my
Kilka dni zajęło mu ułożenie planu, który być może nie był doskonały, ale w końcu lepsze to niż nic. Zapisał go w swoim cudownym zeszycie, którego podpisał adekwatnymi do sytuacji słowami; heart attack, bo jak przecież wiadomo, zawsze mógł dostać cholernego zawału, przez te cudowne łodygi, które dzisiejszego dnia były niepokojąco spokojne. Jakby myślenie o Todorokim sprawiało, że się uspokajały. Bał się czy może Uraraka szepnęła przez przypadek o kilka słów za dużo, gdy Todoroki był przy niej, jednak w tym momencie to i tak nie miało znaczenia. Zapomniał już prawie, że wyznał mu już swoje uczucia, więc dziewczyna mogłaby nawet mu to powiedzieć. Zapewne dodałaby, że ten błagał by nie zdradzała Shoto jego tajemnicy. Nie byłby nawet na nią zły gdyby to zrobiła, w końcu była z nim kiedyś blisko, być może wręcz za blisko. Nie wiedząc czemu chwycił w dłonie telefon i wybrał odpowiedni numer. Gdy odebrała przywitał się i zapytał jak się czuję. — To miłe, że dzwonisz, akurat się przeziębiłam być może to przez to że ubrałam się nieodpowiednio podczas tamtej imprezy. — był zaskoczony, nie wiedząc co ma odpowiedzieć życzył jej jedynie powrotu do zdrowia i rozłączył się.
Nie chciał zamartwiać jej jeszcze bardziej. Musiał poradzić sobie z tym sam czy tego chciał czy nie. Postanowił, że wyjdzie zaczerpnąć świeżego powietrza w jednym z pobliskich parków. Przebrał się w luźne szare dresy i białą być może za dużą bluzkę. Zabrał ze sobą telefon, który włożył do jednej z przednich kieszeni i zbiegł po schodach na dół. Założył swoje ulubione czerwone buty i zamykając drzwi spokojnym krokiem udał się do parku.
Mijając znane budynki czuł się jak mały nic nie znaczący człowiek. Wyglądał może i inaczej, ale przeznaczenie łączyło go z innymi sprawiając, że pozostawał w jakimś stopniu w szarości. Jednych pochłaniała bardziej, innych zaś mniej, sam nie wiedział do której z grup należy, ale nie przejmował się tym. Miał w końcu ważniejsze rzeczy na głowie, niż to czy jest wyjątkowy. Widząc przed sobą panoramę parku, mimowolnie na jego ustach pojawił się mały uśmiech. Uwielbiał bowiem ciszę, którą mógł tu odnaleźć. Jednak, gdy spostrzegł szpiczaste wręcz blond włosy, które wystawały znad jego ulubionej ławki prawie się zląkł. Wiedział do kogo należała burza włosów, a mimo to udał się w stronę niegdyś jego miejsca. Usiadł na drewnianej ławce mówiąc ciche "cześć". Nie patrzył na blondyna nie chcąc go zdenerwować, w końcu nie miał ku temu żadnego powodu. Zdziwił się, gdy uzyskał odpowiedz na jego powitanie. Z uniesionymi brwiami spojrzał na Bakugou, który wyglądał jakby miał zaraz odlecieć.
Przełykając ślinę odważył się na rozpoczęcie z nim jakiejkolwiek konwersacji.
— Więc... Jak leci? — nie spodziewał się, że będzie dla niego miły. Po prostu nie mógł patrzeć na niego w takim stanie. Coś tu nie pasowało i zamierzał się dowiedzieć co. Usłyszał prychnięcie, a zaraz potem słaby głos.
— Bywało lepiej... Teraz jest chujowo. — pokiwał głową, a myśli zaczęły krążyć wokół zastanawiając się co mogło się stać. Nie zauważył nawet zirytowanego spojrzenia blondyna, który nie wytrzymując niedelikatnie uderzył go w plecy.
— Przestań tyle myśleć, wkurwiasz mnie. — westchnął i przejechał dłonią po włosach.
— Kirishima nie żyje... To dlatego tak się czuje. — odchylił głowę nawet nie patrząc na twarz drugiego. Wiedział, że zapewne był zszokowany mimo, iż Uraraka już na pewno o tym wspominała. Nie zdziwiłby się, gdyby tamten po prostu o tym zapomniał, zapewne miał inne sprawy na głowie.
Usta Izuku otwierały się i zamykały na zmianę. Nie wiedział co mógłby stosownego powiedzieć czy może o coś zapytać albo podeprzeć słowem jakoś chłopaka. Udało mu się wydusić jedynie;
— Jak to się stało? — widział jak Bakugou odwraca się w jego stronę. Patrzył na niego, a jednak jego wzrok był jakby gdzieś indziej.
— Zabił się... Po prostu się zabił. — wypowiedział te słowa niemal szeptem i gdyby nie cisza jaka panowała wtedy w parku Midoriya nie usłyszałby żadnego słowa. Kiedy piegowaty miał zamiar się odezwać, zaczął znowu mówić.
— Nie mógł się pogodzić z tym, że go nie kocham... Nie umiał, ja też nie umiałem. — przestał mówić, gdy głos mu się załamał.
Zażenowany oparł łokcie na kolanach i schował twarz w dłonie. Nie chciał okazywać słabości, jednak nie potrafił tak dłużej.
— Nienawidzę siebie za to, że mówię to właśnie tobie... — znów przerwał, odchylił głowę i wziął głęboki wdech. — Kochałem go okej? Nie mogłem po prostu tego zaakceptować i kilka lat wcześniej po prostu wyciąłem te cholerne chwasty z płuc. — kilka łez spłynęło po jego policzkach, jednak nawet tego nie zauważył. — Cholera jasna gdybym wiedział kilka lat wcześniej, że to on będzie mi przeznaczony w życiu bym tego nie zrobił. Ja pierdole... — wstał nagle z ławki na co Midoriya prawie podskoczył, podszedł do najbliższego drzewa i zaczął uderzać w nie pieśćmi.
Izuku nie sądził nigdy, że zobaczy kiedyś zrujnowanego emocjami Kacchana. Być może bał się go w tym momencie, ale nie mógł pozwolić by ten niszczył sobie skórę na dłoniach, więc nie patrząc na nic podbiegł do niego i próbował odciągnąć od wykonywanej czynności. Za pierwszym razem odtrącił go przez co wylądował na wypalonej trawie, jednak szybko się podniósł i lekko zdenerwowany pomógł sobie przy pomocy daru. Ponowił próbę odciągnięcia go i na szczęście tym razem mu się udało. Chwycił go za pas i pociągnął do siebie, być może za mocno, ponieważ wpadli pokryty liśćmi chodnik.
Izuku trzymał chłopaka cały czas w by ten nie wyrwał się co było dość trudne biorąc pod uwagę, że Katsuki cały czas się wiercił. Po kilku minutach jednak się uspokoił. Nie wiadomo dlaczego położył dłoń na przedramieniu niższego i delikatnie ścisnął jakby chcąc się upewnić czy to dzieje się naprawdę.
— Todoroki jest twoim przeznaczonym prawda? — zachłysnął się powietrzem. Chciał się wymigać od odpowiedzi, jednak chłopak kontynuował. — Zachowujecie się jak dwójka szczeniaków i te ukradkowe spojrzenia. Wkurwia mnie to, bo zamiast coś z tym robić cierpicie i nie tylko ja to widzę. — przerwał na chwilę swój monolog by wziąć głęboki wdech.
— Wiesz, że Uraraka ostatnio płakała? Siedziała jak idiotka na ławce myśląc, że nikt jej nie zauważy. Nie wiem o czym gadaliście, ale to zapewne przez ciebie.
Nie mógł w to uwierzyć jednocześnie wiedząc, że Bakugou nie kłamie. Nie miał nawet do tego powodu, po prostu był zszokowany. Aż tak bardzo pogrążył się w swojej rozpaczy, że zapomniał o innych?
Niespodziewanie wstał z ziemi i podał rękę swojemu znajomemu. Nie był zdziwiony, że jej nie przyjął; wręcz ją odtrącił, jednak nie zamierzał się poddać. Kucnął przed blondynem i położył dłoń na jego ramieniu. — Daj sobie pomóc Kacchan... proszę daj sobie pomóc. — wiedział, że było to żałosne, jednak nie chciał zostawiać go samego, nie po tym, kiedy się przed nim otworzył. Jednak ten, ponownie go odtrącił strzepując dłoń z jego ramienia. Podniósł się i ku zdziwieniu Izuku, podał mu dłoń. Zdezorientowany spojrzał na niego, jednak twarz Katsukiego odwrócona była w innym kierunku. Niepewnie ją chwycił i podniósł się. O dziwo nie puścili swych dłoni ani Katsuki, ani Izuku, jakby ten miły fragment z ich życia chciał być przedłużony o chociażby sekundę.
— Nie wyobrażaj sobie za wiele, dalej cię nienawidzę. — blondyn spojrzał w oczy swojego byłego wroga i westchnął. Wiedział, że ten dalej się go boi choć może w mniejszym stopniu, ale nic nie mógł na to poradzić, w końcu dalej za nim nie przepadał.
— Dam ci mała radę okej? Tylko słuchaj uważnie bo nie będę się powtarzać. — westchnął wymawiając ciche przekleństwo pod nosem i ponownie odwrócił głowę.
— Postaraj się po prostu żeby ten kmiot się w tobie zakochał okej? Nie chce tracić kolejnych osób w swoim otoczeniu z powodu tego cholernego choróbska. — i nie czekając na odpowiedź Midoriyi puścił jego rękę, i ruszył w stronę wyjścia z parku. Nie spodziewał się, że okaże jakiekolwiek emocje dzisiejszego dnia, ale nie żałuje tego; o dziwo.
Bakugou Katsuki nie żałował podzielenia się uczuciami z jego byłym już wrogiem Midoriyą Izuku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro