Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 66

~Alec~
Poczułem promienie słońca na twarzy, więc odwróciłem się na drugi bok. Przetarłem twarz i chciałem się przeciągnąć, ale poczułem nogą coś... Ma moim łóżku. Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem świdrujące, złote tęczówki... Przestraszyłem się i spadłem z łóżka. Myślałem, że dostanę zawału!

- Co ty tu robisz?! - wstałem z ziemi i spojrzałem na Magnusa, siedzącego sobie na moim łóżku jakby nigdy nic. Był rozbawiony moim gwałtownym upadkiem.

- Siedzę i patrzę na ciebie.

Coraz bardziej zdezorientowany spojrzałem na zegarek. 10:34. Łoo... Długo spałem. I to sam.

- C-co? - wróciłem wzrokiem na Magnusa, który się zaśmiał. Pewnie ze mnie, bo kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi.

- Jesteś zabawny, Alexandrze - zaśmiał sie i po wstaniu z łóżka podszedł do mnie. Ułożył dłonie na moich biodrach i skradł szybkiego całusa z ust.

- A... Co ty tu robisz?

- Jadę na zakupy z twoją mamą. Ale ona się szykuje. To przyszedłem do ciebie jakieś 10 minut temu. Usiadłem sobie i patrzyłem. Słodko się ślinisz - zachichotał, a ja szybko otarłem brodę.

- Czekaj... Dalej nic nie rozumiem... Od kiedy ty z moją matką na zakupy chodzisz? I czemu ja nic o tym nie wiem? Noi... No?

Magnus pokręcił rozbawiony głową. Czy ja naprawdę wyglądam tak zabawnie, gdy nic nie kumam?!

- Zadzwoniła do mnie z telefonu Izzy wczoraj. Noi umówiliśmy się. To źle? - przekręcił nieco głowę.

- N-nie... Chyba.

- Chodź na śniadanie, musisz się rozbudzić - uśmiechnął się promiennie i zaciągnął mnie na dół.

Po drodze jeszcze naciągnąłem na siebie spodnie, bo byłem w samych bokserkach. No i koszulce oczywiście.

- Dlaczego ty się spotykasz z moim chłopakiem? - spytałem mamy, kiedy wszedłem z Magnusem do kuchni. Przy stole siedział ojciec. Zakrztusił się kawą, jak zobaczył azjatę przy mnie. Mieszka tutaj, w dodatku ma dziś wolne i nie widzi, kto wchodzi do jego domu? To już Jace jest chyba bardziej obeznany. Powtarzam - chyba.

- No co? - spytała mama z niewinnym uśmiechem. - Pogadamy sobie z Magnusem. W końcu mam nadzieję, że to mój przyszły zięć.

- Tak - uśmiechnął się do mnie Magnus. - Też mam taką nadzieję.

Poczułem, jak lekko się rumienie, ale odwzajemniłem gest.

- Kogo to auto? - usłyszałem zaskoczony głos ojca, kiedy patrzył przez okno. Przed naszym domem stało Porsche mojego faceta.

- Moja podwózka, zazdrościsz? - zaświergotała wesoło mama.

- Czyj to? - rozpromieniony ojciec podszedł do swojej żony. - Muszę poznać właściciela tego cuda!

No nieźle... Wymieniliśmy spojrzenia z Magnusem i obaj wybuchnęliśmy głośnym rechotem, przerywanym tylko zaczerpnięciem powietrza co jakiś czas.
Podtrzymałem się Magnusa, bo naprawdę zaraz zacznę się zwijać na podłodze ze śmiechu. Jednak musiałem zobaczyć minę mojego ojca...! Nadymałem policzki, by przestać rechotać i spojrzałem na ojca, który miał zdezorientowany wyraz twarzy.

Wyglądał komicznie. Jeśli ja wyglądałem podobnie, to już wiem, co tak bawiło Magnusa.

- To auto mojego chłopaka... - parsknąłem śmiechem, opierając głowę na ramieniu azjaty, kiedy ten również uspokoił swoją pompkę od śmiechu.

- To prawda - Magnus uśmiechnął się zadowolony, widząc zaskoczoną minę mojego ojca. - Chce mnie pan poznać? W końcu wypadałoby, bo będę nawiedzać pańską rodzinę przez resztę życia - mówił coraz ciszej każde kolejne słowo, robiąc tym samym "duchowy" nastrój. I na końcu swojej wypowiedzi położył gwałtownie dłoń na moim tyłku z głośnym hukiem, spowodowanym przez materiał jeansów.

Podskoczyłem osłupiały i za chwilę zmierzyłem go groźnym spojrzeniem. On tylko uśmiechnął się triumfalnie pod nosem, nawet na mnie nie patrząc.

- Magnus i jego groźby - zaśmiała się mama. - Tobie też tak grozi, Alec?

- Tak - przyznałem od razu, a Magnus spojrzał na mnie z wyrzutem.

- No wiesz ty co? - spytał. - Skarżysz na mnie? Własnej matce?

- No a co? Mam powiedzieć inne brzydkie rzeczy, które mi robisz? - kąciki moich ust uniosły się w górę w zadziornym uśmiechu, kiedy Magnus się zmieszał. Uśmiechnął się do zdezorientowanej mamy i natychmiast zmienił temat.

- Maryse, bo przeceny nam uciekną. Jedziemy? Jedźmy. Zaczekam w aucie. Pa, kochanie - musnął swoimi wargami mój policzek i szybko podreptał do wyjścia. Rozbawiony parsknąłem śmiechem i wziąłem się za robienie śniadania. Ojciec zniknął w swoim gabinecie, a mama po chwili poszła do Magnusa i odjechali.

Mam nadzieję, że mama mnie nie ośmieszy...

*****
- I jak tam z Magnusem? - spytał Jace, kiedy graliśmy w garażu w ping-ponga. Obok nas na krześle siedziała Izzy, ale zapatrzona w telefon. Pod stołem chodził Czekolada i Max.

- Dlaczego, no ale dlaczego, każdy gada ze mną tylko o tym? - jęknąłem, odbijając paletką piłeczkę.

- Malec? - nagle Izzy się obudziła.

- Fangirl - wywróciłem oczami.

- Malec to mój ulubiony realistyczny serial, wiesz o tym, braciszku - uśmiechnęła się.

- A ja po prostu jestem ciekaw - wzruszył ramionami Jace. - Bo nie chcę, by coś ci zrobił.

Roześmiałem się, przez co nie odbiłem piłeczki.

- Magnus, mi? - spytałem rozbawiony. - No nie wierzę - schyliłem się, by sięgnąć zguby, ale znalazła się w pysku Czeko. Westchnąłem i skierowałem się do pudła na szafce pod ścianą, by poszukać nowej piłeczki.

- Czemu cię to dziwi? - spytał blondyn.

- A czemu tak pytasz? - wróciłem do gry, rozkraczając po drodze nogi, bo Max między nimi przechodził na czworaka.

- Bo nawet miesiąc ze sobą nie jesteście? - odbił piłeczkę.

- Dokładnie 12 dni - poprawiłem go, uśmiechając się głupio.

Jace pokręcił tylko głową i już się nie odzywał. Dlaczego każdy ma coś do tego, że jesteśmy razem za krótko? Za krótko, żeby to była miłość?

Ludzie, a czy to moja wina, że jesteśmy w związku około dwóch tygodni? Przecież nie przyspieszę czasu. To naprawdę robi się irytujące. Niech po prostu powiedzą zwykłe "szczęścia" od siedmiu boleści i nie drążą. Bo naprawdę, jak jeszcze raz usłyszę coś tego typu, to wygarnę tej osobie, która to powie.

Z tą myślą, zacząłem wygrywać w pingla z Jacem, który potem się najprawdopodobniej obrazi.

*****
~Magnus~
- Maryse! - krzyknąłem. - Mam coś dla ciebie!

Kobieta jak w podskokach przybiegła do mnie.

- Co takiego?

- Spójrz. Pasuje do twoich oczu - pokazałem jej białą, zwiewną koszulę w kolorowe kwiaty.

****
- Uwielbiam zakupy z tobą, Magnus - oznajmiła z uśmiechem, kiedy wkładaliśmy nasze torby pełne ciuchów do bagażnika mojego auta.

- Cieszę się - odwzajemniłem gest. Zamknąłem klapę i udaliśmy się na przednie siedzenia.

- Alec ma szczęście - zaśmiała się, zapinając pas.

- Alexander jest szczęściem - uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy ten Anioł pojawił się w mojej głowie. Przekręciłem kluczyki w stacyjce i odjechałem spod galerii handlowej.

- Mam nadzieję, że długo razem będziecie, bo Alec naprawdę cię kocha. Kiedy się nie spotykacie, jęczy dla na,s że tęskni za tobą, a kiedy się umówiliście, błaga Izzy o pomoc w ubiorze - zachichotała.

- Naprawdę? - spytałem mile zaskoczony. No no, mój Alexander.

- Oczywiście.

- Szkoda tylko, że twój mąż nie jest taki jak ty - westchnąłem.

- Na pewno się do was przekona - posłała mi ciepły uśmiech.

- Mam nadzieję - kąciki moich ust uniosły się w lekkim i niepewnym uśmiechu.

- Nadzieja czyni cuda.

- Nadzieja matką głupich - skwitowałem, kiedy podjeżdżałem akurat pod dom Lightwoodów.

- Zabierasz dziś gdzieś Aleca? - spytała, wychodząc z samochodu. Również wyszedłem i podeszliśmy do tyłu auta.

- Tak. Mam coś w planach - otworzyłem bagażnik.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro