Rozdział 94
Dedykacja dla XInnaXnizWwszyscyX 😁💘
Wtorek
~Magnus~
Siedziałem w podwójnej ławce z Alexandrem i każdy z nas w chuj się nudził. Była historia, czyli nauczyciel po prostu siedział i pierdolił od rzeczy o jakichś tam Prusach czy coś. A ja przez chwilę myślałem, że gada o persach, gdy ten zaczyna wyjaśniać z czego składała się ich zbroja, a mój wyraz twarzy wyrażał jedno, wielkie "what the fuck?".
Po chwili ktoś wszedł do klasy bez pukania.
Nie byle ktoś... Napiąłem wszystkie mięśnie w zdenerwowaniu, kiedy zobaczyłem Camille. Rozejrzała się po klasie i zwróciła do nauczyciela.
- Przepraszam, jest tu może Believer?
Kurwa. Zaczęło mi szumieć w głowie od tych nagłych szeptów, którymi zaniosła się klasa. Jestem w dupie. Ścisnąłem pod stolikiem rękę Alexandra i czekałem na rozwinięcie sytuacji...
- Um... - zakłopotał się nauczyciel. - Nie ma nikogo takiego tutaj, ani w tej szkole.
- No ale... - rozejrzała się raz jeszcze i zauważyła mnie. - O! Magnus! Tutaj jesteś.
Zacząłem latać nerwowo spojrzeniem wszędzie tylko nie na oczy kolegów z klasy.
"Believer?"
"To ten syn Asmodeusa!"
"Ten co nazwisko zmienił!"
"Dlatego ma Porshe."
"Ale jaja!"
"Kłamca."
Słyszałem pojedyncze szepty i miałem ochotę zabić Camille. Spojrzałem na nią, zaciskając szczękę.
- Ale przecież to Bane - odezwał się nauczyciel.
- Oh - machnęła ręką brunetka. - Zmienił nazwisko no i...
Nie dokończyła, bo przerwało jej głośne trzaśnięcie. Przy jej głowie na ścianie z impetem wylądował zeszyt, który przyleciał z mojej strony. Szkoda, że nie trafił.
Nauczyciel już miał mnie upominać o jakichś manierach, ale dałem mu do tego kolejne powody, wstając z ławki i podchodząc groźnie do tej idiotki. Pociągnąłem ją za łokieć, nie cackając się w delikatność i wyszedłem za drzwi, zamykając je.
- Popierdoliło cię?! - spojrzałem na nią i z trudem trzymałem ręce przy sobie.
- Magnus - westchnęła. - Spokojnie.
- Spokojnie?! Od kilku lat żyłem sobie normalnie, a ty nagle wpadasz i wszystko wygadujesz?! Jak ty mnie w ogóle znalazłaś, do jasnej cholery?! - krzyczałem gardłowym głosem.
- Twój tata powiedział, że tu będziesz.
Że co? Zajebie, kurwa, urwę głowę, wsadzę do tuby i wystrzele na księżyc... Ale najpierw ta suka.
- Spierdalaj stąd - syknąłem.
- Misiek, dopiero co cię znalazłam. Nie sądzisz, że teraz sobie pójdę? Stęskniłam się - uśmiechnęła się do mnie zalotnie i chciała przybliżyć, ale przystawiłem dłoń do jej twarzy. Zirytowana odsunęła się i uniosła brew, nonszalacko opierając ręce na swoich biodrach.
- Wypierdalaj, powtarzam. Czaisz, kurwa?
Jedyne dobre coś w tej sytuacji to to, że nauczyciel chyba był zbyt leniwy, by zapanować nad uczniem, który spieprzył mu z klasy. Bo dalej w klasie siedział.
- Mag...
- WON - przerwałem jej, starając się okiełznać gniew, który zaraz zacznie mną rządzić.
- Ehh, i tak cię znajdę. Dozobaczenia, kwiatuszku - puściła mi całusa w powietrzu i w końcu znikła z mych oczu. Odwróciłem się z zamiarem ponownego wejścia do klasy, ale odechciało mi się tego robić.
Nie okłamałem klasy, nie mówiłem im, kim są moi rodzice. A nazwisko może zmieniać sobię każdy. Więc nie mogą mieć mnie za kłamcę... Ale plotki szybko się rozchodzą. I nie wiadomo, co z nich wyniknie.
Westchnąłem, opierając się czołem o drzwi, jednak zaczął dzwonić dzwonek, więc szybko się odsunąłem na bok. Z klasy zaczęli wychodzić uczniowie, dalej zażarcie rozmawiając między sobą. Tak zażarcie, że nie zauważyli głównego bohatera ich rozmów, który stał przy drzwiach.
Za chwilę ujrzałem twarz mojego Anioła, a za nim resztę paczki. Nim zdążyłem coś powiedzieć, obie dziewczyny wzięły mnie za ramiona po obu stronach i zaczęły prowadzić do naszego miejsca. Czyli pod schody.
- To prawda? - spytała łagodnie Nicole.
Alexander stanął obok mnie i objął ramieniem, by dać mi jakieś wsparcie. Bo wiedział, że to dla mnie za łatwe nie jest.
- Tak - powiedziałem zdecydowanie, nie spuszczając wzroku.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - spytał Nino.
- Nie chciałem poznawać przyjaciół wtedy, kiedy wiedzieli by o mojej forsie. No, rozumiecie... A z nazwiskiem Bane żyję już od ładnych paru lat, i wszystko jest... Było, dobrze - westchnąłem.
- To czyli skoro to prawda... - wtrąciła Ruda pomrukiem, myśląc nad czymś, a ja się wystraszyłem. - To... Fuck! Przyjaźnimy się z bogaczem, ludzie! - wykrzyknęła uradowana i została skarcona naszymi spojrzeniami, że się drze.
Ale kamień spadł mi z serca. Rozumieją. Nie odwrócą się. Wręcz przeciwnie, są szczęśliwi i ja też jestem.
- Dobra, dobra... - burknęła Maja, ale za moment ponownie się rozpromieniła. - Nie okłamałeś nas, więc nie mamy co mieć ci za złe.
- W sumie... - odezwał się Nino. - Racja - uśmiechnął się lekko.
- Yup, święta racja - brunetka posłała mi ciepły uśmiech. - I tak nie jesteśmy z tobą dla kasy. Ale teraz...
- Będziesz ją na nas wydawał - zakończyła za nią Maja, szczerząc się i kołysząc na boki, chcąc tym pokazać jaka jest podekscytowana. Ciekawe, jakie będą jej pierwsze zachcianki.
- Dla niego to lepiej - zaśmiał się mój chłopak. - Jęczył mi, że nie korzystam z jego forsy, to teraz wy ją wykorzystacie.
- Potwierdzam - zgodziłem się ze śmiechem. - Chodźcie tu, ruscy idioci! - otworzyłem ramiona, w które wtuliły się dziewczyny. Alexander objął nas od tyłu, a Nino do grupowego przytulasa musiałem pociągnąć na kołnierz.
Kocham ich.
****
~Alec~
No i super. Przyjaciele nie byli źli na Magnusa, tylko go zrozumieli. Ucieszyłem się, bo on tego obawiał się najbardziej, a teraz już nie miał się o co martwić. Miał już teraz najlepszych przyjaciół, których poznał w normalnych okolicznościach, a teraz może być przed nimi szczery. I szastać kasą.
Bo laski mu tego nie odpuszczą.
Ale sądząc po tym, jak natarczywie napierał na mnie, bym korzystał z jego portfela, to wręcz będzie zadowolony z różnych propozycji dziewczyn, co też ich dziany przyjaciel może dla nich kupić.
Ta laska, przez którą wszystko się wydało, to chyba Camille, o której mówił mi Magnus. Wiem tyle, że to jego była, z którą zerwał, bo po prostu zdradzała go z większością kolegów... Kto by chciał taką dziewczynę?
*******
Po szkole siedziałem u siebie przy biurku i męczyłem cholerne zadanie z chemii. Nie mogłem go znaleźć na internecie, więc spróbowałem ruszyć mózgiem. No ale, nie widzę sensu w odróżnianiu barku od bromu. Albo te kosmiczne liczby, które mówią jaki pierwiastek ile ma... Czegoś tam.
No po chuj? Ehh...
Oderwałem końcówkę ołówka od ust, w których go podgryzałem, gdy usłyszałem dźwięk SMS-a. Sięgnąłem szczęśliwy po telefon, rozkładając się w wygodniejszej pozycji na krześle.
Pan Brokat: Co robisz? 💝
Ja: Dręcze pierwiastki, a one mnie. A ty? 💖
Pan Brokat: Dlaczego je dręczysz? Te zadanie jest łatwe XDD
Ja: Pojebało cię chyba. Widzisz ty te połączenie matematyki i fizyki w jednym? To za dużo.
Ja: W chuj za dużo! 😝
Ja: Przepisze jutro od ciebie 👌💝💝
Pan Brokat: Pffffffffffffff f f f f ff.
Pan Brokat: Okey.
Pan Brokat: Btw wiesz, gdzie jest Jace?
Ja: .....widzisz go?
Pan Brokat: Nom. Wychodzę ze sklepu i widzę go na ławce w parku. Ze szmaciurą. 😝
Ja: A...to git
Pan Brokat: Jak w końcu z tym dzieckiem? Bo brzuch u niej widać jakoś takoś. Ale widać.
Ja: Nie mam pojęcia. Ale dobrze że chociaż gadają ze sobą.
Ja: Mam pytanie. Bo ci go nie zadałem jeszcze.
Pan Brokat: ? 💙
Ja: Ta laska którą próbowałeś zeszytem zabić, to ta Camille?
Pan Brokat: Wiem, jest nienormalna.
Pan Brokat: Nie masz pojęcia jak mogłem z nią być.
Pan Brokat: Ja też nie.
Pan Brokat: I chce ją zabić.
Pan Brokat: I ojca tak samo, bo on jej wygadał w jakiej szkole jestem. Kurwa. Więc teraz jadę do niego.
Ja: PRR.
Ja: Spokojnie.
Ja: Przecież nie mam ci tego za złe 😝💝💝
Ja: Pozdrów tatę 👌
Pan Brokat: Nie zdążę tego zrobić bo będzie leżał martwy, ale ok.
Pan Brokat: Dobra jadę 😑😝
Pan Brokat: I Love You 💗💗💞💗
Ja: I Love You too 💝💝
Niechętnie odłożyłem telefon, rozbawiony groźbami Magnusa na temat jego ojca i "chciałem" wrócić do zadania z chemii, by chociaż zrozumieć o co w tym biega, zanim jutro przepisze od Magnusa, ale dostałem kolejnego SMS-a.
Mommy: Jesteś w domu już?
Ja: Yup.
Mommy: Idź do sklepu po bułki zanim przyjadę z Maksem, co? Hajs masz w dzbanku w kuchni.
Mommy: Dobra, to nie było pytanie tylko rozkaz :*
Ja: -,- idę.
Westchnąłem, odkładając telefon, ale chyba powinienem się cieszyć, że świat robi wszystko, by odciągnąć mnie od chemii. Tak, to chyba boży dar.
Zebrałem się i wyszedłem z domu.
Przechodziłem się spokojnie chodnikiem, kiedy ktoś stanął przede mną, więc musiałem się zatrzymać.
- Ty to... Alec Lightwood?
- A ty ta Camille?
Okii lekka drama z wywłoką i będą Malecowe słodkości 😘😘💘
Noi...
Powoli zbliżamy się do końca książki ❤💔
Dziękuję za wszystkie odczyty, gwiazdki i komentarze 💗💗💗💗💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro