Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

W pokoju było słychać jedynie stukot naczyń i sztućców. Vivienne czuła, że potrzebowała czegoś takiego, ciepłego posiłku bez konieczności spieszenia się. Może nie było to odpowiednie w sytuacji, kiedy zoo Scamandera buszowało po Nowym Yorku. Obok niej Queenie już skończyła kolację i znowu zaczynała podrywać mugola, któremu się to zdecydowanie podobało.

Szatyn dzióbał swoją porcję, unikając spojrzeń towarzyszy, co chyba było nawykiem. Wiele zwierząt traktowało kontakt wzrokowy jako akt agresji i wyzwania, a mężczyzna tutaj nie czuł się na tyle pewnie, aby to zaryzykować.

Korzystając z zajęcia sobą siostry i Jacoba, Tina nachyliła się, zwracając uwagę Black. Chyba musiały porozmawiać po ostatniej agresywnej wymianie zdań, a raczej monologu platynowłosej.

- Więc zostałaś pełnoprawnym Aurorem- zagadnęła brunetka, posyłając koleżance uśmiech.

- Owszem, jakiś czas już pracuję pod skrzydłami Tezeusza- odparła niebieskooka grzecznie, próbując zignorować fakt, że zwróciła na siebie uwagę Newta.- Za to od naszego ostatniego spotkania zdegradowano cię. Wypadek?

Na chwilę złotowłosa ucichła, nasłuchując ich wypowiedzi oraz, prawdopodobnie, myśli. Nie znajdując nic ciekawego, zaczęła opowiadać Kowalskiemu o swoich pierwszych przygodach w kuchni.Co było nawet urocze, bo nie-mag wydawał się tym szczerze zainteresowany.

- Myślę, że wypadkiem tego nazwać nie można- rzekła w końcu Propetina, przygryzając wargę.- Nie chcę o tym rozmawiać.- Viv pokiwała głową ze zrozumieniem, podnosząc na swoją rozmówczynię wzrok. Nie był on nasycony jakąkolwiek emocją, lecz zimne tęczówki sprawiały, że przeszywała spojrzeniem aż do kości, wprawiając innych w niezręczność.- Jak u twojej siostry?

Vivienne odchyliła się do tyłu, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Newt zmrużył oczy, rozpoznając tę pozę, którą zaobserwował już za czasów Hogwartów. Coś w niewinnym pytaniu się jej nie spodobało i nie miała zamiaru odpowiadać szczerze. Przełknęła ciężko ślinę.

- Myślę, że dobrze. Jak ostatnio ją widziałam to...

- Masz dwie siostry, prawda? O którą chodzi?-Zaciekawił się Scamander, wtrącając się w wypowiedź.

- Och, nie wiedziałam. Poznałam tylko Cassiopeię- odrzekła Tina zaszokowana.-Nic nie mówiłyście o rodzeństwie.

- Jest jeszcze młodsza, Lacerta. Z resztą nie ważne.- Viviennne ucięła chaotyczną wymianę zdań ze zirytowaniem.- Wyszła za mąż.

Queenie klasnęła nagle, strasząc wszystkich, bowiem nie spodziewali się z jej strony tak entuzjastycznej reakcji. Towarzystwo skierowało swoją uwagę na legilimentkę.

- Z bardzo przystojnym szatynem- odczytała Goldstein, nie mogąc powstrzymać swojej umiejętności.-Przyjaźniliście się w szkole. Oh, nie musisz mi grozić urokiem, już przestaję.

Black posłała jej wymuszony uśmiech, kiwając głową na potwierdzenie ostatnich słów. Dawno nie spotkała kogoś, kto irytowałby ją jak własna matka, z tym wyjątkiem, że rodzicielka nie używała takich sztuczek. Brytyjka ceniła sobie prywatność własnych myśli, bo miała wrażenie, że tylko tam była z nimi bezpieczna, bez krytycznych odbiorców.

Jasnowłose przez chwilę się w siebie wpatrywały, rozmawiając myślami, bowiem raz po raz na twarzy którejś pojawiał się grymas. Newt chciałby uczestniczyć w tej wymianie, lecz nigdy nie miał możliwości nauki legilimencji, więc razem z brunetką i mugolem obserwowali kobiety. Queenie w końcu westchnęła, widocznie smutniejąc.

- Przepraszam, nie miałam pojęcia- rzekła, a Vivienne uśmiechnęła się lekko, potrząsając głową.

- Nie musisz, to mój problem. Może jednak zmienimy temat?- zaproponowała platynowłosa, bledsza niż poprzednio, mimo ciepłego światła, otulającego jej twarz.- Podziwiam twoje umiejętności kucharskie, chciałabyś mi potem dać parę wskazówek?

- Z przyjemnością!- rozweseliła się Queenie, a atmosfera stała się przyjemniejsza niż sekundę temu, gdy czarownice niemo rozmawiały ze sobą. Złotowłosa wróciła do dyskusji z nie-magiem.

- Jakie nazwisko przyjęła Cassiopeia?- zaciekawiona informacją o małżeństwie Tina nie odpuściła, aczkolwiek nie wyglądało na to, że Black jest tym tematem zirytowana, raczej obojętna lub, jak się Newtowi wydawało, dobrze udawała dystans do niego.-Dawno nie dostałam od niej wiadomości, chociaż wiadomo jak działają międzynarodowa poczta.

- Rosier. Myślałam, że zostanie przy nazwisku panieńskim przez jej upór, ale odpuściła- odparła niebieskooka.- Bynajmniej Orion nie marudził.

Scamander zmarszczył brwi, kojarząc to imię. Do głowy przychodził mu tylko jeden chłopak, którego często widział w towarzystwie Vivienne za czasów Hogwartu. Wysoki brunet, którego najczęściej można było spotkać kręcącego się koło blondynki, zawsze gotowy, aby poprawić humor przyjaciółce. Orion dostawał też wiele niemiłych komentarzy, dotyczących jego osoby, ponieważ wolał siedzieć przy stole Ravenclaw niż Slytherinu, naruszając niepisaną zasadę dotyczącą trzymania się swojego domu. To nie przeszkodziło mu w byciu popularnym wśród żeńskiej części szkoły. Przystojny, zabawny i pomocny, do tego grał jako ścigający w szkolnej drużynie Quidditchu, która dziewczyna nie wzdychałaby do niego? Słyszał wiele razy plotki, co nie było takie trudne, bo większość ludzi po prostu go ignorowało, że Rosier chodził z Vivienne, dlatego odrzucał bezwzględnie wszystkie potencjalne partnerki.

Postanowił nie pytać o to Black, sądząc, że to drażliwy temat i skupić się na znalezieniu swoich zwierząt, ale wpierw musiał się ulotnić z pokoju, co na pewno nie będzie łatwe ze względu na dwie pilnujące go kobiety i brak jego społecznego wyczucia.

- Wiesz, jesteś pierwszym nie-magiem, z którym rozmawiam i uważam, że jesteś bardzo miły- stwierdziła Queenie, opierając brodę na dłoni, a Jacob to powtórzył. Oboje wpatrywali się w siebie z maślanymi oczami, gdy blondynka niezwykle speszona usiadła prosto.- Nie flirtuje z nim.

Jej siostra wzruszyła ramionami z niewinną miną, a Black pokiwała głową, udając poważną, lecz nie bardzo to się udało. Bowiem, gdy młodsza Goldstein skierowała na nią oskarżycielskie spojrzenie, ta parsknęła śmiechem, zasłaniając sobie usta dłonią.

- Nie przywiązuj się, będziemy musieli usunąć mu pamięć-rzekła Tina, sprawiając, że atmosfera w pokoju stała się jeszcze bardziej niezręczna. Chociaż w domyśle miało to dobre intencje.

Za oknem już dawno zapadł zmrok, motywując Scamandera do działania. Vivienne spojrzała na żółtego na twarzy, spoconego Jacoba z ledwo skrywaną troską. Nie wyglądał najlepiej i tu każdy mógł się zgodzić.

- Myślę, że Pan Kowalski powinien odpocząć- rzekła platynowłosa, spoglądając ukradkiem na gotowego do akcji Newta, który już nawet ściskał rączkę walizki.- Zresztą pan Scamander również.

- Zgadzam się z tobą, my już sobie pójdziemy.- Szatyn wstał i ruszył do drzwi. Black podążyła za nim, chociaż nie tak agresywnie jak on.- Mógłbyś się pospieszyć, panie Kowalski, nie chcemy przeszkadzać paniom.

Tina wyczuła powód ucieczki magizoologa, więc otworzyła rozsuwane skrzydła, prowadzące do małej sypialni z dwoma łóżkami i odwróciła się, zakładając dłonie na biodra. Rzuciła mugolowi twarde spojrzenie, sprawiając, że nie podążył za magiem do wyjścia.

- Przecież możecie przenocować tutaj- rzekła amerykanka, zatrzymując szatyna przy drzwiach. Scamander chwycił pod ramię koleżankę, namawiając niemo Black do poparcia go. Ta jednak skupiła się na jego ręce jak na karaluchu, od razu ją strząsając i posyłając mu zdegustowane spojrzenie.-Co o tym sądzisz, Viv?

- Cóż- zaczęła blondynka, a Newt po raz ostatni zrobił minę zranionego szczeniaczka.- To doskonały pomysł. Chodzenie w nocy po Nowym Yorku nie należy do najrozsądniejszych decyzji.- Usiadła na kanapie, przymykając powieki, aby nie napotkać zranionego bądź oskarżycielskiego spojrzenia szatyna, chociaż doskonale je czuła.

- Zgadzam się z nią- dorzucił swoje dwa grosze Jacob, a Newt westchnął, nie mając wyboru.

Goldstein położyły mężczyzn w pokoju dla gości przy jadalni, odgrodzonym rozsuwanymi drzwiami od reszty mieszkania. Vivienne, mimo propozycji zajęcia łóżek jednej z sióstr, odmówiła. Wolała przeleżeć na kanapie przy drzwiach, nie chcąc się bardziej narzucać. Pilnowanie drzwi wchodziło również w ukryty motyw, podejrzewała bowiem, że szatyn nie odpuści. Dlatego po pożegnaniu się z domownikami legła bez ruchu na meblu, gapiąc się w sufit nad sobą. Black mimo zmęczenia, nie miała ochoty odpocząć. Chroniczna bezsenność była czymś normalnym.

Po chwili bezsensownego rozmyślania nad sytuacją, kobieta podniosła się i ruszyła w stronę łazienki, aby się lekko odświeżyć. Obmyła twarz wodą i spojrzała na swoje mętne odbicie, mogłaby bardziej o siebie zadbać, chociaż opalenizna, czy też spalenizna, z Sudanu zdążyła zniknąć pozostawiając ją z niezdrową bladością.

Próbowała automatycznie złapać za coś do wytarcia, ale natrafiła na powietrze. Spojrzała na brak ręcznika na haczyku i westchnęła, będąc zmuszona do użycia swojego. Wyciągnęła różdżkę z rękawa, a następnie uchyliła drzwi, aby przyciągnąć do siebie torebkę. Czarny bagażyk śmignął przez salon ze świstem, tak szybko, że dziewczyna ledwo go złapała.

Wywołała ze środka mały ręcznik i wytarła mokrą skórę. Szybko też poprawiła loki, które postanowiły wyrwać się ze starannej fryzury, irytując ich właścicielkę.

Black obejrzała się jeszcze raz w lustrze, zanim usatysfakcjonowana opuściła łazienkę. Przy okazji ponownie schowała różdżkę. Stukanie obcasów zostało stłumione przez dywany na całe szczęście, bo kobiecie nie chciało się tłumaczyć domownikom czemu nie postanowiła spocząć na te kilka godzin.

Jej plany o pomedytowaniu na kanapie zostały starte, kiedy usłyszała niepokojące stukoty ze strony sypialni mężczyzn, a następnie zduszone "ha" Jacoba. Vivienne uśmiechnęła się do siebie, na myśl o tym, co mógł wykombinować czarodziej. Zawiesiła torebkę na ramieniu, zanim podkradła się do ich pokoju. Odsunęła jedno skrzydło drzwi, zaglądając do środka. Łóżka były puste, a po między nimi leżała newtowa walizka, wyglądając dosyć niepozornie.

- Scamander nie porzuciłby swoich zwierzaków- mruknęła, zbliżając się ostrożnie do bagażu. Nie wiedziała, co mogło się kryć w środku.

Kucnęła i odpięła zatrzaski, delikatnie uchylając wieko. W środku znajdowały się strome, drewniane schodki prowadzące do szopy z probówkami i roślinami. Platynowłosa cofnęła głowę, podejmując decyzję o zejściu tam. W końcu nic nie powinno jej zaatakować, prawda? Zaczęła schodzić, modląc się do Wszechmocnego Merlina, aby przypadkiem obcas się nie obsunął, bo wylądowałaby twarzą na podłodze, zwabiając do siebie szatyna i mugola. Na szczęście życzenie to zostało wysłuchane, a gdy stanęła na ziemi, odetchnęła z ulgą.

Rozejrzała się po malutkim pomieszczeniu, obwieszonym rysunkami i notatkami o zwierzętach. Nie ważne, że malunki były bazgrołami, ledwo do rozpoznania. Włożony w to wszystko był trud. Godziny, dni, tygodnie na poznawaniu czarodziejskich stworzeń. Pasję jaką posiadał już w szkole, teraz, w dorosłym życiu mógł ze spokojem rozwijać. Black uśmiechnęła się, mrugając szybko, aby pozbyć się łez wzruszenia. To chyba nie było dziwne, że była dumna z tego nieśmiałego Puchona.

Wyszła z konstrukcji, podziwiając magicznie powiększone wnętrze walizki. O mało nie wywróciła się o robaka, toczącego gnój, dostając przy tym zawału. Zza szopy usłyszała nawoływanie Newta. Automatycznie skierowała tam swoje kroki, czując się bezpieczniej z nim obok siebie. Co jak co, ale lepiej być z osobą, która zna potencjalne niebezpieczeństwo. Ominęła przeszkody w postaci wieżyczek z odpadów, które mugole uwielbiali tworzyć z kamieni nad morzem. Dopiero wtedy jej oczom ukazała się równina z ciemnym niebem.

Westchnęła, podziwiając kreatywność szatyna. Wątpiła, aby wpadła na coś takiego. Walizka z prywatnym zoo, gdzie zwierzęta, mimo zamknięcia, czuły się jak w naturalnym środowisku. No i Newt, osoba, której mogły zaufać nawet najstrachliwsze, bądź najgroźniejsze, jak to było na Ukrainie ze smokami, stworzenia.

Kobieta zbliżyła się do mugola, w każdej chwili gotowa, aby jego złożyć w ofierze bestiom. Mężczyźni jej jeszcze nie zauważyli, więc schowała się za kamieniem, na którym siedział mały żółty ptaszek, obserwując ją nieufnie. Zamrugała do niego niewinnie, wychylając się zza osłony, aby zobaczyć biegnące w ich stronę parzystokopytne stworzenia z mięsistymi grzywami i brodami. Ich galop sprawił, że ziemia zaczęła drżeć pod ich stopami, strasząc Jacoba oraz Viv.

Newt złapał Kowalskiego za kołnierz, uniemożliwiając mu ucieczkę. Kobieta wolała ponownie zniknąć za głazem, wprawiając w konsternację złotą kulkę na nim. Słyszała jak Scamander tłumaczy o ich niegroźnej naturze koniowatych i ich małej populacji, którą starał się powiększyć.

Błękitnooka nie spodziewała się jakiejkolwiek reakcji ptaka, która niestety nastąpiła. Żyjątko wystartowało, machając szybciutko skrzydełkami, przypominając muchy lub Żądlibąki. Pikując, zaczęło maltretować fryzurę kobiety, która upadła na tyłek, wzniecając obłoczek kurzu. Złote licho zaczęło piszczeć jak opętane, zwracając uwagę mężczyzn.

- O matko, cicho, cicho- szeptała Black do ptaka.

Scamander zbliżył się do kamlota, zaglądając za niego. Nieszczęśliwa mina Vivienne połączona z agresywnym Znikaczem sprawiła, że poczuł napływ pozytywnych emocji. Parsknął śmiechem, sprawiając, że jasnowłosa spojrzała na niego z rozpaczą. Obrazu dopełniała jej niezgrabna poza, sugerująca, że przypadkiem wylądowała na czterech literach.

- Nie spodziewałem się ciebie tutaj- rzekł w końcu, pomagając jej się podnieść. Platynowłosa otrzepała sukienkę, unikając jego spojrzenia i, nieudolnie, ukrywając rumieniec wstydu, powoli ujawniający się na jej bladych policzkach. Wyciągnął z kieszeni kuleczki z ziół, zwracając na siebie uwagę napastnika.- Jeśli je chcesz, to chodź tu- mruknął do Znikacza, który grzecznie wylądował na jego wyciągniętej dłoni.

- Co to za stworzenie?- zapytał zaciekawiony Jacob, zbliżając się do chaotycznej pary.- Jest jadowite?

Czarownica zerknęła nieprzychylnie na stworzenie, które po dłuższym namyśle ponownie zaczęło krążyć nad jej głową, aż usiadło na czubku jej głowy, paraliżując ją. Ptaszek wyróżniał się spomiędzy kosmyków, wyglądając jak puszysta korona.

- Polubił cię- stwierdził Newt, uśmiechając się i przyglądając się ciepło podopiecznemu.- Znikacze to zagrożone wyginięciem osobniki, kiedyś wykorzystywane jako cel polowań.

- Wiedziałeś, że grało się nimi zamiast zniczami?-mruknęła kobieta, bojąc się gwałtowniejszych ruchów, aby nie narazić się na jeszcze jeden atak..- Mam nadzieję, że nie są niebezpieczne.

- W naturalnych warunkach są bardzo łagodne, tego jednak znalazłem w klatce dla sów u pewnego przemytnika. Nie mogłem go...

Blondynka zmrużyła oczy niedowierzająco, marszcząc przy tym brwi. On nie mówił poważnie, prawda? Pilnując go w Sudanie, myślała, że nic ją już nie zdziwi. Uwalniał magiczne stworzenia, kiedy tylko miał okazję, a teraz nawet brał zagrożone gatunki i je rozmnażał jak jej ciotka kwiatki na parapecie. Wzruszyła ramionami, na własne myśli, udając, że słucha opowieści dla Jacoba o tym jak troskliwy i dobry jest Scamander, pomagając tym wszystkim zwierzętom. Aż ją mdliło, iż ktoś może być tak niewinny w tych czasach. Chociaż popełniła jeden błąd w swojej logice, on nie należał do jej świata.

- Nie mam nic przeciwko twojemu towarzystwu, Znikaczu. Wolałabym jednak, abyś usadowił się w innym miejscu niż moje ułożone włosy- westchnęła bezradnie Viv, nie mając serca wygonić zwierzaka. Chyba była dla małych puchatych stworzeń zbyt miękka. Jednak myśl o dopiero co ułożonej fryzurze bolała jej duszę.

- Wiesz, wyglądasz teraz jak jakaś księżniczka- pocieszył ją Kowalski.- Ten ptak może z daleka przypominać koronę.

- Dziękuję, panu-odparła kobieta.- Nie tak wyobrażałam sobie wnętrze, zdecydowanie nie- zwróciła się do szatyna, który przetoczył taczkę z odchodami bliżej stanowiska wielkich żuków. Uniósł głowę zaskoczony, gdy zorientował się, że mówi do niego i to do tego pochwałę, nie wredny komentarz. Spuścił więc zawstydzony wzrok na stopy, uśmiechając się delikatnie. Otrzepał dłonie i poprawił podciągnięte rękawy białej koszuli, zanim podszedł do niej bliżej.

- Czy w takim razie pomożesz nam?- Black przechyliła głowę, zaciekawiona.- Znajdziemy je razem?

Vivienne uśmiechnęła się, zadowolona jak kotka po łowach, tylko oczekując, aż mężczyzna ją o to poprosi. Widać było, że jest usatysfakcjonowana atencją, jednak zmrużyła skromnie oczy, spoglądając na niego spod wachlarzu rzęs.

- Jeśli tego właśnie chcesz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro