Rozdział 64
~Magnus~
Jak więc postanowiliśmy, udaliśmy się do Sweet&Caffe na Tęczowe Kubki i jakieś ciasto. Poszliśmy z buta do miasta, bo spacer dobrze by nam zrobił.
Oczywiście wybór nad ciastem zostawiłem Alexandrowi, bo on zna się tu na słodyczach. Tylko tym razem przypilnuję go, by skończył na jednym kawałku, a nie czterech.
Mój Anioł postawił na tiramisu. Mówił, że nie lubi słodyczy o smaku kawy, ale te ciasto to wyjątek. Tak więc siedzieliśmy na przeciwko siebie przy stoliku, czekając na ciasto, bo po Tęczowych Kubkach zostały tylko słomki. Patrzyłem na ścianę, oglądając obrazy i zdjęcia, ale ciągle czułem na sobie wzrok Alexandra.
W takich chwilach oddał bym wszystko, by dowiedzieć się, o czym myśli. Ale w sumie... Od czego mam swój niewyparzony język? Spytam go po prostu. Kiedy odwróciłem głowę w jego stronę, on natychmiastowo odwrócił wzrok na stolik, rumieniąc się lekko na policzkach. Uwielbiam go takiego.
- O czym myślisz? - zagadnąłem, podpierając brodę o rękę, którą oparłem się o stolik i uśmiechnąłem się leniwie, patrząc na chłopaka.
- O n-niczym.
- Twoje jąkanie zdradza co innego.
- Nie prawda.
- Prawda. Chcę wiedzieć, co siedzi ci w główce, Aniele. Obiecałeś, że będziesz mi mówić - złapałem go za rękę, którą położył na stolik. Uniósł na mnie wzrok.
- Zaczniesz się śmiać... - wyznał lekko zakłopotany.
- Nonsens! - krzyknąłem.
- Nie jesteśmy tu sami, wiesz? - zaśmiał się.
- Pff, i co z tego? - uśmiechnąłem się głupio do niego. - Więc, słucham.
- To głupie nooo... - jęknął.
- Ty nie jesteś zdolny do głupich myśli - patrzyłem intensywnie w jego oczy, a on starał się utrzymać mój wzrok.
- D-dobrze, powiem.
- Wspaniale - rozpogodziłem się.
- Ale po tiramisu - posłał mi uśmiech i jakby przewidując czas, przed naszymi nosami pojawiły się talerze z kawałkami ciasta. Tiramisu Alexandra od razu zostało zaatakowane przez trzymany w jego ręku widelec.
- Trzymam cię za słowo - pogroziłem mu palcem i wziąłem się za swoją porcję, bo niewyobrażalnie kusiła. Ale bądźmy szczerzy, i tak nie dorówna Alexandrowi...
*****
Zjedliśmy nasze pyszności w ciszy, przerywanej tylko przez stukanie sztućców w międzyczasie. I chociaż nie był to sycący posiłek po trzech godzinach głodu, gdzie dwie były spędzone na basenie, to poczułem się najedzony.
- Jesteś jeszcze głodny? - spytałem Alexandra, który właśnie skończył swoją porcję tiramisu. Ja tak samo.
- Nie wiem - odłożył widelec i zaczął się nad tym zastanawiać, a ja pokręciłem głową z rozbawieniem, którego nie ukrywałem.
- No co?
- Jajko, kochanie. Chcesz Mc?
- Happy Meal? - oczy zabłysły mu z podekscytowaniem.
- Skoro masz ochotę... - uśmiechnąłem się błogo, widząc te dziecięce iskierki w jego oczach.
- To chodźmy! - wykrzyknął szczęśliwy, jednak jak szybko się ucieszył, tak szybko uśmiech zszedł mu z twarzy. - Czym tam pojedziemy? Nogi mnie już bolą - jęknął.
- Metro - posłałem mu uśmiech. Zacząłem wyjmować pieniądze z portfela, by zapłacić za ciasto.
- Czekaj, dorzucę się - chłopak chciał sięgnąć po swój portfel, ale przerwałem mu energicznym ruchem ręki.
- Kochanie, nie mam na co wydawać moich milionów, okey? To będę je wydawał na ciebie - puściłem mu oczko. - A jeśli spróbujesz się przeciwstawić, gorzko tego pożałujesz - zagroziłem.
- Gorzko, tak samo jak gorzka czekolada?
- Tak.
- Oo... To źle.
- Właśnie - uśmiechnąłem się i położyłem pieniądze wraz z sowitym napiwkiem na stolik.
- Ale tylko dlatego się zgadzam, bo przypomniałem sobie jak bardzo mi jojczyłeś, że masz za dużo hajsu - zaśmiał się i wstał z fotela, a ja tak samo ze swojego.
****
~Alec~
- Przypomniał mi się ohydny film o metrze - na mojej twarzy pojawił się grymas na wspomnienie filmu. Właśnie schodziłem z Magnusem po schodach do podziemi.
- O czym był ten film?
- Gościu zabijał ludzi w metrze, a potem wieszał ich na hakach w swoim wagonie - wzdrygnąłem się obrzydzony.
- Pf... - roześmiał się Magnus i objął mnie ramieniem. - Przy mnie żaden gościu z młotkiem w ręce cię nie porwie.
- Mam nadzieję - mruknąłem, a azjata pogłaskał mnie po plecach. Uśmiechnąłem się mimowolnie, czując ciepłe dreszcze na skórze.
Nie musieliśmy długo czekać, bo pociąg akurat podjechał. Kupiliśmy szybko bilety i wsiedliśmy do niego, by ruszyć metrem na koniec miasta. Rozglądnąłem się, zdając sobie sprawę, że nie ma tu wielu ludzi. A raczej jest tu tylko ich kilka.
Ustałem na środku i złapałem się rury obok mnie. Poczułem, jak się spinam, gdy zdałem sobie sprawę z obecności Magnusa za moimi plecami, którą zdradzał jego ciepły oddech na moim karku. Jego jedna ręka oplotła się wokół mojego pasa, a druga nakryła moją dłoń trzymającą się rury.
Uwielbiam te motylki w brzuchu, które podrywają się do lotu, ilekroć Magnus mnie obejmie.
- Przypomniało mi się coś... - zamruczał Magnus do mojego ucha.
- C-co takiego? - zająkałem się. Chyba nigdy ten człowiek nie przestanie na mnie tak mocno oddziałowywać.
- Jesteśmy już po tiramisu. Obiecałeś, że powiesz, o czym myślałeś.
No super...
- N-no... Ee...
- Spokojnie, nie gryzę - powiedział rozbawionym tonem. - No, chyba że będziesz chciał... - szepnął, przygryzając lekko płatek mojego ucha. Nie wytrzymałem już i odsunąłem się od niego, czując, jak piecze mnie cała twarz, a nogi zrobiły się jak z waty. Magnus tylko uśmiechnął się jakby usatysfakcjonowany. Pf, niech tylko zostaniemy sami... Zemszczę się.
- No więc, słucham - odezwał się.
- No... - przełknąłem ślinę. - No po p-prostu pomyślałem, że f-fajnie było by r-razem m-mieszkać... - wyznałem cicho i spuściłem głowę. Nie chciałem widzieć miny Magnusa.
A raczej chciałem, tylko oczywiście wyobrażałem sobie ją w gorszych odmianach.
- Alexandrze, nie wstydź się tego. Toć to normalne. Myślisz, że ja tak nie myślę?
Mimowolnie uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Uśmiechał się do mnie kojąco.
- Mhm... Chciałbym cię pocałować, ale nie chcę tego robić publicznie - westchnąłem. - I nawet jeśli byłoby to tylko kilka ludzi, jak teraz.
- Dlaczego? Mamy XXI wiek, Alexandrze, możemy to robić - stopniowo zaczął zmniejszać odległość między nami.
- Nie o to chodzi.
- To o co?
- Bo jak się rozkręcimy, to wolałbym położyć się z tobą spokojnie do łóżka, zamiast przerywać, bo ludzie chodzą - wyznałem szybko na jednym wydechu i teraz moja twarz zaczęła piec jak jeszcze nigdy. Zamknąłem oczy i oparłem głowę na metalowej rurze...
~Magnus~
On chyba nigdy nie przestanie być taki uroczy...
- Pochlebia mi, że tak myślisz - powiedziałem. - Ale nie lubię, gdy po każdym wyznaniu nie patrzysz na mnie - chwyciłem w dłoń jego policzek, a on otworzył oczy.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Więcej tak nie będziesz robił?
- Spróbuję.
- Dobrze - uśmiechnąłem się. - Ale całusa to ci mogę już skraść, bo nie wytrzymam - oznajmiłem, po czym cmoknąłem go krótko w usta.
A taką miałem ochotę się w nie wpić i najlepiej nie odrywać przez kilka dni. Alexander się zaśmiał, podczas gdy nasz transport już się zatrzymał. Wyszliśmy z niego, trzymając się za ręce i poszliśmy w stronę McDonalda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro