Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

001 ; constellation






Fushiguro miał słabość do białych róż. Uwielbiał ich zapach, który przypominał tylko o jednym i kojarzył się tylko z nią. Y/N bowiem, była dla niego takim kwiatem, mimo iż trochę połamanym, jak i mającym zbyt dużo kolców. Nigdy nie przejmował się tym, kiedy ostre igiełki wbijały się w jego delikatną skórę, dobitnie przy tym raniąc. Zawsze to ignorował, a robił to, ponieważ ją kochał. Był tak cholernie zakochany, iż niekiedy nie wiedział do końca co robi dla tej miłości, której tak naprawdę sam nie znał. Nie rozumiał jak to jest być kochanym, więc sam wyznaczał co do tego granicę. Były jednak one tak niespójne, poplątane, jak i pomazane, przez co niekiedy sam sobie zaprzeczał.

Letnie powietrze muskało ich twarze, kiedy przechadzali się razem po terenie placówki. E/C oczy wpatrzone były w granatem objęte niebo, pokryte tysiącami małych, błyszczących punktów. Megumi, nawet nie zwrócił na to uwagi, zbyt zapatrzony w jej piękno. Kochał ją, tak cholernie ją kochał. Nie bowiem za wygląd, a za przedstawiany mu charakter. Tak naprawdę, mogłaby być kimkolwiek i by się zakochał. Czy to starszą o pięć lat kobietą, czy meżczyzną o dziesięć. Nie dbał o wiek bądź inne tego typu ograniczenia. Uwielbiał jej wnętrze, które mu ukazywała. I chociaż ostatnio robiła to coraz rzadziej, nie przejmował się tym, dalej będąc u jej boku.

— Oi Megumi spójrz tam! — dłoń wystawiła wysoko w górę, wskazując na jakieś gwiazdy palcem. Granatowe ślepia powiodły za ręką, jednak nie zauważyły nic takiego. Uniósł brwi, patrząc kątem oka na jej twarz, na której widniał zalążek irytacji.

— No przecież to jest Mały Wóz! Taka konstelacja... Mówiłam ci o nich tyle razy! — westchnęła, patrząc w gwiazdy, które tak bardzo uwielbiała. Wnet, głowę opuściła i spojrzała smutno na chłopaka — Naprawdę nawet tego nie możesz zapamiętać? Że interesuję się konstelacjami? — głos jej ociekał żalem, przez co jego serce niemal się łamało.

— Przepraszam — szepnął cicho, ni to do niej, ni to do siebie. Nie chciał urazić Y/N, jednak on sam nie był dobry w tej dziedzinie, więc jakim cudem miałby wiedzieć gdzie co się znajduję. — Trochę się na tobie zawiodłam... Ale to nie szkodzi, może następnym razem będziesz również coś wiedział.

Poczuł, jak ostra szpilka wbija się w ciało, przez co coraz ciężej ukryć mu było smutek. Bolało, cholernie bolało to co mówiła, a jednak nie mógł temu zaprzeczyć, bo przecież to on tu zawalił. Racją było, iż faktycznie nie musiał o tym nic wiedzieć, ale to była w końcu jego dziewczyna. Dlaczego więc nie mógł się dla niej poświecić i nauczyć się parę konstelacji, by następnym razem jej zaimponować.

Zimno spływało po zmęczonym ciele, kiedy odprowadzał ją niedaleko domu. Żegnali się z uśmiechem na ustach, a krótkie zetknięcie warg na jakie mu pozwoliła, usunęło niemalże cały ból, jaki mu wyrządziła. Wracając, chciał się jednocześnie uśmiechać, ale też płakać. Nie wiedział czy definiowało go to jako słabeusza, może tak? a może też i nie? Nie był zbyt dobry w takim rozmyślaniu.

Oczy wydawały się być puste, kiedy spoglądał nimi w równie ciemne co tęczówki niebo, nie mogąc sobie darować, iż nie kojarzył żadnej z jasnych punktów. Nie rozumiał fascynacji, tymi malutkimi dla nich obiektami, a jednak musiał to polubić. Dla niej w końcu był w stanie zrobić wiele, a nauka tychże cholernych konstelacji byłaby dla niego zbawieniem.

Podczas całej drogi powrotnej, myśli zalewały jego umysł, przez co prawie dwa razy wpadłby pod auto. Nie przejmował się tym jednak, tonąc w ich głębi. Był cholernie zmęczony, krocząc po pokrytym cieniem betonie, mając nadzieję, iż Itadori wyprowadził ich psy na spacer. Westchnął głośno wchodząc do wąskiej klatki, by zaraz wpisać kod w domofonie. Skrzywił się na zbyt głośny dźwięk, jaki towarzyszył otwieraniu drzwi. W tle pomiędzy krokami i odgłosami butów słyszał piski, i szczekanie. Uśmiechnął się gorzko, kiedy drewno uchyliło się zanim w ogóle zdołał dosięgnąć klamki.

— Witamy w domu Fushiguro!

A Megumi jedynie wślizgnął się do środka, przylegając do umięśnionego ciała, a jasna koszulka, którą Yuji miał na sobie pokryła się pełnymi uczuć łzami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro