VI: Szpiegowski Fanklub Lupina
-czystokrwista fanka numer jeden tej książki, więc rozdzialik dla ciebie
I mimo, że Connie nie powinna specjalnie się przejąć upadkiem Syriusza, ponieważ z jej analizy wynikało, że nie są nawet przyjaciółmi, to jako pierwsza zjawiła się w Skrzydle Szpitalnym, z uporem maniaka ciągnąć za sobą Evans.
Gdy Madame Pomfrey z ciężkim sercem, ale jednak zgodziła się wpuścić Gryfonki, jeśli obiecają, że dadzą Blackowi odpocząć. Na to Bowie prędko pokiwała głową, wiedząc, że nie wywiąże się z obietnicy.
Niczym burza podbiegła do łóżka, na którym leżał Syriusz szczerząc się głupio, na widok brunetki, jednak ta prychnęła pod nosem. Dziewczyna opadła na taboret tuż obok łóżka.
— No, no — zacmokał z udawaną dezaprobatą. — Wolniej się nie dało? — spytał, na co przewróciła oczami.
— Zamknij się, twoich przyjaciół tu nawet jeszcze nie ma — fuknęła, mierząc wzrokiem opatrzoną kostkę Blacka, przez co się skrzywiła.
— A ja tu cieeeeerpiałem. — Przedłużył samogłoskę, robiąc minę zbitego psa.
— Było nie faulować — odpowiedziała, z szelmowskim uśmiechem. — Karma wraca, mam tylko nadzieje, że ta jest lepsza niż psia.
*
Od feralnego meczu Quidditcha, minął już tydzień, a wszystko toczyło się swoim normalnym biegiem. Lily piszczała, od początku grudnia, że zaczął adwent, a z każdym kolejnym dniem tego miesiąca entuzjazm rudowłosej rósł w siłę.
Nie inaczej było piątego grudnia, gdy Connie nie miała już gdzie się schować przed szalonymi pomysłami Lily, aby kupić sobie identyczne swetry świąteczne w Hogsmeade.
— Evans, proszę — wyjęczała, podczas śniadania właśnie piątego grudnia, gdy rudowłosa zaczynała temat, który Connie miała ochotę ukrzyżować tak samo, jak zieleń. — Kupimy te przeklęte swetry, ale nie katuj mnie jedzeniem czekoladek w kształcie starca z brodą — odrzekła, decydując się na kompromis. Twarz Lily, siedzącej tym razem naprzeciwko Bowie, rozpromienił się, natomiast Remus, który zajął miejsce obok Connie, wstał aby sięgnąć po tosta z marmoladą.
— Wiesz, przygarnę twojego czekoladowego starca, i to z miłą chęcią — zadeklarował, uśmiechając się czarująco, by Constance postanowiła oddać mu czekoladę.
— Bierz, bierz! — powiedziała ciut za głośno, przez co kilkoro pierwszorocznych spojrzało na nią. — Oddam ci sweter w komplecie — zaśmiała się krótko, w czym szatyn jej zawtórował.
— Hej! — krzyknęła oburzona Lily, uderzając otwartą dłonią w stół, przez co syknęła. — Remus, właśnie — zaczęła, a Connie czując, że jej przyjaciółka próbuje wciągnąć Gryfona w świąteczną intrygę, zacisnęła zęby, ukazując je, po czym uniosła oczu ku niebo (w rzeczywistości sufitowi). — jesteś chętny na świąteczne zakupy? Dzisiaj — rzuciła, na co Lupin pobladł, i nieznacznie zerknął w stronę stołu Ravenclaw'u.
Constance zagwizdała, i pomachała mu dłonią przed twarzą.
— Witamy w świecie żywych, panie Lupinie! — krzyknęła, a chłopak oderwał wzrok od stołu Krukonów. — Zaraz, Remus, zapomniałam spytać — zaczęła Connie, która nagle dostała olśnienia. — Kim, u licha jest Czekoladowa dziewczyna? — powiedziała, cytując Pottera.
— Może niedługo się przekonacie. — Na twarz szatyna wpłynął szeroki szelmowski uśmiech, po czym wsunął do ust kawałek tosta, i odszedł od stołu.
— Niezwykle irytujący z tymi swoimi czekoladowymi tajemnicami — prychnęła brunetka, kręcąc głową
— Słyszałem to, Constance! — odkrzyknął jej, ze śmiechem, gdy już prawie doszedł do wyjścia z Wielkiej Sali.
— Ani się waż, Remusie Johnie Lupinie! — Również wrzasnęła, przez co spotkało ją karcące spojrzenie Lily, oraz McGonagall. — Zostawiam cię w twoim świątecznym obłędzie, Evans. Idę zabić Lupina — powiedziała prędko, podrywając się z miejsca i puszczając się biegiem, porzuciła rudowłosą.
*
— Connie, patrz! — krzyknęła oczarowana Lily, właśnie podziwiająca złote pióro, spoczywające za witryną sklepu Scrivenshafta. — Ale piękne. — W ułamku sekundy przebiegła do witryny, zostawiając ślady na pierwszym białym śniegu, jaki spadł w Hogsmeade.
— Uspokój się — westchnęła Bowie, odciągając rudowłosą od szyby, przez co ta spojrzała na nią jak zbity pies, aczkolwiek brunetka pozostawała nieugięta. — Chodź po te przeklęte swetry — powiedziała, ciągnąć Lily w kierunku sklepu odzieżowego Gladraga.
*
Cóż, gdy Connie dwie godziny wcześniej zaciągnęła Lily do Gladraga, nie wiedziała, że będzie to tragiczne w skutkach.
Rudowłosa przykleiła się do świątecznych skarpet, oraz rozmaitych (w dużej mierze żałosnych, jak stwierdziła Constance) ubrań w wzory, kojarzone z Bożym Narodzeniem.
— Evans, obiecuje — zaczęła zirytowana, z mordem w oczach wymierzonym w Gryfonkę.
— No, już, już — odpowiedziała jej dziewczyna, natomiast Connie już jej nie słuchała. Złapała ją za płaszcz, po czym szybkim krokiem, ciągnąć Lily za sobą. Podziękowała sprzedawcy za siebie samą i Evans, ignorując jej zaprzeczenia, po czym opuściła lokal.
Gryfonka już miała na nią należycie nakrzyczeć, w podziękowaniu za odebranie jej możliwości kupienia ósmej pary gwiazdkowych skarpet, jednak Connie zakryła jej usta dłonią, i zasięgnęła za jedną z najbliższych choinek.
— Co ty robisz? — syknęła Evans, zabierając dłoń brunetki z jej ust, natomiast Bowie wskazała tylko na szatyna, idącego pod rękę z blondynką z ciemnymi refleksami w granatowym płaszczu, owiniętą szalem Ravenclaw'u.
— Remus. I. Krukonka. — powiedziała cicho, przypatrując się wspomnianej dwójce. — Czas zmienić się w Szpiegowski Fanklub Lupina — oznajmiła pewnie, i gdy Remus z Krukonką odeszli na taką odległość, że nie byliby w stanie ich usłyszeć, wyszły zza choinki. — Na co czekasz? Idziemy za niemi!
*
Dzień w Hogsmeade minął Connie wraz z Lily, mimo przedwczesnego świątecznego szału, całkiem dobrze.
Śledziły Lupina, jednak gdy natknęły się na Jamesa z Peterem, zgubiły dwójkę, i cały plan szlag trafił. Oprócz tego Connie zdziwiła się, że nie ma z nimi Syriusza, jednak mimo, iż nie zapytała to miała owe pytanie praktycznie wymalowane na twarzy, dlatego Potter bez wahania odpowiedział. Dowiedziała się, że właśnie spędzał czas z Sèraphine na kremowym piwie, na co zareagowała udawanym obrażeniem, w którym jednak było coś prawdziwego.
Oraz postanowiła z Lily, wypełniając oczywiście obowiązki Szpiegowskiego Fanklubu, wypytać u dwóch Huncwotów, czy podejrzewają, że Remus ma dziewczynę. Nie wiedzieli, bądź nie chcieli zdradzić, choć Constance postanowiła sobie za cel się dowiedzieć. Niebezpiecznie podchodziło to pod wścibstwo, bądź już nim było, aczkolwiek Bowie starała się tego nie zauważać.
Podczas, gdy wieczorem Black o kulach zjawił w Pokoju Wspólnym Gryfonów, był niezwykle zawiedziony, że nie może już przeskoczyć kanapy i zając miejsca obok Bowie.
— Takie życie, Black. — Zaśmiała się krótko, przewracając kolejną stronę podręcznika od eliksirów.
— Och, wbijasz mi nóż w plecy! — krzyknął, gdy zobaczył, iż pozycja, którą trzymała w dłoniach była podręcznikiem od eliksirów. — Aż takim jestem złym nauczycielem? — Otarł fałszywą łzę, z kącika prawego oka.
Connie zaśmiała się krótko, jednak chwilę później jej śmiech ustał, tylko po to by za chwilę wraz z Syriuszem wypełnić śmiechem całą Wieżę Gryffindoru.
Powodem do rozpoczęcia przez nich parady śmiechu, była Lily, która właśnie odpędzała się od Jamesa, chodzącego za nią z jemiołą.
— Chyba przeszła mi faza na święta — prychnęła Evans, z impetem siadając obok Connie na kanapie.
*
serwus! jakby uważam, że ten rozdział jest bardzo niepotrzebny, but no cóż
trzymajcie się,
Vivaly
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro