Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 95

~Magnus~
Zapukałem do mieszkania mojego ojca, choć miałem chęć rozjebać te drzwi. Kiedy w końcu łaskawie pojawił się przede mną, a ręce trzymał jakąś teczkę, wykorzystałem okazję i zabrałem mu przedmiot, uderzając nim w czubek głowy ojca. Ten nie wydawał się być jakoś specjalnie zainteresowany tym, że właśnie dostał teczką po łbie. I to od własnego syna. Odebrał płaską rzecz z mojej ręki i wrócił do środka mieszkania, a ja za nim.

- Dlaczego bijesz mnie teczką? - spytał, nawet się nie odwracając.

- Dlaczego powiedziałeś Camille, gdzie się uczę? - warknąłem.

- Bo spytała.

Serio?

- Ygh! - jęknąłem zirytowany. - Dobrze wiesz, że jej nie trawie! Wiesz, co zrobiła? Przez nią cała szkoła sie dowie, że jestem z Believerów!

Ojciec na moje słowa odwrócił się, a ja się zatrzymałem. Wpatrywał się we mnie przez chwilę swoim spojrzeniem bez jakiegokolwiek wyrazu, i zniknął w kuchni.

- Wybacz! - rzucił od niechcenia, a ja uderzyłem głową w ścianę.

Chcę się do kogoś przytulić... Wyciągnąłem telefon z kieszeni, wychodząc z mieszkania ojca.

~Alec~
Stałem chyba już całe pięć minut mojego życia, znudzony od stóp do głów, słuchając monologu brunetki jaki to ja beznadziejny, i że Magnus na pewno mnie nie kocha. Na początku wprawiło mnie to w gromki śmiech, ale teraz aż ziewałem.

- No, bo co on w tobie widzi? - prychnęła.

- Swojego chłopaka? - spytałem znudzony.

- Pf! Rób sobie nadzieję dalej, i tak to ja niedługo z nim będę - uśmiechnęła się złośliwie.

- Przekonamy się - wzruszyłem ramionami i z tej irytującej wymiany zdań i monologów, wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i odebrałem, nie patrząc nawet, kto dzwoni.

- Hej - odezwał się Magnus, jakby przybity. - Mogę do ciebie wpaść?

- Jasne, teraz jestem kawałek od sklepu, to możesz podjechać. I przywitać się ze swoją byłą, bo mnie wkurwia.

Widząc szok ogarniający twarz brunetki, parsknąłem śmiechem.

- Że co?! Rzuć w nią kamieniem!

- Naprawdę bym chciał, uwierz - zaśmiałem się. - Dobra, czekam.

- Spróbujesz z tym kamieniem?

- Nie! Jezu - roześmiałem się już owiele weselszy i rozłączyłem się. Brunetka prychnęła.

- Magnus tu jedzie?

- A co cię to? - usiadłem na krawężniku chodnika, zapominając o bułkach, które miałem kupić. I wcale nie zapomniałem o nich celowo.

- Mhm, poczekam sobie - powiedziała zza moich pleców i zaczęła sobie nucić jakąś piosenkę. Zatkałem uszy.

~Magnus~
Bezczelna, chodząca skórka od banana, która wyszła z kontenera na śmieci...

Szybko wjechałem na zakręt i przed sobą zauważyłem mojego chłopaka na chodniku, a za nim tą idiotkę. Dzizys...

Zaparkowałem przy nich, wychodząc z auta i obchodząc je, by dojść do Alexandra, który wstał. Gdy go omijałem, puściłem mu oczko i stanąłem przed Camille.

- Odpierdol się - powiedziałem bez żadnego gniewnego czy zirytowanego tonu, bo i tak nic do niej nie dotrze. Trzeba dawać jej kosza tyle razy, aż w końcu zacznie odpuszczać i w tedy ignorować.

Dziewczyna bez żadnego słowa przybliżała się do mnie z zamiarem pocałowania, kiedy czyjaś dłoń weszła jej w drogę, a ja wybuchnąłem śmiechem.

- Psik! - syknął Alexander, odpychając ode mnie Camille.

- Co ty sobie wyobrażasz?! - wykrzyknęła zbulwersowana. - Jakim prawem, co?!

- Takim... - odezwałem się, gdy przestałem się śmiać i chciałem pokazać, gdzie jej miejsce. - Że nie jesteśmy razem, więc jakim prawem TY sobie pozwalasz na całowanie mnie?

- Bo wiem, że tego chcesz? Oboje wiemy? - uniosła brew, wyraźnie zbita z tropu.

Tym razem Alexander zaczął zwijać się ze śmiechu, a ja po chwili dołączyłem do niego. Camille coś do nas mówiła, ale w tym czasie rżeliśmy głośniej, by wyprowadzić ją z równowagi. Przez przymknięte powieki zauważyłem tylko jak się zamyśla i w końcu odchodzi. Nie spodobało mi się to... Ale ona jest za głupia, by być niebezpieczna.

- Git - odezwałem się, momentami jeszcze rechocząc.

- Nom - przyznał mi chłopak, a po śmiechu został mu na ustach piękny uśmiech.

- Chciałem się do ciebie przytulić, bo byłem smutny, a teraz zachciało mi się siku ze śmiechu - parsknąłem rozbawiony. Ale naprawdę mi się chciało.

- A czemu smutny byłeś?

- Ojciec mnie zirytował swoją obojętnością, no i no. A teraz serio chodź do ciebie, bo serio chcę siku! - jęknąłem zażenowany moim małym pęcherzem i podreptałem szybko do auta.

*****
- No i co? - zaśmiałem się, trzymając w jednej dłoni nadgarstki chłopaka nad jego głową.

- To, że rano pościel układałem, a ty mi ją gnieciesz - wystawił do mnie język.

- Węża udajesz?

- Nie węża, tylko wężona z Ninjago.

- Alexander i bajki. No tak - wolną ręką wjechałem pod jego koszulkę i połaskotałem jego brzuch. Zaczął rechotać i wić się pode mną, jednocześnie starając się wyswobodzić nadgarstki z mojego uścisku.

- Całe osiedle obudzisz - parsknąłem śmiechem, ale nie przestawałem go gilgotać. A odpowiedzi oczywiście otrzymałem serie kolejnych śmiechów. W końcu zlitowałem się nad nim i zaprzestałem swoich czynności.

- Kurwa... - wysapał z zadyszką, która mnie jedynie rozbawiła. - Idiota z ciebie...

- Ja wiem. Ale wiem też, że chciałbyś, bym zaczął robić coś fajniejszego, skoro jesteśmy w twoim łóżku, a w domu nikogo nie ma. Prócz psa. Nie sądzisz? - spytałem uwodzicielskim tonem, zbliżając się do niego. Przejechałem nosem po długości jego szyi, a on stęknął, wyginając się nieco w łuk.

Skoro ten delikatny dotyk tak na niego działa, to ja sobie nie wyobrażam co on czuje, gdy się namiętnie całujemy. No ale w sumie... Ja się podniecam, jak widzę go uroczego i słodkiego, więc chyba jesteśmy kwita.

- Hmm? - mruknąłem pytająco, kiedy robiłem mu malinkę.

Musi je dobrze ukrywać, skoro Maryse nie zauważyła. Bo by mi powiedział. Ale w sumie... Ma w łazience kosmetyki Izzy.

- Przestań gadać i po prostu to zrób - powiedział, kiedy zahaczył palcami o krawędź mojej koszulki.

Szybko pozbyłem się naszej górnej części garderoby i ponownie zawisłem nad chłopakiem, u którego w oczach dostrzegłem niedosyt, który cholernie na mnie działał. I tak samo tą uległość z jego strony, która dodawała do moich czynów zawziętości.

Pocałowałem go namiętnie, jedną dłonią jeżdżąc po jego podbrzuszu i z satysfakcją odbierając drżenie jego ciała. Stękał cicho w moje rozżarzone usta, co pobudziło moją erekcję. Pocałunek stał się bardziej zachłanny i przepełniony niedosytem nas obu, a ja po prostu chciałem już w niego wejść.

Nie odrywając od niego swoich warg, zabrałem się za rozporek jego spodni. Kiedy odpuścił, odpiąłem swój. Oderwaliśmy się od siebie, by szybko zsunąć spodnie i rzucając je Bóg wie gdzie, i z niecierpliwością ponownie złączyłem nasze usta, rozpieszczając językiem jego dolną wargę.

Otarłem się o niego, co poskutkowało nie tylko jego zwiększoną erekcją, którą wyczułem, ale też jego dłonie zaczęły żwawiej posuwać się po moich plecach. Zamruczałem, czując ten zimny dotyk, przez który dostawałem gęsiej skórki.

Z czułymi całusami zacząłem zjeżdżać niżej, jednocześnie chwytając za krawędź jego bokserek. Wsunął dłoń w moje włosy, kiedy drzwi się otworzyły...

- Oh... - Maryse odwróciła wzrok. - Zaczekam na dole - rzuciła i pospiesznie wyszła z pokoju.

Kiedy zdążyłem zauważyć jej zdezorientowaną minę, opadłem na Alexandra i zacząłem się śmiać. On jednak zirytowany i zawstydzony, że matka widziała go w takiej sytuacji, zrzucił mnie z siebie. Wstał z łóżka i zaczął szukać spodni, których nie mógł znaleźć. Kątem oka zauważyłem, że jakaś nogawka zwisa z żyrandola.

- Eh, wracaj tu - parsknąłem śmiechem, leżąc na brzuchu i z rozbawieniem obserwując jego zdesperowane poszukiwania. Zaczął chodzić na czworaka i zaglądać pod biurko, co wprawiło mnie w głośniejszy śmiech.

- Cicho! - wskoczył mi na plecy.

Muszę douczyć się w pisaniu hot momentów xD
Miłego wieczoru 💗💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro