Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

━━━━━━ 𝐱.

(𝔨𝔞𝔦𝔯𝔬𝔰𝔠𝔩𝔢𝔯𝔬𝔰𝔦𝔰, 𝔱𝔢𝔫)

(𝔰𝔥𝔞𝔭𝔢 𝔰𝔥𝔦𝔣𝔱𝔢𝔡)


          — 𝐂𝐎, 𝐉𝐄Ś𝐋𝐈 𝐍𝐀𝐒 𝐔𝐒Ł𝐘𝐒𝐙Ą? — zapytałam pomiędzy pocałunkami.

          — Nic się nie stanie, nie przejmuj się — wysapał Stiles i ponownie złączył nasze usta w pocałunku.

          Pokiwałam głową i przyległam całym ciałem do ciała Stilesa i zatopiłam w niesamowicie czułym pocałunku.

          — Nie, poczekaj, muszę się upewnić, że drzwi są zamknięte — pokręciłam głową i odsunęłam się od mojego chłopaka, podchodząc do drzwi.

          Gdy miałam naciskać klamkę, dziwne uczucie ogarnęło moją klatkę piersiową i po moim ciele przeszły dreszcze. Powoli nacisnęłam klamkę, by odkryć, że drzwi są otwarte. Zmarszczyłam brwi i szerzej je otworzyłam, lekko zaniepokojona tym, jak nerwowa się stałam po dotknięciu klamki.

         Gdy drzwi były już całkiem otwarte, westchnęłam z ulgą.

          — Kate, wystraszyłaś mnie — zaśmiałam się, łapiąc za klatkę piersiową.

          — Jest ktoś z tobą? — zapytała, wskazując w głąb mojego pokoju i stając lekko na palcach, by mieć wgląd na niego.

          Zamarłam lekko i szybko pokręciłam głową, kątem oka zaglądając do pokoju, by zobaczyć, że Stiles się schował.

          — Uh, nie, nie — szybko odpowiedziałam — jestem sama.

          — Okej — uśmiechnęła się i zaczęła odchodzić. — A! I jeszcze jedno — powiedziała i obróciła się do mnie.

          Sapnęłam głośno i zakryłam usta dłonią, gdy zobaczyłam, że twarz Kate jest cała we krwi a jej gardło jest kompletnie rozszarpane przez pazury wilkołaka. Oddaliłam się trochę, gdy Kate zbliżyła się do mnie.

          — To nie ja jestem zabójcą, to ty nim jesteś! — krzyknęła i wyciągnęła zza pleców kuszę, którą skierowała prosto w moją głowę.

          Mocno zacisnęłam powieki i czekałam na ból, który nigdy nie nadszedł. Powoli otworzyłam oczy i rozluźniłam się z ulgą, gdy zobaczyłam, że Kate już ze mną nie ma.

          — Ivette — usłyszałam głos Stilesa.

          — Tak? — zapytałam i obróciłam się za siebie.

          Z mojego gardła wydobył się ogłuszający krzyk, który rozniósł się po najbliższej okolicy, gdy zobaczyłam jak Peter rozrywa gardło Stilesa.

          — Stiles!

          — Oj, Ivette — odezwał się Peter, gdy ciało Stilesa opadło na podłogę z hukiem, a on powoli podchodził do mnie. — Nie masz bladego pojęcia, czym się stałaś.

          — Niczym się nie stałam! Nie jestem wilkołakiem! — krzyknęłam, szlochając.

          — Nikt nie powiedział, że będziesz wilkołakiem — uśmiechnął się mrocznie, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Jesteś czymś lepszym, groźniejszym.

          — Niczym.nie.jestem! — warknęłam, łzy dalej spływały po moich policzkach.

          — Oh, Ivette, Ivette. Wyglądasz tak niewinnie, a jesteś taka niebezpieczna — obszedł mnie wokoło, uważnie oglądając.

          — Przestań!

          — Tylko czekać, aż kogoś zabijesz — warknął i rzucił się na mnie z kłami.

          Z mojego gardła wydobył się krzyk przerażenia, a moje oczy szybko się otworzyły, gdy zerwałam się z łóżka.

          — Ivette? — moje drzwi szeroko się otworzyły, a do mojego pokoju wbiegli moi rodzice i Allison.

          Podniosłam na nich wzrok, lecz szybko zwróciłam wzrok ku mojemu ciału, szukając jakichkolwiek śladów krwi.

          — Iv! O, mój Boże! — wykrzyknęła moja siostra i szybko do mnie podbiegł, dotykając mojej szyi.

          — Alli? Co się stało? — zapytałam lekko spanikowana.

          — Masz podrapane całe gardło — powiedział moja mama, siadając obok mnie.

          Mój tata wziął niewielkie lusterko z mojego biurka i obrócił je w moją stronę, ukazując zadrapania na szyi, z niektórych leciała nawet lekko krew.

          — To ja to sobie zrobiłam? — szepnęłam.

          — Co ci się śniło? — zapytała moja mama, oglądając mnie uważnie. Spojrzałam kątem oka na Allison i ponownie zwróciłam wzrok ku rodzicom.

          — Nie pamiętam.














          Mozolnie szłam obok Allison i Lydii w stronę szkoły, próbując nie zasnąć na stojąco. Poprzednia noc nie należała do najlepszych i coś czuję, że kolejna też nie będzie do nich należała. Po tym co się stało w nocy, nie ma opcji, że zasnęłabym ponownie z wiedzą, że mogę siebie sama zabić. A co do moich zadrapań, golf bardzo ładnie tuszuje strupy, które zaczęły pojawiać się już parę godzin po incydencie.

          — Naprawdę nic nie pamiętasz? — głos Allison wyrwał mnie z zamyśleń, gdy wchodziłyśmy po schodach do szkoły.

          — Nazywają to fugą dysocjacyjną — powiedziała Lydia, poprawiając w rękach ramoneskę, którą ściągnęła chwilę wcześniej. — Innymi słowy, nie wiedzą, dlaczego biegałam przez dwa dni goła po lesie — sarknęła i przystanęła na ostatnim schodku. — Ale osobiście mam to gdzieś. Schudłam cztery kilo — uśmiechnęła się, a ja z Allison delikatnie się zaśmiałyśmy.

          — Jesteś gotowa? — zapytałam, patrząc na nią uważnie,

          — Przestań. Moja ciotka przynajmniej nie jest zabójczynią — powiedziała i obróciła się z machnięciem włosami w stronę wejścia do szkoły.

          Spojrzałam na Allison, która wydawała się dokładnie tak samo zdezorientowana tym komentarzem jak ja, lecz pokręciłam głową z lekkim uśmiechem, lekko uderzając ją łokciem w przedramię. Allison otrząsnęła się i odwzajemniła uśmiech, który jej posyłałam, łapiąc mnie za rękę i ciągnąć do wejścia szkoły, które Lydia zdążyła już otworzyć. Weszłam powoli z Allison za Lydią, która zatrzymała się, gdy każdy wzrok zwrócił się ku niej.

          Po moich plecach przebiegł dreszcz, przypominając mi o moim pierwszym dniu po całym tym wypadku na balu. Wszyscy uczniowie, którzy byli w naszym pobliżu zatrzymali się i głupio patrzyli się na Lydię, która wydawała się czuć niesamowicie niekomfortowo, mimo że była przyzwyczajona do tego, że większość uczniów wiecznie na nią patrzy. Tylko, że tym razem to nie był ani wzrok adoracji, ani wzrok zazdrości. To było spojrzenie jakby Lydia była kompletną wariatką, to był ten sam wzrok, którym ludzie obdarzali mnie i Allison przez ostatnie parę dni.

          Przystanęłam razem z Allison po bokach Lydii, również czując się niesamowicie niekomfortowo pod wpływem wszystkich wzroków. Spojrzałam na Lydię, która mocno zaciskała usta w cienką linię i miała szeroko otwarte oczy.

          — Może chodzi o te cztery kilo — zbliżyłam się delikatnie do niej i szepnęłam.

          Lydia ostatni raz spojrzała na pożerających ją wzrokiem uczniów i machnęła włosami, by z uniesioną głową pójść do przodu, a ja razem z Allison za nią.














          — Nie wiem, po tym się obudziłam — powiedziałam, zaglądając przez szafki biblioteki.

          — Nic więcej się nie stało? — zapytał Scott, udając, że zagląda do książki.

          — Nie, pierwszy raz pamiętam tak dobrze ze szczegółami koszmar — westchnęłam, biorąc jakiś słownik do ręki.

          — Może to nie był koszmar? — zapytał Stiles, który stał obok Scotta.

          — Masz na myśli, że to przepowiednia? — uniosłam brew, uciszając się, gdy koło mnie stanął jakiś chłopak.

          — I tak, i nie — westchnął Stiles, opierając się lekko o szafki. — Kate już nie żyje, więc była wspomnieniem, a Peter mówił o twoim "gatunku" — uniósł dwie dłonie w górę, robiąc cudzysłów w powietrzu.

          — Peter też nie żyje — zauważył Scott.

          — A ty nigdy nikogo nie zabiłaś — zwrócił się do mnie Stiles. — Prawda?

          — Trzy dni temu niechcący zabiłam motyla — powiedziałam. Spojrzałam na Stilesa, który patrzył na mnie z politowaniem. — Naprawdę nie chciałam!

          Scott pokręcił głową ze śmiechem i spojrzał na Stilesa, który niesamowicie się nad czymś zastanawiał.

          Po tym jak obudziłam się z krzykiem a moi rodzice poszli ponownie spać, Allison została u mnie w pokoju i opowiedziałam jej cały koszmar. Próbowałyśmy rozwiązać o co chodziło Peterowi z moim byciem niezwykle groźną i niebezpieczną, lecz nic nam nie przychodziło do głowy. Przeszukałyśmy chyba cały internet w poszukiwaniu jakiś niebezpiecznych stworzeń, które pasują do moich "objawów", lecz dalej nic.

          Dlatego też ukrywam się teraz w bibliotece z chłopakami, żeby wymyślić co może się ze mną dziać.

          — Musimy przeszukać internet — powiedział Stiles, unosząc na mnie wzrok.

          — Odpada. Całą noc spędziłam z Allison na szukaniu, co się ze mną dzieje. Nic, ani jednej wskazówki — mruknęłam i oparłam czoło o jedną z półek.

          — Może coś przeoczyłyście? — zapytał Scott.

          — Może, nie wiem — westchnęłam.

          — Będziemy szukać — powiedział Scott. — Wszystko co wpadnie nam w ręce, jakakolwiek wskazówka, od razu dzwonimy do siebie — spojrzał na nas, a ja razem ze Stilesem przytaknęliśmy głową.

          — Muszę iść, mamy za chwilę ekonomię, a nikt nie może nas zobaczyć — powiedziałam. — Widzimy się później!

         Miałam wychodzić zza szafek, gdy silna ręka wciągnęła mnie ponownie. Obróciłam się i uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam Stilesa, który pochylił się i złożył szybkiego całusa na moich ustach.

          — Uważaj na siebie — szepnął, patrząc mi uważnie w oczy.

          — Zawsze na siebie uważam — powiedziałam i ostatni raz pocałowałam Stilesa przed wyjściem z biblioteki.














          — Znalazłaś cokolwiek? — zapytałam, wyciągając dwa kubki z szafki w kuchni.

          — Nie — mruknęła Allison, która siedziała na wyspie kuchennej z laptopem, kolejny raz przeszukując internet.

          Niefortunnie, podczas jednej z lekcji, miałam dziwną "wizję". Może nie do końca wizję, bardziej uczucie z przewijającym się obrazkiem w mojej głowie. Był w nim Isaac Lahey, chłopak, który siedzi ze mną na chemii. Lecz problem tkwi w tym, że nie mam bladego pojęcia jakie to było dokładnie uczucie, nie czułam, czy to mu się coś stanie, czy to on zrobi coś komu. Nic. Puste uczucie z jednym cholernym obrazkiem Isaaca.

          Później, gdy rozmawiałam przez telefon z Stilesem, powiedział mi, że Scott wyczuł nowego wilkołaka w drużynie lacrosse. I to właśnie tym nowym wilkołakiem był Isaac, który został zabrany na komisariat, bo jego tata został zamordowany, a jako że znęcał się on nad Isaaciem, nastolatek był pierwszym podejrzanym i mogą go przetrzymać w celi do 24 godzin.

          To nie byłby aż tak duży problem, gdyby dzisiaj nie było pełni. No właśnie, pełnia. Pierwsza po moim ugryzieniu i szczerze mówiąc, jestem tym przerażona. Narazie nic nie czułam, wszystko było dokładnie tak samo jak wcześniej. Byłam spokojna, nie zmieniałam się w żadnego potwora, ani nie wyłam do księżyca, biegając półnago po lesie, jak Scott przy swojej pierwszej pełni. A przynajmniej, jak narazie nie.

          — Nigdy nie dowiemy się co się ze mną dzieje — westchnęłam i położyłam przed Allison herbatę, która zdążyła się już zaparzyć.

          — Przynajmniej wiemy, że nie jesteś wilkołakiem — uśmiechnęła się do mnie lekko.

          — Jakoś mnie to nie pociesza — zaśmiałam się słabo. — Poza tym, jeszcze do końca nie wiemy, może jestem jakąś inną odmianą.

          — To są jakieś inne odmiany? — zapytała się mnie Allison, unosząc wzrok znad laptopa. Wzruszyłam tylko ramionami, uśmiechając się słabo.

          — Zastanawiam się, jak sobie radzi teraz Lydia. Chociaż mam wrażenie, że nic się z nią nie dzieje.

          — Jeśli jest taka jak ty, prawdopodobnie — wzruszyła ramionami Allison.

          — Nie obchodzi mnie to, że zamknęli szesnastolatka — usłyszałam głos Gerarda i dźwięki ciężkich kroków.

          Spojrzałam na Allison, która wyprostowała się i przyłożyła palec do ust, dając mi znak, że mam się nie odzywać.

          — Obchodzi mnie, co się z nim stanie, gdy wzejdzie księżyc. Mamy jakiś dowód? — dokończył.

          — Zamierzasz go zabić? — odezwał się mój tata.

          — Zamierzam wyeliminować zagrożenie — wytłumaczył Gerard. — Mamy dowód? — powtórzył pytanie.

          — Z lekcji historii pamiętam, że ludobójstwo zawsze źle się kończyło — powiedział mój tata.

          — Mamy dowód, czy nie?

          — Nic ostatecznego. Ale coś mamy.

          Razem z Allison cicho i sprawnie podeszłyśmy do framugi, by lepiej słyszeć rozmowę naszego taty z Gerardem.

          — Drzwi od strony kierowcy zostały wyważone — wytłumaczył mój tata.

          — Wyważone? — Gerard uniósł wzrok, który zwrócił się od razu ku nam.

          — W zasadzie to wyrwane.

          Nasz tata dokończył a Gerard charknął lekko, wskazując na nas głową. Nasz tata obrócił się do nas i patrząc się na nas delikatnie, zamknął drzwi od gabinetu, w którym byli.

          Obydwie z westchnięciem oparłyśmy się w tym samym czasie, gdy z tego samego gabinetu wyszedł jeden z "podwładnych" Gerarda. Ja i Allison szybko się zerwałyśmy, czekając, gdy kroki będą dostatecznie blisko i ruszyłyśmy w bok, udając, że chcemy pójść do pokoju, w tym samym czasie spotykając się z mężczyzną w framudze.

          "Podwładny" Gerarda uśmiechnął się lekko i powiedział ciche "przepraszam", a ja razem z Allison odsunęłyśmy się, by dać mu miejsce do przejścia. Przyglądnęłam się mu i zobaczyłam, że ma na sobie ubranie zastępcy szeryfa.

          — Allison, Ivette — zawołał nasz tata.

          — Wejdźcie. Chcemy z wami porozmawiać — głos Gerarda rozniósł się echem po pomieszczeniu.

          — Uh, mieliśmy iść do Lydii się pouczyć, nie mamy teraz zbytnio czasu — skłamałam.

          — Właśnie o niej chcieliśmy z wami porozmawiać — wtrącił się nasz tata.

          Wciągnęłam powietrze i spojrzałam z Allison po sobie, powoli ruszając w stronę naszego taty i Gerarda.














          — Przepraszam, Harris dopiero co mnie wypuścił — głos Stilesa wybrzmiał z mojego telefonu, który leżał na biurku Allison na głośnomówiącym. — I dopiero odzyskałem telefon.

          — Musimy zacząć działać — odezwała się Allison, która nerwowo chodziła po swoim pokoju, gdy ja siedziałam na jej łóżku, bawiąc się swoimi palcami.

          — Wypytywali nas o Lydię, o ugryzienie przez Petera, a potem wyszedł od nich ten facet — powiedziałam, przenosząc się na krzesło od biurka.

          Byłam jeszcze lekko roztrzęsiona razem z Allison po całej tej rozmowie z tatą i Gerardem. To nie tak, że nas tam torturowali, ale trudno jest mi kłamać na temat tego co stało się tamtej nocy, gdy mam wrażenie, że wzrok Gerarda jest tak przeszywający, że wie po samym moim wyrazie twarzy, że kłamię i potrafi wyczytać z niego co się wtedy stało.

          Wypytywali nas, a raczej Gerard wypytywał nas co się dokładnie wtedy stało i musieliśmy trzymać się z Allison naszej ustalonej wersji razem z rodzicami. Po tym, powiedzieli nam, że mamy ją pilnować. Chyba jest to oczywiste, dlaczego.

          — Czekaj, jaki facet? — przerwał mi Stiles.

          — Wyglądał na zastępce szeryfa — wytłumaczyłam.

          — Wysłali go na komisariat po Isaaca — westchnął Stiles.

          — Miał też przy sobie pudełko, na którym było coś wyryte — wtrąciła Allison, podchodząc do mnie.

          — Co takiego?

          — Czekaj, widzieliśmy to w jednej z tych książek — powiedziałam i zaczęłam przewracać strony w poszukiwaniu obrazka. — Stiles — zaczęłam, gdy znalazłam rycinę.

          — Hm?

          — To jest tojad — wysapałam.

          — Co to oznacza? — zapytała Allison.

           — Że go zabiją — powiedział Stiles.














          — Stiles! — zawołałam, gdy szybko wysiadłam z samochodu Allison, która od razu ruszyła do domu Isaaca, gdzie był Scott i zobaczyłam go razem z Derekiem, wchodzących na posterunek.

          Zdecydowanie muszę w końcu zdać prawo jazdy i zafundować sobie własny samochód.

          — Ivette? Co ty tu robisz? — zapytał się mnie, gdy do nich podbiegłam.

          — Przyjechałam pomóc w odbijaniu Isaaca z celi — powiedziałam. — Nie, nie wiedzą, że tu jestem — westchnęłam, gdy zobaczyłam wzrok Stilesa. — Powiedziałyśmy, że idziemy do Lydii się uczyć.

          — Okej, idziemy, czy usiądziemy sobie na ploteczki? — odezwał się zirytowany Derek.

          — Ktoś tu wstał lewą nogą — mruknęłam. — Jak macie zamiar przejść obok niej? — zapytałam i wskazałam na kobietę, która stała za recepcją.

          — Odwrócę jej uwagę — powiedział Derek.

          — Jak? — zaśmiałam się gorzko. — Uderzając ją w twarz?

          — Martwą ciszą — wtrącił Stiles. — To samo mu powiedziałem, Derek chce z nią porozmawiać, lecz słabo mu to idzie.

          — Od kiedy ty z kimkolwiek rozmawiasz? — zapytałam, gdy zbliżyliśmy się do wejścia.

          — Jeśli za chwilę obydwoje się nie zamkniecie, to wam rozkwaszę twarz, nie jej — warknął i wszedł na posterunek.

          — Dalej mnie przeraża — mruknęłam i obserwowałam jak Derek podchodzi do recepcji.

          — Dobry wieczór, jak mogę... panu pomóc? — zająkała się lekko kobieta, która wyszła z zaplecza i spojrzała na Dereka, który uśmiechał się do niej szeroko.

          Nigdy nie sądziłam, że zobaczę Dereka, który się uśmiecha.

          — Hej — wysapał.

          — Hej — odpowiedziała z uśmiechem recepcjonistka.

          — Uh, mam pytanie — zaczął Derek, a kątem oka zobaczyłam jak Stiles wywraca oczami. — Uh, przepraszam, jestem trochę zaskoczony. Nie spodziewałem się tu...

          — Kogo? Mnie? — zachichotała, a ja ze Stilesem powoli przeszliśmy obok recepcji, by nie zostać zauważonym.

          — Miałem powiedzieć kogoś tak pięknego. Aż mnie zamurowało — usłyszałam głos Dereka i tym razem to ja wywróciłam oczami na jego banalność, na którą jakimś cudem poleciała policjantka.

          — Stiles, pośpiesz się — powiedziałam, pilnując drzwi.

          — Ivette, mamy problem — odezwał się Stiles. — Nie ma klucza.

          — Co? — obróciłam się, by zobaczyć, że metalowe pudełeczko jest kompletnie puste. — Cholera.

          Stiles złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę korytarzy prowadzących do cel. Gdy tylko wyszliśmy z pomieszczenia, wpadliśmy na tego samego faceta, a raczej "podwładnego" Gerarda, który wyszedł niedawno z mojego domu.

          — Uh, ja tylko szukam... um... — Stiles przerwał i spojrzał w dół na nogę faceta, który miał coś w nią wbite, przez co krwawiła. — O, cholera — sapnął Stiles i pociągnął mnie, by uciekać, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić, facet złapał go i zakrył jego usta, drugą, w której trzymał strzykawkę z tojadem, przyłożył do jego gardła.

          — Ty — wskazał na mnie — za mną. I nie krzycz, bo ta igła wyląduje w szyi twojego chłoptasia.

          Przytaknęłam szybko głową i przełknęłam głośno ślinę, idąc nerwowo krokami faceta, który trzymał szarpiącego się Stilesa. Przy samym końcu korytarza, gdy zbliżaliśmy się już do celi, w której był Isaac, Stiles zaczął sięgać jedną rękę do ściany, więc skierowałam tam wzrok, by zobaczyć, że chce on włączyć alarm. Spojrzałam na faceta, który bardziej skupiał się na trzymaniu Stilesa i szybko podbiegłam do ściany, pociągając za alarm, który od razu rozbrzmiał po posterunku.

          Mężczyzna mało się tym przejął i do końca przeciągnął Stilesa do pomieszczenia z celami, rzucając go na podłogę. Od razu uklęknęłam obok Stilesa, pomagając mu się podnieść. Podniosłam wzrok na cele, by zobaczyć, że wszystkie miały wyważone kraty, a Isaaca nie było w żadnej z nich. Gdy miałam się podnosić i podejść do jednej z cel, nagle na mężczyznę rzucił się Isaac, który wyrósł z nikąd. Stiles przyciągnął mnie do siebie i poprowadził nas na kolanach za jedną z drewnianych szafek, która była najbliżej nas, chowając się za nią.

          W tym samym czasie, w którym Isaac nokautował "podwładnego" Gerarda, do pomieszczenia wszedł Derek, który razem z nami przyglądał się jak facet zjeżdża nieprzytomny po ścianie, a Isaac obraca się w stronę moją i Stilesa, patrząc na nas złowrogo. Gdy dopiero praktykujący wilkołak miał się na nas rzucać, przed nami stanął Derek i ryknął głośno na Laheya, który od razu przemienił się ponownie w człowieka i usiadł na podłodze, kuląc przy jednej ze ścian.

          — Jak to zrobiłeś? — wysapał przerażony Stiles, który mocno trzymał mnie przy swoim boku.

          — Jestem Alfą — powiedział Derek, a ja spojrzałam na Isaaca, z którego lał się pot, a on sam był niesamowicie przerażony.

          — Twoim będę Alfą — mruknęłam po chwili ciszy i uśmiechnęłam się, gdy usłyszałam chichot Stilesa.

          Spojrzałam na Dereka, który patrzył się na mnie i na Stilesa jak na kompletnych idiotów.

          — Ty też nie oglądałeś Gwiezdnych Wojen?! — oburzył się Stiles.

          Po paru minutach, Derek zabrał Isaaca ze sobą, a ja ze Stilesem zostaliśmy w pomieszczeniu razem z nieprzytomnym mężczyzną.

          W pewnym momencie alarm wyłączył się, a w framudze stanął szeryf razem z trzema innymi mężczyznami. Zacisnęłam usta w wąską linię i stanęłam bliżej Stilesa, czując się niesamowicie niezręcznie. I prawdopodobnie nie tylko ja, bo Stiles również rozglądał się po celi, niezręcznie przenosząc wzrok na swojego tatę.

          — Uh, to on to zrobił — powiedział Stiles i wskazał na nieprzytomnego mężczyznę jak pięciolatek, który nie chce przyznać się do winy.




A więc kolejny rozdział, spóźniony prezent na Dzień Dziecka!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, dajcie mi znać ;D

Do napisania!

━━━━━━ argentivette
Oliwka.

realized: 01.06.20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro