Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Inspiracja | Marcaniel

Ołówek zatrzymał się milimetr od kartki. Znów nie mógł nic naszkicować. Dla niego to było jak najgorsza kara.
Z braku sił, walnął głową o blat ławki, nie zważając na liczne spojrzenia w jego kierunku.

Pobłażliwy wzrok nauczycielki, trochę go ostudził. Policzki przybrały kolor dojrzałego pomidora.

Wiedział, że ta - z pozoru - miła kobieta, chciała teraz go ukatrupić. Wręcz nie znosiła jak na jej lekcjach uczniowie nie uważają. Tym bardziej, jeżeli jest wychowawczynią tych rozbrykanych małolatów.

Z opresji wybawił go dzwonek informujący o przerwie. Westchnął cicho i starł pot z czoła. Wsadził niedbale podręczniki do plecaka, przełożył go przez ramię i ze szkicownikiem w ręku, z dumą opuścił salę.

Gwar rozmów odbijały się echem w jego czaszce. Próbował jak tylko mógł zaszyć się przed światem, jednak na próżno.
W końcu znalazł wolną - i w miarę cichą - przestrzeń pod schodami. Usiadł w siadzie skrzyżnym i otworzył swój notatnik na pierwszej lepszej stronie. Przygryzł w skupieniu język, jak to miał w zwyczaju i zabrał się za rysunek.

Po kilkunastu nieudolnych próbach narysowania czegokolwiek, zrezygnowany odchylił głowę do tyłu i zacisnął powieki. Cisnął zgniecionym arkuszem przed siebie. Westchnął po raz któryś już tego dnia, rozmyślając gdzie podziała się jego wena.

Nagle coś delikatnie dotknęło jego dłoni. Uchylił leniwie powieki, dostrzegając kulkę papieru. Zdezorientowany spojrzał wyżej, spotykając zielone oczy.

Niepewnym krokiem podszedł do niego chłopak o kruczoczarnych włosach i szturchnął go w ramię.

- Mogę się przysiąść?

- Jasne.

Siedzieli chwilę w niezręcznej ciszy, lustrując się wzajemnie i myśląc nad tematem do rozmowy.

- Więc...co robisz?

Turkusowe oczy spojrzały na białą otchłań papieru. Była nieskazitelna, bez żadnej nieproszonej kreski. Następnie wzrok utkwił w kulce. Wziął ją i rozwinął.

- Staram się coś narysować, jednak wena odleciała.

(Wyobraziłam sobie kłębek wełny z czarnymi skrzydełkami akumy, która sobie odlatuje gdzieś daleko i sarnę z siatką na motyle w pysku, goniącą swoją wenę XDD ~ Dop.A)

Krytycznym wzrokiem ocenił wygląd Marc'a. Sam nie wiedział co, ale było coś takiego w tym chłopaku, że od razu natchnęła go wena. Pospiesznie wziął ołówek w dłoń i w skupieniu zaczął stawiać pierwsze kreski.

Anciel bez słowa oparł podbródek o ramię czerwonowłosego i oglądał z zaciekawieniem tworzące się dzieło. Niepostrzeżenie chwycił wolną rękę przyjaciela w swoją dłoń i uśmiechnął się pod nosem.

To się nazywa prawdziwa inspiracja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro