Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7


-Newt?- Żeński głos wołał chłopaka, pochylonego nad swoim notatnikiem, gdzie nieporadnie próbował naszkicować stworzenie przed nim. Szatyn zerknął na drzwi do zapomnianego przez woźnego schowka na miotły. Black wślizgnęła się do środka, zauważając Puchona przy okienku. Grube mury Hogwartu zatrzymały błogosławiony chłód, jednak uchylona okiennica zdradzała, że uczniowi nie przeszkadzało wpadające ciepło, kuszące, aby opuścić resztę zajęć.

Platynowłosa z podekscytowaniem podeszła do Scamandera, który zmarszczył brwi, zastanawiając się, co mogło wprawić dziewczynę w tak radosny nastrój. Nie pewno nie będzie musiał długo czekać, bowiem Vivienne nie grzeszyła cierpliwością, kiedy targały nią gwałtowne emocje.

-Opuściłeś Wróżbiarstwo.-Bardziej stwierdziła, aniżeli zapytała, poprawiając torbę z niewieloma książkami w środku, co wydedukował przez materiał ramiączka, który zwisał luźno na jej ramieniu, chociaż czasami potrafił boleśnie wrzynać w skórę.

-Znalazłem przyjaznego Nieśmiałka- rzekł, co było samo w sobie wyjaśnieniem.-Skąd wiesz, że...-zaczął, lecz przerwała mu czarownica, szczerząc się, jak głupi do sera.

-Siedziałam z Letą i Frances przy szklanej kuli. Nawet nie wiesz, ile cię ominęło, nasza Ślizgońska koleżanka wcisnęła tej pajęczycy, że widzi miodowe ciastka w tej mgle, a ona jej uwierzyła- mówiła na jednym wdechu Viv, paplając wesoło.- To nie koniec niespodzianek. Doszłyśmy, we trójkę, do wniosku, że jest zbyt piękny dzień, aby siedzieć kolejne godziny w dusznych salach.

-Chcesz opuścić zajęcia?- zapytał szczerze Newton, po chwili orientując się, jak głupio to zabrzmiało.- Profesor Dumbledore nie będzie zadowolony z tej ucieczki.

-Jest upalny piątek, do tego niedługo zaczną się egzaminy końcowe i nie będzie kiedy sobie odpocząć- odparła przemądrzale.-Zresztą, tobie to nie robi różnicy, przyznaj, że miałeś zamiar uniknąć wszystkich, dzisiejszych zajęć.

-Czasami zastanawiam się, czy naprawdę powinnaś być w Ravenclaw-mruknął do siebie.-Nawet jeśli, to Nieśmiałek...

Dziewczyna westchnęła, wywracając oczami, mimo tego, zauważył, iż posmutniała. Zawiedziona odwróciła się plecami do niego, krzyżując ramiona na piersi. Jej misterne plany legły w gruzach przez upór jednego z jej przyjaciół. Dawno nie miała okazji spędzić z nimi wszystkimi czasu, było to wręcz niemożliwe, przez przydział do różnych domów i mijających się zajęć. Wiedziała, że Newt jest raczej introwertyczną duszą, lecz miała nadzieję, że dla swoich dwóch przyjaciółek zmusi się do interakcji.

-No dobrze, nie wiem, co wymyśliłaś, ale wchodzę w to- mruknął nieśmiało, nie chcąc krzywdzić uczuć bliskiej mu osoby. Vivienne ożywiła się, odwracając do niego z niedowierzaniem i szczęściem wymalowanym na twarzy.

-I to jest duch Newta, łamacza zasad- roześmiała się.- Czy jesteś gotowy na utratę paru punktów w razie niepowodzenia?

-Niezbyt- jęknął, biorąc na ramię Nieśmiałka, którego planował odnieść na drzewko rosnące przy jeziorze, skąd go zabrał.-Ale liczę, że nas nie złapią.
-Z taką obstawą? Nie sądzę.-Mrugnęła do niego, wręcz kipiąc niespożytkowaną energią.- Spotkamy się na drewnianym moście, bo dziwne byłoby stanie na dziedzińcu i nie zwracać na siebie uwagi- rzuciła przez ramię, wręcz wybiegając ze składzika i zostawiając chłopaka samego.

Kiedy robi się coś nielegalnie, zawsze ma się wrażenie, że wszyscy już o tym wiedzą, a ich wzrok kuje boleśnie, powodując wyrzuty sumienia. Pełen korytarz uczniów zdawał się torturą dla chłopaka, który nerwowo zmierzał w stronę wieży zegarowej. Próbował powstrzymać drgnięcia, kiedy ktoś głośniej krzyczał, tak, jakby to miał być z któryś profesorów, próbujący go powstrzymać. Na szczęście dotarł na miejsce, nie padając w połowie na zawał, chociaż było blisko. Newt wszedł na drewniany parkiet mostu, który skręcał się niczym gałęzie leszczyny i skrzypiał niebezpiecznie, ostrzegając przed zawaleniem.

Zauważył dwójkę Ślizgonów, którzy śmiali się, na zmianę łapiąc znicz. Już chciał się wycofać, kiedy koło niego stanęła Leta. Posłała dwóm wysokim chłopakom znudzone spojrzenie, jednak oni ją zignorowali, zauważając kogoś na dziedzińcu. W ich stronę zmierzała rudowłosa Krukonka, próbując dopiąć swoją torbę, a tuż koło niej kroczyła rozbawiona Black.

-Wreszcie zaszczyciłaś nas swoją obecnością!- krzyknął brunet, ten bardziej umięśniony z chłopaków. Blondynka prychnęła, ukrywając chichot, który próbował wydostać się z jej gardła.- Co zaplanowałaś, księżniczko?

-Dobrą zabawę, pajacu- odparła, dygając przed nim z rozbawieniem, a on ukłonił się jej, prawie dotykając twarzą kolan. Wszyscy jednak wiedzieli, że się wygłupiają.- Chodźmy, zanim dogoni nas dyżurująca nauczycielka.

Cała gromada ruszyła do kamiennego kręgu, który znajdował się na drugim końcu mostu. Po drodze Leta wreszcie uświadomiła Newta, kim była reszta przyjaciół Vivienne. Czarnowłosy, z którym żartowała, nazywał się Orion Rosier, grał w drużynie Quidditcha na pozycji szukającego, co wychodziło mu bardzo dobrze, bo dorobił się przez to wianuszka fanek. Jego kompan, Michael Fawley, ścigający, nie był tak dobrze zbudowany jak przyjaciel, lecz psotne iskierki w oczach Ślizgona, jasno mówiły o jego usposobieniu. Lestrange nie wiedziała skąd znają się z Black, lecz wyraziła swoje obawy, iż była to znajomość jeszcze sprzed nauki w Hogwarcie. Co do rudowłosej dziewczyny, która dreptała cicho obok Viv, nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Krukonka była skryta i tylko współpraca na Wróżbiarstwie pomogła Lecie poznać jej imię, Frances.

Platynowłosa odwróciła się do idącej na samym tyle pary, marszcząc brwi. Zauważył to Orion, który zarzucił ramię na plecy dziewczyn, przyciągając ją blisko siebie, aby wyszeptać do niej coś pośpiesznie. Przez chwilę oboje szli w takiej pozycji, zanim czarownica się otrząsnęła i strząsnęła z siebie ciężar, pokazując Ślizgonowi język. Newt przysiągłby, że oboje z trudem powstrzymują się od zachowywania jak para, pewnie nie chcieli wprawiać ich w zażenowanie.

Scamander nie mógł uwierzyć, że zgodził się na wagary. Już mógł poczuć na sobie zawiedzione spojrzenie profesora Dumbledora. Opuszczenie Wróżbiarstwa, a Obrony przed czarną magią było różnicą. Jednak Krukonka miała rację, był zbyt piękny dzień na siedzenie w zamku. Dziewczyna poprowadziła ich kamienistym brzegiem jeziora, które było dzisiaj taflą, bez wzburzeń wiatru. Szatyn, co chwilę obracał się za siebie, sprawdzając, jak daleko zapuszczają się od zabudowań. Przestał jednak, kiedy napotkał spojrzenie Lety, która cieszyła się tą ucieczką, szczególnie od głupich przytyków rówieśników. Wydawało się, że grono w jakim teraz się znaleźli było tolerancyjne do granic. Żadne nie myślało nawet o mrzonkach dorosłych o "czystości" krwi. Frances wskazała przyjaciółce miejsce, gdzie mogliby się rozbić, zakryte delikatnym wzniesieniem od strony Hogwartu i opadającym gładko do brzegu.

-Znalazłam to miejsce, kiedy nudziłam się w przerwę świąteczną-wyznała Vivienne, kładąc torbę na płaskim głazie.-Wydało się idealne na wagary w cieplejsze dni, z daleka od reszty.

Było to najżywsze, w pamięci Newta, wspomnienie z okresu Hogwartu. Ognisko nad brzegiem jeziora. Wrzucanie się do lodowatej toni, która chłodziła przyjemnie ciało. Krzyki pozornego przerażenia dziewczyn, kiedy Ślizgoni gonili je, aby wepchnać do wody. Oprócz śmiechu, rozjaśnionych oblicz i błogiej beztroski pamiętał iskierki lecące z różdżek, taniec Vivienne oraz Frances, które wirowały z wciąż wilgotnymi włosami. Scamandera z chłopakami, gdy prawie zgubili się w lesie, szukając suchego chrustu. Radość, kiedy każdy wyjął coś do jedzenia.

Niewinny chichot, który dźwięczał mu w uszach na samą myśl. Ten durny chichot z przekonaniem, że znalazł swoje miejsce na ziemi.

Ich buty zetknęły się z śliską powierzchnią bruku, tuż przed wejściem do Central Parku, zielonych płuc Nowego Jorku. Jacob miał już przyjemność podróżowania za pomocą deportacji, więc znał nieprzyjemne ściśnięcie wnętrzności, kiedy przenosili się z jednego miejsca do drugiego.

Kobieta puściła materiał ich odzień, pocierając obolałe dłonie od ciągnięcia ich. Rozejrzała się przezornie, lecz nie zauważyła innych policjantów lub widzów niecodziennego zmaterializowania się w tym miejscu.

Vivienne mimowolnie strąciła mugolowi z ramienia biżuterię, która przyległa do jego marynarki, kiedy próbowali złapać Niuchacza, aktualnie wrzuconego do walizki przez Newta. Okaz dobrej woli kobiety, bowiem jej mina zdążyła zrzednąć od chwili sprzed jubilera, jakby ten chichot był jedynie senną marą. Scamander również zauważył nachmurzone oblicze jasnowłosej.

-Dziękuję- podziękował Jacob, a Black kiwnęła głową, po czym odsunęła się, aby wyciągnąć mapę. Przez chwilę przypatrywała się kawałkowi papieru, dopóki nie wystraszył jej szatyn, który podszedł, aby wyplątać z jej loków kosztowną broszkę.

-Co ty...-zaczęła oburzona, lecz głos jej zadrżał. Brytyjczyk uciszył ją cichym: "Cii", jak do jednego ze swoich zwierząt, co ciekawe, zadziałało. Stała tylko, patrząc swoimi bladymi oczami na jego poczynania. Bliskość Newta wprawiała ją w potworne zażenowanie, widoczne z perspektywy trzeciej osoby, w tym przypadku Kowalskiego. Zwykle wolała sama inicjować kontakty fizyczne, broniąc swej przestrzeni osobistej, teraz wręcz bezwolnie pozwalała, aby mężczyzna przeczesywał jej miękkie pukle.

Vivienne odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie uwolnił drobną ozdobę i odsunął się, dopiero teraz zauważając, jak nieprzyzwoicie blisko podszedł. Jego policzki zapłonęły delikatnie w zawstydzeniu.

-Zdecydowanie zwróciliśmy uwagę MACUSY- mruknęła, tłumacząc swoje zdenerwowanie.- W teorii nie powinnam się wychylać, bo jestem tutaj jako cywil...

Z głębi parku dobiegł ich jęk dużego stworzenia, nie znajdowało się blisko, ponieważ dźwięk niósł się echem. Cała trójka była pewna, że większość mugoli w promieniu minimum kilometra to usłyszała. Spojrzeli po sobie, aby następnie rzucić się w tamtą stronę. Jacob troszkę wolniej podążał za nimi.

Wskazówkę, gdzie może znajdować się jedno ze zwierząt Scamandera, dostali, kiedy przebiegając przez most, minął ich przerażony struś. Jasnowłosa zamrugała szybko, nie spodziewając się takiej przeszkody i tylko refleks Newta, który ją odciągnął na bok, uchronił ją przed stratowaniem. Podziękowała mu, kiwnięciem głowy, próbując złapać oddech po dłuższym biegu. W tym czasie szatyn wyjął hełm i wręczył go Kowalskiemu, który ubrał go z niedowierzaniem.

-Po co mi on?- zapytał, marszcząc brwi.

-Twoja głowa słabo znosi uderzenia- odparł czarodziej, idąc dalej w stronę nowojorskiego zoo, a przy okazji wyciągając coś jeszcze z walizki.

-A Vivienne? Myślę, że jest delikatniejsza ode mnie.

Kobieta wyciągnęła z rękawa różdżkę i mrugnęła do bruneta, uśmiechając się zawadiacko. Newt mimowolnie odpowiedział tym samym grymasem, wzruszając ramionami.

-Ona sobie poradzi.-W końcu wydostał skórzany napierśnik z bagażu. Zatrzymał się, aby nałożyć go na mugola. Blondynka w tym czasie wpatrywała się w zniszczoną bramę z uchylonymi ustami. Jakie zwierzę uciekło Newtowi?-Nie ma się czego obawiać.

-Ludzie ci wierzą, kiedy to mówisz?-spytał Jacob. Black odwróciła się do niego i pokręciła głową, zaprzeczając.

-Moje motto brzmi; zamartwiając się, cierpisz podwójnie-odparł szczerze szatyn, a Viv pomyślała, że to wszystko wyjaśnia.

Przy wybiegu hipopotama stał wielki Buchorożec, który zdecydowanie przymilał się do mniejszego od niego ssaka. Czarownica uniosła w niedowierzaniu brwi, nie spodziewając się takich gabarytów zwierzęcia. Wymieniła z wystraszonym Kowalskim spojrzenia, zdecydowanie się z nim zgadzając w kwestii miary kłopotów. Pupilki Newta nie były usłuchane jak psy, aby na komendę wrócić do walizki. Już złapanie Niuchacza sprawiło wiele kłopotów.

-Jaki masz plan?-zapytała, skupiając się na nosorożco-podobnemu zagrożeniu, jednak ono było zbyt zajęte tym co robiło.- Wygląda na groźne.

Scamander wyjął mały flakonik i spryskał się jego zawartością, która cuchnęła jak zgniłe jajka. Vivienne cofnęła się, zakrywając nos i krzywiąc się. Szatyn nie odpowiedział na to uśmiechem, chociaż reakcja była zabawna, zdecydowanie denerwował się zadaniem, które przed nim stało.

-Ma rujkę i przepada za tymi perfumami.-Wskazał na Buchorożca.-Zostańcie tutaj, możecie ją wystraszyć.

-My ją?- mruknęła Black, jednak posłusznie podreptała za tabliczkę, za którą stworzenie nie mogło jej przyuważyć. Opancerzony Jacob zrobił to samo, tylko po drugiej stronie. Viv zacisnęła mocniej palce na różdżce, a te mimo chłodu, zaczęły się pocić.

Platynowłosa wychyliła się zza kryjówki, aby zobaczyć w jaki sposób Newt zamierzał złapać monstrum. Przez chwilę patrzyła dosyć tępo na to, co się właśnie działo na jej oczach. Czarodziej najpierw wydał z siebie cienki ryk, aby następnie wykonywać ruchy jak kura. Przekulał się, wstał szybko i zgięty w pół wykonywał dalej swoje dziwne tańce.

Przy czymś takim trudno uwierzyć, że mężczyzna miał prawie trzydzieści lat i był zdrowy na umyśle. Metoda działała, co szokowało, bowiem stworzenie obróciło się z zaciekawieniem. Vivienne próbowała powstrzymać śmiech, widząc "pociągającą" według Newta minę, która miała przekonać panią Buchorożec, że powinna wejść do otwartej obok walizki.

Do nosa Brytyjki znowu dotarł ten sam swąd, co miał na sobie teraz Scamander. Kobieta spojrzała na mugola, który wylał w tej samej chwili na siebie perfumy. Jacob podniósł wzrok na przerażoną Viv, a następnie na zwierzę, które również to poczuło, kierując się ku niemu z zachwytem.

-Uciekaj!-krzyknęła czarownica, samej umykając w bok, chwilę przed stratowaniem. Upadła na zmarzniętą ziemię z stłumionym stęknięciem. Stanęła na nogi, wyciągając przed siebie różdżkę, jednak jakaś futrzasta kula wystrzeliła w jej stronę i wyrwała jej przedmiot, ponownie sprowadzając do parteru. Kobieta warknęła wściekła, dostrzegając, że była to małpa.- Chyba sobie ktoś żartuje. (najpewniej autorka, ale kto wie)

Zerwała się, rzucając w pogoń za upierdliwym stworzeniem. Newt śmignął koło niej, również goniąc ssaka, który z kolei próbował dogonić Kowalskiego.

-Pomóc ci?- zawołał, widząc, że auror nie daje sobie rady.

-Pomóż raczej Jacobowi, zaraz do was dołączę- odparła, wbiegając do innej części zoo. Nie będąc w polu słuchu mężczyzny zaczęła sypać wiązanką przekleństw, od których uszy mogły więdnąć. Co za profesjonalista traci swoją broń, przedłużenie ręki? Dopadła stworzenie przy barierce i z psychopatyczny uśmiechem zbliżała się do niego.-Nie masz gdzie uciec, więc może oddasz mi moją własność?-zaproponowała, mając nadzieję, że zrozumie jak wszystkie zwierzęta do których gadał Newt.

Jeśli Viv łudziła się, że dostanie różdżkę łatwo z powrotem, to się grubo pomyliła. Małpa wyrzuciła za siebie kawałek drewna, kontynuując ucieczkę, a dziewczyna rzuciła się do barierki z przerażonym krzykiem. Na jej oczach przedmiot wpadł do wody z głuchym chlup. Blondynka rozejrzała się zdesperowana za jakimś innym wyjściem, ale nic takiego się nie pojawiło, więc została jej tylko jedna opcja...

W tym czasie Jacob wdrapywał się na drzewo, wystarczająco wysoko, aby Buchorożcowa panna nie zdołała go złapać. Wyła przy tym, budząc kolejnych mugoli, którzy zaciekawieni wystawiali głowy za okna. Mężczyzna pragnął być teraz takim właśnie niewtajemniczonym człowiekiem, bez przerażającego stworzenia pod nim.

Newt z daleka widział, co tam się działo, ale samemu musiał odzyskać swoją różdżkę, którą porwała wielka małpa. Próbował wcisnąć jej zwyczajną gałązkę w zamian, ale nie podziałało. Za to podziałała sama różdżka, kiedy po uderzeniu nią w kamień, z jej czubka poleciały błękitne iskry, odrzucając stworzenie.

-Przepraszam, ale rozumiesz, że mogłeś tego nie robić?- rzucił do ssaka, chwytając swoją własność, aby aportować się na moście, na którym poprzednio spotkali strusia. Zjawił się w odpowiedniej chwili. Jacob biegł przez lodową taflę, a za nim Buchorożec, który potknął się i zaczął ślizgiem doganiać Kowalskiego.

Scamander ponownie się deportował, otwierając walizkę. Cała trójka przejechała prawie całe lodowisko, zanim bagaż wciągnął stworzenie do środka. Mężczyźni, zziajani, zastygli przez chwilę w takich pozycjach, Newt z wyciągniętą torbą, a mugol siedząc na tafli.

-Niezła robota, panie Kowalski- mruknął Brytyjczyk, wyciągając dłoń, aby pomóc partnerowi wstać.

-Mów mi Jacob- zaśmiał się czarnowłosy.

Powietrze przeszył suchy trzask, sugerujący, że ktoś się obok nich deportował. Oboje obrócili się, aby zobaczyć nieszczęśliwą Vivienne, trzęsącą się z zimna. Kiedy znalazła się bliżej, wysiliła się na przepraszający uśmiech.

-Na wiele się nie przydałam- mruknęła, wzdrygając się. Oboje spojrzeli na nią ciekawsko.-Przymusowa kąpiel w przerębli-wyjaśniła pokrótce.

-Lepiej wejdźmy do walizki, jest tam cieplej niż tutaj-zaproponował Newt.-Schowamy ją pod tamtym mostem, kto w nocy by tam zaglądał.

-Pośpieszmy się, proszę- jęknęła Viv, wyglądając na mocno przemarzniętą. Jej misterne loki zmieniły się w strąki, które powoli zamarzały, a z płaszcza ciągle kapało.

Ona pierwsza wskoczyła do środka bagażu, mając czas, aby się przebrać, kiedy Jacob i Newt ostrożnie kierowali się do mostu. Kiedy dzika pogoń dobiegła końca, wszystkie umiejętności koordynacji zanikły, grożąc bliskim spotkaniem z podłożem.

-Po dłuższym poznaniu, Vivienne nie wydaje się taka chłodna jak na początku- rzucił Kowalski, chcąc zająć czymś magizoologa.-Nie wiem, co się między wami wydarzyło, ale sądzę, że powinniście poważnie porozmawiać. Z całym szacunkiem do waszej prywatności, lecz nie wygląda na to, aby była negatywnie do ciebie nastawiona.

-To nie takie łatwe, upłynęło naprawdę wiele lat od "dobrych" chwil. Ludzie się zmieniają- odparł cicho Newt, po chwili pąsowiejąc jak panna.-Zresztą nie wiem, jak to zainicjować.

-Och, jestem pewien, że dasz sobie radę. Szczególnie po poskromieniu tylu stworzeń, które ze sobą nosisz.

Po tym rozmowa się urwała, resztę drogi pokonali w ciszy, każdy zatopiony w swoich myślach.

Możliwe, że byli zbyt beztrosko nastawieni, co do tego całego łapania stworzeń. W obrębie Ameryki MACUSA zabroniła trzymana magicznych zwierząt, co jasno pogwałcał Newt. Znacząco też naruszyli Kodeks o Tajności, najpierw w banku, potem cała sprawa z Jacobem. Nie powinni się więc zdziwić, że prawo w końcu ich dopadło. Pod postacią niewinnego pukania w wieko walizki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro