Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

dzień wcześniej, szpital Severance 


Jimin został w toalecie sam. Taehyung wybiegł zabrać rzeczy Jungkooka z Parkowego mieszkania, a Jin chciał porozmawiać z lekarzami. Tylko on nie wiedział co ze sobą począć. Bał się usłyszeć wyników. Lękał się ujrzeć nieprzytomne, zbite oblicze Jeona. 

Drżał, podpierając się o blat. Ten kawałek płyty utrzymywał go w pozycji pionowej. Ciągle czuł przerażenie, kiedy usłyszał wrzask bruneta na korytarzu. 

Dziękował bogu lub bóstwom, jeśli jakiekolwiek istniały, że wyszedł wcześniej z pokoju. Gdyby nie to, nie mógłby zareagować. Nie zdążyłby go uratować. Jimin westchnął. Jakby nie zaczął dzwonić do Seokjina w tamtym momencie, Jungkook już by nie żył, z resztą, on też nie. 

Pożeracz po niego przyszedł, ale powstrzymał go policjant. Park zdążył zobaczyć jedynie szerokie ramiona, które widywał w koszmarach. Wzdrygnął się mimowolnie. A potem przeciwnika spłoszył Tae, który wybiegł z windy. 

Jimin zaczął ponownie obmywać twarz wodą. Czuł jak grunt osuwa mu się spod nóg. Spokój nad którym pracował przez te lata, zniknął. Zniknęło chłodne opanowanie, które dostarczyła mu adrenalina płynąca w żyłach. Popchnęła go ona do czegoś, co miał kiedyś wykonywać zawodowo. Ratowania życia. 

Park wiedział co robić. Uczył się o tym. Mimo, że piekły go wtedy powstrzymywane łzy, nie pozwolił im spłynąć. Musiał ocalić osobę, która tyle dla niego zrobiła. Opiekowała się nim. Nawet zawiązała relację, której by się nie spodziewał. Wyparli się jej, a jak mieli zareagować? Zażenowani, niepewni, nieświadomi tego, co zaczęło się rodzić w ich sercach. 

Jimin był już pewien. Wstrząs, który poczuł, nie równał się z niczym co dotychczas przeżył. Widok ukochanej osoby, która cierpi, krwawi, umiera. 

Spojrzał na swoje, dłonie już czyste. Ciepła posoka, wylewająca się z Jungkooka, a on próbował ją zatamować. Nie pozwolić jej wypłukiwać z ciała życie, tak dla niego drogocenne. 
Blondyn usiadł, chowając ponownie twarz w dłoniach. Musiał być teraz silny, ale zmartwienie go zabijało.

- Hej, wszystko w porządku?- spytał ktoś, kucając koło niego. Chłopak nie usłyszał jak ktoś wchodzi.- Oczywiście, że nie. Przepraszam...

Jimin zerknął znad palców na mężczyznę obok. Musiał być to ktoś poważany, wskazywał na to drogi garnitur i schludność, która wręcz od niego biła. Blondyn kiwnął głową, mając nadzieję, że facet zostawi go w spokoju. Niestety jego modły nie zostały wysłuchane, bogowie musieli się obrazić za jego ateizm. 

- Wstań z tej podłogi.- Obcy chwycił go pod ramiona i podniósł. Park znowu poczuł się  jak małe dziecko.- Od razu lepiej. Wystraszyłem się, widząc skuloną sylwetkę w ciemnym kącie pomieszczenia. Już myślałem, że to duch.

- Duchy nie istnieją- wyszeptał mniejszy. Skoro już naraził się na gniew bóstw, to po co będzie się z tego wycofywał. 

 - To może zombie? Wyglądałeś jak co najmniej tygodniowy trup.- Mężczyzna ułożył usta w dzióbek. Jimin zamrugał zaskoczony i oburzony jednocześnie, przecież mył się dzisiaj. Jednak dyskretnie powąchał kołnierz golfu. No może trochę śmierdział krwią. Zerknął na materiał i miał ochotę palnąć się w głowę. Cały przód swetra z rękawami poryty był zaschniętą juchą. 

- Powinienem się przebrać.- Skrzywił się blondyn.

- Myślę, Park Jiminie, że byłoby to jak najbardziej wskazane- odparł czarnowłosy, poprawiając spinkę przy mankiecie.- Nie chciałbym przesłuchiwać cię, kiedy jesteś w takim, a nie innym stanie.

Jimin spiął się i spojrzał uważniej na niego. Facet uśmiechnął się jakby był tu przypadkiem. 

- Kim jesteś?

- Prokurator Jung Hoseok. Prowadzę śledztwo dotyczące Pożeracza- przedstawił się brunet.

Park ukłonił się delikatnie przed prawnikiem, czując jak żołądek mu się ściska ze strachu. Zerknął lękliwie na wyższego. 

- Dzisiaj? 

Hoseok przekrzywił na bok głowę, a jego  spojrzenie było poważne. W oczach nie błyszczały już iskierki rozbawienia, jak przed chwilą. 

- Jimin, bądźmy ze sobą szczerzy. Chcę powiedzieć coś nieoficjalnie i mam nadzieję, że zostanie to tylko między nami.- Jung wyciągnął paczkę papierosów i wskazał kciukiem na drzwi za nim.- Wyjdziemy na zewnątrz? 



Jimin przymknął oczy, czując na swojej skórze ciepły podmuch wiatru. Zbliżało się lato. Dni wydłużały się przyjemnie, a ludzie rezygnowali coraz częściej z wierzchnich ubrań. Prokurator koło niego zapalił peta i spojrzał na niego ze smutnym uśmiechem. 

- Co chciałeś mi powiedzieć?

- Trzy lata temu zostałeś przesłuchany przez kogoś z dochodzeniówki, prawda?- zapytał czarnowłosy, wypuszczając z pomiędzy warg gęsty dym.- Przykro mi, że tak cię potraktowano.

- Ja... Skąd niby wiesz jak mnie potraktowano?- Park poczuł się nieswojo.- Zwykłe procedury i tyle.
- Jimin. Byłem wtedy jeszcze na praktyce, kiedy mój senior, prowadzący przede mną tę sprawę, szalał w swoim gabinecie. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy to ujrzałem.- Mężczyzna zrobił pauzę na oddech.- To co nazwałeś procedurą, było naprawdę wykroczeniem, a nawet przestępstwem. 

- Dlaczego mi to mówisz? 

Nastała cisza, w której Hoseok ze spokojem wypalał papierosa. Blondyn zaczął się niepokoić tą przerwą. W końcu prokurator spojrzał na niego.

- Bo mi cię szkoda. Myślisz, że zrobię ci krzywdę? 

- Nie wiem.

Jung zaśmiał się i strzepnął popiół z papierosa. 

- Nie jestem potworem, Jimin. Chcę jednak rozwiązania tej sprawy jak najszybciej. Pragnę tego, tak samo jak ty.- Następna przerwa na zaciągnięcie się dymem.- Każdy z nas ma inny powód, dla którego chce to zakończyć. 

- Nie stwierdziłem, że uważam cię za niebezpiecznego- prychnął blondyn, marszcząc brwi.- Nie rozumiem, czemu chciałeś rozmawiać ze mną na osobności.

- Dowiedzieliby się, dlaczego Jungkook był wtedy pod twoim mieszkaniem- odparł prokurator, a kącik jego ust drgnął, jakby powstrzymywał się od uśmiechu.- Dlatego chcę, żebyś złożył zeznania mnie, a nie dochodzeniówce, z którą miałeś już do czynienia. 
- Nic mnie z Jeonem nie łączy.- Jimin schował dłonie w poplamionych rękawach golfu.- Nie wiem, skąd się znalazł pod moim mieszkaniem.

- To masz mi powiedzieć na przesłuchaniu, kiedy będziemy nagrywani. Dam ci radę, bo po to tu teraz jesteśmy.- Upuścił niedopałek i zgasił go podeszwą.- Dopóki nie zdobędę oficjalnych zeznań Jungkooka, ograniczcie swoje interakcje do przyjacielskich. Nie będę wymagał, abyście się unikali, bo wiem, że to ciężkie.

Jimin przełknął ciężko ślinę. Nie dowierzał własnym uszom. Mężczyzna, którego nie znał, przedstawiciel władzy sądowniczej, miał złamać prawo? 

- Dlaczego mi pomagasz? Przecież nie masz z tego zysku- palnął blondyn. 

- Ale miałbym więcej pracy z oskarżaniem tego chłopaka, co na pewno jest stratą mojego czasu. Jeśli się z tym źle czujesz, to weź to za przysługę, którą kiedyś spłacisz.- Hoseok wzruszył ramionami.- Chodźmy, najpierw wezmę od ciebie zeznania...


***


Jimin stanął przed salą, w której leżał Jungkook. Jin przyszedł przed chwilą z lekarzem, bo jak stwierdził, brunet się wybudził. Blondyn nie wiedział co zrobić, kiedy już tam wejdzie.  Zamierzał poważnie potraktować radę Junga. Nie chciał, aby Jeon miał przez niego większe problemy. Już i tak leżał pozszywany w szpitalu. 

Park przed oczami miał skulone ciało bruneta oraz rzucający się w oczy znak, taki sam jak jego. Potarł palcami miejsce na szyi, gdzie wyryte miał sławne "P" Pożeracza. Jungkook teraz też był tym naznaczony.

Jimin zaczął miętosić materiał na końcu rękawa bluzy, którą narzucił na siebie w domu, kiedy szybko się przebierał z zakrwawionego golfu. W jego gardle uformowała się kulka, której nie mógł przełknąć. 

Jak miał spojrzeć Jeonowi w twarz? Szczególnie po tym, gdy widział go umierającego? 

Westchnął kilka razy, próbując się wyciszyć. Serce biło mu niespokojnie w piersi, jakby chciało uciec. Bał się spojrzeć w oblicze, które kochał. Na osobę, która go uratowała i którą potem on ocalił. 

Jimin zacisnął mocno pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę. Da radę, przecież to nie była nieznajoma osoba. 

Wślizgnął się do pomieszczenia i jak najszybciej umknął w róg pomieszczenia. Park zadrżał. Czuł na sobie wzrok Jungkooka, ale nie mógł podnieść spojrzenia na niego. Bał się tego, co mogło się kryć w ciemnych tęczówkach Jeona. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro