Rozdział 95
~Magnus~
Zapukałem do mieszkania mojego ojca, choć miałem chęć rozjebać te drzwi. Kiedy w końcu łaskawie pojawił się przede mną, a ręce trzymał jakąś teczkę, wykorzystałem okazję i zabrałem mu przedmiot, uderzając nim w czubek głowy ojca. Ten nie wydawał się być jakoś specjalnie zainteresowany tym, że właśnie dostał teczką po łbie. I to od własnego syna. Odebrał płaską rzecz z mojej ręki i wrócił do środka mieszkania, a ja za nim.
- Dlaczego bijesz mnie teczką? - spytał, nawet się nie odwracając.
- Dlaczego powiedziałeś Camille, gdzie się uczę? - warknąłem.
- Bo spytała.
Serio?
- Ygh! - jęknąłem zirytowany. - Dobrze wiesz, że jej nie trawie! Wiesz, co zrobiła? Przez nią cała szkoła sie dowie, że jestem z Believerów!
Ojciec na moje słowa odwrócił się, a ja się zatrzymałem. Wpatrywał się we mnie przez chwilę swoim spojrzeniem bez jakiegokolwiek wyrazu, i zniknął w kuchni.
- Wybacz! - rzucił od niechcenia, a ja uderzyłem głową w ścianę.
Chcę się do kogoś przytulić... Wyciągnąłem telefon z kieszeni, wychodząc z mieszkania ojca.
~Alec~
Stałem chyba już całe pięć minut mojego życia, znudzony od stóp do głów, słuchając monologu brunetki jaki to ja beznadziejny, i że Magnus na pewno mnie nie kocha. Na początku wprawiło mnie to w gromki śmiech, ale teraz aż ziewałem.
- No, bo co on w tobie widzi? - prychnęła.
- Swojego chłopaka? - spytałem znudzony.
- Pf! Rób sobie nadzieję dalej, i tak to ja niedługo z nim będę - uśmiechnęła się złośliwie.
- Przekonamy się - wzruszyłem ramionami i z tej irytującej wymiany zdań i monologów, wyrwał mnie dźwięk przychodzącego połączenia. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i odebrałem, nie patrząc nawet, kto dzwoni.
- Hej - odezwał się Magnus, jakby przybity. - Mogę do ciebie wpaść?
- Jasne, teraz jestem kawałek od sklepu, to możesz podjechać. I przywitać się ze swoją byłą, bo mnie wkurwia.
Widząc szok ogarniający twarz brunetki, parsknąłem śmiechem.
- Że co?! Rzuć w nią kamieniem!
- Naprawdę bym chciał, uwierz - zaśmiałem się. - Dobra, czekam.
- Spróbujesz z tym kamieniem?
- Nie! Jezu - roześmiałem się już owiele weselszy i rozłączyłem się. Brunetka prychnęła.
- Magnus tu jedzie?
- A co cię to? - usiadłem na krawężniku chodnika, zapominając o bułkach, które miałem kupić. I wcale nie zapomniałem o nich celowo.
- Mhm, poczekam sobie - powiedziała zza moich pleców i zaczęła sobie nucić jakąś piosenkę. Zatkałem uszy.
~Magnus~
Bezczelna, chodząca skórka od banana, która wyszła z kontenera na śmieci...
Szybko wjechałem na zakręt i przed sobą zauważyłem mojego chłopaka na chodniku, a za nim tą idiotkę. Dzizys...
Zaparkowałem przy nich, wychodząc z auta i obchodząc je, by dojść do Alexandra, który wstał. Gdy go omijałem, puściłem mu oczko i stanąłem przed Camille.
- Odpierdol się - powiedziałem bez żadnego gniewnego czy zirytowanego tonu, bo i tak nic do niej nie dotrze. Trzeba dawać jej kosza tyle razy, aż w końcu zacznie odpuszczać i w tedy ignorować.
Dziewczyna bez żadnego słowa przybliżała się do mnie z zamiarem pocałowania, kiedy czyjaś dłoń weszła jej w drogę, a ja wybuchnąłem śmiechem.
- Psik! - syknął Alexander, odpychając ode mnie Camille.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wykrzyknęła zbulwersowana. - Jakim prawem, co?!
- Takim... - odezwałem się, gdy przestałem się śmiać i chciałem pokazać, gdzie jej miejsce. - Że nie jesteśmy razem, więc jakim prawem TY sobie pozwalasz na całowanie mnie?
- Bo wiem, że tego chcesz? Oboje wiemy? - uniosła brew, wyraźnie zbita z tropu.
Tym razem Alexander zaczął zwijać się ze śmiechu, a ja po chwili dołączyłem do niego. Camille coś do nas mówiła, ale w tym czasie rżeliśmy głośniej, by wyprowadzić ją z równowagi. Przez przymknięte powieki zauważyłem tylko jak się zamyśla i w końcu odchodzi. Nie spodobało mi się to... Ale ona jest za głupia, by być niebezpieczna.
- Git - odezwałem się, momentami jeszcze rechocząc.
- Nom - przyznał mi chłopak, a po śmiechu został mu na ustach piękny uśmiech.
- Chciałem się do ciebie przytulić, bo byłem smutny, a teraz zachciało mi się siku ze śmiechu - parsknąłem rozbawiony. Ale naprawdę mi się chciało.
- A czemu smutny byłeś?
- Ojciec mnie zirytował swoją obojętnością, no i no. A teraz serio chodź do ciebie, bo serio chcę siku! - jęknąłem zażenowany moim małym pęcherzem i podreptałem szybko do auta.
*****
- No i co? - zaśmiałem się, trzymając w jednej dłoni nadgarstki chłopaka nad jego głową.
- To, że rano pościel układałem, a ty mi ją gnieciesz - wystawił do mnie język.
- Węża udajesz?
- Nie węża, tylko wężona z Ninjago.
- Alexander i bajki. No tak - wolną ręką wjechałem pod jego koszulkę i połaskotałem jego brzuch. Zaczął rechotać i wić się pode mną, jednocześnie starając się wyswobodzić nadgarstki z mojego uścisku.
- Całe osiedle obudzisz - parsknąłem śmiechem, ale nie przestawałem go gilgotać. A odpowiedzi oczywiście otrzymałem serie kolejnych śmiechów. W końcu zlitowałem się nad nim i zaprzestałem swoich czynności.
- Kurwa... - wysapał z zadyszką, która mnie jedynie rozbawiła. - Idiota z ciebie...
- Ja wiem. Ale wiem też, że chciałbyś, bym zaczął robić coś fajniejszego, skoro jesteśmy w twoim łóżku, a w domu nikogo nie ma. Prócz psa. Nie sądzisz? - spytałem uwodzicielskim tonem, zbliżając się do niego. Przejechałem nosem po długości jego szyi, a on stęknął, wyginając się nieco w łuk.
Skoro ten delikatny dotyk tak na niego działa, to ja sobie nie wyobrażam co on czuje, gdy się namiętnie całujemy. No ale w sumie... Ja się podniecam, jak widzę go uroczego i słodkiego, więc chyba jesteśmy kwita.
- Hmm? - mruknąłem pytająco, kiedy robiłem mu malinkę.
Musi je dobrze ukrywać, skoro Maryse nie zauważyła. Bo by mi powiedział. Ale w sumie... Ma w łazience kosmetyki Izzy.
- Przestań gadać i po prostu to zrób - powiedział, kiedy zahaczył palcami o krawędź mojej koszulki.
Szybko pozbyłem się naszej górnej części garderoby i ponownie zawisłem nad chłopakiem, u którego w oczach dostrzegłem niedosyt, który cholernie na mnie działał. I tak samo tą uległość z jego strony, która dodawała do moich czynów zawziętości.
Pocałowałem go namiętnie, jedną dłonią jeżdżąc po jego podbrzuszu i z satysfakcją odbierając drżenie jego ciała. Stękał cicho w moje rozżarzone usta, co pobudziło moją erekcję. Pocałunek stał się bardziej zachłanny i przepełniony niedosytem nas obu, a ja po prostu chciałem już w niego wejść.
Nie odrywając od niego swoich warg, zabrałem się za rozporek jego spodni. Kiedy odpuścił, odpiąłem swój. Oderwaliśmy się od siebie, by szybko zsunąć spodnie i rzucając je Bóg wie gdzie, i z niecierpliwością ponownie złączyłem nasze usta, rozpieszczając językiem jego dolną wargę.
Otarłem się o niego, co poskutkowało nie tylko jego zwiększoną erekcją, którą wyczułem, ale też jego dłonie zaczęły żwawiej posuwać się po moich plecach. Zamruczałem, czując ten zimny dotyk, przez który dostawałem gęsiej skórki.
Z czułymi całusami zacząłem zjeżdżać niżej, jednocześnie chwytając za krawędź jego bokserek. Wsunął dłoń w moje włosy, kiedy drzwi się otworzyły...
- Oh... - Maryse odwróciła wzrok. - Zaczekam na dole - rzuciła i pospiesznie wyszła z pokoju.
Kiedy zdążyłem zauważyć jej zdezorientowaną minę, opadłem na Alexandra i zacząłem się śmiać. On jednak zirytowany i zawstydzony, że matka widziała go w takiej sytuacji, zrzucił mnie z siebie. Wstał z łóżka i zaczął szukać spodni, których nie mógł znaleźć. Kątem oka zauważyłem, że jakaś nogawka zwisa z żyrandola.
- Eh, wracaj tu - parsknąłem śmiechem, leżąc na brzuchu i z rozbawieniem obserwując jego zdesperowane poszukiwania. Zaczął chodzić na czworaka i zaglądać pod biurko, co wprawiło mnie w głośniejszy śmiech.
- Cicho! - wskoczył mi na plecy.
Muszę douczyć się w pisaniu hot momentów xD
Miłego wieczoru 💗💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro