„𝔓𝔯𝔷𝔶𝔧𝔞𝔠𝔦𝔢𝔩"
Siedziałam nadal jak osłupiała. Pytanie bruneta przywołało wspomnienia sprzed pięciu lat, nie chciałam znów wracać do tego rozdziału z mojego życia. Wszystkie wspomnienia stanęły mi przed oczami, nie musiałam ich mieć nawet zamkniętych. Ponownie poczułam na skórze ten strach, ból, a włosy na ciele stanęły dęba, co nie umknęło uwadze nikomu kto stał obok stołu.
- to musiało być straszne, skoro nawet samo wspominanie tego dnia tak na ciebie działa - czarnowłosa spuściła głowę - przykro mi... ‑ jej głos otrząsnął mnie z tego transu.
- nie martw się, w końcu to nie twoja wina, że tak się stało - spojrzałam jej w oczy, aby ją uspokoić - tak właściwie to jak się nazywasz? - próbowałam zmienić temat.
‑ Mina, jestem Mina Carolina - uśmiechnęła się lekko zajmując miejsce bruneta - a ty jesteś...?
- Mira Dorotheos - odwzajemniłam uśmiech - mamy bardzo podobne imiona - oczy czarnowłosej diametralnie nabrały błysku.
‑ faktycznie! Nawet nie zauważyłam - po jej mimice było widać, że nie kłamała.
- powiedz, co tutaj robisz? - próbowałam znaleźć temat do rozmowy, jednak moje pytanie nieco ją zmieszało - przepraszam, nie sprecyzowałam. Chodzi mi o to, dlaczego postanowiłaś dołączyć do wojska - poczułam się głupio bo dopiero po chwili zrozumiałam, że zadałam bardzo prywatne pytanie...możliwe też, że bardzo bolesne. Ludzie wydają się być prości dopóki patrzysz na nic przez pryzmat społeczeństwa, potem sprawy się komplikują bo nieświadomie mieszasz w to własne uczucia i przeżycia, to właśnie wtedy ogół staje się jednostką. Wyodrębnieniem tego co ludzkie i niedoskonałe...tego co jest tak naprawdę naszym własnym odbiciem, lecz widzimy to dopiero gdy przestajemy być zapatrzeni w siebie - przepraszam, to pytanie było zbyt delikatne...
- nie nie! Było całkowicie na miejscu, po prostu zastanawiałam się jak to dobrze ubrać w słowa - jej odpowiedź brzmiała wiarygodnie, więc gdzieś z tyłu głowy miałam cichą nadzieję, że nie kłamie - nie mam zapewne tak szlachetnego motywu co ty. Tak naprawdę to chcę wieść spokojne życie jako żandarm - jej wzrok utkwił na zatopionej w jedzeniu łyżce bruneta - możesz się śmiać z mojego tchórzostwa.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu na dźwięk jej ostatnich słów i głośno przełknęłam swoją porcję zupy.
„ Czy naprawdę wyglądam na kogoś kto by się z tego śmiał? "
‑ nie ma nic śmiesznego w pragnieniu spokojnego życia. To chyba raczej normalne, że chcesz stabilności i poczucia bezpieczeństwa - starałam się załagodzić - po prostu myślisz realistycznie.
- racja - Mina znów nabrała błysku w oku słysząc moją odpowiedź - szkoda tylko, że tak ciężko się tam dostać, obawiam się, że nie będę mieć wystarczających umiejętności. Nie chcę dołączać do zwiadowców więc zostaje mi tylko korpus stacjonarny.
- jesteś tu zaledwie pierwszy dzień, będziesz mieć jeszcze całe trzy lata na rozmyślanie gdzie chcesz dołączyć - uśmiechnęłam się i odłożyłam łyżkę do pustej miski, a zanim Mina zdążyła cokolwiek powiedzieć instruktor Shadis wszedł do jadalni oznajmiając koniec kolacji.
Wszyscy posłusznie wyszli, prócz bijących się chłopaków. Jeden z nich zapadł mi już w pamięci, był nim brunet z Shiganshiny, drugi o głowę wyższy od poprzedniego, miał smukłą twarz i włosy...ich kolor ze względu na słabe światło, jest ciężki do określenia, wygląda jak jasny brąz pomieszany z szarym. Najwyraźniej charakter ma równie barwny jak włosy skoro w pierwszy dzień wplątał się w bójkę. Nie zaskoczy mnie jeśli takowe fizyczne sprzeczki między tymi dwoma dzieciakami będą zdarzać się znacznie częściej, oboje są w gorącej wodzie kąpani.
Wychodząc, ostatni raz spojrzałam na całą salę jadalnianą.
„ Ciekawe pierwsze wrażenie "
Z nieuwagi pogubiły mi się nogi i z hukiem zjechałam łokciem po schodach. Pomimo, że wysokość była wręcz parterowa, bo zaledwie cztery schodki, ból w lewym łokciu promieniowo rozszedł się po całym ramieniu, aż po obojczyk i wewnętrzną pachę. Oszołomiona silnie pulsującym bólem usiadłam na ziemi.
- Mira! Nic ci nie jest!? - Mina kucnęła przy mnie i pomogła odejść od schodów tak aby nie taranować wyjścia.
- Nie spodziewałam się, że znokautują mnie schody - zaśmiałam się lekko, a atmosfera się rozluźniła - wszystko dobrze, do wesela się zagoi - ona również zachichotała - chodźmy już, pewnie zajęli nam najwygodniejsze łóżka.
- Faktycznie! Nie pomyślałam o tym...a chciałabym się chociaż w nocy wysypiać... ‑ wstała i szybko pobiegła w stronę baraków.
Nie zważając na wcześniej zdarty łokieć, wstałam i westchnęłam ciężko.
„Znów się zagoiło"
Patrząc na entuzjazm tych wszystkich dzieci... tak bardzo chciałabym do tego wrócić, umieć znów się tak cieszyć dzieciństwem, właśnie dzieciństwem... Nie chcę wypierać się czegoś co istniało w moim życiu choć przez tak krótki czas, chcę pamiętać jak najwięcej...jak najwięcej wspomnień z mamą. Szczerze mówiąc jestem w stanie powiedzieć, że miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, nawet mimo ubóstwa w jakim się wychowałam.
Ktoś złapał mnie za ramię, więc gwałtownie się obróciłam prawie wykręcając nieznanej mi osobie rękę. Szybko jednak się opamiętałam, naprawdę nie chciałam nikomu wyrządzić krzywdy. Gdy w końcu mgła opuściła moje myśli, ujrzałam niskiego blondyna.
- Przepraszam! Nie chciałam - przerwałam gdy na jego ustach dostrzegłam lekki uśmiech - przepraszam...
- Zasłużyłem sobie, nie powinienem był cię dotykać - jego oczy skierowały się na moją rękę, w jednym momencie zrozumiałam dlaczego. W swojej dłoni trzymałam jego, była ciepła i delikatna; dziecięca, lecz szybko ją puściłam - wszystko w porządku? - szczerze mówiąc zaskoczyło mnie jego pytanie.
- Tak, wszystko jak najbardziej w porządku, ale dlaczego pytasz? To raczej ja powinnam się teraz o ciebie martwić, niemal wykręciłam ci rękę - spojrzałam na niego, jego oczy emanowały spokojem, dały mi poczucie niewinności. Niewiarygodnie dziwne, ale również przyjemne uczucie.
- „Ciekawe czy ludzie też się tak czują gdy patrzą w moje oczy" - te myśli były bardziej niż szczere. Chciałam, aby inni w moim otoczeniu czuli się bezpiecznie i przyjęci z otwartymi rękoma...może to egoistyczne i bezczelne, ale tego właśnie bym chciała.
- Tak jakoś mi się wymsknęło - na dźwięk jego słów w moich myślach wybrzmiało głośne „co?". Momentalnie wróciłam na ziemię, było mi wręcz głupio, że tak bardzo odbiegłam myślami w dygresje - ale jesteś cała?
- Tak, tak! Naprawdę nie masz się czym martwić
- Na pewno? Przed chwilą leżałaś ze zdartą ręką na podłodze. Może trzeba to opatrzyć, żeby nie wdało się zakażenie - nalegał.
- Naprawdę nic mi nie jest...mam po prostu bardzo grubą skórę ‑ zaśmiałam się lekko, czując zażenowanie z przed chwilą wypowiedzianych słów - no nic, to ja już będę szła do baraku, w końcu trzeba się porządnie wyspać. Zapewne czeka nas jutro wiele ćwiczeń...
- racja, ja też powinienem się zbierać - zapadła chwilowa cisza, ciężka, niezręczna cisza.
- w zasadzie to idziemy w jednym kierunku, więc jeśli chcesz, możesz iść ze mną - z chłopaka jakby od razu spadł pewien ciężar.
- Chętnie, byłoby dziwnie iść tak w ciszy w jedną stronę ‑ zażartował - tak właściwie to jak masz na imię ?
Przedstawiłam się, a zaraz po mnie chłopak. Płytka rozmowa nie trwała długo, bo wraz z Arminem bardzo szybko złapaliśmy wspólny język. Podczas tej stosunkowo krótkiej przechadzki poruszyłam z nim wiele tematów, że aż ciężko było się rozstać. Miałam cichą nadzieję, że to nie była jednorazowa sytuacja, od dawna nie przeprowadziłam tak głębokiej i dynamicznej rozmowy. Tyle pomysłów i świetlanych idei... Niestety nadszedł moment rozłąki, grzecznie się pożegnałam i skierowałam się w stronę damskiego baraku.
Wraz z momentem przekroczenia progu budynku uderzył mnie zapach moich własnych perfum. Miałam jednak nadzieję, że nie był to najgorszy scenariusz, który aktualnie krążył w moich myślach.
‑ Odłóż to! To nie twoje! - ujrzałam dwie dziewczyny, wyższa piegowata brunetka trzymała w górze moją perfumę, zaś druga niska blondynka próbowała ją przekonać do oddania mojej własności - Ymir! Jeszcze ją upuścisz i się rozbije, a pachnie drogo!
- Pewnie kradziona, Christa, jesteś taka naiwna... nie spodziewaj się dużo po wojsku - rzuciła do niej zadziornym tonem, czyżby ona... droczyła się z nią?
- Musze cię zasmucić, ale nie jest kradziona - skupiłam na sobie uwagę obu dziewczyn - mogę? - podeszłam do Ymir wyciągając sugestywnie rękę na co ta z lekkim zawodem oddała moją własność - dziękuję.
- nie ma sprawy, to i tak twoje - zaśmiała się frywolnie, chcąc ewidentnie zrobić tym wrażenie na blondynce.
- Jednak na przyszłość nie polecam grzebać w rzeczach innych, mogłam przecież trzymać tam coś ostrego - na moje słowa dziewczyny wydały się być zaskoczone.
- Nie jesteś zła na Ymir? - Christa spojrzała na nas obie, wyczekując na rozwój zdarzeń - przecież szperała w twoich rzeczach.
- Nie jestem z tego faktu szczęśliwa, ale nie jestem również zła. Nie miałam wygórowanych oczekiwań względem wojska, trafiają tu ludzie ze wszystkich grup społecznych - uśmiechnęłam się miło i przeszłam obok nich, aby zabrać moją torbę z pobliskiego łóżka - ponadto jej nie chodziło o perfumę - widziałam jak całe ciało Ymir rwało się abym nie powiedziała ani słowa więcej.
‑ widzę, żeś mocna w słowach, ciekawe czy równie dobrze radzisz sobie w walce - próbowała mnie podjudzić.
- Ymir, wystarczy!
- mogę cię nie jednym jeszcze zaskoczyć - powiedziałam wymijająco - dobranoc - żegnając je z uśmiechem na twarzy. Za swoimi plecami słyszałam jak Christa tłumaczyła coś drugiej, lecz mnie to już nie dotyczyło, więc szłam dalej.
***
Dni mijały, zdążyłam poznać większość kadetów. Polubiłam towarzystwo Miny, jest energiczna i przerażająco pozytywna, tak samo z resztą jak Christa z którą również dobrze mi się rozmawiało. Dla Ymir niestety byłam konkurencją względem atencji blondynki, choć starała się tego nie pokazywać. Jednak najlepszy kontakt o dziwo miałam z chłopakiem. Wolne chwile spędzam z Arminem na głębokich, filozoficznych rozmowach. Spędzony z nim czas jest jakby oderwany od rzeczywistości, rozumiemy się nawzajem, dbamy o siebie... Nie spodziewałam się, że uda mi się tak szybko znaleźć kogoś przed kim zdołam się otworzyć, można pozytywnie rzecz, że „przypadki chodzą po ludziach". Zapewne gdyby nie moje namiętne spotkanie ze schodami, nie zdobyłabym się na odwagę, żeby się do niego odezwać.
Ludzie, którzy nas znają uważają naszą relację za słodką i niewinną, co zapewne z boku tak wygląda. Zaskoczyło mnie jednak, że językiem jego osoby jest kontakt fizyczny, dużo kontaktu fizycznego... dotyka moje ręce, ramiona i głowę w każdym możliwym momencie; nie przeszkadza mi to jednak, gdyż ja również w dużym stopniu wyrażam tak swoje uczucia.
Rzadziej niż z Arminem zdarza mi się rozmawiać z jego przyjaciółmi, Erenem i Mikasą. Często zapraszają mnie do swojego stolika, gdzie najczęściej siedzą również grupka ziemniaczanej dziewczyny oraz Christa i Ymir. Szczerze mówiąc lubię ich towarzystwo, żarty i zabawy pomiędzy poważnymi treningami.
***
Wszyscy szykowali się już aby opuścić plac treningowy i udać się na obiad. Nagle poczułam na swoim ramieniu znany mi dotyk; Armin.
- Gdzie się tak rwiesz, na spokojnie zdążysz na obiad - jego zdyszany oddech był wyraźnie słyszalny - zwłaszcza w tym tempie - dodał.
- Instruktor Shadis kazał mi po treningu przyjść do jego gabinetu.
- Kiedy ci to powiedział, nawet nie zauważyłem - wydawał się naprawdę przejęty faktem, że to właśnie Shadis ze wszystkich instruktorów, chce ze mną pomówić, ale widocznie nie chciał budzić we mnie większych obaw.
- Nie miałeś okazji zobaczyć, Jean cię w tedy przewrócił i zwijałeś się z bólu - skwitowałam szybko, ukrywając niepokój co do rozmowy.
- Wiesz, jesteś dzisiaj wyjątkowo miła - oparł się dłonią o moje ramię, aby złapać oddech.
- Armin - spojrzałam na niego teatralnie zaskoczona - czy słusznie wyczuwam sarkazm? - złapałam jego twarz w obie moje ręce i ścisnęłam lekko jego czerwone od zmęczenia policzki. Zbliżyłam mocno twarz i popatrzyłam mu w oczy; a raczej oko, bo nie widziałam z tej odległości obu - burak.
Blondyn wydał z siebie jęk niezadowolenia i poklepał mnie po głowie.
- Idź już, lepiej żeby nie musiał na ciebie czekać - pomachałam mu przez ramię, gdy byłam już prawie na miejscu, posyłając pocieszny uśmiech i zapukałam w drewniane drzwi.
„ Ciekawe czego ode mnie chce"
1912 słów
Tak oto dotarliśmy już do trzech rozdziałów, bardzo się cieszę, że moja interpretacja tej historii doprowadziła cię aż do tutaj i mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej ^_^
Niestety od tego momentu rozdziały będą się pojawiać w odstępach czasowych, jednak mam nadzieję, że nie zniechęci to was i doczekacie zakończenia...tak samo jak ja >_<
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale, powinien pojawić się za niedługo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro