Rozdział 7
~Magnus~
Spojrzałem na zegarek. 17:59.
Przyglądnąłem się mojemu odbiciu w lustrze w salonie. Postawiłem na gotycki styl, ale oczywiście nie zabrakło brokatu.
- Uciekam już, maleńki. Jak wrócę, muszę ostro zabrać się za wymyślanie tobie imienia - pogłaskałem za uchem kociaka, który obecnie leżał w kocykach, z których zrobiłem mu posłanie godne kociego arystokraty. Kotek zamruczał i wrócił do snu.
- Babciu, wychodzę już! - krzyknąłem w stronę kuchni, mając nadzieję, że właśnie tam jest babcia i wyszedłem z domu.
Za furtką od razu dostrzegłem trójkę ludu. Rozpoznałem Jace'a, Izzy i... Oh, God... To ten chłopak z parku.
Wpatrywał się we mnie zszokowanym spojrzeniem.
Ale ej... Nie wyglądam jak gotycki wampir!
Może trochę... Ale za to on wygląda jak milionik! Którego chętnie bym adoptował.
Dwuznaczne myśli, Magnusie?
Granatowa koszula opinała jego mięśnie brzucha, przez co miałem nie najgorszy podgląd na kaloryferek szatyna. Ciekawe co ćwiczy? Włosy w porównaniu do wcześniejszego artystycznego nieładu, teraz prezentowały się jakby dopiero co wyszedł od dobrego fryzjera. Coś czuję, że Isabelle maczała w tym palce. Jak i lakier do włosów.
Gdy się w końcu otrząsnąłem, podszedłem do nich, wychodząc przez furtkę. Z Jacem wymieniliśmy się tylko spojrzeniami, a Izzy przytuliła mnie krótko.
- Hej, Mags! Wystroiłeś się - puściła do mnie oczko.
- Dziękuję, Isabelle. Również wyglądasz pięknie - z nonszalanckim usmieszkiem ucałowałem wierzch jej dłoni.
Teraz przyszła kolej na tą chodząca zagadkę...
- A to Alec - Izzy wskazała z uśmiechem na ciemnowłosego. - A to Magnus - wskazała na mnie.
Chłopak uparcie patrzył się w bok, miętoląc zawzięcie materiał na końcu koszuli. Wyglądał na zestresowanego, spiętego i... Wystraszonego?
- Alec - skierowałem się w jego stronę, uśmiechając się leniwie. - Skrót od...?
- Alexander - odpowiedział szybko i jakże cicho, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. - Ale nie mów tak do mnie.
- Dlaczego? To piękne imię, Alexandrze.
Ciemnowłosy mimowolnie zwrócił swoją uwagę na mnie. Wyglądał na lekko zdziwionego.
Uśmiechnąłem się ciepło do niego, chcąc dodać mu otuchy, lecz ten tylko się zarumienił.
Kurczę... Słodziak!
- Okey, okey - przeszedł między nami Jace. - Wesołe miasteczko czeka, tak?! - uśmiechnął się szeroko.
- Chodźmy więc! - poparła go wesoła Izzy i oboje ruszyli na przodzie, idąc ze sobą pod rękę i zatracając się w rozmowie.
Ja tymczasem uśmiechałem się do Aleca i ruszyłem za nimi. Ciemnowłosy niepewnie poszedł za nami.
~Alec~
Moje durne rodzeństwo szło na przodzie, trajkocząc sobie wesoło, a mnie zostawiło na pastwę losu! Na paszczę lwa! W sumie...
Bardzo przystojnego lwa... ALEC, ogarnij się. Napewno zrobili to specjalnie...
Szedłem może z metr za Magnusem.
Oryginalne imię. Takie... Inne, a przez to wyjątkowe.
Nawet nie zauważyłem, kiedy obok mnie znalazł się główny bohater moich myśli. Izzy i Jace byli kilka metrów przed nami.
- Jak leci, Alexandrze? - azjata posłał mi błogi uśmiech, zerkając na mnie. Zdawał się taki rozluźniony. Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o sobie.
- Em... Chyba dobrze - brawo! Wspaniała odpowiedź! - A... U c-ciebie? - spojrzałem na niego ukradkiem, ale on na całe moje szczęście patrzył przed siebie. Jednak dalej miał na ustach zadowolony uśmiech.
- Cóż, wspaniale. Nie sądziłem, że po spotkaniu w parku jeszcze cię zobaczę - odwrócił głowę w moją stronę, a ja natychmiast odwróciłem wzrok speszony.
- Ta... - burknąłem pod nosem.
- Zawsze jesteś taki nieśmiały?
- Mhm...
- Urocze.
Zaskoczony jego odpowiedzią, spojrzałem na niego. Uśmiechał się szeroko, ukazując białe zęby.
- C-co? - spytałem, bo może się jednak przesłyszałem? Kto normalny ma mnie za uroczego?
Magnus parsknął śmiechem.
- Urocze. Jesteś uroczy, Alexandrze.
I jak na zawołanie, moja twarz zaczęła mnie piec. Musiałem wyglądać jak dorodny pomidorek. Super...
Udałem, że poprawiam grzywkę, a na prawdę próbowałem choć trochę zasłonić te rumieńce. Magnus na szczęście wrócił spojrzeniem przed siebie.
- Może powiesz mi coś o sobie? - zaproponował.
- Ja... Raczej jestem nudną osobą - stwierdziłem zgodnie z prawdą. Poczułem, że rozluźniam się trochę.
Uspokaja mnie mówienie o sobie złych rzeczy. Kolejny punkt do listy "dlaczego Alec jest z odległej planety".
- Nonsens - parsknął azjata. - Nikt nie jest nudny. Nie możesz tak uważać, tym bardziej o sobie.
- Em... Najwyżej nie będę mówić na głos moich myśli.
Magnus się zaśmiał.
Zaśmiał się ze mnie.
Ze mnie.
Poczułem sztylet, który wbijał się w moje wnętrze. Zimny, bolący jak cholera sztylet, który zostawi kolejną bliznę na mojej duszy, czy sercu.
Skuliłem się jeszcze bardziej, spuszczając głowę jak najbardziej się tylko da. Ten wieczór to będzie jedna, wielka katastrofa. Moge się założyć o stówę, kto chce?
- Wszystko w porządku, Alexandrze? - usłyszałem zmartwiony i melodyjny głos Magnusa.
- Mhm...
- Pobladłeś.
- Trudno.
- Czyżbyś miał w dupie swój stan?
Zdziwiłem się jego słownictwem. Bynajmniej na takiego nie wyglądał. Jednak nie komentowałem.
- Nawet jeśli, to nic ci do tego - syknąłem trochę ostrzej niż zamierzałem i przyspieszyłem kroku, by dogonić rodzeństwo, tym samym zostawiając Magnusa w tyle.
°°°°°°
Przez dalszą drogę nie rozmawiałem z Magnusem. Ani z Jacem, czy Izzy.
Szedłem sobie tuż za rozmawiającą trójką, pogrążony we własnych myślach.
Jestem ciekaw, kiedy znudzę się Magnusowi.
Bo przez cały czas, azjata próbował do mnie zagadać, ale bezskutecznie. Lub ten jego wieczny uśmiech. Oczywiście był piękny, nie żeby coś. Wesoły czy leniwy, skrępowany czy zirytowany, uśmiech był obecny. Nawet półgębkiem.
Jednak gdy się śmiał, miałem cholerne wrażenie, że nabijał się akurat ze mnie. W końcu było to najbardziej prawdopodobne. Zachowywałem się jak jakiś aspołeczny ciota, co boi się zwykłej rozmowy. Ale... Czy właśnie taki nie jestem?
Cóż, muszę skończyć rozmyślać o tym Panie Brokacie, bo i tak po dzisiejszym wieczorze wątpię, że się znowu spotkamy. Ale Izzy z Jacem na pewno nie odpuszczą sobie naszego zesfatania... EH.
Do tego on mieszka kilka domów dalej. Siostra bez problemu zaprosi go do nas i najlepiej zamknęłaby mnie z nim w piwnicy. Najbardziej odpowiadała by jej noc.
Dokarmiała by nas tylko czasem, a po wszystkim wyrzuciła Magnusa z domu na zbity pysk i zrobiła mi przesłuchanie stulecia. O tak. To w jej stylu.
Za to Jace... Nie wiem. Niby też chciał mnie zesfatać, ale coś nie lubi Magnusa. Czemu?
Znają się? Magnusa nie da się nie lubić. Pomyślałem to?
Poczułem, jak parzą mnie policzki. Super, jeszcze nie wyładowała im się rumieńcowa bateryjka?
Za chwilę jednak się powiększyły OWIELE bardziej, gdy poczułem, że ktoś bierze mnie pod rękę, a był to Magnus.
Zdezorientowany i zaczerwieniony spojrzałem na jego rękę, a potem uniosłem wzrok na jego twarzy. Ten uśmiechał się do mnie, mrużąc oczy.
- No co? Nie pozwolę byś wpadł pod pociąg, Alexandrze.
Wyrwany z zamyśleń, spojrzałem przed siebie. Dotarliśmy już pod tory kolejowe, gdzie po drugiej ich stronie zaczynało się wesołe miasteczko.
- Już jesteśmy? - spytałem zdziwiony.
- Ojj - odezwała się Izzy, stojąca obok Magnusa. - Znów się zamyśliłeś, braciszku.
- Zawsze on tak? - zaśmiał się Pan Brokat, patrząc na siostrę. Jednak dalej trzymał mnie pod rękę, jakbyśmy byli jakimiś dobrymi kolegami.
Cóż... Nie przeszkadzało mi to. Może trochę...
- Oj, Magnus, mam całe dwa miesiące by opowiedzieć ci o Alecu - pisnęła podekscytowana.
- Na pewno skorzystam. Chociaż... Chyba zrezygnuję z oferty.
Odetchnąłem z ulgą. A Magnus przeniósł wzrok na mnie...
- Bo poznam go sam.
Momentalnie przeszły mnie ciarki.
"Poznam go sam" - dźwięczało mi w uszach, potem głowie, potem sercu...
Nawet się nie zorientowałem, kiedy przeszliśmy przez tory. Ocknąłem się, zabrałem rękę spod ręki Magnusa i wsadziłem dłonie do kieszeni spodni. Chłopak spojrzał na mnie przybitym spojrzeniem, ale nie drążył. Uśmiechnął się tylko za chwilę i zwrócił się do Izzy i Jace'a.
- Gdzie to wesołe miasteczko?
- Idzie się tym parkiem i jest na końcu - odpowiedziała. - Ale po całym parku są porozstawiane różne stoiska, jedzenie, ubrania, biżuteria, zabawki, tatuaże... Wszystko.
- Tatuaże? - zaciekawił się Magnus.
Wyglądał uroczo...
- Tak - uśmiechnęła się szeroko Izzy.
- Zrobię sobie smoka na ramieniu - Jace zrobił dumną minę i wypiął klatę.
Przewróciłem oczami.
- Tobie przydałby się napis "uwaga, bo podrywam wszystko co się rusza" a nie jakiś smok - parsknąłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Skuliłem się w sobie jeszcze bardziej, gdy poczułem ich spojrzenia na sobie. Jednak wszyscy zaczęli się śmiać.
To... To jest "poczucie humoru"?
Spojrzałem na nich trochę zdezorientowany, ale kącik moich ust uniósł się do góry, widząc radosny śmiech Magnusa. On nie potrzebuje tych ekstrawaganckich ubrań i makijażu, czy ułożonych włosów. Wystarczy, że się uśmiechnie.
- Coś czuję, że się rozkręcisz dziś, braciszku - puściła do mnie oczko Izzy i ruszyła parkiem.
- Tak, owiele lepiej jak nie jesteś dziwacznym odludkiem - parsknął śmiechem Jace i ruszył za siostrą.
- Idziemy? - spojrzał na mnie nagle Magnus. - Chyba nie chcemy zostawać w tyle, bo się zgubimy. Przynajmniej ja. Nie znam tych okolic - zaśmiał się.
- Ale ja znam - wzruszyłem ramionami i poszedłem za rodzeństwem, a azjata najpewniej za mną.
Szedłem jak na szpilkach, ciągle czując jego świdrujące spojrzenie na sobie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro