało się jej to podobne do Rindō i to ją uświadomiło, że mało co o nim wiedziała. Zaczęła się równie obawiać, że okaże się on kimś gorszym niż Ran... Który właśnie umierał ze śmiechu. Poraz kolejny tego dnia. 

— Boże jak ja cię nienawidzę — nie krzyknęła, przytłoczona innymi ludźmi, którzy patrzyli w ich stronę. Nawet niektórzy szeptali między sobą, ale nie słyszała o czym.

— Daj spokój, żaden idiota by w to nie uwierzył. Jesteś naprawdę uroczo naiwna.

— Jednak nie chce twojej pomocy. 

 — Twoje chęci się nie liczą. W każdym razie Rindō nie wie jaki jest tego typu. To dla ciebie dobra informacja. Trzeba sprawić, żebyś ty była jego typem. 

— Jak niby? 

— Już wszystko zaplanowałem. Poznasz go dzisiaj. 

— Huh? A-ale... 

— Będzie romantycznie w chuj. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro