Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

heart

Nigdy by nie przypuszczał, że rozmowa z Kacchanem tak mu pomoże. Chciał wierzyć w jego słowa, chodź nie potrafił, nie mógł pozwolić na to by ta rozmowa poszła w zapomnienie. To był przełomowy moment w ich kruchej znajomości i musiał się z tym liczyć. Było mu szkoda blondyna bo wiedział, że gdyby mógł, zostawiłby te cholerne kwiaty na swoim miejscu, jednak czasu niestety nie można było cofnąć.

W tym niesprawiedliwym świecie, każdy miał w sobie malutki pąk kwiatu, w zależności od tego jak potoczyło się życie miłosne tej osoby, kwiat rósł bądź w ogóle nie zdradzał swojej tożsamości. Niewiedząc dlaczego, przypomniały mu się słowa Shinso, które kiedyś skierował w jego stronę mówił, że widzi pąki, że wie jak kwitną. Gdy wchodził w umysł osób mógł je zobaczyć i Midoriya oddałby dużo by również to zobaczyć, ale nie mógł. Musiał żyć z świadomością, że Todoroki może go nie kochać. Nie mógł się jednak poddawać, musiał zawalczyć o ich życie.

Sam nie wiedział dlaczego zaczął kierować się w stronę kawiarni w której pracował Kaminari — jego dawny przyjaciel. Uśmiechnął się na samą myśl, gdy przypomniał sobie jak nieświadomie, że to jego bratnia dusza, wylał kawę na koszulę Shinso, ponieważ ten denerwował go o ćwierć za dużo. Uważał to za zabawny zbieg okoliczności, szczególnie że teraz Hitoshi często śmiał się przez to ze swojego chłopaka i przytaczał te historię również uważając ją za "ciekawy zbieg okoliczności".

Zazdrościł im takiego życia, chociaż wiedział, że nie było kolorowe, nie kiedy Kaminari prawie się udusił. Przez swoją nieuwagę prawie uderzyłby w szklane drzwi, które prowadziły do kawiarnii. Pociągnął za specjalny uchwyt, a dźwięk dzwoneczka rozniósł się po pomieszczeniu. W pomieszczeniu nie było za dużo ludzi, z czego Midoriya się cieszył; w końcu nienawidził tłumów. Wziął nawet ze sobą książkę by nie być aż tak samotnym. Ostatnio w ogóle nie miał czasu na ich czytanie, co było wręcz przykre patrząc na to, że w liceum czytał przeszło dziesięć książek w semestrze. Westchnął i podszedł do lady, zamówił swoją ulubioną latte i wdał się w krótka rozmowę z Kaminarim.

Jednym z pierwszych pytań jakie padło podczas konwersacji było czy ma już swoją bratnia duszę. Opowiedział na to w skrócie wymawiając swoją już nie taka tajemnicę, a kiedy blondyn z uśmiechem podał mu kawę, zabrał ją i udał się do jednego z bardziej ukrytych stolików. Denki zaś nie był zadowolony z przebiegu rozmowy. Nie czuł się dobrze z faktem, że Midoriya wydaje się taki smutny i jest w takim stanie. Przecież sam to przeżył, sam wie jak to jest, gdy osoba która kochasz odtrąca cię i depcze twe serce wiedząc że możesz umrzeć. Jednak udało mu się rozkochać w sobie tego fioletowowłosego idiotę, który do dziś nie powiedział mu że tak naprawdę kochał go cały czas. Oboje poznają się na nowo i cieszą się z tego, nie wiedząc jak cholerne mają szczęście. Przecież Kaminari mógł wtedy umrzeć na tej chłodnej szkolnej posadzce na której zaczął pluć krwią wymieszaną z małymi zabarwionym na czerwono płatkami stokrotek. Tak małe, a wyrządzające tak wielki ból. Nie wiedział wtedy jakim cudem korzenie odpuściły, słyszał jedynie jakieś przytłumione krzyki i głos który od niedawna codziennie wita go rano. Słyszał jedynie marne, być może na tamten moment nie umieraj bo cię kocham. Jednak właśnie przez te marne i dość proste słowa żył dalej. Nigdy nie sadził, że zawita na pograniczu życia, widząc z oddali mrok śmierci, który chciał zagarnąć dla siebie jego ciało. Pamiętał ten pełen krwi pocałunek, którym uraczył go Hitoshi, który o dziwo podziałał.

Oderwał się od swoich myśli, gdy ujrzał przed sobą twarz Izuku.
— Wiesz... Chciałem się pożegnać... Mam nadzieję, że kiedyś pokażesz mi się z Shinso razem. — pokiwał głową krzycząc za nim do zobaczenia, co na szczęście nie przeszkodziło innym klientom w kosztowaniu wybornego napoju jakim była kawa.

Wychodząc z kawiarnii czuł się jakby pewniejszy siebie. Coś podobnego do adrenaliny płynęło w jego żyłach i wręcz kazało udać się do domu Todorokiego. Chciał wiedzieć, musiał wiedzieć czy ten czuje coś do niego. Nie mógł tak tego zaprzepaścić, wieloletnia przyjaźń została wystawiona na próbę przez parę słów na które odwagę zdobył się kilka tygodni temu. Przechodząc przez główną ulice poczuł się źle i nie chodziło tutaj o odpuszczenie planu. Chodziło jakby o coś więcej. Przeszedł przez pasy dość bezpiecznie, jednak powoli, wręcz ślimaczym tempem. Obraz, który widział przed sobą był rozmazany, potarł więc oczy mając nadzieję, że to pomoże chociaż na chwilę, by później znów widzieć potrójnie. Czuł jak zbiera mu się na wymioty, jednak zignorował to i kroczył przed siebie do tak niegdyś znanego mu miejsca. Skręcając w jedną z mniej znanych ludziom uliczek musiał podeprzeć się ściany jednego z budynków. Poczuł ból, cholernie mocny ból w klatce piersiowej jak i poniżej. Czuł kolce przebijające się przez jakaś tkankę jego mięśni. Rozglądając się za jakakolwiek pomocą zaczął szlochać. Bał się swojego losu, nie chciał bowiem umierać, gdy był już tak blisko celu. Nie mógł teraz umrzeć.

Odepchnął się od budynku i wręcz pędząc w stronę domu jego ukochanego zaczął pluć krwią. Zatrzymał się niedaleko, być może marne siedemset metrów dzieliło go od celu. Próbował zatamować krwawienie przykładając do ust dłoń, jednak gdy tylko odsunął ją od twarzy przeraził się. Szkarłatna krew spływająca po jego dłoni i zwinięte płatki maku znajdowały się na pokrytej bliznami ręce. Ogarnął nim jeszcze większy szloch niż kilka minut temu i ponownie zerwał się do biegu. Gdy był już przed domem ukochanego zadzwonił dzwonkiem wręcz marząc by ktoś mu otworzył. Chciał krzyczeć, jednak nie mógł, jego płuca były jakby ściśnięte, a gardło tak suche, że nie dał by rady. Otworzyła mu zdezorientowana siostra Shoto, która gdy zobaczyła stan Izuku zaczęła krzyczeć. Szybko podbiegła do niego i niemal chwytając go w ostatnim momencie błagała by nie umierał, a Midoriya miał wielką nadzieję, że widok przerażonych dwukolorowych tęczówek jego ukochanego nie był snem.

A czerwone płatki maku, które niegdyś kochał spadały na równy chodnik okryte szkarłatną krwią.

the end.






a/n
soo dziękuję za przeczytanie tej historii!
wiem, że zmieniłam trochę au, ale jednak myślę że nie wyszło tak źle,
and włożyłam w to ff kawałek swojego serduszka i mam nadzieję, że wam się spodobało.
do zobaczenia w innych opowiadaniach!
and plz tell me czy wgl się podobało >.<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro