Rozdział 88
Piątek
~Alec~
Leżałem jak wampir na łóżku, podziwiając mój sufit, na którym gdzieniegdzie były poprzyklejane gwiazdki świecące w ciemnościach. W głowie ciągle miałem słowa, które usłyszałem wczoraj wieczorem od mamy. Jako pierwszy z trójki rodzeństwa.
"Tata ma nowotwór. Chemia nie działa. Zostało mu kilka miesięcy..."
Teraz jest w szpitalu. Westchnąłem. Sam nie miałem pojęcia, co ja czuję w tej chwili. Żal? Smutek? Gniew? Nie wiem. Jedna myśl mnie dobijała, przez co stan ojca nie wprowadzał mnie w smutek czy martwienie się o niego. A mianowicie to, że wiedział, że umiera, a dalej uparcie nie odzywał się do mnie ani słowem.
Jak będzie tak dalej, to sam pójdę do niego do tego szpitala i zmuszę do rozmowy, bo nęka mnie ta niewiedza na temat tego, co sobie o mnie myślał przez czas swojego milczenia. Naprawdę mógł mnie tak znienawidzić tylko dlatego, że jestem gejem? Albo że spotykam się z Magnusem?
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk SMS-a, więc chwyciłem telefon leżący obok mnie i uniosłem go na wysokość twarzy.
Pan Brokat: Zara po ciebie zajadeee 💗
Ja: Nie idę dziś do szkoły, jedź sam 💗
Pan Brokat: Nie możesz jednego dnia do weekendu przetrzymać? 😂😂 Zbieraj się leniu!!! 💗
Ja: Mama mi pozwoliła, wal się 😘
Pan Brokat: Podejrzane......też zrobię se wagarowiczy piątek. Zaraz przyjdę.
Ja: Magnus.
Ja: Jedź do szkoły, a nie dostajesz nieobecności przeze mnie -,- potem nauczyciele będą cię nękać, bo nie lubią jak ktoś bez powodu lekcje opuszcza. Tym bardziej w piątek, bo tu już samo za siebie krzyczy że nie chciało się przyjść w ostatni dzień tygodnia.
Ja: Ja to się już przyzwyczaiłem, ale ty zrób dobre wrażenie.
Ja: MAGNUS.
Pan Brokat: Fajnie że się martwisz, ale moja niańka zadzwoni i mnie usprawiedliwieni, więc luz 😘 ktoś w domu jest? Drzwi otwarte?
Eh... Ale w sumie, cholerną miałem ochotę się do niego przytulić. Bo w jego ramionach zapominałem o problemach.
Ja: 😌 tylko Jace, ale jest u siebie w pokoju. Drzwi otwarte 👌
Pan Brokat: Co wam z tym wagarowaniem?? 😲
Ja: Ja ci powiem dlaczego on leży, nie bo "nie chce mu się wstawać" tylko gorzej.
Nie dostałem już SMS-a, tylko usłyszałem kroki i lekkie skrzypienie moich drzwi. Uniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na Magnusa, który wchodził właśnie do środka. Ciekawie wyglądał.
Tęczowe cienie z brokatem na powiekach oczu, kilka różowych pasemek na włosach, które były zaczesane na bok, a ubiór to stosunkowo jasny, jak na tego gotha. Cóż, pastel gotha.
- Nie spałeś? - zmrużył oczy, podchodząc do mnie.
- Kilka godzin - wzruszyłem beznamiętnie ramionami.
- Teraz to już jestem pewien, że coś się stało. O co chodzi, honey? - usiadł po turecku na łóżku obok mnie, a ja od razu się do niego przytuliłem i zamknąłem oczy. Azjata szczelnie objął mnie ramionami, co tak bardzo kochałem.
- Po pierwsze, Jace ćpał wczoraj marychę, dlatego teraz leży u siebie. Przekonałem mamę, że zatruł się moim jedzeniem, więc pozwoliła mu zostać.
Magnus parsknął cicho śmiechem, palcem rysując kółka na moich plecach, co wywoływało przyjemne dla mnie dreszcze.
- A po drugie, to... Ojciec umiera.
- Co? - spytał zaskoczony. Tak samo jak ja wczoraj, gdy to usłyszałem od mamy.
- Rak. Mama mi wczoraj powiedziała. I że zostało mu kilka miesięcy życia, bo chemia nie działa.
- Oh... Przykro mi, Alexandrze... - przytulił mnie mocniej, a ja poczułem piekące pod powiekami łzy.
Nie łzy spowodowane martwieniem się o ojca, bo nie martwiłem sie, jeśli mam być szczery. Tylko łzy odzyskanych uczuć.
Bo już przekonałem się wiele razy - tylko Magnus ma moje serce, a z nim moje emocje, które odzyskuje z powrotem za każdym razem gdy go widzę. I jak teraz wtulony w jego klatkę piersiową poczułem bicie jego serca, tak samo poczułem te moje, schowane w tym jego.
Zacząłem cicho płakać, co nie umknęło uwadze mojego chłopaka. Poczułem, jak się lekko ze mną kołysze, ciągle głaszcząc po plecach i dygoczących przez płacz ramionach.
- Dobrze, że jesteś... - powiedziałem cicho, ściskając jego koszulkę.
- Zawsze będę, Aniołku - wyszeptał i oparł policzek na mojej głowie.
Westchnąłem, czując, że chyba już przestałem się mazać. Wyswobodziłem się z jego objęć i zacząłem ścierać mokre ślady na moich policzkach, ale moje czyny zostały przerwane przez Magnusa. Spojrzałem na niego, kiedy złapał mnie za ręce.
Uśmiechnął się do mnie lekko, puszczając moje dłonie i sam otarł moją twarz. Pocałował mnie w czoło, zatrzymując tam usta na dłużej, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem. Magnus po chwili odsunął się i spojrzał na mnie badawczym spojrzeniem.
- Lepiej? - spytał tym wielbionym przeze mnie, łagodnym i melodyjnym głosem.
- O wiele - powiedziałem, pociągając nosem.
- A masz ochotę na słodycze?
- Na jakąś czekoladę z Milki - posłałem w jego stronę delikatny uśmiech.
- To dobrze - ucieszył się. - Skoczę do sklepu i kupię, a ty tu siedź, jasne?
- Jasne, szefie - prychnąłem rozbawiony.
- Nie szefie, tylko "seme" - po tych słowach musnął mój policzek i zniknął mi z oczu.
A ja siedziałem tak, zastanawiając się chwilę nad jego słowami. No ale co, miał rację. Typowy ze mnie uke. A z niego typowy seme. I nie przeszkadza mi to.
No ale, nie posłucham mojego seme, bo muszę sprawdzić co u Jace'a. Teraz po wczorajszej marihuanie będzie zmulony i po prostu irytujący....
Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, kierując się do tego Jace'a. Wszedłem do środka i odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem go rozjebanego na łóżku. Kołdra leżała na ziemi, a on tulił się do poduszki, śliniąc ją.
- Idiota - pokręciłem głową.
Podszedłem do blondyna i okryłem go kołdrą szczelnie, a ten tylko mruknął przez sen. Rozglądnąłem się po pokoju i zachciało mi się porządki robić...
Zacząłem zbierać jego walające się po pokoju ubrania, by potem wrzucić je do kosza na pranie. Albo na śmieci, bo większość była dziurawa albo z zaschniętymi plamami, które nie jestem pewny, czy się spiorą. I w ogóle z czego są...
Podnosiłem spodnie, kiedy wypadł z nich mały woreczek. Spojrzałem przez ramię, upewniając się, czy Jace dalej śpi i schyliłem się, by wziąć przedmiot w rękę.
Biały proszek. Serio? Od tak sobie to miał w kieszeni spodni? Co, gdyby mama to znalazła? Jak on się obudzi, to nie ręczę za siebie... Pozwolę mu spać tylko z tego powodu, że w takiej pozycji mi nie jojczy.
Zabrałem torebeczkę, wziąłem jeszcze kilka ubrań i wyszedłem z jego pokoju, zamykając drzwi. Ubrania wrzuciłem do kosza na brudy przy drzwiach do łazienki, a z proszkiem w ręce podreptałem po schodach na dół, i jeszcze kolejnymi schodami na dół, by wrzucić to do pieca.
Kiedy już zamykałem drzwi od kotłowni, poczułem na plecach pazury Czeko, które nie były miłym dotykiem.
- Mały, trzymaj pazury przy sobie - syknąłem i odwróciłem się, a pies patrzył na mnie, niewzruszony moim obrażonym tonem. Pokręciłem głową i poszedłem do kuchni, by nasypać mu psich chrupek i kiedy to robiłem, usłyszałem otwieranie drzwi.
- Jestem w kuchni - powiedziałem głośniej, by zapewne Magnus, który wrócił ze sklepu, mnie usłyszał.
- Kazałem ci w pokoju zostać - powiedział, wchodząc do pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Schowałem do szafki paczkę z resztą psiej karmy i spojrzałem na niego.
- Twój uke się buntuje - puściłem do niego oczko, uśmiechając się zadziornie.
A za chwilę radośnie i niczym dziecko, bo zobaczyłem w jego rękach dużą czekoladę z Oreo od Milki... Dawać mi to.
- O, to w takim razie konsekwentny seme nie podaruje swojemu uke czekolady - uśmiechnął się i schował słodycz za plecami.
- Za dużo czasu z yaoistkami.
- Wiem.
- Ale chuj tam - ponownie się rozpromieniłem i podreptałem w jego stronę z wyciągniętymi rękoma, w których na szczęście znalazła się czekolada.
Poszedłem z nią do salonu i usiadłem na kanapie, z niecierpliwością ją otwierając. Magnus usiadł obok, biorąc w ręce pilota, by włączyć coś w TV. Kiedy ugryzłem już czekoladę, poczułem rękę azjaty obejmującą mnie w pasie, która mnie do niego przyciągnęła jednym ruchem.
Usiadłem pod jego ramieniem, którym mnie teraz obejmował i podkuliłem do siebie nogi, zaczynając delektować się słodyczem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro