Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 96

~Magnus~
Kiedy Alexander się ubrał, musiał iść porozmawiać z mamą na temat ojca. Mój chłopak mnie wygonił, bo ciągle łapałem go za tyłek, gdy stałem obok. No bo przypomniałem sobie, że dawno tego nie robiłem. I dalej byłem podniecony.

No ale, w końcu zagroził mi, że nie przyjedzie do mnie na weekend, no to musiałem iść. Ale i tak by przyjechał, nie okłamujmy się.

****
Dalej w dobrym nastroju i jeszcze lekkim podnieceniu po igraszkach z moim Aniołem, wysiadłem ze swojego Porshe i udałem się do bloku. Z kącikami ust lekko znajdującymi się w górze, wszedłem do windy i kliknąłem odpowiedni guzik.

Nuciłem sobie jakąś piosenkę One Direction, a kończąc refren drzwi rozsunęły się. Wyszedłem i zwróciłem się w kierunku drzwi od mojego mieszkania, kiedy się zdziwiłem.

- Jace? - spytałem, podchodząc bliżej.

Blondyn odskoczył od moich drzwi, usłyszawszy mój głos i odwrócił głowę w moją stronę.

- Oh... Myślałem, że jesteś w domu.

- Byłem u Alexandra - odpowiedziałem wolno, mierząc go spojrzeniem i dalej nie wiedząc, z jakiego powodu chłopak stoi pod moim mieszkaniem. - O co chodzi?

- Um... Chciałem porozmawiać - odwrócił wzrok. Okey...

Zmrużyłem oczy w nieufności i użyłem klucza, by otworzyć drzwi. Wpuściłem nastolatka do środka. Przekręciłem klucz w zamku i chciałem pójść przez przedpokój do kuchni, kiedy przed oczami widniały mi szerokie plecy Jace'a. No tak. Bogato urządzone mieszkanie, chłopak musi nacieszyć wzrok.

Ominąłem jego dalej nie ruchomą sylwetkę i pociągnąłem za łokieć do kuchni, bo nie chciałem zwlekać z dowiedzeniem się, co chłopak może ode mnie chcieć.

- Więc? O co chodzi? - spytałem, zasiadając na wysokim krzesełku przy barku. Jace usiadł po jego drugiej stronie, naprzeciw mnie.

- Więc... - zaczął, nerwowo bawiąc się splecionymi palcami na blacie. - Wiem, że jesteś z Believerów i...

- Chcesz forsy - przerwałem mu, wprawiając go w lekkie osłupienie, ale zignorowałem to i mówiłem dalej. - To przecież ty, byłbyś i jesteś do tego zdolny. Po co ci moje pieniądze?

- Na... - urwał. Otworzył usta i z powrotem je zamknął.

- Matko, Jace - jęknąłem sfrustrowany, opierając głowę na ręce, którą oparłem na blacie. - Gadaj żesz.

- Na aborcję.

Okey... Teraz on wprawił mnie w osłupienie. Otworzyłem szeroko oczy, ale zaraz skumałem, o co chodzi.

- To dlatego widziałem cię dziś z Lydią na mieście... - wymamrotałem bardziej sam do siebie, ale chłopak mnie usłyszał.

- No... Oboje tego chcemy - wbił we mnie już owiele bardziej pewne spojrzenie.

- A rozmawialiście o tym z rodzicami?

- Nie - zmarszczył brwi i zrobił się poddenerwowany. - Nie... Nie.

- Nie rozumiem, czego wy się boicie... - pokręciłem głową, niedowierzając w ich bezmyślność.

- Dobra... Jedno pytanie. Dasz te pieniądze...? - z powrotem odwiedziła go nieśmiałość i poczucie, tak sądzę, wstydu.

- Po rozmowie z Alexandrem - odparłem zdecydowanie.

- Nie zgodzi się - jęknął.

- W takim razie ja też nie.

- Magnus, proszę...

- Słuchaj, Jace - przerwałem mu nieco ostrzejszym tonem. - Od każdego szukasz pomocy, kurwa. Wykorzystujesz ludzi, w tym swojego brata, Lydię, teraz mnie. A ty pomogłeś kiedyś komuś? A obroniłeś Alexandra choć raz przed elitą, do której, kurwa, należałeś? A zabezpieczyłeś się z dziewczyną? Nie? Szkoda, konsekwencje przyszły, prawda? To sobie poradź teraz z nimi sam. Jak przystało, a teraz wypierdalaj z mojego mieszkania, bo nie mam ochoty na ciebie patrzeć - jak powiedziałem, tak odwróciłem wzrok od twarzy chłopaka, na której malował się pierwszo szok, a potem złość. Dalej już nie widziałem, bo zeskoczył z krzesła i poszedł do wyjścia.

Westchnąłem, kiedy przypomniałem sobie, że drzwi są zakluczone, więc niechętnie ruszyłem za blondynem, by wyprowadzić go z mieszkania.

****
Ja: I jak tam? 💗💗

Anioł 💙: Kąpie się 😁👌

Ja: Czyżbyś zaczął korzystać z wanny? XD

Anioł 💙: Tak xD

Ja: Chciałbym kąpać się z tobą 😘

Anioł 💙: Stało się coś?

Eh... Aż tak bardzo widać?

Ja: ....

Anioł 💙: Jesteś miły. Mało zboczony. Spokojny.

Anioł 💙: Łatwo rozpoznać 😝

Ja: Kocham Cię 😞💙

Anioł 💙: Ja Ciebie Też 💗 to o co chodzi?

Ja: O Jace'a. I Lydię. I dziecko.

Anioł 💙: .....? 😓

Ja: Chcą usunąć ciążę. Jace przyszedł dziś do mnie i chciał forsy na aborcję.

Anioł 💙: Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś. Teraz wyszedł z kolegami do klubu i nie wiem czy czegoś nie odwali.

Ja: Bo powiedziałem mu prawdę o nim prosto w oczy, miałem nadzieję że się ogarnie.

Anioł 💙: To jest Jace.

Ja: Wiem, przepraszam że nie powiedziałem...nie chciałem cię martwić przed snem.

Anioł 💙: Eh...w porządku.

Anioł 💙: Muszę o tym powiedzieć mamie, bo to zaraz zajdzie za daleko.

Ja: Popieram ten pomysł.

Anioł 💙: Dopiero 20, może jeszcze ogląda telewizję...pogadam z nią.

Anioł 💙: Widzimy się jutro 💗💗💗💗

Anioł 💙: I Love You ❤

Ja: Okey.

Ja: I Love You Too, Honey ❤

*****
Środa
- I co? - spytałem, kiedy Alexander wszedł do mojego auta. Kiedy drzwi się zamknęły, ruszyłem.

- Co, co? - spytał rozbawiony, a ja parsknąłem śmiechem.

- Co z ojcem i co z Jacem. I dzieckiem.

- Aaa - przeciągnął literę na znak, że skumał o co mi chodzi. - Ojciec, no jak to z rakiem. Nie przewidują konkretnej daty śmierci, no ale niedługo. A co do Jace'a... Nie powiedziałem mamie.

- Dlaczego? - spojrzałem na niego poirytowany, bo dalej broni tego idiotę, i za chwilę wróciłem spojrzeniem na drogę.

- Bo gadałem z nim. Powiedział, że nie usuną ciąży i w końcu powiedzą rodzicom. Lada moment i tak się dowiedzą, nawet sami. To w końcu drugi miesiąc, o ile nie trzeci.

- Wierzysz mu? - prychnąłem.

- Nie będę nic robić. Nie będę też pomagać, musi nauczyć się odpowiedzialności, bo zginie po kilku dniach jak się wyprowadzi z domu.

- Kilku dniach? Kilku godzinach - wywróciłem oczami.

- Ogarnij dupę, bo jesteś spięty.

Chciałem mu odszczekać, ale się zamknąłem, gdy poczułem jego oddech na moim policzku. Miło gościł na mojej skórze, póki nie zastąpiły go usta chłopaka.

Chciałem przekręcić głowę, by pocałować go w usta, jednak ten się odsunął, a ja jęknąłem niezadowolony.

- Alexandrze?

- Hę?

- Zajedziemy do galerii przed lekcjami. Na chwilę.

- Po co? - spytał, a ja wyczułem zdezorientowanie w jego głosie.

- Skoczymy od razu po jakiś obiad do Mc, by wziąć na wynos do szkoły, bo nie zrobiłem.

- Nie spóźnimy się?

- Nie - zaśmiałem się. - A nawet jeśli, to jest religia.

- Ah tak, Bóg wybaczy? - prychnął rozbawiony.

- Oczywiście, że tak - odwróciłem głowę w jego stronę, by posłać mu szeroki uśmiech, a za chwilę zaparkowałem pod galerią.

******
- Który ci się podoba? - spytałem.

- Ten... Śliczny. Albo nie, ten! Kurde... - podrapał się po brodzie w zamyśleniu, przyglądając się pierścionkom zaręczynowym.

- To chodź tu - pociągnąłem go za rękę do stoiska obok, gdzie była biżuteria wysadzana diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi. Zauważyłem, jak w oczach Alexandra pojawia się błysk zachwytu. Jakbym od razu nie mógł mu pokazać błyskotek... Głupi ja.

- Ten - od razu wskazał palcem na pierścionek w otwartym pudełeczku.

Obrączka była zrobiona na kształt warkocza, a ozdabiał ją mały, błękitny brylant. Idealnie współgra z jego oczami.

- A w ogóle... - odezwał się, spoglądając na mnie. - Dlaczego patrzymy pierścionków zaręczynowych?

- Ee... - zestresowałem się, ale z całej siły starałem się wyglądać na wyluzowanego. - Kuzyn chce się oświadczyć, prosił mnie o pomoc w sprawie pierścionka - wzruszyłem ramionami, ciesząc się, że mój ton brzmiał normalnie.

- Aa... I poprosiłeś mnie o pomoc? - zaśmiał się. - Było wziąć tu Maję albo Nicole. Albo Izzy.

- Ty masz dobry gust do błyskotek - puściłem mu oczko. - I wracając, jesteś pewny, że ten? - wskazałem na przedmiot.

- Tak - oświadczył pewny siebie. - Jest piękny.

- To super - uśmiechnąłem się delikatnie. - Zarezerwuje go na moje nazwisko, bo potem go odbiorę. Pójdziesz do Mc coś wybrać? - wyciągnąłem portfel z kieszeni.

- Yup. Wezmę jeszcze jakąś kawę na słodko.

- Jak sobie chcesz - podałem mu plik banknotów, cmoknąłem w policzek i skierowałem się do właściciela sklepu, a Alexander wyszedł i poszedł na drugą stronę galerii, gdzie było żarcie.

Zarezerwowałem pierścionek. Dopiero...
Jeszcze sprawdzanie jego jakości, dać pod oko specjalistów, by ustalili, że kamień jest prawdziwy, jeszcze zmierzyć rozmiar... Zrobię to, jak Alexander będzie spał. I jeszcze kupić obrączki.

I już mogę się oświadczać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro